Bralczyk, Person, Przybył, Szczepłek o przywództwie i sporcie
O wybitnych liderach i ich wpływie na sukces w sporcie rozmawiają prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca, specjalista z zakresu języka mediów, reklamy i polityki, sympatyk sportu; Andrzej Person, były senator RP i dziennikarz sportowy; Stefan Szczepłek, dziennikarz, komentator sportowy, pisarz; oraz Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego, redaktor naczelny magazynu „Teraz Polska”.
Andrzej Person: „Sport” i „lider” to pojęcia, które są ze sobą nierozerwalnie związane. Sport opiera się na liderach, których musi cechować absolutne mistrzostwo, wyszkolenie na najwyższym poziomie. Muszą też być obdarzeni autorytetem. Weźmy np. utytułowaną wioślarską czwórkę w składzie Konrad Wasielewski, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński, Adam Korol. To mistrzowie olimpijscy i czterokrotni mistrzowie świata. Przez pięć lat wygrywali wszystko, co było do wygrania, a to bardzo trudna dyscyplina, wymagająca techniki i przygotowania fizycznego. I w tej drużynie za najbardziej medialnego zawodnika – można powiedzieć: showmana – uchodził Marek Kolbowicz, a jednak liderem był Adam Korol, szlakowy, który decydował, w jakim rytmie i tempie płynie osada. Potwierdził zresztą swoje cechy lidera, gdy po zakończeniu kariery zawodniczej został ministrem sportu.
Niejako na marginesie naszych rozważań o przywództwie chciałbym wspomnieć postać innego członka tej mistrzowskiej osady – Michała Jelińskiego, który mimo cukrzycy typu 1 był w stanie znieść obciążenia tak trudnego treningu, jakiego wymaga wioślarstwo. Po zakończeniu kariery sportowej założył Fundację Activediabet, aby propagować sport wśród diabetyków i ich rodzin, organizując różne formy wsparcia i szkolenia ze specjalistami.
Stefan Szczepłek: Prawdziwi mistrzowie potrafią przezwyciężać swoje ułomności. Renata Mauer, dwukrotna mistrzyni olimpijska w strzelectwie z karabinu sportowego i pneumatycznego, ma astygmatyzm. Kiedy ją o to zapytałem, odpowiedziała, że wada wzroku nie jest dla niej żadną przeszkodą. Przed laty przyglądałem się jej treningowi. Z podziwem patrzyłem, jak ta drobna kobieta, zachowując postawę strzelecką, bez najmniejszego drgnienia utrzymuje przez 45 minut karabin ważący 4,5 kilo. Po treningu wziąłem tarczę strzelniczą, poprosiłem Renatę o autograf i pogratulowałem pięknie trafionej dziesiątki. Okazało się, że dziura w dziesiątce nie była po jednym strzale, ale po kilkudziesięciu idealnie trafionych w to samo miejsce. Jak u Janka Kosa z „Czterech pancernych”. Zresztą Renata Mauer pierwszy złoty medal zdobyła po ostatnim, 50. strzale, bo prowadząca w zawodach Niemka przestrzeliła o milimetr. Zawodnicy, którzy osiągają wielkie cele, muszą być zdeterminowani. Najczęściej chcą się wybić ze swojego rodzinnego środowiska, udowodnić innym i sobie, że stać ich na wiele.
Krzysztof Przybył: Lider potrzebuje zespołu, musi mieć komu przewodzić.
Jerzy Bralczyk: Zgadza się. Tak jak potrzeba przywódców, tak potrzeba ludzi, którym oni przewodzą. A do tego, aby się umieć podporządkować liderowi, też potrzebna jest pewnego rodzaju zdolność.
Stefan Szczepłek: O przywództwie w sporcie można mówić wyłącznie w kontekście sportów zespołowych. Czasem liderem zostaje ktoś, kto potrafi przewodzić grupie, a czasem po prostu najlepszy zawodnik, do którego inni powinni równać.
Jerzy Bralczyk: Lider powinien mieć umiejętność manipulacji, podporządkowywania sobie ludzi. A manipulujemy i jesteśmy manipulowani od urodzenia. Chodzi o to, do jakiego stopnia ta manipulacja jest w interesie grupy. Można przytoczyć wiele przykładów przywódców, którzy manipulując, kierowali się własnym interesem.
Po raz pierwszy usłyszałem słowo „lider” przy okazji oglądania Wyścigu Pokoju. Zapewne dlatego liderostwo w sporcie kojarzy mi się przede wszystkim z kolarstwem. Lider wyścigu zawsze jeździ w żółtej koszulce. Ale swoich liderów mają także poszczególne drużyny. Czy zawsze jest to najlepszy zawodnik w drużynie?
Krzysztof Przybył: Towarzyszę organizatorom na trasie Tour de Pologne, odkąd ten wyścig otrzymał wyróżnienie honorowe „Teraz Polska” za promocję kraju i aktywności sportowej, więc mam okazję przyglądać się z bliska strategiom drużyn kolarskich. Widzę, jak zespoły pracują na swojego lidera. Mają za zadanie doprowadzić go do finiszu i jeszcze tak ten finisz rozegrać, aby to ich lider wygrał. Szczególnie widać tę pomoc na odcinkach górskich.
Jerzy Bralczyk: Do pewnego czasu w Polsce słowo „lider” funkcjonowało jedynie w sporcie, dopiero później zaczęto je stosować w biznesie – pojawiły się np. szkoły liderów. Uważam je za coś śmiesznego, bo taka nazwa sugeruje, że każdy szkolony będzie automatycznie liderem. A przecież tylko jeden może być najlepszy, tak jak tylko jeden może być liderem. Przez to eksponowanie „liderowości” człowiek czuje się sfrustrowany, że jest niedoceniony. Dlatego powinniśmy myśleć więcej o współpracy, a nie o liderowaniu. Większą wartością byłoby uświadomienie, że każdy w zespole może odegrać ważną rolę, nie zawsze będąc na pozycji lidera. Wyzwalanie walki o przywództwo (opisanej przykładowo w książce „Biały Kieł” Jacka Londona) zawsze budzi we mnie niechęć.
Andrzej Person: Przez 10 lat prowadziłem Szkołę Liderów Polonijnych w formie letnich kursów, która wykształciła menedżerów środowisk polonijnych. Po powrocie do swoich domów w Adelajdzie czy na Alasce dobrze spożytkowali wiedzę, organizując kółka i stowarzyszenia, które działały na rzecz środowisk polonijnych i promocji Polski.
Stefan Szczepłek: Lider, oprócz reprezentowania profesjonalizmu najwyższych lotów, powinien być obdarzony szczególnymi cechami osobowościowymi, jak umiejętność współpracy i bycia sprawiedliwym, a tego raczej nie można się nauczyć. Przyjrzyjmy się dwóm wybitnym postaciom polskiej piłki nożnej, które były liderami naszej reprezentacji narodowej. Mam na myśli Kazimierza Deynę i Zbigniewa Bońka. Obaj byli mistrzami, ale kiedy Deyna wychodził na boisko – niewiele musiał mówić, żeby go wszyscy słuchali. Trener Górski mawiał, że z chwilą rozpoczęcia meczu jego rola się kończyła, bo dowództwo nad zespołem przejmował Kazio Deyna. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, aby ustawić grę. Boniek również miał ogromny wpływ na drużynę, ale w inny sposób. Bali się go nie tylko przeciwnicy, ale także partnerzy z drużyny, którzy starali się grać jak najlepiej w obawie przed reprymendą. Obydwaj byli równie skuteczni w liderowaniu.
Andrzej Person: Kiedy mamy w meczu siatkówki wynik 24 : 25, oczy wszystkich członków zespołu są zwrócone na lidera. Podobnie w koszykówce – kiedy o wyniku meczu decyduje ostatni rzut, to należy on do lidera. Bo w sporcie mistrzostwo zawodowe jest najważniejsze.
Jerzy Bralczyk: Wiele jest dróg do osiągnięcia pozycji lidera, ale ja z uporem zwracam uwagę na dobrą komunikację lidera z zespołem, która jest podstawą sukcesu. Deynie wystarczyło jedno spojrzenie czy gest, aby drużyna wiedziała, jak ma zagrać. Znał dobrze zespół i jego możliwości.
Stefan Szczepłek: Warto też przywołać przykład Jerzego Brzęczka, obecnego selekcjonera reprezentacji narodowej w piłce nożnej. On wcześniej był kapitanem we wszystkich drużynach, w których grał. Również w drużynie, która zdobyła wicemistrzostwo olimpijskie w Barcelonie w 1992 r. Choć nie był najlepszym zawodnikiem, to jemu koledzy ufali, bo wiedzieli, że jest sprawiedliwy. Jako selekcjoner reprezentuje te same cechy.
Jerzy Bralczyk: W latach 90. prof. Janusz Czapiński robił badania socjologiczne młodocianych grup przestępczych. Okazało się, że w zdumiewającej liczbie przypadków liderami takich grup są kobiety. W latach 70. był taki serial młodzieżowy „Stawiam na Tolka Banana”, w którym chłopcom przewodziła Karioka. Nie trzeba było z nią rywalizować, siłować się, mierzyć, więc nie była obiektem agresji grupy. Podobnie z Brzęczkiem – był najmniejszy w zespole, jako jedyny pochodził ze wsi, więc w sensie społecznym nikomu nie zagrażał. Jedno jest bezdyskusyjne: lider powinien znać wszystkie cechy zespołu.
Andrzej Person: I pewnie dlatego Wilfredo Leon, najlepszy siatkarz świata, nie jest liderem naszej drużyny. Bo nie ma w sobie cech przywódcy.
Krzysztof Przybył: Na szczęście ma je Michał Kubiak. Leon czy Bartosz Kurek to nasi najlepsi zawodnicy, którzy są wystawiani przez lidera do wykończenia akcji. Akurat Kubiak też często bierze na siebie odpowiedzialność wykończenia akcji – szczególnie w ważących momentach meczu – bo równie dobrze to robi.
Stefan Szczepłek: Często liderami są trenerzy, mamy takich wielu w historii polskiego sportu: Kazimierz Górski, Hubert Wagner, Henryk Łasak czy Feliks Stamm, który pracował z trudną młodzieżą i łagodził tarcia w grupie o liderowanie. Nigdy zresztą nie przeklinał, co w środowisku sportowym nie jest częstym zjawiskiem. Górski również nie musiał używać ciężkich wyrażeń, żeby podbudować morale zespołu przed meczem.
Mecz bokserski Warszawa-Monachium w Warszawie (25 listopada 1938 r.). Trener Feliks Stamm udziela rad Julianowi Neudingowi.
Jerzy Bralczyk: Jest taka anegdota autorstwa Antoniego Słonimskiego: „Co mówi trener bokserowi przed ostatnią rundą? »Bij tego w krótkich spodenkach, bo ten w długich to sędzia«”. Na tym właśnie polega psychologia sportu.
Ale Polacy raczej nie lubią liderów, co potwierdza choćby powszechny obrazek polskiego piekła, w którym rodacy każdego, kto wspiął się ponad grupę, ściągają za nogi i wrzucają z powrotem do kotła. Czy sportowcy lubią swoich przywódców, czy się im tylko podporządkowują?
Od lewej: Bartosz Kurek, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak
Stefan Szczepłek: To zależy od wyznaczonego celu i jego realizacji. Jeśli grupa trenuje razem przez dłuższy czas z myślą o mistrzostwach czy igrzyskach i je wygrywa, to wtedy jest wielka miłość na pokaz. W praktyce wygląda to inaczej. Nawet drużyna Kazimierza Górskiego nie była monolitem, nawet filar tej drużyny Kazimierz Deyna nie był przyjmowany bezkrytycznie, również przez Gadochę i Ćmikiewicza, swoich kolegów z Legii. Ale były zwycięstwa, były dobre zarobki, więc ogólna atmosfera w drużynie też była dobra.
Kiedyś opowiadał mi Jerzy Dudek, jak po jednym z pierwszych treningów w Realu Madryt, kiedy już się wykąpał, przebrał i usiadł w klubowej restauracji, zobaczył przez panoramiczne okna, że na murawie pozostał Cristiano Ronaldo i nadal ćwiczy strzały na bramkę z dwoma bramkarzami i trzema chłopcami do podawania piłek. Było to już dobrą godzinę po zakończeniu treningu, a przed Ronaldo stało jeszcze ustawionych około 50 piłek. Odmierzał kroki, próbował różnych ustawień. Tak rodzi się zawodowstwo. Zapytałem Jurka, czy pozostali zawodnicy z drużyny lubią Ronaldo. Odpowiedział, że to jest zupełnie nieistotne. Ważne, że wygrywa mecze dla drużyny. A gra się przecież toczy o zwycięstwo.
Jerzy Bralczyk: Jak w powiedzeniu „Nie muszą kochać, byleby się bali”. Jest jeszcze kwestia rywalizacji „tego drugiego”, który byłby na pierwszej pozycji, gdyby nie lider. Aspiracje potrafią dopingować. Ale powtórzę, że najważniejsza według mnie jest umiejętność pracy w zespole – żeby każdy w nim znalazł swoje miejsce, na którym może wykorzystać, a nawet podnosić swoje kompetencje.
Andrzej Person: Irena Szewińska na moje pytanie o największy sukces sportowy odpowiedziała, że nie były to medale olimpijskie, ale zwycięstwo 13 czerwca 1974 r. w Poczdamie, kiedy odebrała swojej największej rywalce Renate Meissner-Stecher rekord świata na 200 m. Po zawodach pisano: „Bieg Ireny Szewińskiej jest lotem. To, co robi, jest piękne, a jednocześnie przerażające dla rywalek. Biegną z nią, lecz wiedzą, że zostaną pokonane”. W głosowaniu międzynarodowych agencji prasowych została uznana za najlepszą sportsmenkę świata roku 1974.
Krzysztof Przybył: Wypada jeszcze wspomnieć o liderowaniu wśród kibiców. Wspaniale to robią na meczach siatkówki Grzegorz Kułaga i Marek Magiera. Potrafią tak wpływać na publiczność, że cała hala świetnie się bawi i kibicuje zarazem. Mają wielu naśladowców, którzy próbują zorganizować podobną oprawę meczu, ale oni są faktycznie najlepsi.
Stefan Szczepłek: Władcy umysłów. Ale na meczach piłki nożnej już taka formuła by się nie sprawdziła. Niemniej chodzę na mecze Legii, bo wiem, że mogę tam spotkać prawdziwych kibiców i interesujących ludzi, m.in. Jerzego Skolimowskiego, Krzysztofa Maternę, Olafa Lubaszenkę, Marcina Dorocińskiego. Najwyższy czas, aby zawitał tam również Jerzy Bralczyk.