Jak zachęcić dzieci do uprawiania sportu. Debata „Teraz Polska”
23 października br. w gościnnych progach klubu Legia Warszawa SA, laureata Godła „Teraz Polska”, odbyła się debata „Teraz Polska trzyma formę sportową” (zorganizowana przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego w ramach spotkania Klubu „Teraz Polska”). Rozmowę poprowadziła Justyna Orłowska, dyrektor z AM Art-Media, a prelegentami byli: Marian Woronin, olimpijczyk, organizator Czwartków Lekkoatletycznych, wiceprezes Stowarzyszenia „Sport Dzieci i Młodzieży”; Artur Popko,wiceprezes zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej, oraz Marcin Harasimowicz, członek zarządu Fundacji Legia Soccer Schools.
Podczas debaty rozmawiano o tym, jak rozbudzać zainteresowanie dzieci kulturą fizyczną i wyławiać talenty sportowe oraz jaka powinna być rola polskiego biznesu w rozwoju kultury fizycznej dzieci i młodzieży. Przedstawiamy relację z dyskusji.
Justyna Orłowska: Na wstępie chciałam się pochwalić moim pierwszym w życiu dyplomem. Zdobyłam go podczas Czwartków Lekkoatletycznych w Płocku 24 lata temu. Dlatego pierwsze pytanie kieruję do Mariana Woronina. Proszę powiedzieć, jak ten projekt ewoluował przez lata.
Marian Woronin: Czwartki Lekkoatletyczne są rodzajem przedolimpijskiego przedszkola dla dzieci i młodzieży. Lekkoatletyka jest najprostszą formą uprawiania sportu. Bieg, skok, rzut – to są naturalne metody ćwiczeń, więc rzesza dzieci uczestniczy w naszych zawodach. W tym roku stuknęło nam 30 lat. Aczkolwiek już w latach 60. XX w. odbywała się impreza pod taką nazwą dedykowana wszystkim – starym i młodym. Organizowana była pod egidą „Sztandaru Młodych”, a później „Expressu Wieczornego”. Natomiast nasz format został przeznaczony wyłącznie dla dzieci i młodzieży. Wśród „czwartkowiczów” jest wielu mistrzów w lekkoatletyce, np. Piotr Lisek, mistrz w skoku o tyczce; Adam Kszczot, mistrz w biegu na 800 m; Adrianna Sułek-Schubert, multimedalistka w wieloboju. Zaobserwowaliśmy, że jedna trzecia ogólnopolskich finalistów Czwartków trafia do lekkoatletyki, jedna trzecia trafia do innych dyscyplin, a jedna trzecia ginie nam z pola widzenia. Jednakże 66 proc. „naszych” dzieci w wieku 11–13 lat pozostaje przy sporcie. Według mnie jest to bardzo przyzwoity wynik.
Justyna Orłowska: Polska siatkówka jest dyscypliną, która wciąż dostarcza nam nowych sukcesów i medali. Rosną nowe kadry siatkarskie. Krótkie pytanie: jak to się robi?
Artur Popko: Jednego przepisu nie ma. Siatkówka ma stabilne długofalowe finansowanie. Współpraca z Plusem trwa już ponad 20 lat, mamy stałe programy wsparcia w Ministerstwie Sportu. Nie pracujemy „na akcyjności” w bieżącej działalności. Akcyjność u nas polega na organizacji wydarzeń mających na celu popularyzację dyscypliny czy upowszechnianie sportu, co w Polsce zostało mocno rozwinięte i jest sowicie finansowane.
Natomiast potrzeba codziennej pracy, żeby narodził się sportowiec. Dzieci muszą trenować regularnie rano i wieczorem. Dwanaście lat temu wspólnie z ministerstwem (przy czynnym udziale Waldemara Pawlaka i Michała Strąka) udało się uruchomić program SOS powołujący Siatkarskie Ośrodki Szkolne, który zapewnia m.in. finansowanie dla kadry trenerskiej, co przynosi efekty. Do tego obecność dyscypliny w telewizji, transmisje rozgrywek ligowych, międzynarodowe sukcesy naszych klubów oraz reprezentacji kobiet i mężczyzn – to wszystko powoduje wzrost popularności i zainteresowanie młodzieży uprawianiem siatkówki. Wiadomo, że to rodzice decydują, jaką dyscyplinę będzie uprawiać ich dziecko. I to oni muszą zdawać sobie sprawę, że warunkami koniecznymi, ale wcale niegwarantującymi sukcesów, są talent i predyspozycje. A takiej młodzieży jest bardzo mało – około 10 proc. grających w siatkówkę ma predyspozycje. Niestety, ci zdolni są zazwyczaj leniwi.
W siatkówkę grają nieraz trzy pokolenia. Mamy na przykład rodzinę Jaroszów, gdzie grał dziadek Zbigniew, ojciec Maciej (trzykrotny srebrny medalista mistrzostw Europy i olimpijczyk z Moskwy z 1980 r.) oraz synowie Marcin i Jakub (wielokrotny medalista mistrzostw Europy, Ligi Światowej i Pucharu Świata). To jest wielka siła siatkówki, że przyciąga graczy jak magnes. Jeżeli rodzice grali w siatkówkę, to ich dzieci przeważnie też ją trenują. Jednak talent to nie wszystko. Niezbędne są ciężka praca i litry potu wylane na boisku. Warto w tym momencie przytoczyć reakcję trenera HubertaWagnera na protesty Tomka Wójtowicza przeciwko żmudnemu treningowi. Tomek argumentował, że przecież zadane ćwiczenia wykonuje lepiej od innych. Na to trener Wagner wziął go na bok i powiedział: „Popatrz na chłopaków, jak mocno trenują. Pracują bez słowa sprzeciwu. Tylko ich praca nie ma sensu, a twoja ma”. Sztuką jest utrzymać w sporcie najbardziej utalentowanych i przekonać ich do solidnej pracy. Do tego niezbędni są trenerzy oddani całym sercem pracy z młodzieżą.
Justyna Orłowska: Druga dyscyplina, która nie musi się martwić o zawodników, to piłka nożna.
Marcin Harasimowicz: Wprawdzie reprezentacja narodowa w piłce nożnej nie odnosi takich sukcesów jak nasi siatkarze, ale nie narzekamy na brak zainteresowania grą w piłkę u dzieci i młodzieży. Podstawą są piłkarskie przedszkola. Dlatego 10 lat temu rozpoczęliśmy w Legii Warszawa program Legia Soccer Schools, mający na celu szeroko rozumianą promocję zdrowego życia poprzez sport. Uruchomiliśmy ponad 100 lokalizacji, gdzie najmłodsi mogą uprawiać sport na co dzień – mam tu na myśli nie tylko piłkę nożną, ale także 14 innych dyscyplin. Działamy lokalnie w Warszawie, ale też w całej Polsce, bo jednym z kluczowych założeń programu jest to, aby dziecko mogło uczestniczyć w zajęciach tuż obok swojego miejsca zamieszkania.
Justyna Orłowska: Z jednej strony słyszę od panów, że dzieci garną się do sportu, ale z drugiej strony z badań sprawności fizycznej dzieci wynika, że niektóre z nich nie potrafią wykonać przewrotu w przód, a jedna trzecia nie ćwiczy w ogóle na lekcjach wuefu. Co może odciągnąć dzieci od smartfonów, gier komputerowych i nicnierobienia?
Marian Woronin: Ależ na przestrzeni lat nic w tym względzie się nie zmienia. Pięćdziesiąt lat temu też mieliśmy łamagi. Natomiast sprawni i zdolni sportowo byli i są. To prawda, dzieci zachłysnęły się komputerami i Internetem, jednak jestem przekonany, że powróci równowaga.
Widzę inne niebezpieczeństwo: każdy nowy minister zmienia programy, funkcjonujące zamyka i otwiera nowe. Tymczasem sport potrzebuje stabilizacji i konsekwencji w działaniu. Nasze stowarzyszenie współpracuje z Orlenem od 20 lat, więc widziałem, jak wraz ze zmianami prezesa zmieniały się programy. Lata temu przestrzegałem prezesa Jacka Krawca, że jak nie zainwestujemy relatywnie niedużych pieniędzy w przedszkola sportowe, to nie będziemy mieli nowego Małachowskiego, Majewskiego czy Włodarczykówny. Wtedy słuchał tego z niedowierzaniem, a dziś mamy właśnie taką sytuację – brak następców naszych złotych olimpijczyków.
Kiedy ja zaczynałem karierę sportową 60 lat temu, to w każdej szkole funkcjonował SKS – Szkolny Klub Sportowy, w którym bezpośrednio po lekcjach można było trenować bezpłatnie. Dziś mamy prywatne szkółki, rozmaite akademie za dość duże pieniądze. Stać na to tylko garstkę zamożnych z dużych miast. W małych miastach i miasteczkach wydatek 150 czy 200 zł za trening to bariera nie do pokonania. Do lat 80. funkcjonował system Spartakiad Dzieci i Młodzieży, ale po transformacji ustrojowej został zlikwidowany. Ostatnio zaniepokoiła mnie wypowiedź ministra sportu, że dotychczasowe finansowanie związków sportowych przejdzie do klubów. Nie rozumiem tego, gdyż związki spełniają istotną rolę i wykonują wiele ważnej pracy.
Artur Popko: Nie jest możliwe funkcjonowanie sportu bez związków. Zajmują się one nie tylko sportem profesjonalnym i mistrzowskim, który tak lubimy podziwiać w telewizji. Związki finansują szkolenie kadry trenerskiej, szkolenie dzieci i młodzieży oraz zajmują się popularyzacją kultury fizycznej w społeczeństwie. Sport jest procesem, który musi być przewidywalny. Potrzeba przynajmniej 10 lat stabilnego finansowania, aby trenujący dzieciak stał się młodym sportowcem. Rosnący organizm wymaga troski i szczególnej uwagi ze względu na rozwój fizyczny i emocjonalny.
Znane jest w sporcie takie powiedzenie, że nie dzieci się zmieniają, ale rodzice. Teraz dzieci są przywożone na treningi samochodami. Kiedyś szukało się chętnych do trenowania na podwórkach. W sporcie lepiej mieć do czynienia z wilkami, a nie owieczkami, bo wilki są trochę złe, butne, niepokorne, a zwykle to łobuzy z charakterem mają w sobie gen zwycięstwa. Grzeczni chłopcy i dziewczynki nie odnoszą sukcesów w sporcie. Dlatego trener prowadzący proces szkoleniowy musi umieć także poprowadzić proces wychowawczy, co jest trudne, wymaga czasu i zaangażowania. Mimo to nikt w sporcie nie chce mieć wyłącznie grzecznych zawodników, nawet kiedy regularnie płacą za trening 200 czy 500 złotych.
Justyna Orłowska: Kolejny raz już pojawia się w naszej rozmowie wątek pieniędzy. Kiedy trzylatek przychodzi na boisko czy na basen, to nie zastanawia się, czy będzie mistrzem w przyszłości. Chce się dobrze bawić, zawrzeć nowe przyjaźnie. Pozostaje kwestia finansowania zajęć sportowych.
Marcin Harasimowicz: Taka jest właśnie idea Legii, aby zajęcia odbywały się najbliżej domu – nie trzeba wtedy dojeżdżać na trening, a z czasem dziecko może samo pójść na zajęcia. Chcemy rozbudzić w dzieciach miłość do sportu, bo bez tego ścieżka sportowa będzie bardzo krótka, niezależnie od starań rodziców. Żeby zainteresować dziecko zajęciami sportowymi, trzeba zbudować wokół nich odpowiednią otoczkę. I to właśnie staramy się robić. Natomiast kiedy zawodnik wchodzi już na ścieżkę sportu zawodowego, to musi mieć świadomość, że wymaga ona poświęceń po każdej ze stron: dzieci, rodziców i trenerów. Ta ścieżka zwykle wymaga o wiele większych inwestycji finansowych, pochodzących nie tylko od rodziców, ale też od klubów, jak to ma miejsce w przypadku Akademii Piłkarskiej Legii. Dlatego tak potrzebna jest współpraca z ministerstwem oraz sponsorami.
Justyna Orłowska: Nie każde dziecko zostanie profesjonalnym sportowcem, ale każde, które zetknie się ze sportem, przez całe życie będzie miało w sercu swoją dyscyplinę i będzie ją oglądać w telewizji czy na stadionach. Dzięki temu będzie wzrastać liczba kibiców i oglądalność transmisji sportowych, a co za tym idzie – zwiększy się ekwiwalent reklamowy, który jest kluczowym wskaźnikiem w procesie pozyskiwania sponsora. Jakie firmy w Polsce inwestują w sport? Czy są to biznesy lokalne?
Marian Woronin: W przypadku sportu dzieci i młodzieży trudno jest zdobyć sponsora, bo de facto nie ma zwrotu z takiej inwestycji. To inwestycja w przyszłość, więc zarządy nie podejmują ryzyka. Liczą się relacje koleżeńskie. PKN Orlen zaczął dofinansowywać Czwartki Lekkoatletyczne tylko dlatego, że prezes Jacek Krawiec kiedyś w juniorach biegał ze mną średnie dystanse. Natomiast jest wielu sponsorów lokalnych imprez czy zawodów – piekarz przyniesie pączki czy kanapki, ktoś inny zrobi herbatę i kupi napoje. Przez 30 lat istnienia Czwartków w zawodach wzięło udział półtora miliona dzieci. Zatem jest potencjał w tej imprezie, a ja nadal mam zapał i – o ile dopisze mi zdrowie – dalej będę to robić.
Justyna Orłowska: W jaki sposób są wyławiane siatkarskie talenty?
Artur Popko: Talent siatkarski jest dostrzegany bardzo szybko. Czasem, zanim klub zdąży go przejąć, już jest w zasięgu menedżera. I tu pojawia się problem, bo menedżer nie zawsze jest nastawiony na prawidłowe prowadzenie zawodnika, doradztwo i mądry wybór klubu. Często kieruje nim chęć jak najszybszego zarobku. W takim przypadku dobrze zapowiadający się zawodnik idzie do dobrego klubu, ale trafia tam na ławkę, nie gra i nie rozwija się. Natomiast klub, który pozyska 15-letni talent, potrafi się nim dobrze zaopiekować, stworzyć warunki do rozwoju motorycznego i psychicznego. Bo w sporcie psychika i odporność na stres są ważne na równi z talentem, predyspozycjami fizycznymi i wyszkoleniem technicznym. Dzisiaj wszystkie zawody juniorskie w siatkówce są transmitowane online. Są też media społecznościowe. Zatem można wszystko obejrzeć. Na pewno żaden talent nie zostanie przeoczony. Ważniejsze jest pytanie, jak go poprowadzić i skąd wziąć na to pieniądze. Szkolenie młodzieży jest obowiązkiem państwa i samorządu, bo sponsor tego nie udźwignie. Potrzeba dobrych trenerów, gotowych poświęcić pracy całe popołudnia i wieczory, łącznie z sobotami i niedzielami. Trenerzy młodzieżowi zajmują się nie tylko procesem szkolenia, ale także budowaniem relacji w grupie, rozwiązywaniem konfliktów sportowych i osobistych. Trenerzy w sporcie profesjonalnym zarabiają w Polsce bardzo dobre pieniądze, natomiast ci młodzieżowi nie zawsze są adekwatnie wynagradzani. To powinno się zmienić.
Justyna Orłowska: W Legii Warszawa talenty są wyławiane poprzez skauting, co oznacza, że nie ma otwartych naborów, ale poszukuje się ich w klubach, z którymi Legia ma nawiązaną współpracę.
Marcin Harasimowicz: Rynek talentów piłkarskich jest bardzo wymagający. Jak mówił prezes Popko, pojawiają się nieformalni menedżerowie, którzy przejmują nie tylko zawodników 15-letnich, ale zdecydowanie młodszych. Dlatego Legia Warszawa ma przygotowaną specjalną ścieżkę dla młodego zawodnika, aby z rozwagą się rozwijał i osiągnął mistrzostwo. Jeżeli pozyskujemy zawodnika z lokalnego klubu, to taka sytuacja jest atutem dla tego klubu, gdyż jego zawodnik zasila skład utytułowanej Legii Warszawa. To oczywisty zysk biznesowy i wizerunkowy, pomocny w pozyskiwaniu sponsorów czy partnerów do współpracy. Z naszej strony dzielimy się wiedzą z zakresu zarządzania i szkolenia trenerów. Czasem żal klubowi wypuszczać z rąk czołowego zawodnika, ale w większości kluby rozumieją, że oferujemy ich wychowankom bezpieczną ścieżkę do profesjonalnego sportu. Ostatecznie klub lokalny, oddając takiego zawodnika, również buduje swoją historię. To zachęta dla innych zawodników z okolic, aby właśnie w tym klubie trenować.
Justyna Orłowska: Zatem co my powinniśmy robić, aby dzieci garnęły się do sportu? Jak zachęcić biznes do inwestowania w sport?
Marcin Harasimowicz: Potrzeba edukowania rodziców, aby zrozumieli, że trzyletnie dziecko nie musi zostać w przyszłości drugim Lewandowskim i zarabiać gigantycznych kwot. Trzeba traktować uprawianie sportu jako drogę do zdrowia. Nie należy wywierać presji na dzieciach, tylko je zachęcać, pokazać, którędy iść na stadion, na pływalnię. One chcą bawić się sportem.
Marian Woronin: Dla rozwoju dziecka wystarczy pływanie, gimnastyka i ogólnie rozumiana lekkoatletyka. A czy z tego będą mistrzowie olimpijscy? Trudno powiedzieć, miejmy nadzieję, że tak.
Choć z drugiej strony ja już 40 lat czekam na poprawienie rekordu Polski w sprincie na 100 metrów. Chciałbym osobiście pogratulować takiemu zawodnikowi… Dlatego jeżdżę po różnych imprezach sportowych w kraju i wszystkich zachęcam do sportu. A szczególnie rodziców. Zawsze im mówię: „Nie myślcie o tym, ile wasze dziecko zarobi jako sportowiec, tylko czy będzie zdrowe”.
Artur Popko: Raz w życiu biegłem ze sprinterem na 100 metrów, ustanowiłem wtedy swój rekord życiowy, a wyglądało to tak, jakbym stał, a on biegł. Różnica między sprinterem a „normalnym” człowiekiem, nawet trenującym, wynosi około 20 metrów na 100. To tytułem dygresji.
Natomiast w Polsce generalnie potrzeba stabilności i przewidywalności. Szkolenie sportowca to proces długofalowy, który trwa minimum 10 lat. Jeżeli na przykład myślimy o organizacji igrzysk olimpijskich w 2040 r., to musimy przyglądać się dzisiejszym zawodnikom, którzy mają maksymalnie 15 lat, a nawet młodszym.
Na państwo gospodarza igrzysk patrzy się nie tyle pod kątem organizacji wydarzenia, efektu medialnego czy turystycznego, ale pod kątem wyników sportowych. A tymczasem w Paryżu nawet ogarnięta wojną Ukraina zdobyła więcej medali niż Polska. To świadczy o tym, że mamy problem, ale on jest do rozwiązania. Trzeba zaufać ludziom sportu i wesprzeć ich działania poprzez wzmocnienie stabilności i przewidywalności.
Państwo powinno także inaczej spojrzeć na sponsoring. Wszędzie na świecie sport finansują zakłady bukmacherskie. U nas jest to branża nieuregulowana pod tym względem. Natomiast jeżeli ludzie grają w zakładach bukmacherskich, to znaczy że interesują się sportem, przeglądają statystyki i analizy. Państwo polskie powinno się zmierzyć z tym problemem.
Kolejna kwestia do rozwiązania to brak przywilejów dla firm sponsorujących sport. Dobrze, że chociaż samorządy mogą finansować sport, bo bez tego nie mielibyśmy sportu profesjonalnego. Nie można traktować sportu profesjonalnego na takich samych zasadach, jak inne działalności gospodarcze, gdyż w działalności sportowej pojawia się wiele korzyści prospołecznych, prozdrowotnych, edukacyjnych. Zaufajmy doświadczonym ludziom polskiego sportu.
Marian Woronin: Ciągle słyszę pytanie, czy grozi nam zapaść w sporcie. Myślę, że nie. Zapaść może nam grozić, kiedy dzieci nie będzie. Jednak obserwując imprezy sportowe, które odwiedzam co tydzień w całej Polsce, widzę, że dzieci jest aż nadto. Chcą się bawić na sportowo, choć może niekoniecznie te z wielkich miast, bo tu są inne atrakcje i inne potrzeby. Natomiast cała Polska cieszy się sportem, masowo uczestniczy w zawodach. Polski sport nie zginie.