W sporcie liczy się prawda chwili
- Mam poczucie dysonansu, kiedy słyszę o oszustwie w sporcie. To tak, jakby powiedzieć o uczuciu, że jest zimne.
- Z autentycznością sportu wiąże się także jego egalitaryzm. Żadna inna dziedzina nie daje tak równych szans na rozwój osobisty. Każdy kibic może się identyfikować z bohaterem sportowym, bo bramy do kariery są otwarte dla wszystkich.
- Życie po pandemii przybierze zupełnie inną postać, zmieni się także sport, niektóre dyscypliny zostaną wygaszone ze względu na mniejszą oglądalność lub ograniczenie mobilności.
- Trzeba przyznać, że Tokio ma pecha z igrzyskami – w roku 1940 się nie odbyły, bo wybuchła II wojna światowa. W roku olimpijskim 2020 wybuchła epidemia koronawirusa.
O prawdzie i sporcie rozmawiają prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca, specjalista z zakresu języka mediów, reklamy i polityki, sympatyk sportu; Andrzej Person, były senator RP i dziennikarz sportowy; Robert Korzeniowski, polski lekkoatleta, chodziarz, czterokrotny mistrz olimpijski, trzykrotny mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy; oraz Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego, redaktor naczelny „Magazynu Teraz Polska”.
Krzysztof Przybył: Spotykamy się na 100 dni przed olimpiadą w Tokio. Warto więc zastanowić się, jakie wartości propaguje sport i czym jest prawda w sporcie.
Jerzy Bralczyk: Jeżeli szukamy czegoś, co daje poczucie pewności i prawdziwości, to zwykle myślimy o sporcie – dziedzinie z precyzyjnie określonymi regułami, w której zasługi człowieka są wymiernie określone, nagradzane i uznawane publicznie. Dlatego w sporcie króluje sprawiedliwość, która niesie w sobie pewien rodzaj prawdy. Mam poczucie dysonansu, kiedy słyszę o oszustwie w sporcie. To tak, jakby powiedzieć o uczuciu, że jest zimne. Oczywiście mówi się na przykład o zagraniu piłkarza, że oszukał; nawet nie zwiódł przeciwnika, ale oszukał lub wykonał agresywne krycie, a te określenia padają w zasadzie w pozytywnym znaczeniu. Mówimy „oszukał”, mając na myśli: ograł, zastosował trik czy sprytną zagrywkę. Swoją drogą dla etyka jest to jedna z najgorszych sytuacji, kiedy słowa oznaczające coś złego zaczynają funkcjonować w innym znaczeniu. Słyszy się także o nieuczciwościach w sporcie w rozumieniu przekraczania dopuszczalnych granic. Tak było z ręką Maradony podczas meczu pomiędzy Argentyną a Anglią na mistrzostwach świata w 1986 r. Wielki Maradona zdobył gol, wyskakując do dośrodkowania, przykładając rękę do głowy i za pomocą tej ręki umieszczając piłkę w bramce. Widzieli to piłkarze obu drużyn, widział to cały stadion i cały piłkarski świat, ale nie widział tego sędzia i uznał gol Argentyńczykom. Po meczu Maradona powiedział dziennikarzom: „To była ręka Boga”. Inny kontrowersyjny przypadek miał miejsce na olimpiadzie w Meksyku w 1968 r., kiedy to cały stadion zastanawiał się, czy nowatorska technika flopowa skoku wzwyż, którą wymyślił i zastosował Dick Fosbury, jest dopuszczalna. Osiem lat później w Montrealu, kiedy złoto w skoku wzwyż zdobył Jacek Wszoła, tyko dwóch zawodników skakało starym stylem przerzutowym. Jednak wymienione sytuacje to wyjątki. Gdyby sport polegał na oszustwie, to cała jego idea by upadła.
Najlepsi z najlepszych! Poznaj laureatów 31. edycji Konkursu „Teraz Polska”
Andrzej Person: Do tych przykładów dodałbym jeszcze dwie skrajne sytuacje, które przytrafiły się obecnemu dziś z nami Robertowi Korzeniowskiemu. Pierwsza miała miejsce w 1992 r. na igrzyskach w Barcelonie. Zszedłem ze stanowiska komentatorskiego naszej telewizji i zobaczyłem, jak Robert siedzi zrezygnowany na kamieniu tuż przed wejściem na stadion, niesłusznie zdjęty z trasy przez sędziego tuż przed finiszem. Ten widok zostanie ze mną już do końca życia jako przykład tragedii nie tylko zawodnika, ale idei sportu. Druga sytuacja miała miejsce w 2000 r. na olimpiadzie w Sydney. Wtedy widziałem radosnego Roberta otoczonego dziennikarzami i udzielającego wywiadów po zdobyciu złota w chodzie na 50 km. Nagle dowiedział się, że otrzyma także złoto, a nie srebro, w chodzie na 20 km, bo decyzją sędziów zwycięzca został zdyskwalifikowany.
Robert Korzeniowski: Sport, niezależnie, czy zawodowy, czy amatorski, jest dzisiaj jedną z niewielu sfer życia, w której odbiorca oczekuje szczerości. Kiedy czterdziestolatek z korporacji wsiada na rower, aby realizować marzenie życia, powinien po rycersku pokonać dystans, nie ścinać zakrętów i nie przeszkadzać kolegom przy punktach z odżywianiem. Podobnie jest w sporcie wyczynowym. Imprezy sportowe są tak wysoko wyceniane w mediach, gdyż sport jest wartością unikalną, niepowtarzalną, która polega na prawdzie chwili. Można tylko raz tak przegrać w Barcelonie i tylko raz tak zdobyć dwa złota olimpijskie. Sport wyzwala szczere reakcje. Teraz, kiedy jestem trenerem i edukatorem, widzę, jak dzięki sportowi w autentyczny sposób ludzie się otwierają. Jeżeli decydujemy się na uprawianie sportu, szczególnie w wieku dojrzałym, to robimy to głównie dlatego, że odkrywamy w nim coś autentycznego i naturalnego.
Andrzej Person: W sporcie najważniejsza jest wielka niewiadoma związana z wynikiem, ale nie tylko. Ważne są też imponderabilia, które jemu towarzyszą. Gest Kozakiewicza był jednym z najważniejszych wydarzeń w historii polskiego sportu, które potem przeniosło się na życie społeczne. Został dostrzeżony wszędzie na świecie, tym bardziej że wykonano go w centrum komunizmu, na stadionie w Łużnikach podczas olimpiady w Moskwie, którą zbojkotowały kraje kapitalistyczne. Sto tysięcy radzieckich kibiców gwizdało, aby zdekoncentrować Władysława Kozakiewicza podczas wykonania skoków na wysokości 5,70 m i 5,75 m. Władek pokonał poprzeczkę, a swoje zwycięstwo przypieczętował jeszcze skokiem na wysokość 5,78 m, który zagwarantował mu złoty medal opimpijski i rekord świata.
KP: Sport niesie wartości pozytywne, dzięki temu jest tak cenny w promowaniu kraju i budowaniu marki narodowej.
RK: Z autentycznością sportu wiąże się także jego egalitaryzm. Żadna inna dziedzina nie daje tak równych szans na rozwój osobisty. Każdy kibic może się identyfikować z bohaterem sportowym, bo bramy do kariery są otwarte dla wszystkich.
JB: To potwierdza, że siłą sportu jest sprawiedliwość i prawda. Choć widzę pewną niesprawiedliwość: skoro są limity wagi w zapasach czy boksie, to czemu nie ma limitów wzrostu w koszykówce czy w siatkówce? Bardzo cieszyłem się, kiedy Wiesław Gawłowski, który miał pseudonim Mały, bo mierzył „zaledwie” 180 cm wzrostu, zostawał mistrzem świata w Meksyku i mistrzem olimpijskim w Montrealu, utrwalając tym samym swoje miejsce w światowej czołówce rozgrywających.
Jeszcze jeden aspekt przychodzi mi do głowy – kwestia konkurencyjności, bo nie chcemy, żeby wygrał lepszy, tylko nasz. Oczywiście można to życzenie pokazać w innym świetle: chcemy, żeby nasz zawodnik okazał się lepszy.
AP: Nie widzę w tym niczego negatywnego, wszak baron de Coubertin nie powiedział „liczy się udział”, ale „liczy się udział w walce o zwycięstwo”.
RK: I tak od barona de Coubertin dochodzimy do tegorocznej olimpiady w Tokio. W zeszłym roku miałem już wykupiony bilet jako komentator Eurosportu, jednak w tym roku nie polecę, gdyż ze względu na obostrzenia pandemiczne dziennikarze nie będą mieli bezpośredniego dostępu do sportowców, a jeżeli możliwa jest tylko rozmowa zdalna, to nie ma znaczenia, czy będę ją przeprowadzał w studiu w Tokio, czy w Warszawie.
AP: Trzeba przyznać, że Tokio ma pecha z igrzyskami – w roku 1940 się nie odbyły, bo wybuchła II wojna światowa. W roku olimpijskim 2020 wybuchła epidemia koronawirusa. Ale w tym roku igrzyska powinny się w końcu odbyć, bo przecież Paryż już szykuje kolejną olimpiadę w 2024 r.
RK: Widać wielką politykę w dyskusji o warunkach, na jakich odbędą się tegoroczne igrzyska w Tokio. Komitetowi organizacyjnemu i rządowi Japonii chodzi o uzyskanie dodatkowych dotacji od MKOl-u oraz pokazanie swojemu społeczeństwu troski o bezpieczeństwo, tym bardziej że poziom wyszczepienia Japończyków jest bardzo niski – jeszcze tydzień temu było to nieco ponad jeden procent populacji. Pandemia jest jak niewypowiedziana woja – wpływa na cały świat, zbiera żniwo niewinnych ofiar, zmienia zachowania społeczne. Nie wiemy, czy jesteśmy już po wojnie, czy nadal w oku cyklonu. W trakcie wielkich wojen ludzie za linią frontu starali się żyć w miarę normalnie. Teraz jest to niemożliwe, bo przeciwnik jest wewnątrz, między nami.
KP: Życie po pandemii przybierze zupełnie inną postać, zmieni się także sport, niektóre dyscypliny zostaną wygaszone ze względu na mniejszą oglądalność lub ograniczenie mobilności.
AP: Japończycy czekali na tę olimpiadę, choćby z powodu golfa, który był trzykrotnie obecny w programie igrzysk: w 1900, 1904 i później dopiero w 2016 r. w Rio de Janeiro. Najwięcej na świecie ludzi gra w golfa właśnie w Japonii. 29-letni Hideki Matsuyama wygrał niedawno wielkoszlemowy turniej golfowy – US Masters w Auguście, zostając pierwszym w historii Japończykiem, który triumfował w zawodach tej rangi. Za zwycięstwo otrzymał dwa miliony dolarów i przez rok będzie mógł nosić słynną zieloną marynarkę. Podobno bilety na zawody olimpijskie z udziałem Matsuyamy są warte wśród Japończyków 10 tys. dol., choć jeszcze w ogóle nie wiadomo, czy publiczność zostanie wpuszczona na areny i pola golfowe.
KP: Mamy w naszym gronie zdobywcę pięciu złotych medali olimpijskich w chodzie, zatem muszę zapytać: Robert, ile kilometrów masz na liczniku?
RK: Prawie 200 tys., w tym ponad 120 tys. jako zawodnik. Moja dyscyplina powszechnie kojarzy się jako nadmiernie obciążająca stawy. Jeżeli jednak chodziarz zachowuje się racjonalnie w trakcie kariery sportowej, może się cieszyć lepszym zdrowiem niż kończący karierę szermierz, tenisista czy siatkarz. Ich dyscypliny wymagają niesymetrycznych obciążeń i wiążą się z wieloma niefortunnymi wyskokami i lądowaniami. Nie od razu zostaje się olimpijczykiem. Do tego potrzeba odrobiny talentu i ogromu ciężkiej pracy. W szkole podstawowej uchodziłem za fujarę, gdyż słabo wypadłem w biegu na 60 m czy skoku wzwyż i w dal. Moje cechy wytrzymałościowe uwidoczniły się w biegu na 1000 m, ale ten przeprowadza się dopiero w ostatniej klasie szkoły podstawowej. W pewnym momencie trzeba trafić na autorytet trenerski, który potrafi zachęcić młodego człowieka, przedstawić racjonalne argumenty i uroki dyscypliny, do której ma predyspozycje. Nawet jeśli ów młody człowiek myślał o karierze piłkarskiej, to jeśli uwierzy trenerowi – zmieni zdanie i zajmie się biegami średnimi lub chodem, a kiedy zacznie odnosić sukcesy, z pewnością pokocha tę dyscyplinę. Ale do tego potrzebny jest trener z charyzmą i statusem, za którym stoją osobiste sukcesy. Tego nie zrobi młody trener, który dopiero co uzyskał dyplom szkoleniowca. Dzisiaj pracujemy nad obudową polskiego chodu z Andrzejem „Ptysiem” Chylińskim, który startował w 1996 r. na igrzyskach w Atlancie w… reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Zorganizowaliśmy dla młodzieży wiele seminariów na Mazowszu. Spory potencjał ma dzisiaj kilku 14–18-latków, więc być może za 8–10 lat będziemy mieli dobrych zawodników. Obecnie chód rozwija się we Francji, we Włoszech, w RPA, Chinach i Ameryce Łacińskiej. Ale najciekawsza sytuacja jest w USA, gdzie amatorsko chodzi 120 mln ludzi, a z takiej puli łatwiej wyłowić talenty do treningu zawodniczego. Przyszłość należy do chodu. Polecany jest szczególnie osobom w wieku powyżej 50 lat. Warto w tym momencie wspomnieć, że WHO podniosło w tym roku dzienną normę kroków do 12 tys., gdyż wcześniej oprócz chodzenia wykonywaliśmy wiele innych czynności związanych z ruchem. W czasie pandemii zalegliśmy przed komputerami, pracując zdalnie, stąd dodano 2 tys. kroków. Według badań najwięcej kroków dziennie robią dzieci i jest to około 23 tys. kroków. Potem wraz z wiekiem liczba ta niestety systematycznie spada.
KP: Zatem trzeba chodzić. Z kijkami czy bez?
RK: Zdrowym, niekontuzjowanym ludziom w normalnym terenie odradzam chodzenie z kijkami, bo ich używanie wzmaga napięcie ramion, które odczuwamy już nadto od kierownicy, komputera czy komórki. Ponadto chodzenie z kijkami osłabia zmysł równowagi. Dlatego zdrowym ludziom polecam korzystanie z kijków jedynie w terenie śliskim, grząskim czy górskim, czyli zgodnie z tym, do czego zostały wymyślone. Przy tej okazji adekwatny będzie dowcip o wielbłądach. Młody wielbłąd pyta taty, dlaczego ma tak długie rzęsy, że inne zwierzęta się z niego śmieją. „Bo chronią nasze oczy przed burzą pustynną” – odpowiada tata. I dalej tłumaczy: „A w garbie na plecach mamy wodę, której brakuje na pustyni, a tak szerokie kopyta chronią nas przed zapadaniem się w piasku”. Na co mały wielbłąd ze zdziwieniem dopowiada: „Ale tato, przecież my żyjemy w zoo”. Na tej zasadzie mogę zapytać człowieka z kijkami, po co mu one na wyasfaltowanym Polu Mokotowskim. Jeżeli zorganizujemy kolejne spotkanie w plenerze, wyjaśnię, na czym polega prawidłowy chód. Moją misją jest skłonić ludzi do zaprzyjaźnienia się ze swoim ciałem, aby traktowali je serio i czuli odpowiedzialność za jego kondycję i zdrowie. A poprawne chodzenie to pierwszy krok do zdrowia.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Bralczyk, Person, Przybył, Szczepłek o przywództwie i sporcie
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Bralczyk, Person, Przybył, Szczepłek – o wartościach i o sporcie
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: