Polska – Ameryka – Izrael. Emigracja polskich Żydów
Legenda o przybyciu Żydów do Polski została opisana w opowiadaniu „Polin” autorstwa Samuela Agnona, pochodzącego z Buczacza prozaika izraelskiego. Według przekazu wypędzeni z Izraela Żydzi osiadają w Polsce, którą nazywają Polin, co oznacza „tu odpocznij”. Choć opowieść sięga dawnych czasów, sama publikacja pochodzi z 1919 r., czyli okresu, w którym emigracja Żydów z terenów nowo powstałego państwa polskiego odbywała się intensywnie. Co takiego działo się w legendarnie bezpiecznym kraju Polin, że Żydzi decydowali się stąd wyjeżdżać? Na statkach, koleją, pieszo, przez zieloną granicę, często z narażeniem życia, z resztkami skromnego dobytku, całymi rodzinami – zwykle tak emigrowali, wypędzani, prześladowani, poszukujący schronienia przed przemocą. Nawet wtedy, gdy ich emigracja miała charakter ideologiczny, tzn. była motywowana dążeniem do zamieszkania w Palestynie, uważanej przez syjonistów za historyczną ojczyznę Żydów, przeważnie stanowiła ogromne ryzyko. Stłoczeni na pokładach sfatygowanych statków, zależni od przekupionej załogi, marzyli o rozpoczęciu nowego życia w Erec Israel, jednak często ginęli podczas morskich katastrof. Warto przypomnieć dzieje emigracji polskich Żydów, której najbardziej dramatyczny i spektakularny rozdział rozegrał się w XX w.
Stany Zjednoczone
W latach 80. XIX w. przez Rosję przetoczyła się fala pogromów. Zapoczątkowane na południu kraju wybuchy przemocy wobec Żydów rozprzestrzeniały się w kierunku północnym, zgodnie z biegiem linii kolejowych. Dla polskich Żydów szczególnie szokującym wydarzeniem był pogrom w Warszawie, do którego doszło w Boże Narodzenie 1881 r. Podczas mszy świętej w kościele Świętego Krzyża ktoś krzyknął: „gore!”. Wieść o rzekomym pożarze spowodowała panikę, w wyniku której stratowano 29 osób. Szybko rozprzestrzeniła się plotka, jakoby to żydowscy kieszonkowcy próbowali podpalić kościół. Rezultatem oskarżeń był trwający trzy dni pogrom, w wyniku którego około 6 tys. Żydów zostało pozbawionych środków do życia, a straty po stronie żydowskiej obliczono na około milion rubli. Nastroje pogromowe miały być dodatkowo rozniecane przez agitatorów, prawdopodobnie działających z polecenia rosyjskiej władzy, która pod koniec XIX w. nie kryła niechęci wobec Żydów. W 1882 r. car Aleksander II ustanowił prawa majowe, które zabraniały Żydom osiedlania się na wsi, zmiany miejsca zamieszkania, swobodnego wyboru zawodu, dzierżawienia ziemi, pracy w niedzielę i święta chrześcijańskie oraz sprzedaży alkoholu. Sytuacja Żydów w Rosji, w tym również Żydów polskich, uległa znacznemu pogorszeniu. Nie tylko głód, bieda i bezrobocie, ale i brak perspektyw na godne życie oraz powiększające się poczucie zagrożenia powodowały wzrost nastrojów emigracyjnych.
W wyniku pogromów w Rosji austriacka Galicja musiała poradzić sobie z napływem żydowskich uchodźców. Ci, którzy z trudem ocaleli w Odessie i Kijowie, uciekali do Brodów, gdzie austriackie władze nie przeszkadzały, ale i nie oferowały pomocy. W rezultacie całe rodziny koczowały na dworcach kolejowych w urągających warunkach. Doktor Schafier, przedstawiciel organizacji filantropijnej Alliance Israélite Universelle, ufundowanej w 1860 r. w Paryżu w celu pomagania potrzebującym Żydom, został wysłany, by zająć się uchodźcami w Brodach. Planował spędzić tam zaledwie kilka dni, jednak pozostał 17 tygodni. W sprawozdawczym liście wysłanym do Paryża informował, że uchodźcy znacznie chętniej wiedliby nędzne życie w Brodach, niż wracali w rodzinne strony. Jednak nade wszystko pragnęli wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Niektórzy deklarowali Schafierowi, że nawet mogą sprzedać się w niewolę, byle tylko znaleźć się w Ameryce, nieświadomi, że niewolnictwo zniesiono tam w latach 60. W okresie od 1881 do 1914 r. (do wybuchu I wojny światowej) aż 85 proc. żydowskiej ludności Europy – w sumie ponad 2 mln osób – wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych. Popularnymi kierunkami były także Ameryka Łacińska, Kanada i Palestyna.
Wysiłek, który musieli podjąć emigranci w tym czasie, był niebagatelny. Na początek należało pójść do lokalnego urzędnika, przeważnie wójta, aby wydał zezwolenie na przekroczenie granicy. Zwykle wymagało to łapówki. Pieniądze należało także przygotować dla innych urzędników: żandarmów, naczelników poczty, celników. Dzięki uzyskanemu zaświadczeniu wolno było przekroczyć granicę w stronę Prus. Pewna kobieta tak opisała swoją podróż: „Musiałam iść trzy wiorsty w śniegu do pasa i nieść Stasia, sama już byłam na pół umarła. Musiałam zapłacić 8 rubli bez granicę, a potem Prusakowi […]. Użyłam zimna i strachu” [pisownia oryginalna]. Żydzi próbowali przedostać się na przykład do Bremy lub Hamburga, skąd wypływały statki w popularnych kierunkach emigracji. Tu kluczowe było zdobycie szyfkarty, czyli biletu na statek oceaniczny. Ze względu na licznych oszustów, którzy sprzedawali podróżnym fałszywe karty (często były to zwykłe ulotki anonsujące przejazd), w portach wisiało wiele ogłoszeń ostrzegawczych. Podróż morska do USA trwała średnio trzy tygodnie. Po przybyciu do portu należało przejść pozytywnie rozmowę z urzędnikiem oraz lekarskie badania kwalifikacyjne. W końcu pozostawała już tylko kwestia utrzymania się w nowych warunkach.
Palestyna
Po zakończeniu I wojny światowej polityka imigracyjna Stanów Zjednoczonych uległa zmianom. W 1921 r. Kongres USA wprowadził kwoty, które ściśle określały liczbę przyjmowanych imigrantów w danym czasie. W latach 20. ograniczenia wprowadziły także Argentyna, Kanada i Australia. Jednocześnie, wraz ze wzrostem popularności syjonizmu, zwiększała się liczba Żydów zainteresowanych emigracją do Palestyny. Po wygranej z wojskami tureckimi w 1917 r. Brytyjczycy zajęli terytorium Palestyny, które przez kolejnych 31 lat pozostawało pod ich kontrolą. Jeszcze w latach 20. XX w. napływ żydowskich imigrantów do Palestyny, choć nieprzerwany, nie miał charakteru masowego, w związku z czym brytyjskie władze nie podejmowały zdecydowanych kroków zaradczych. Spora część Żydów przybywała do mandatu w charakterze turystów i już tam pozostawała. Podobnie robili na przykład przybywający z Europy uczestnicy makabiady (żydowskich igrzysk sportowych) czy żydowscy studenci. Przybysze zawierali także papierowe małżeństwa z obywatelami mandatu (często przy tej samej okazji opłacano przyszły rozwód), co pozwalało uniknąć deportacji. Notowano też przypadki fałszowania dokumentów wjazdowych lub wielokrotnego wykorzystywania prawdziwego dokumentu przez różne osoby. Niewielkie grupy polskich Żydów przybywały do Palestyny, udając się najpierw do Libii lub Syrii (dzięki zdobytym wcześniej francuskim wizom), następnie przekraczały zieloną granicę z opłaconymi przewodnikami.
Napływ imigrantów do Palestyny wzrósł znacząco w latach 30. Większa rola ruchów narodowych w Europie oraz wzrost antysemityzmu pomnażały liczbę Żydów zainteresowanych budową własnej siedziby państwowej w Palestynie. Stopniowe zaostrzanie kwot imigracyjnych przez inne państwa powodowało, że pod koniec lat 30. nielegalna emigracja do Palestyny stawała się dla Żydów właściwie jedyną szansą ucieczki ze stojącej u progu wojny Europy. Aby wyjść naprzeciw potrzebom emigrujących Żydów, już w 1924 r. powstało w Polsce Żydowskie Centralne Towarzystwo Emigracyjne z siedzibą w Warszawie, należące do międzynarodowej organizacji emigracyjnej. Do 1939 r. Towarzystwo pomogło w zdobyciu paszportów dla 60 tys. emigrantów, uzyskało ponad 20 tys. wiz i 20 tys. kart okrętowych, wydawało też zasiłki. W Polsce działały liczne ugrupowania syjonistów, każde o rozbudowanej sieci organizacyjnej. Ich wysiłki skupiały się przede wszystkim na kształceniu młodzieży w kierunku przyszłej produktywnej pracy na rzecz stworzenia żydowskiego państwa w Palestynie. Prowadzono naukę geografii Palestyny oraz nowoczesnego języka hebrajskiego, organizowano hachszary, czyli gospodarstwa rolne, w których uczono młodzież – przyszłych palestyńskich pionierów – pracy na roli. Syjoniści rewizjoniści spod znaku Betaru dodatkowo prowadzili także szkolenia wojskowe, kładąc nacisk przede wszystkim na konieczność zbrojnej walki o niepodległe państwo żydowskie.
O możliwościach emigracji było powszechnie wiadomo. W latach 20. wydawano w Polsce tygodnik „Der Emigrant”, który od 1924 r. stał się dodatkiem do popularnej gazety „Hajnt”. W prasie, także polskiej, zamieszczano ogłoszenia o „turystycznych wycieczkach”, jak nazywano nielegalne transporty. Statki wypływały przeważnie z Grecji, Bułgarii i Rumunii, dokąd imigranci docierali koleją. Załoga była przekupiona, a statki zazwyczaj stare i sfatygowane. Jeden z emigrantów tak opisywał warunki podróży: „Statek był stary i w złym stanie […]. Do tego pływającego grobu weszło 750 osób, w tym 250 kobiet i 15 dzieci. W ładowni urządzono kilkupiętrowe łóżka. Za materace służyły worki wypełnione słomą. Byliśmy tak stłoczeni, że na materacu trudno było przewrócić się na drugi bok. Najgorsze było jednak powietrze. Działo się to podczas pory deszczowej, wszystkie wejścia były zamknięte, atmosfera zaś dusząca. Na pokładzie urządzono dwie prowizoryczne latryny”. W takich warunkach nie było trudno o katastrofę. Wysłany przez syjonistów rewizjonistów „Rim” zatonął na Morzu Egejskim w lipcu 1939 r. Uratowani przez załogę pobliskiego statku pasażerowie zostali odstawieni na Rodos. Ocalili życie, lecz nie udało im się dotrzeć do Palestyny.
Do wybrzeży Palestyny imigranci dopływali pod osłoną nocy. Zwykle w odpowiedniej odległości od brzegu przesiadali się na mniejsze łodzie, dostarczane przez eskortę żydowskiej organizacji czuwającej nad przedsięwzięciem (przeważnie była to Hagana, która prowadziła konspiracyjną walkę z Arabami w Palestynie). Nowo przybyłym pomagali także mieszkający blisko brzegów żydowscy osadnicy. Łącznie w latach 1921–1937 z Polski wyemigrowało 400 tys. Żydów, co trzeci do Palestyny.
„Polsko, Polsko”
Po wybuchu II wojny światowej możliwości emigracji Żydów z okupowanej Polski były bardzo niewielkie. Kolejny wielki rozdział emigracji rozpoczął się w 1945 r. Zgodnie z bardzo szacunkowymi rachubami wojnę przetrwało około 250 tys. polskich Żydów, mniej niż 10 proc. przedwojennej społeczności. Wśród powracających do Polski Żydów nastroje były zróżnicowane, uzależnione w dużym stopniu od skomplikowanej sytuacji kraju. W Polsce trwała walka podziemia z komunistami, przemoc była wszechobecna, a warunki życia – bardzo trudne. W tych niestabilnych, niepewnych czasach wszyscy byli zagrożeni, szczególnie zaś Żydzi. Wielu powracających postrzegało Polskę jako wielki cmentarz, miejsce śmierci najbliższych. „Zbyt wiele bólu, aby o tobie pamiętać / Zbyt wiele ran, aby ciebie zapomnieć” – pisał w wierszu „Polsko, Polsko” poeta tworzący w języku jidysz, Icchok Jonasowicz. Część polskich Żydów wyzwolonych poza granicami kraju, na przykład z obozów koncentracyjnych, decydowała się nie wracać do Polski; zyskiwali wówczas status tzw. bezpaństwowców i pozostawali w obozach DP (displaced persons camps), zlokalizowanych głównie w Niemczech, Austrii, we Francji i Włoszech. Do tych obozów udawali się również nielegalni emigranci z Polski, którzy po 1945 r. nie znajdowali dla siebie miejsca w kraju. Państwo polskie, choć oficjalnie nie pozwalało na emigrację, nie czyniło wyjeżdżającym Żydom wielkich trudności. Emigrantom pomagała organizacja Bricha (z hebr. „ucieczka”), której zadaniem było sprowadzenie ocalałych Żydów z Europy do mandatowej Palestyny. Archiwalny film „Bricha” z 1947 r. pokazuje drogę, jaką musieli przebyć Żydzi decydujący się na nielegalną emigrację z Europy do Palestyny. Samotnie lub z rodzinami, z niewielkim dobytkiem, uciekali z Polski przez Czechosłowację i Austrię, by przekroczyć zieloną granicę w Alpach (często brnąc po kolana w śniegu) i znaleźć się we Francji lub Włoszech, skąd wypływały statki zmierzające do Brytyjskiego Mandatu Palestyny. Brytyjczycy niechętnie przyjmowali imigrantów. Odsyłali ich do obozów przejściowych zlokalizowanych na Cyprze. Głośnym echem odbiła się historia statku „Exodus 1947” wiozącego 4,5 tys. żydowskich imigrantów na pokładzie, którzy zostali przechwyceni przez Brytyjczyków u wybrzeży Hajfy i zawróceni do obozów DP w Niemczech. Części z nich udało się wyemigrować dopiero po 1948 r., kiedy to powstało państwo Izrael. „Linie kolejowe
i ścieżki, granice i szosy zapełniły się wędrowcami z pokolenia nielegalnej imigracji roku 1945” – czytamy na jednej z plansz pojawiających się w filmie „Bricha”. Szczególne nasilenie wyjazdów nastąpiło w połowie 1946 r., po pogromie w Kielcach. „Stąd wyjeżdżają Żydzi masowo: nie chcą i nie mogą więcej tu pozostać” – czytamy w liście nieznanej autorki, napisanym tuż po pogromie kieleckim. Z kolei Abraham Suckewer, wielki poeta języka jidysz, który po wojnie wrócił do Polski, w wyniku szoku po pogromie kieleckim napisał wiersz „Cu Pojlin”: „Czy mogę ja ciebie Polsko błogosławić? / Wszak byłem ja świadkiem wielu rozpraw krwawych. / Widziałem twój motłoch, ich pręty i łomy, / I dzieci i starców – ofiary pogromów”. W 1947 r. wyemigrował do Palestyny.
W latach 1945–1948 spośród około 250 tys. Żydów, którzy powrócili do Polski po wojnie, wyjechało około 150 tys. Choć nastroje emigracyjne nie osłabły, od 1949 r., gdy w Polsce nastał stalinizm, emigracja stała się właściwie niemożliwa. Na wyjazd do Izraela pozwalano jedynie tym Żydom, którzy nie mieścili się w komunistycznej wizji państwa. Wyjeżdżali zdeklarowani działacze syjonistyczni, Żydzi religijni i kupcy. Tej wąskiej emigracji sprzyjała umowa zawarta między rządem polskim a izraelskim. Skorzystało z niej około 30 tys. Żydów, którzy wyjechali z Polski w latach 1949–1951.
Alija „gomułkowska”
Pasażerowie w hali budynku towarzystwa okrętowego w Hamburgu, początek XX w./Fot. TVP/PAP/ZYGMUNT JANUSZEWSKI; Zaświadczenie o uczestnictwie w rejsie statku „Exodus”, 1947 r.; Bilet Mejera Nowika na statek Polonia wypływający z portu w Konstancy w Rumunii do Tel Awiwu, 22 kwietnia 1936 r.
Kolejna fala emigracji nastąpiła wraz z odwilżą w 1956 r., kiedy to oficjalnie rozliczano wcześniejszą władzę za wydarzenia okresu stalinizmu, przy tej okazji zrzucając na Żydów odpowiedzialność za zbrodnie tamtego czasu oraz przywołując wątek żydokomuny. W zakładach pracy zwalniano osoby pochodzenia żydowskiego w ramach tzw. regulacji kadr. Zmiana atmosfery politycznej spowodowała także pojawienie się oddolnego antysemityzmu, przejawiającego się m.in. w niszczeniu mienia w żydowskich placówkach czy w biciu żydowskich dzieci. Szczególne nasilenie działania te przybrały na Dolnym Śląsku, gdzie po wojnie mieszkała największa liczba Żydów. Jesienią 1956 r. we Wrocławiu doszło do zabójstwa zegarmistrza Chaima Rutkowicza. Złapany morderca oświadczył, że jego motywem była chęć zemsty na Żydach. Z kolei w Wałbrzychu antyżydowskie rozruchy jedynie dzięki interwencji wojska i policji nie zakończyły się pogromem. Społeczność żydowską opanowała „psychoza emigracyjna”. Nie tylko antysemityzm skłaniał do wyjazdów; należy wymienić także rozczarowanie rzeczywistością komunizmu, obawy o wychowanie dzieci czy strach przed życiem w Polsce, w której nie będzie już Żydów. W 1956 r. władze zezwoliły na emigrację i ruszyła fala wyjazdów znanych w Izraelu jako alija „gomułkowska”. Polscy Żydzi wyruszyli także do Kanady i Stanów Zjednoczonych, lecz największą ich liczbę przyjął Izrael. Z Polski wyjeżdżano pociągami nadzorowanymi przez firmę Orbis, przejazdy były śledzone przez tajne służby. Co ciekawe, ponad 30 proc. ogółu emigrantów w tym czasie stanowiły żydowskie dzieci. Na przykład w 1957 r. Polskę opuścili wszyscy wychowankowie domu dziecka w Krakowie. Wśród wyjeżdżających znajdowała się także spora grupa repatriantów z ZSRR. W marcu 1957 r. sfinalizowano umowę repatriacyjną z ZSRR, w wyniku której w latach 1955–1959 przybyło do Polski 250 tys. osób, w tym 18 tys. polskich Żydów. Szkoły żydowskie w Polsce znów zapełniły się dziećmi, a synagogi wiernymi, jednak nie trwało to długo, gdyż większość żydowskich repatriantów po przybyciu do Polski podejmowała starania o wyjazd do Izraela. W latach 1956–1959 z Polski wyjechało 51 tys. Żydów. W tej grupie repatrianci z ZSRR stanowili ok. 23 proc. W rezultacie w 1960 r. w Polsce pozostało zaledwie ok. 30 tys. Żydów.
O związku polskich emigrantów z dopiero co opuszczoną ojczyzną świadczą nazwy, jakie nadawali swoim nowym miejscom zamieszkania w Izraelu. Ramat Awiw nazywali Gomułkowem, a Holon – Piasecznem. W wyniku aliji „gomułkowskiej” w Tel Awiwie prężnie rozwijała się polskojęzyczna prasa, kwitło też życie literackie. Obok już istniejących polskich czasopism powstawały nowe, na przykład „Po Prostu w Izraelu”, nawiązujące do słynnego odwilżowego pisma, czy „Od Nowa”, porównywane do polskiej „Współczesności”. Po 1956 r. do Izraela przybyli także Ada i Edmund Neusteinowie, założyciele Księgarni Polskiej, w której przez lata koncentrowało się polskie życie literackie w Izraelu.
Marzec ’68
„I znów byłem sobą, / przejęzyczeniem swym, / Polską” – pisał w wierszu bez tytułu Arnold Słucki w 1970 r., przebywając już na emigracji w Niemczech. Słucki, podobnie jak wielu polskich intelektualistów żydowskiego pochodzenia, wyjechał w wyniku kampanii antysyjonistycznej rozpętanej w marcu 1968 r. U podłoża akcji propagandowej przeciwko Żydom leżał stosunek ZSRR i państw zależnych do wygranej Izraela w wojnie sześciodniowej. Moskwa potępiła Izrael, a w efekcie również Warszawa była zmuszona do zerwania stosunków dyplomatycznych z Jerozolimą. Odtąd policja polityczna przyglądała się bacznie postawom Żydów, poszukując tych sprzyjających Izraelowi. W wojsku zwalniano oficerów żydowskiego pochodzenia. Takim regulacjom szczególnie sprzyjało prawicowe skrzydło partii, skupione wokół postaci generała Mieczysława Moczara. Kiedy wiosną 1968 r. wybuchły manifestacje młodzieży i intelektualistów przeciwko zmianom, jakie zaszły w działaniach partii od Października 1956, i w obronie ideałów socjalizmu „z ludzką twarzą”, władze skierowały nienawiść przeciwko wrogom wewnętrznym, czyli Żydom. Aby uchylić zarzuty o antysemityzm, propaganda określała ich mianem syjonistów, wykoślawiając właściwe znaczenie tego terminu. W swoich przemówieniach, najpierw w czerwcu 1967 r., a następnie w marcu 1968 r., Władysław Gomułka posądził Żydów o nielojalność, podkreślając, że dla obywateli dwunarodowych nie ma w Polsce miejsca. Oprócz zmasowanej propagandy antysyjonistycznej w prasie, radiu i telewizji (w 1968 r. w Polsce było już ok. 3 mln abonentów) Żydzi borykali się z trudnościami dnia codziennego – zwalniano ich z pracy, wyrzucano z uniwersytetów, nie przyjmowano na studia. Pojawiały się także akty antysemityzmu. „Myśmy byli względnie anonimowi, lub tak nam się wydawało, ale to na naszych drzwiach w domu, w którym mieszkaliśmy niecały rok, pojawił się napis: »Tu mieszka hołota, Żydzi«” – wspomina Anna Frajlich, badaczka literatury i poetka, która w 1969 r. opuściła Polskę. Mimo wyjazdu jej związki z Polską pozostały bardzo silne, publikuje tu i zdobywa nagrody literackie, a w 2001 r. została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Po Marcu ’68 wyjeżdżali właśnie intelektualiści, przeważnie Żydzi zasymilowani, których rodziny nieraz przez lata przyczyniały się do rozwoju polskiej kultury. Wśród wyjeżdżają- cych znalazło się wielu naukowców – dość wspomnieć Józefa Hurwica, redaktora naczelnego „Problemów”, dziekana Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej, który nigdy nie angażował się politycznie. Jednak w marcu 1968 r. władze uczelni uznały go za persona non grata i stopniowo pozbawiano go wszystkich prestiżowych funkcji. Zmuszony sytuacją życiową, Hurwic podjął decyzję o wyjeździe. Ze smutkiem żegnał go w liście prof. Tadeusz Kotarbiński: „Jeżeli człowiek tak bardzo zasłużony […], tak bardzo polskości oddany […], nie spotyka się z należącymi mu się notorycznie aktami wdzięczności i uznania, lecz staje się przedmiotem negatywnego ustosunkowania i dyskryminacji […], a wreszcie utrudnień życia zmuszających do emigracji, w takim razie […] władze publiczne stwarzają lub tolerują panoszenie się stosunków potwornych”. Warto wspomnieć, że profesor kontynuował karierę, wykładając chemię na Uniwersytecie w Marsylii, gdzie starał się szczególnie popierać pracę naukową polskich stypendystów.
Wyjazdy wiązały się z koniecznością załatwienia szeregu formalności. Mieszkań nie wolno było sprzedawać (mienie państwowe), ale trzeba je było opustoszyć i zdać. Wszystkie zabierane sprzęty i przedmioty, łącznie z bielizną, należało umieścić na specjalnych listach mienia, pieczołowicie sprawdzanych przez celników przed wyjazdem. Aby wywieźć przedmioty wyprodukowane przed 1939 r., należało uzyskać specjalne pozwolenie konserwatora zabytków. Emigranci, podobnie jak turyści, nie mogli zabrać ze sobą większej sumy niż 5 dolarów amerykańskich. Gdyby nie pożyczki, których udzielały im organizacje żydowskie zrzeszone w ramach UHS (United HIAS Service), nie mieliby żadnych środków na utrzymanie się poza granicami kraju. Znaczna część wyjazdów odbywała się z Dworca Gdańskiego w Warszawie, skąd odchodził pociąg w kierunku Wiednia. Tu wzruszeni przyjaciele odprowadzali odjeżdżających. Michała Sobelmana żegnano na dworcu w Katowicach transparentami z napisem: „Cześć i chwała dla Michała”.
W 1967 r. wśród 32 mln obywateli Polski Żydzi stanowili grupę 25 tys. osób. W wyniku kampanii marcowej wyjechało stąd ok. 13 tys. Żydów. Emigracja ta, choć niepokaźna liczebnie na tle wcze- śniejszych wyjazdów Żydów z Polski w XX w., stanowiła wielki cios zarówno dla społeczności żydowskiej, jak i polskiej; bywa określana mianem kryzysu asymilacji. Była to ostatnia duża fala emigracji Żydów z Polski. Po 1989 r. można natomiast zaobserwować nowe zjawisko – powrót emigrantów. Wielu z nich wraca do Polski cyklicznie, odbywa wycieczki w rodzinne strony. Są i tacy, którzy zdecydowali się ponownie tu zamieszkać. Choć brak danych statystycznych mogących zilustrować to zjawisko, fakt jego zaistnienia świadczy o dobrych zmianach, jakie zaszły w naszym kraju po 1989 r.
Justyna Koszarska-Szulc
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN