Pracujemy jak dobrze naoliwiona maszyna. Rozmowa z Heleną Mańkowską o biznesie, Paryżu i Szczawnicy
O zamianie Paryża na Szczawnicę, pracach przy rewitalizacji kurortu oraz o przewadze firm rodzinnych z Heleną Mańkowską rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Każdy, kto regularnie odwiedza Szczawnicę, musi być pod wrażeniem wielkiego rozmachu, z jakim ród Mańkowskich odmienia to miasto. Pani jest reprezentantką młodszego pokolenia rodu, ale nie najmłodszego.
Helena Mańkowska: Rośnie już następne pokolenie – dzieci mojego brata Nicolasa, z którym rewitalizujemy i rozwijamy Szczawnicę. Oczywiście jako pierwsi w to przedsięwzięcie zaangażowali się mój ojciec Andrzej i najstarszy brat Krzysztof.
KB: Żyła pani w Paryżu, robiła tam karierę, ale to Szczawnica okazała się bardziej kusząca.
HM: Mój ojciec urodził się na Podhalu, ale po studiach w Krakowie wyemigrował do Francji i tam założył rodzinę. Razem z braćmi przyszliśmy na świat i wychowaliśmy się w Paryżu. Ja ukończyłam szkołę handlową i zawodowo specjalizowałam się w markach luksusowych. Pracowałam w firmie Cartier, w domu handlowym Printemps i w wydawnictwie prasowym Hachette Filipacchi. Z biznesem jestem związana od zawsze – ojciec swoją działalność biznesową rozpoczął ponad 25 lat temu, więc od dziecka słyszałam w domu o blaskach i cieniach prowadzenia firmy. Zresztą w naszej rodzinie każde pokolenie stykało się z biznesem. Mój pradziadek, hrabia Adam Stadnicki, urzeczony krajobrazem i cudownym klimatem Szczawnicy, w 1909 r. kupił to podupadające wówczas uzdrowisko. Rozbudował je i zmodernizował, dzięki czemu stało się jedną z najmodniejszych miejscowości wypoczynkowych przedwojennej Polski. Ale po II wojnie światowej majątek został skonfiskowany i dopiero w 2005 r. potomkom hrabiego Stadnickiego udało się go odzyskać. Mój ojciec postanowił zainwestować w rozwój Szczawnicy, a my, jego dzieci, podjęliśmy się realizacji projektu. Dbamy o dziedzictwo rodzinne, rewitalizujemy budynki, przede wszystkim jednak realizujemy własną wizję rozwoju, nabywamy nowe obiekty i planujemy ich przeznaczenie zgodnie z dostrzeganym przez nas zapotrzebowaniem na rynku.
Jako pierwszy do Szczawnicy przyjechał Krzysztof, a potem dołączył Nicolas. Razem zrewitalizowali plac Dietla i Café Helenka. Wtedy zaprosili mnie, żebym przyjechała i zobaczyła, czego już udało się dokonać. Kiedy zobaczyłam niewielkie, siedmiotysięczne miasteczko, przepięknie położone wśród gór i pełne serdecznych ludzi – od razu poczułam się jak w domu. Skutek był taki, że wprawdzie wróciłam do Francji, ale już po dwóch dniach złożyłam wypowiedzenie w pracy w Paryżu, wypełniłam zobowiązania zawodowe i po trzech miesiącach wsiadłam w samochód, by z powrotem przyjechać do Szczawnicy. Tym razem na dobre. Zadziałał impuls, choć przedtem nigdy nie postępowałam spontanicznie. Zawsze miałam długofalowe plany, dobrze wiedziałam, czego chcę i dokąd zmierzam. Jednak niespodziewanie dla mnie samej bez większego wahania porzuciłam ustabilizowane wielkomiejskie życie w Paryżu. Dołączyłam do rodziny akurat przy rewitalizacji willi Pod Modrzewiami, którą Adam Stadnicki zbudował w 1939 r. dla swojej córki Marii. Budynek był bardzo zaniedbany, a my mieliśmy ambitny plan, by uruchomić tam pierwszy w regionie pięciogwiazdkowy hotel. Nie podjęlibyśmy tego wyzwania, gdybyśmy myśleli tylko o szybkim zwrocie kapitału. Modrzewie Park Hotel zachował przedwojenny, modernistyczny styl willi, ale wnętrza musiały przejść kompleksowe zmiany, aby spełnić standardy współczesnego hotelarstwa i wymogi konserwatorskie obiektu historycznego. To był mój pierwszy projekt w Szczawnicy, zrealizowany już ponad 10 lat temu.
KB: Jak dzisiaj ocenia pani decyzję o przeprowadzce do Polski?
HM: Z pewnością nie żałuję, choć na początku nieraz bywało trudno. Nie znałam języka polskiego, bardzo rzadko bywałam przedtem w Polsce, więc nie znałam też kraju. Wiedziałam od ojca, że mamy rodzinę pod Wrocławiem i dziadka w Zakopanem, ale nie znaliśmy się zbyt dobrze. W latach mojego dzieciństwa, które przypadło na czasy stanu wojennego w Polsce, wyjazd tutaj był jak podróż w nieznane. Jazda samochodem trwała prawie dobę! A potem nagle, w jednej chwili przeniosłam swoje życie z Paryża do Szczawnicy, gdzie – podkreślę to raz jeszcze – od razu poczułam się jak w domu. Może dlatego, że podskórnie zawsze czułam się pół Francuzką, pół Polką.
Kiedy zdecydowaliśmy się na inwestycje w Szczawnicy, oprócz sentymentu do dziedzictwa przodków widzieliśmy także potencjał rozwoju miasta i biznesu w tym mieście. Po odzyskaniu swojego majątku kupiliśmy jeszcze wiele innych zaniedbanych budynków. Mamy wizję i opracowany plan rozwoju uzdrowiska na następnych 50 lat. Wymaga to oczywiście dużo pracy i nakładów finansowych, ale podejmiemy ten trud. Również po to, aby pozostawić po sobie ślad i dziedzictwo dla następnych pokoleń.
Modrzewie Park Hotel i Inhalatorium w Szaczawnicy
KB: Widziałem w Szczawnicy wiele pięknie odnowionych budynków, które już pełnią funkcje hoteli, restauracji, kawiarni, sal koncertowych.
HM: Od początku naszym celem jest zrównoważony rozwój uzdrowiska – oferowanie usług hotelowych, medical spa, turystycznych, sportowych i kulturalnych. Ale żeby móc to zaproponować turystom i kuracjuszom, najpierw musieliśmy stworzyć bazę hotelowo-gastronomiczną na odpowiednim poziomie. Realizację projektu rozpoczęliśmy w 2008 r. i każdego roku otwieraliśmy nowy obiekt: Café Helenka, plac Dietla, kaplicę Zdrojową, Muzeum Uzdrowiska, Dworek Gościnny, Park Dolny i Park Górny (wspólnie z miastem), pięciogwiazdkowy hotel Modrzewie Park, Pijalnię Wód Mineralnych. Ostatnio prowadziliśmy remonty w willi Marta, hotelu Nawigator, stadninie koni i Inhalatorium. Uruchomiliśmy produkcję wód mineralnych, otworzyliśmy dwa butiki I Love Szczawnica, w których oferujemy przede wszystkim regionalne rękodzieło. Zorganizowaliśmy wiele wydarzeń kulturalnych dla turystów, mieszkańców i ich dzieci. Wspólnie z Małopolską Organizacją Turystyczną promujemy uzdrowisko. Tak wygląda nasza działalność. To dowodzi, że nie interesuje nas inwestowanie w pojedyncze budynki, chcemy mieć wpływ na funkcjonowanie całego uzdrowiska. Wiem, że w Szczawnicy goście czują się bardzo dobrze i że wielu tutaj wraca – nie tylko ze względu na nasze obiekty, w których ludzie doceniają wyjątkową atmosferę i obsługę. Dla nas każdy gość jest najważniejszy.
KB: Zakres działania jest imponujący. Czy są projekty wyjątkowe, do których czują państwo szczególny sentyment albo z których są szczególnie dumni?
HM: Każdy projekt jest dla nas wyjątkowy. Widziałam, z jaką pasją Nicolas przeprowadzał renowację parków. Analizował, kto będzie tam zaglądał (kuracjusze czy raczej rodziny z dziećmi), jakie powinny wyzwalać emocje u wypoczywających i jaką roślinność warto zasadzić. Kiedy budowaliśmy Modrzewie Park Hotel, który miał być obiektem luksusowym, nie chcieliśmy wyposażyć go jedynie w pięć absolutnie doskonałych, ale zimnych gwiazdek. Chcieliśmy przede wszystkim dać gościom poczucie odwiedzin w domu dobrego przyjaciela, serdeczną atmosferę. Dlatego tyle uwagi poświęciliśmy wnętrzom, nawiązującym do lat 30. XX w., kiedy to willa przyjmowała w swoich murach arystokrację z całej Europy. Wtedy już wiedzieliśmy, że celem nadrzędnym kolejnych rewitalizacji, oprócz zachowania oryginalnego charakteru obiektów, muszą być dobre emocje, z którymi będą się te obiekty kojarzyć.
KB: Szczególnie trudna musiała być odbudowa Dworku Gościnnego, tak ważnego dla historii Szczawnicy i jej mieszkańców, z którego prawie nic nie pozostało po pożarze w 1962 r.
HM: Dworek Gościnny został otwarty w 1884 r. i pełnił funkcję „pienińskiego salonu”. Gościł Jana Matejkę, Leona Wyczółkowskiego, Wojciecha Kossaka, Stanisława Wyspiańskiego czy Henryka Sienkiewicza. Niestety pożar strawił go doszczętnie, nie zachowały się też żadne oryginalne plany – wielkość budynku oszacowaliśmy na podstawie jedynej fotografii. Obecna bryła, tak jak dawniej, czerpie z architektury góralskiej i stylu wiktoriańskich dworków. Odbudowa obiektu od zera dawała niepowtarzalną okazję stworzenia sali koncertowej o perfekcyjnej akustyce i najnowocześniejszych rozwiązaniach technicznych, niezbędnych do realizacji najbardziej skomplikowanych widowisk. Jej walory mieli już okazję docenić Nigel Kennedy, Leszek Możdżer, Anna Maria Jopek, zespół Śląsk czy Orkiestra Kameralna AUKSO. Innowacyjność projektu polega też na tym, że składając fotele i odpowiednio aranżując oświetlenie i przestrzeń, salę główną w kilka minut można przeistoczyć z teatralnej w balową lub kongresową.
KB: Czy działanie w firmie rodzinnej daje przewagę?
HM: Są plusy i minusy. Od ponad 10 lat wiodącym tematem rodzinnych rozmów i myśli każdego z nas jest Szczawnica. Nie ma od tego chwili wytchnienia. To źle i dobrze zarazem, bo mamy wspólny cel, który możemy osiągnąć jedynie wtedy, gdy będziemy pracować wspólnie. Na szczęście każdy z nas specjalizuje się w innych obszarach, więc dobrze się uzupełniamy. Nicolas sprawuje nadzór inwestorski nad projektami. Ja działam operacyjnie. Oczywiście jest czas na dyskusje, wymianę poglądów, ale kiedy już ustalimy plan działania – pracujemy jak dobrze naoliwiona maszyna, bez kłótni czy nieporozumień.
Poza tym firma rodzinna wzbudza zaufanie u ludzi. Kiedy odzyskaliśmy nieruchomości w Szczawnicy, odczuwaliśmy pewien dystans ze strony mieszkańców, bo nie wiedzieli oni, jakie są nasze rzeczywiste zamiary wobec miasta. Ale przekonali się do nas w 100 proc., kiedy zobaczyli, że przeprowadziliśmy się do Szczawnicy i zakasaliśmy rękawy, aby ciężko pracować, otwieraliśmy obiekt po obiekcie i zaczęliśmy zatrudniać ludzi. Cały czas staramy się dbać o mieszkańców. Z myślą o nich organizujemy bale charytatywne i koncerty, jak choćby noworoczny koncert Małej Armii Janosika. Również z myślą o nich zrewitalizowaliśmy park.
Polacy w całym kraju otworzyli się na zmiany, ciężko pracują, bo chcą żyć lepiej i ładniej. Chcą być dumni ze swojego kraju, ale też ze swojej małej ojczyzny. Jak już mówiłam, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Szczawnicy, uderzyło mnie piękno gór, Dunajca i panującej dookoła ciszy. Z czasem przyszło głębokie przywiązanie do mieszkańców – serdecznych, pogodnych i oddanych tradycji. Mieszkam w Szczawnicy, Warszawie i Krakowie. Dużo jeżdżę po kraju i sama widzę, jaki jest piękny, jak bardzo się zmienił w ostatnich latach. Jestem dumna, że jestem Polką.
KB: Pracuje pani na odcinku operacyjnym, a do tego trzeba mieć niemałe zdolności przywódcze.
HM: Przywódcą czy liderem jest każdy, kto prowadzi własną firmę. Od dzieciństwa słyszałam, jak mój tata opowiada o wyzwaniach związanych z prowadzeniem biznesu. Zawsze podkreślał, że nie można odnieść sukcesu bez oddanych sprawie współpracowników. Moja działalność polega właśnie na pracy z ludźmi. Każdy dzień jest inny i wymaga rozwiązywania innych problemów. Nie zmagam się jedynie z kwestiami dotyczącymi funkcjonowania hotelu, restauracji czy butiku – często wspieram pracowników w różnych sprawach. Dopiero teraz możemy powiedzieć, że mamy zespół, na który możemy liczyć w 100 proc. i który jest na równi z nami zaangażowany w projekt.
KB: A jaka jest z pani perspektywy rola kobiet we współczesnym świecie?
HM: Kobiety muszą mieć swobodę w podjęciu decyzji, czy ich priorytetem jest kariera zawodowa, czy dom i wychowanie dzieci – jeżeli zarobki męża pozwalają na utrzymanie rodziny. Uważam, że obie role są równie wartościowe i uprawnione. Dzisiaj kobiety zakładają firmy, wiele awansuje w korporacjach, osiągając należne im pozycje. Ostatnie badania wykazują, że biznes prowadzony przez kobiety działa lepiej.
KB: Jakie zmiany czekają w najbliższym czasie Szczawnicę?
HM: W tym roku finalizujemy największy projekt w historii firmy – rewitalizację dawnego sanatorium Hutnik, które będzie teraz obiektem o standardzie cztero- i pięciogwiazdkowego hotelu. Pieniny Grand to 119 pokoi, centrum odnowy biologicznej Medical Spa, restauracje, kawiarnia i bar położony na dachu 13-piętrowego budynku. Staraliśmy się, aby bryła w jak najmniejszym stopniu ingerowała w otoczenie, stąd biel i szarość fasady, a także tafle szkła, w których przeglądają się Pieniny. Mimo nowoczesnej architektury naszym priorytetem jest uzyskanie już od wejścia poczucia przytulności i komfortu. W obiekcie wykorzystaliśmy elementy nawiązujące do największego dobra naturalnego Szczawnicy – leczniczych szczawów wybijających z głębi ziemi. Właśnie ta moc gór daje poczucie siły, bezpieczeństwa i troskliwej opieki. Każdy pokój, choć urządzony minimalistycznie, będzie miał wielki atut: panoramiczny widok na Pieniny. Naszym celem nie jest zatrzymanie gościa w pokoju, ale ukazanie atrakcji poza nim. U nas gość ma czuć się najważniejszy, zrelaksowany i jednocześnie otwarty na to, co oferuje Szczawnica. Według mnie – najpiękniejsza na Podhalu.
Helena Mańkowska – wiceprezes zarządu Thermaleo Plus Sp. z o.o.