Orężem, piórem i pazurem
Stulecie uzyskania przez kobiety w Polsce praw wyborczych to doskonała okazja, aby opowiedzieć o bohaterkach i historii ich walki. W tym celu Dom Spotkań z Historią, Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji „Ster” oraz Fundacja Warszawa Jest Kobietą zorganizowały wystawę „Nasze bojownice”.
Tytuł nawiązuje do książki prozaiczki i publicystki Cecylii Walewskiej „W walce o równe prawa. Nasze bojownice”, wydanej w Warszawie w 1930 r. Walewska opisuje w niej drogę Polek do emancypacji. –Pokazała nasze bojownice jako żywioł zawsze czujny, pełen pomysłowości, karmiony kulturą zachodnią, który wprowadził do nas niejedną instytucję, stworzył niejedną organizację stanowiącą zarodek tego, co powstaje dziś w wolnej Polsce. Niczym na dawnych zjazdach kobiecych, chciałabym dzisiaj zawołać: cześć i chwała naszym bojownicom! – mówi Agnieszka Grzybek, współautorka wystawy.
Początkowo dążenia emancypacyjne Polek skupiały się głównie na uzyskaniu samodzielności ekonomicznej poprzez dostęp do edukacji i pracy zarobkowej. W żadnym z trzech zaborów kobiety nie mogły studiować, miały jedynie namiastkę studiów wyższych: Wyższe Kursy dla Kobiet Adriana Baranieckiego w Krakowie (od 1868 r.) i założony przez Jadwigę Szczawińską-Dawidową tajny Uniwersytet Latający w Warszawie (1885–1906), zwany „babskim”, przekształcony w 1905 r. w Towarzystwo Kursów Naukowych. Pozbawione możliwości kształcenia i dostępu do zawodu, kobiety na ziemiach polskich były skazane na nędzę, o ile nie mogły znaleźć oparcia w rodzinie. Od lat 70. XIX w. na łamach prasy żywo dyskutowano tzw. kwestię kobiecą; postulowano reformę kształcenia dziewcząt, umożliwienie kobietom studiowania i wykonywania zawodów zastrzeżonych dotychczas dla mężczyzn, co miało prowadzić do osiągnięcia przez nie niezależności ekonomicznej.
Uniwersytet Latający, Agnieszka Grzybek
Początkowo tak nazywano spontanicznie organizowane, konspiracyjne kursy dla kobiet, które Jadwiga Szczawińska-Dawidowa przekształciła w spójną strukturę, nadając jej ujednolicony program nauczania. Studia trwały od pięciu do sześciu lat i obejmowały cztery kierunki: nauki społeczne, nauki filologiczno-historyczne, pedagogikę i nauki matematyczno-przyrodnicze. Wśród wykładowców znaleźli się wybitni naukowcy, którzy gwarantowali tak wysoki poziom nauczania, że na zajęcia zaczęli uczęszczać również studenci Uniwersytetu Warszawskiego. Najsłynniejszą absolwentką Uniwersytetu Latającego była przyszła noblistka Maria Skłodowska-Curie. Do tej tradycji wrócili opozycjoniści z Komitetu Obrony Robotników, kiedy jesienią 1977 r. w mieszkaniach prywatnych organizowali wykłady z zakresu nauk humanistycznych i społecznych pod historyczną nazwą Uniwersytetu Latającego.
Dopiero w 1905 r. na Zjeździe Kobiet Polskich w Krakowie przegłosowano postulat przyznania kobietom praw wyborczych. Delegatki opowiedziały się za „powszechnym, równym, tajnym, bezpośrednim, czynnym i biernym prawem wyborczym bez różnicy płci”. Kobiety włączyły się też w działalność konspiracyjną i działania zbrojne, które miały doprowadzić do odzyskania przez Polskę niepodległości.
Dekret z 28 listopada 1918 r. o ordynacji do Sejmu Ustawodawczego, przyznający prawa wyborcze wszystkim obywatelom Polski, wieńczył długoletnią walkę kobiet o powszechne prawo wyborcze. Tym sposobem w latach 1919–1922 w Sejmie Ustawodawczym znalazło się osiem posłanek, które pozostawiły po sobie ważki dorobek polityczny. Były to: Gabriela Balicka-Iwanowska, Zofia Moraczewska, Jadwiga Dziubińska, Zofia Sokolnicka, Irena Kosmowska, Franciszka Wilczkowiakowa, Anna Piasecka, Maria Moczydłowska. Reprezentowały różne stronnictwa polityczne, ale potrafiły działać ponad podziałami i stworzyć prężną grupę. Występowały z interpelacjami przeciw dyskryminacji kobiet w prawie cywilnym i pracowniczym. Walczyły także o prohibicję, aby przeciwdziałać powszechnemu alkoholizmowi.
Ale zanim pierwsze posłanki mogły zasiąść w ławach sejmowych, wiele protagonistek ruchu kobiecego na ziemiach polskich walczyło o prawa kobiet orężem, piórem i pazurem. Niesłusznie przyjmuje się, że prawa wyborcze kobiety otrzymały w prezencie. – Był to efekt długiej walki, jaką prowadziły od lat 90. XIX w. Wówczas sytuacja Polski była zróżnicowana, inna w każdym z zaborów. Chociaż w austriackim autonomia była największa, to kiedy zaborcy dawali Polakom pewne swobody, dotyczyły one wyłącznie mężczyzn. Podobnie było w zaborze rosyjskim. W 1905 r. w wyniku rewolucji doszło do złagodzenia reżimu i car powołał Dumę, jednak prawo kandydowania i głosowania otrzymali znów tylko mężczyźni – twierdzi Grzybek.
Anna „Che” Czerwińska i Agnieszka Grzybek, autorki wystawy. (Fot. Kamil Broszko/Broszko.com)
Przedstawiamy sylwetki pięciu bohaterek, które najlepiej ukazują, z jakimi problemami musiały mierzyć się kobiety i jak ogromną pracę wykonały, aby ich głos został usłyszany.
Kazimiera Bujwidowa
Całe życie walczyła, by kobiety mogły studiować, choć jej samej nie było dane ukończyć studiów wyższych. W XIX w. bramy polskich uczelni były zamknięte dla kobiet, zaś te, które chciały się dalej kształcić, musiały wyjeżdżać za granicę, na przykład do Francji, jak Maria Skłodowska-Curie. – W 1894 r. Kazimiera Bujwidowa zainicjowała akcję pisania podań do władz Uniwersytetu Jagiellońskiego z prośbą o przyjęcie kobiet na studia. Dzięki temu przyjęto na farmację trzy pierwsze studentki w charakterze hospitantek. Trzy lata później, w 1897 r., władze monarchii austro-węgierskiej przyjęły prawo, które umożliwiało kobietom studiowanie. Jednak władze niektórych wydziałów były nieugięte. Tak było na przykład w przypadku Wydziału Lekarskiego, którego dziekan, prof. Ludwik Rydygier, był zagorzałym przeciwnikiem równouprawnienia kobiet w kwestii dostępu do zawodu lekarskiego i w 1897 r. zagłosował przeciw kobietom studentkom. Mawiał: „Prędzej mi włosy na dłoni urosną, niż kobieta zostanie lekarzem”. Na własny koszt zamieszczał w prasie ogłoszenia: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza!”. Kobiety mogły studiować medycynę od 1900 r., a wydziały prawa wpuściły kobiety na sale wykładowe dopiero w niepodległej Polsce – mówi Agnieszka Grzybek.
Aleksandra Piłsudska
Orężem w czynie niepodległościowym walczyła o prawa kobiet. – Znamy ją głównie jako żonę marszałka, natomiast mało kto wie, że aktywnie działała w PPS i POW. Uważała, że „dynamit znakomicie nadaje się do gorsetu”. Przemycała broń, brała udział w zamachach bombowych i w akcjach militarnych. Dowodziła oddziałem zwiadowczym kurierek w Legionach Polskich, przyczyniając się do powodzenia wielu akcji zbrojnych. Pozostaje trochę w cieniu marszałka, ale wieść głosi, że to właśnie ona przekonała Józefa Piłsudskiego, by podpisał dekret o ordynacji wyborczej. Marszałek miał wątpliwości, czy rzeczywiście kobiety powinny mieć prawa wyborcze, bowiem uważał, że są konserwatywne i w związku z tym będą głosowały na konserwatywne ugrupowania – mówi Agnieszka Grzybek. Przypomina również anegdotę. Pewnego dnia Piłsudska wraz z koleżanką przemycały broń. Ta druga ukryła oręż w pantalonach podwiązanych pod kolanami. W pewnym momencie tasiemki puściły i naboje wysypały się spod długiej sukni. Wszystko to działo się w Alejach Jerozolimskich opodal carskiego wartownika. Na szczęście udało im się zbiec.
Maria Dulębianka
Odważmy się być wolnymi, poznajmy własną siłę!
Nie mogła podjąć studiów w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, która przyjmowała w swe szeregi wyłącznie mężczyzn. Odbyła więc studia w Paryżu i Wiedniu, a w Polsce uczyła się u Jana Matejki w Krakowie i Wojciecha Gersona w Warszawie. Zrezygnowała jednak ze sztuki, by walczyć o prawa kobiet. W 1908 r. wystartowała w wyborach do Sejmu Krajowego we Lwowie, mimo że kobiety nie mogły kandydować i głosować. Przeprowadziła regularną kampanię wyborczą, organizowała wiece, głosiła program. Co prawda otrzymała tylko 511 głosów, które unieważniono, ale wykorzystała tę okazję, by mówić o prawach kobiet. – To ona powiedziała, że nie staniemy się wolnym narodem, jeżeli ponad połowa polskiego społeczeństwa, czyli kobiety, będzie pozbawiona praw politycznych, praw wyborczych. Była partnerką życiową Marii Konopnickiej, która wspierała ją w działalności społecznej, organizując wiece i spotkania wyborcze – mówi Grzybek.
Paulina Kuczalska-Reinschmit
Prawo głosowania jest powszechnym dopiero wówczas, kiedy i kobiety głosują!
Była publicystką, założycielką i redaktorką naczelną „Steru”, jednego z pierwszych czasopism feministycznych, wydawanego w latach 1895–1897 we Lwowie, a potem, w latach 1907–1914, w Warszawie. – Była też jedną z twórczyń Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich, jednej z pierwszych organizacji kobiecych na ziemiach polskich walczących o prawa wyborcze – opowiada Grzybek. Bodaj jako pierwsza sformułowała postulaty kobiece odrębnie od kwestii narodowowyzwoleńczych. Stanowisko to zaprezentowała między innymi podczas warszawskiego wiecu Demokracji Postępowej w 1906 r. Polemizowała z Elizą Orzeszkową, która proponowała samopoświęcenie kobiet. Kuczalska-Reinschmit wskazywała na konieczność wywalczenia praw kobiet jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości.
Justyna Budzińska-Tylicka
Lekarka, społeczniczka, w latach 1919–1935 radna Warszawy z ramienia PPS. Studia medyczne ukończyła w Paryżu i tam rozpoczęła praktykę lekarską, pokonując niechęć męskiego środowiska. Założyła rodzinę i przeprowadziła się do Krakowa, a później do Warszawy. Swoją pracę zawodową łączyła z działalnością społeczną na rzecz prawnej i medycznej ochrony macierzyństwa, kontroli urodzin, zwalczania alkoholizmu i biedy. Podczas I wojny światowej organizowała kursy pierwszej pomocy i prowadziła szpital polowy dla żołnierzy. Była pionierką w dziedzinie propagowania higieny i zdrowia kobiecego. Założyła i prowadziła w Warszawie pierwszą w Polsce klinikę świadomego macierzyństwa, współpracując na tym polu z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim i Ireną Krzywicką. Zaangażowała się w działalność na rzecz równouprawnienia kobiet i w ruch feministyczny. – Odegrała znaczącą rolę w końcowym etapie walki o prawa wyborcze. Kiedy było już wiadomo, że po I wojnie wyłoni się niepodległe państwo polskie, zaczęto przygotowywać projekty ustaw, które nie uwzględniały czynnego i biernego prawa wyborczego kobiet. Wówczas Budzińska-Tylicka wystąpiła o zwołanie zjazdu kobiet, który odbył się 8 i 9 września 1917 r. w Warszawie; uczestniczyło w nim ponad tysiąc kobiet. Znane było jej motto: „My, Polki, nie chcemy być biernymi widzami”. Podjęto szereg uchwał i powołano komitet, który miał przekonywać polityków, by w przygotowywanych projektach ustaw znalazły się prawa kobiet. To Budzińska-Tylicka była przewodniczącą delegacji, która udała się do Piłsudskiego, by z nim rozmawiać o prawach wyborczych kobiet – mówi Grzybek.
Marzena Tataj, Kamil Broszko
Komentarz
Dopiero teraz odkrywamy pełną historię kobiet. Byłyśmy właściwie tej historii pozbawione. Wiele z nas nie miało pojęcia, że ruch feministyczny i emancypacyjny w Polsce był tak mocno rozwinięty, skuteczny i tak bardzo powiązany z ruchem międzynarodowym. To są wielkie odkrycia. Mamy powody domy i mamy na czym budować. Wierzę, że wystawa „Nasze bojownice” odegra ważną rolę w edukacji społecznej i wszyscy dowiemy się więcej na temat ruchu kobiecego sprzed stu lat.
Wanda Nowicka
Wystawa „Nasze bojownice. 100-lecie praw wyborczych Polek”,
Galeria W-Z, pl. Zamkowy w Warszawie
Organizatorzy: Dom Spotkań z Historią, Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji
„Ster”, Fundacja Warszawa Jest Kobietą
Autorki: Agnieszka Grzybek, Anna Czerwińska
Kuratorki: Kinga Sochacka, Alicja Smotryś
Rysunki: Beata Sosnowska
Projekt graficzny: Karolina Sosnowska
Redakcja: Marcin Czajkowski