Naszymi oczami, czyli co Ukrainka, Polak i Rosjanin mówią o wojnie
Rosja zaatakowała Ukrainę, trwa wojna. Przedstawiamy osobiste relacje ukazujące obraz sytuacji z perspektywy zwykłych ludzi: odezwę ukraińskiej reżyserki Marini Stepańskiej, skierowaną do jej znajomych Rosjan; relację młodego Polaka Maćka, który pomaga uchodźcom przewożąc ich z Lwowa do miast w Polsce, oraz wiadomość Rosjanina, mieszkańca Moskwy do znajomego Polaka. Pozostawiamy pisownię oryginalną.
Marina Stepańska, ukraińska reżyserka filmu „Falling”.
Drodzy byli rosyjscy przyjaciele, przedwcześnie was wysłałam na chuj, żałuję, bo jest rozmowa do przeprowadzenia.
W szósty dzień wojny jest w końcu czas, aby odpowiedzieć na Wasze wzruszające SMS-y „Jak się masz?" i „Trzymaj się”. Po pierwsze jestem wkurwiona, po drugie nie muszę się trzymać. Widzicie, pękam z miłości, uznania, wdzięczności i szacunku dla moich ludzi, wszystkich Ukraińców i osobno - dla mojego wojska i prezydenta. To taki zajebisty stan, spróbujcie.
Musicie wpierw oczywiście zacząć od stanu przerażenia, jak my wszyscy o 5tej rano, budząc się na dźwięk wybuchów. Każdy z nas zaczął dzwonić. Do tych, których kocha. Mówiliśmy głównie „Ja pierdolę, oni jednak zaatakowali". Ci oni to nie putin, to wy. Każdy z was, który nie wyszedł walczyć z pleśnią, która zjadła mózgi większości waszych rodaków i prawdopodobnie wasze.
Potem poszliśmy kupić wodę, leki, wykąpaliśmy się i zeszliśmy urządzić piwnice domów. Na przykład piwnicę mojego domu urządziliśmy w 5 godzin tak, że moglibyśmy tam otworzyć hotel. Czyli nie było czasu na strach, tylko złość na ruskich i tylko koncentracja.
Pierwsza syrena. Ja i moi przyjaciele zdecydowaliśmy, że cokolwiek się stanie, musimy zabrać dzieci w bezpieczne miejsce. Przez pierwsze trzy dni wojny dowiedziałam się, że mogę spędzać za kółkiem 20 godzin, noc i dzień, i jednocześnie zabawiać dzieci, bo mamy cel. Mogę też spokojnie żyć tylko z jednym plecakiem, w którym mam bieliznę, torebkę do makijażu, komplet soczewek i podkoszulkę, bo wszędzie mam przyjaciół i cel. Mogę spać na twardej podłodze i spać dobrze, ponieważ obok są ci, co nigdzie nie spieprzyli, tylko pracują wszyscy tu na wszystkich frontach bo mamy cel.
Uświadomiłam sobie też, że mogę teraz płakać tylko przy jednej okazji - czytając jak moje wojsko wysyła was - okupantów tuż przed swoją śmiercią na chuj, i że się nie poddają, bo to jest szczyt ewolucji: "Człowiek z poczuciem własnej godności". Pierwsi krytycy teorii ewolucji Darwina twierdzili, że nie można jej ekstrapolować na ludzkość ponieważ nie jest jasne, dlaczego w trakcie rzekomej ewolucji biologicznej ludziom pozostawiono tak niepotrzebną cechę przetrwania, jaką jest altruizm. Wojna Ukrainy przeciwko rosyjskim okupantom uświadomiła mi, że altruizm to cecha niezbędna do przetrwania gatunku zwanego „Człowiekiem z poczuciem własnej godności”. I ona też będzie istnieć w przyszłości. W lepszej przyszłości.
Zrozumcie moi drodzy byli rosyjscy przyjaciele, nawet jeśli jutro umrę, co w obecnych warunkach nie jest tak mało prawdopodobne, to i tak będzie ok. Bo wiem, że MOI przetrwają i odbudują wszystko, co rozpierdalacie, bo JUŻ to robimy, bo nie ma strachu, jest szacunek, ponieważ jest NAS - cała Ukraina.
Szacunek dla swoich i świadomość, że będą cię chronić to taki zajebisty stan, spróbujcie tego.
Piszę tu „MY” z jednego prostego powodu. Wszystko co wyżej napisałam przeżywa i mówi każdy mój znajomy, już nawet nie wspomnę o tych, co o 8 rano po pierwszych rakietach poszli zaciągnąć się do wojska i ustawili się w kolejce do nieba, tak, że komisje poborowe żartują „jak służyć, to wtedy wszyscy chorzy, a jak walczyć z Rosjanami - to wszyscy nagle zdrowi”, widzicie jak bardzo wami gardzimy?
Mało prawdopodobne, że nasze podejście do was się zmieni, ale nadal możecie zrobić coś dla siebie:
Znajdźcie poczucie własnej godności i rozpocznijcie rewolucję. Jest was przecież od chuja. A do tej pory nic wam się nie udało, bo Rosja dziś - to od chuja niewolników. No, ale jeśli będzie od chuja Ludzi - to się uda. Staram się w to wierzyć.
Cóż, a na razie możecie wysyłać pieniądze na ukraińską armię. Zamiast wysyłania tych SMS-ów.
Chwała Ukrainie!
Źródło: FB
Relacja młodego Polaka Maćka, który swoim autokarem przywozi uchodźców ze Lwowa do Polski.
Od kilku dni jeżdżę jako kierowca autobusu do Lwowa po uchodźców. Wielu z was pyta jak to wygląda?
Przede wszystkim ogromna ilość emocji. Stoję z boku i się przyglądam, ale trudno powstrzymać łzy. Zaczynamy na parkingu gdzie wsiadają osoby chcące się wydostać z Ukrainy. Kobiety, zazwyczaj z dziećmi, odprowadzane przez partnerów, mężów, braci, najbliższe im osoby. Zaczynają płakać. Mężczyźni w wieku poborowym (18-60) nie mogą opuścić kraju. Muszą zostać do obrony. Kobiety nie wiedzą czy się jeszcze zobaczą, nie wiedzą czy wrócą, a jeżeli tak, to czy będzie do kogo i do czego.
W tym czasie pakujemy ze zmiennikiem bagaże. Myślicie że jest ich dużo? WCALE NIE!
Wszystko mieści się w 1 luku bagażowym. Paradoksalnie całe życie spakowane do walizki waży niewiele. Tą walizkę będą musiały taszczyć ze sobą w jednym ręku a w drugim dziecko. CAŁE ŻYCIE MUSI WAŻYĆ NIEWIELE.
Ruszamy. W autobusie cisza, każdy dusi łzy, zamyka się w sobie. I w tej ciszy opuszczamy Lwów.
Po drodze, co kilka kilometrów blokady. Konstrukcje z betonowych bloków przedzielających drogę, opon, worków z piaskiem, stalowych jeży przeciwczołgowych. Na blokadzie kontrola. Kontrolujących jest zawsze kilkoro, zawsze wyposażeni w poważną broń. Zazwyczaj kałasznikow, ale są pojedyncze, duże karabiny. Nie znam się, ale wyglądają na mogące przebić gruby pancerz. Wchodzi policja lub żołnierz, sprawdza czy nie ma mężczyzn, i jedziemy dalej. Takich blokad jest kilka i mam wrażenie, że z każdym dniem przybywa.
Wiele kilometrów przed granicą zaczyna się kolejka samochodów osobowych. Nie podam ich liczby, bo stoją na odcinku 30, 40 kilometrów. Czasami po 3 doby. Co jakiś czas stolik z ciepłym napojem, zupą lub kanapkami. Co jakiś czas trzeba się przeciskać na lusterka, żeby się minąć. Tak docieramy do swojej kolejki z autokarami i czekamy, czekamy, czekamy.
Obok nas całe kolumny dzieci z matkami idące na piechotę. Dzieci zamotane w koce, przemrożone po nocy. Stoją tak wiele godzin. Wcześniej wiele kilometrów szli, bo samochodem już się nie dało podjechać. Na szczęście jest jedzenie, jest herbata, ale w nogi zimno i nogi bolą.
Po kilku godzinach zaczyna się ukraińska kontrola w autokarze. Wczoraj było małżeństwo, na oko 20-latków oraz chłopak z dziewczyną - 19 lat. Musieli ich wyciągać z autokaru. Kolejny lamet dziewczyn. Młodszy chłopak coś odpyskował żołnierzowi. Ten zaczął go wyzywać, że natychmiast go zwerbują i wyślą pod Charków. Ze spuszczoną głową zabrali torby i odeszli.
Potem granica. Prośba od ukraińskich pograniczników, żeby zabrać z kolejki pieszej małe dzieci z matkami, bo im zamarzają, tylko przewieść przez granice i wysadzić zaraz po drugiej stronie. Autokar to nie Hilton, może nie jest wygodnie, ale jest ciepło, mamy herbatę, mamy czynną toaletę. Oczywiście zabieramy. Ile się zmieści. Ostatnio przejechało w sumie 120 osób w 49 miejscowym autobusie! Siedzą po 5 na siedzeniach, na schodach, reszta stoi ale nikt nie marudzi. Nikt nie pyta ile jeszcze. Stoją i milczą.
Odprawa takiej liczby osób też trwa długo. Straż graniczna jest cierpliwa. Nie podnosi głosu, robią co mogą i, cytuję polskiego strażnika granicznego: „mam w dupie przepisy – niech pan pakuje do auta ile wlezie”.
Po odprawie zjeżdżamy za szlaban i wysadzamy tych, co wsiedli pod granicą. Tutaj kolejny szok. Obce kobiety rzucają się na szyję dziękując z płaczem. Ta scena powtarza się co przystanek: Rzeszów, Tarnów, Kraków. Potem nawrotka i z powrotem do Lwowa.
Cały wyjazd uczy pokory i człowiek docenia to, gdzie się urodził i co ma.
Będziemy jeździć ile damy radę.
Źródło: FB
Relacja Rosjanina, mieszkańca Moskwy
Jesteśmy w szoku, Putin urządził piekło Ukrainie. Wszyscy tu są w szoku. Piekło. Ludzie chodzą po ulicach bez twarzy. Przyzwyczailiśmy się do życia z Putinem. Mam biznes, prowadzę różne szkolenia, dobrze żyję.
Nawalny w więzieniu? No cóż. Chodziliśmy na demonstracje i nas zamykali. Nikt nie wierzył, że będzie wojna. Wojska na granicy z Ukrainą? Myśleliśmy, że to gra. Ultimatum NATO? Czysty idiotyzm. Uznanie ŁRL i DRL. Klasyka. Weszli do tych republik? Trudno.
Ale mieliśmy nadzieję, że na tym się zatrzymają. A oni zaczęli bombardować ukraińskie miasta. Nawet nie możesz sobie wyobrazić co czuję mając świadomość, że mój kraj to w tej chwili faszystowski agresor.
Obudziłem się w nocy jak to się zaczęło i zacząłem czytać wiadomości. Przemówienie Putina. Zrobiłem szybko transparent i następnego dnia wyszliśmy na ulice. Od razu nas wyłapano i zawieziono na komisariat. Na razie puścili, ale co będzie potem - nie wiemy.
Kończę budować dom pod Moskwą, jeżdżę codziennie po materiały. Stoję pod tym domem od paru dni i myślę - bliat': ja tu buduję od roku dom, a nasi w sekundę rakietami obracają w ruinę ukraińskie domy.
W Moskwie wszyscy dziennikarze, architekci, reżyserzy, ludzie, którzy cokolwiek sobą reprezentują są przeciw tej koszmarnej wojnie i Putinowi. Nie wiemy teraz co robić. Kary są drakońskie. Kocham mój kraj. Mogę albo zostać i walczyć, albo emigrować.
Źródło: FB