Dzisiaj głównym celem powinna być walka z inflacją

  • Fot. Archiwum MST
    Fot. Archiwum MST
  • Gospodarka Rosji jest słabsza, zmieniła się jej struktura, jakość i różnorodność dostarczanych towarów i usług są niższe, ale cały system nadal funkcjonuje.
  • Firmy produkujące na potrzeby wojenne powinny intensywnie myśleć o przyszłości i budować także inne filary swojej działalności, aby mieć szansę na rozwój.
  • W 2022 r. w żadnym sektorze przychody ze sprzedaży nie były niższe niż rok wcześniej. Najwyższy wzrost, jak łatwo się domyślić, był w energetyce, przemyśle paliwowym oraz węglowym.
  • Firmy mniejsze (mikro i małe) są, co prawda, bardziej elastyczne w dostosowywaniu się do zmian na rynku, ale jednocześnie – znacznie słabsze kapitałowo.
  • Gdybyśmy szukali źródeł obecnej inflacji, to oczywiście w pewnej mierze były one niezależne od polityki gospodarczej rządu i polityki monetarnej NBP.
  • Dziś kluczowa jest koncentracja działań na wzroście produktywności polskiej gospodarki.

Z dr Małgorzatą Starczewską-Krzysztoszek rozmawia Kamil Broszko.

Kamil Broszko: Jakiś czas po ataku Rosji na Ukrainę w naszej prasie pojawiło się sporo nagłówków przekonujących, że gospodarka kraju agresora w wyniku sankcji nałożonych przez świat zachodni znalazła się na krawędzi. Nic takiego jednak nie nastąpiło – McDonald’sa zastąpiły restauracje Smacznie i Kropka, zamiast renault z fabryki wyjeżdżają moskwicze i wszystko jakoś się kręci.

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek: Wojna wywołana przez Rosję bez wątpienia doprowadziła do osłabienia jej gospodarki. Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), Banku Światowego i Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju spadek PKB Rosji w 2022 r. wyniósł odpowiednio: 2,2 proc., 3,5 proc., 3,9 proc. Rosyjski urząd statystyczny mówi o spadku PKB rzędu 2,5 proc. To znacznie mniej niż wszyscy prognozowaliśmy na początku wojny. Jednak należy pamiętać, że kraj ten nadal liczy prawie 150 mln ludzi, których trzeba wyżywić i zaspokoić ich pozostałe potrzeby. Ze względu na wycofanie się części krajów zachodnich i ich przedsiębiorstw z Rosji jej gospodarka musiała zacząć produkować i dostarczać na rynek niezbędne dobra i usługi, które przedtem były importowane. Dodatkowo gospodarkę nakręca sfera militarna, w tym inwestycje w nią. Poza tym państwo wpompowało w gospodarkę dodatkowe 5 proc. PKB. Oczywiście gospodarka Rosji jest słabsza, zmieniła się jej struktura, bo musiała dostosować się do nowych warunków. Jakość i różnorodność dostarczanych towarów i usług są niższe, ale cały system nadal funkcjonuje. Nigdy nie analizowałam szczegółowo sytuacji Niemiec w okresie II wojny światowej, ale przecież gospodarka niemiecka także funkcjonowała przez cały okres wojny. Poza tym wiele krajów wciąż współpracuje gospodarczo z Rosją. Dostarczają one to, co jest potrzebne, a czego nie da się wytworzyć na miejscu. Przedsiębiorstwa z tych krajów kupują towary od producentów, którzy wyszli z rynku rosyjskiego, i dostarczają je na rynek rosyjski. Taki bajpas. W ten sposób Rosja omija sankcje gospodarcze. Oczywiście koszty są wyższe, ale myślę, że tym akurat w Rosji nikt się specjalnie nie przejmuje.

KB: Jaki wpływ wywiera wojna na naszą gospodarkę i polskie firmy? Część z nich początkowo doświadczyła rozmaitych perturbacji.

MSK: Jest kilka instytucji, np. Uniwersytet Yale, sprawdzających, które firmy nie wycofały się z Rosji. Ich analizy wskazują, że większość polskich przedsiębiorstw i firm działających w Polsce, które były obecne na rynku rosyjskim – bezpośrednio, prowadząc w Rosji działalność gospodarczą, lub pośrednio, poprzez eksport i/lub import – wycofała się z tego rynku. Miałam okazję przyglądać się kilku takim firmom. Wiele z nich na początku rzeczywiście doświadczyło silnego spowolnienia, ale bardzo szybko zaczęły szukać nowych rynków zbytu, intensywnie rozglądać się po świecie, sprawdzać, gdzie mogą ulokować swoje produkty i usługi. Okazało się, że znalazły dla siebie przestrzeń i w jakiejś mierze spadek sprzedaży, który był spowodowany wycofaniem się z rynku rosyjskiego, powoli, ale systematycznie był niwelowany. Niektóre firmy, zamykając działalność w Rosji i z obiektywnych przyczyn zamykając ją także lub istotnie ograniczając w Ukrainie, przeniosły produkcję do Polski. Te, które przenosiły działalność z Ukrainy, często „zabierały” ze sobą część pracowników i ich rodziny.

Jak przedsiębiorstwa poradziły sobie z tą sytuacją, ale także z zaburzeniami w łańcuchach dostaw wywołanymi wojną i sankcjami, rosnącymi kosztami energii, gazu, paliwa – widać w ich wynikach finansowych. GUS podsumował już rok 2022 dla przedsiębiorstw średnich i dużych (czyli zatrudniających powyżej 50 pracowników). Ich przychody ogółem wzrosły w 2022 r. o ponad 27 proc., a wynik finansowy netto – o 13 proc. Spadła nieznacznie rentowność obrotu netto, ale ważne, że mimo trudnej globalnej sytuacji liczba firm eksportujących wzrosła do prawie 55 proc. ogółu firm średnich i dużych (wobec 53,6 proc. rok wcześniej). Ważne też, że ich nakłady inwestycyjne wzrosły (w cenach stałych) o 5,9 proc.

Najpierw COVID-19 i związane z nim lockdowny, a w zeszłym roku wojna wywołana przez Rosję zmusiły firmy do kreatywności biznesowej. I jak widać po ich wynikach finansowych, dało to dobre rezultaty. Nie wiemy natomiast, jak poradziły sobie mniejsze firmy. Na ich wyniki finansowe w 2022 r. trzeba jeszcze poczekać. Może też nie było tak źle, bo mniejsze firmy są bardziej zwinne, elastyczne, choć jednocześnie znacznie słabsze kapitałowo.

KB: Mamy też na krajowym rynku firmy, które – jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało – przy okazji wojny osiągają spektakularne sukcesy. Chodzi szczególnie o przedsiębiorstwa dostarczające uzbrojenie, środki ochrony zdrowia, środki transportu, niektóre artykuły żywnościowe itd.

MSK: Wojna kreuje duży popyt przede wszystkim na sprzęt wojskowy i produkty związane z ochroną zdrowia. Dostarczamy je Ukrainie. Jednak po zakończeniu wojny, które – miejmy nadzieję – nastąpi jak najszybciej, ten popyt powróci do wcześniejszego, niższego poziomu. Dlatego szczególnie firmy, których przychody i zyski dzisiaj silnie rosną, czyli produkujące na potrzeby wojenne, powinny intensywnie myśleć o przyszłości i budować także inne filary swojej działalności, aby mieć szansę na rozwój również po spadku „wojennego” popytu. Jeśli tego nie zrobią, istnieje ryzyko, że po zakończeniu wojny będą miały kłopoty z utrzymaniem swojego finansowego standingu.

KB: Jaka jest dzisiaj ogólna sytuacja polskich przedsiębiorców?

MSK: Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ są branże, które korzystają z obecnej sytuacji, podczas gdy inne mają kłopoty. Aktualne dane, z pierwszych miesięcy 2023 r., pokazują spadek sprzedaży detalicznej, a także spadek produkcji sprzedanej przemysłu, co sygnalizuje osłabienie gospodarki. Tendencję tę widać było już w drugiej połowie ubiegłego roku. W 2022 r. w żadnym sektorze przychody ze sprzedaży nie były niższe niż rok wcześniej. Najwyższy wzrost, jak łatwo się domyślić, był w energetyce, przemyśle paliwowym oraz węglowym. To efekt szybko rosnących cen. Ale gdy popatrzymy na zyski, to już tak dobrze nie było, bowiem kilka branż zakończyło ubiegły rok znacznie niższym wynikiem finansowym niż rok wcześniej, na przykład – co może dziwić – sektor informacji i komunikacji, ale także część budownictwa czy dostawy wody, gospodarowanie ściekami i odpadami. Duże różnice były również w płynności finansowej w poszczególnych branżach gospodarki, czyli zdolności firm do realizacji zobowiązań. Dane te dotyczą firm średnich i dużych, bo – jak wcześniej wspomniałam – informacje o sytuacji mniejszych firm na razie nie są dostępne (GUS). Można jednak zakładać, że była ona trudniejsza niż większych firm.

KB: Dlaczego sytuacja firm mniejszych miałaby być trudniejsza?

MSK: Firmy mniejsze (mikro i małe) są, co prawda, bardziej elastyczne w dostosowywaniu się do zmian na rynku, ale jednocześnie są – i były od zawsze – jak już mówiłam, znacznie słabsze kapitałowo. Wartość środków trwałych netto przypadających na jednego pracującego, w oparciu o które prowadzą działalność gospodarczą mikrofirmy, jest 3- i 5-krotnie mniejsza niż (odpowiednio) w firmach średnich i dużych. Oczywiście duża część najmniejszych przedsiębiorstw to firmy usługowe, a zatem nie potrzebują one tak dużo aktywów trwałych, jednak różnica w potencjale jest ogromna. Pokazuje ją także zysk brutto przypadający na jedno przedsiębiorstwo. W 2021 r. (danych dla 2022 r. jeszcze nie ma) wynosił on 106 tys. złotych rocznie, czyli ok. 9 tys. miesięcznie. Od tego firmy musiały zapłacić podatek dochodowy. W tym było także wynagrodzenie właściciela firmy, które w firmach osób fizycznych nie jest wliczane w koszty działalności. Na rozwój nie pozostaje zatem praktycznie nic. I na radzenie sobie z ryzykami, szczególnie tymi, które powstały w sposób nieprzewidywalny, jak agresja Rosji na Ukrainę czy wcześniej pandemia. W nieco lepszej sytuacji były i są firmy małe (10–49 zatrudnionych), bo ich zyski brutto są średnio 10 razy wyższe od zysków brutto w mikrofirmach. Ale ciągle jest to „tylko” nieco ponad 1 mln złotych rocznie przed opodatkowaniem (2021 r.).

Firmy mniejsze mogą być, jeśli chcą, bardziej elastyczne przy podejmowaniu decyzji biznesowych, szukaniu i wykorzystywaniu szans rynkowych, zmianach strategii (jeśli ją mają), decyzjach inwestycyjnych i finansowych. Jednak to nie wystarczy, aby radzić sobie w okresie niepewności, rosnących ponadnormatywnie kosztów produkcji, niestabilnej sytuacji popytowej. Potrzebna jest jeszcze solidna zdolność do generowania zysków, które są niezbędne nie tylko do rozwoju firmy, ale stanowią także „amortyzator” zabezpieczający firmę przed nieprzewidzianymi sytuacjami. A mamy z nimi do czynienia od 2020 r.

Widać to także w nakładach inwestycyjnych. Mikro- i małe firmy „od zawsze” mają udział w nakładach inwestycyjnych wszystkich przedsiębiorstw nie większy niż 23–27 proc. W 2021 r. jedna mikrofirma zainwestowała w ciągu roku średnio 15 tys. złotych, w 2019 r. było to (nominalnie) ponad 20 tys. złotych. Stąd założenie o trudniejszej sytuacji w najmniejszych firmach.

Jednak jeśli chodzi o nakłady na inwestycje, to we wszystkich firmach, niezależnie od wielkości, były one w latach 2020–2021 niższe niż przed pandemią i wojną. Także jako gospodarka – czyli łącznie inwestycje firm, gospodarstw domowych (głównie w nieruchomości) i państwa – mieliśmy pod górkę. W 2019 r. nakłady na środki trwałe brutto wyniosły 18,9 proc. PKB, w 2022 r. było to tylko 16,8 proc. Należy dodać, że te 18,9 proc. w 2019 r. to też było bardzo mało. Gospodarka i przedsiębiorstwa nie mają szans na rozwój przy tak niskich nakładach na inwestycje.

KB: A duże firmy inwestują?

MSK: Sektor dużych firm, czyli zatrudniających ponad 249 pracowników, jest stosunkowo silny jak na polskie warunki. Od początku XXI w. obserwujemy wzrost udziału firm dużych w nakładach na inwestycje. Warto zauważyć, że udział dużych firm w ogólnej liczbie aktywnych przedsiębiorstw wynosi jedynie 0,17 proc. Jednak ich udział w wydatkach inwestycyjnych całego sektora przedsiębiorstw na początku XXI w. wynosił 50 proc., a obecnie wynosi już 60 proc. Te dane to tylko jedno z wielu potwierdzeń, że inwestycje są kluczowe dla rozwoju przedsiębiorstw. Firmy, które nie inwestują wystarczająco, tracą szansę na rozwój. Duże firmy w Polsce są stosunkowo małe w porównaniu z największymi firmami w Europie i USA, ale już na tyle rozwinięte, że realizują przemyślane i skuteczne strategie rozwoju, inwestowania i ekspansji rynkowej, w tym zagranicznej.
Natomiast generalnie od 2016 r. obserwujemy spadek udziału inwestycji w krajowym produkcie brutto. W 2015 r. wynosił on jeszcze ponad 20 proc. W kolejnych latach był już znacznie niższy.

Mówiąc o inwestycjach, uwagę skupiamy na sektorze przedsiębiorstw i zastanawiamy się, dlaczego nakłady inwestycyjne nie rosną, a nawet gdy rosną, to nie mają wystarczającej skali, aby sprostać potrzebom całej gospodarki w procesie rozwojowym. Nie chodzi o to, aby niektóre firmy inwestowały dużo, a inne wcale. Również nie chodzi o ciągłe, coroczne inwestowanie każdego przedsiębiorstwa , bo inwestycje muszą być „skonsumowane”, ich efekty muszą zostać zrealizowane w postaci zwiększonych przychodów i lepszych produktów. W trakcie tej „konsumpcji” inwestycji przedsiębiorstwa mają gromadzić kapitały i zastanawiać się, jaki powinien być ich kolejny krok inwestycyjny.

KB: Próbuję zrozumieć, co jest przyczyną, a co skutkiem: czy przedsiębiorstwa nie inwestują, bo się nie rozwijają, czy się nie rozwijają, bo nie inwestują? A jeżeli to pierwsze – to dlaczego się nie rozwijają?

MSK: Przez wiele lat badałam sektor mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw. Na podstawie uzyskiwanych wyników mogę stwierdzić, że przyczyną największych obaw firm są kwestie regulacyjne, a szczególnie niestabilność regulacji oraz nieprzewidywalność zmian, które mogą nastąpić w przepisach. I te czynniki stanowią poważną barierę rozwoju, którą firmy wymieniają na pierwszych miejscach wśród swoich głównych problemów.
Druga ważna przeszkoda dla rozwoju to oczywiście koszty zatrudnienia pracowników, takie jak składki na ubezpieczenia emerytalne, których połowę finansują pracodawcy, składki na ubezpieczenia rentowe, chorobowe, wypadkowe, fundusz pracy, fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych. Te obciążenia nakładane na firmę związane z zatrudnieniem są coraz większe, ponieważ ilość różnego rodzaju danin rośnie, a wynagrodzenia pracowników, według których się je wylicza, również rosną, i to pokaźnie. Warto zauważyć, że to, co pracownik widzi na swoim koncie jako wynagrodzenie netto, to nie jest cała prawda o tym, ile jego praca kosztuje przedsiębiorcę.

Połączenie niestabilności i nieprzewidywalności przepisów skutkuje tym, że koszty prowadzenia firmy stale rosną. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że rozwój i inwestycje wiążą się z koniecznością zatrudnienia większej liczby pracowników lub pracowników o wyższych kwalifikacjach, lecz jak mają prognozować koszty zwiększenia zatrudnienia, skoro nie potrafią ich zaplanować, bo regulacje im to uniemożliwiają? W takiej sytuacji przedsiębiorca sto razy się zastanowi, zanim podejmie decyzję o inwestycjach. Może warto odnieść się też do badań, które robi jedna z firm doradczych monitorująca otocznie prawne. Jej analiza dla 2022 r. wskazuje, że liczba stron nowych ustaw i rozporządzeń wyniosła prawie 32 tys., czyli do przeczytania i analizy było 125 stron nowych przepisów dziennie. Nawet dużym firmom, wspieranym przez sztab prawników, trudno sobie z tym poradzić, a co dopiero firmom mniejszym. Zapewne dlatego przedsiębiorstwa, szczególnie MŚP, inwestują tylko w to, co niezbędne; poprawiają działalność operacyjną, ale nie realizują inwestycji, które znacznie wpłynęłyby na jakość i istotne zwiększenie produktywności.

KB: Jakiego wzrostu gospodarczego możemy się spodziewać w bieżącym roku?

MSK: Ten rok będzie słaby. Już są dostępne pierwsze dane, które pozwalają na prognozowanie tego, czego możemy się spodziewać. Mówiłam wcześniej o słabej, spadającej sprzedaży detalicznej, a także o słabości przemysłu, którego produkcja sprzedana właściwie nie wzrosła w pierwszych miesiącach 2023 r. A przemysł to ok. 25–27 proc. polskiej gospodarki (PKB), więc ważne jest, jak sobie radzi. Jednak jednym z najważniejszych aspektów, który zasługuje na osobny wątek, jest wysoka inflacja. W pierwszym kwartale 2023 r. wyniosła ona średnio 17 proc. W kolejnych miesiącach i kwartałach będzie ona niższa, bo baza statystyczna – czyli punkt odniesienia z zeszłego roku – jest wysoka. Ale prognozy NBP, a także np. MFW wskazują, że w tym roku średnioroczna inflacja wyniesie 11,9 proc., czyli niewiele mniej niż w 2022 r. (14,4 proc.). To znaczy, że o tyle zmniejszą się nasze realne dochody. W konsekwencji konsumpcja gospodarstw domowych jest i będzie bardziej wstrzemięźliwa, szczególnie w przypadku dóbr, które nie są towarem pierwszej potrzeby. Widać to już m.in. w sprzedaży detalicznej sprzętu RTV i AGD, gdzie nastąpiło wyraźne spowolnienie. Firmy zajmujące się produkcją tych towarów rosły dynamicznie wraz z bogaceniem się społeczeństwa, a teraz mają problem ze sprzedażą. W przeszłości, dzięki znacznemu wzrostowi naszych realnych dochodów i niskiej inflacji, chętniej wymienialiśmy nasze domowe sprzęty. Teraz zaś w przypadku dóbr, które nie zaspokajają podstawowych potrzeb, obserwujemy istotne ograniczenie popytu.

Co ciekawe, maleje też sprzedaż żywności, napojów i wyrobów tytoniowych. Dane przedstawiane przez firmy handlowe wskazują na zmianę struktury konsumpcji żywności – ludzie szukają tańszych zamienników, aby zaspokoić swoje potrzeby.
Wszystko wskazuje zatem, że wzrost gospodarki (PKB) będzie niewielki, w granicach 0,7–0,9 proc. w stosunku do 2022 r. Czyli czeka nas stagflacja – wysoka inflacja połączona z bardzo niskim wzrostem gospodarczym.

KB: Które branże będą miały się gorzej?

MSK: Zapewne producenci mebli oraz sprzętu RTV i AGD. Nie tylko ze względu na spadające w wyniku wysokiej inflacji dochody realne gospodarstw domowych, ale też z uwagi na sytuację w budownictwie mieszkaniowym, które również zostało osłabione przez zmniejszenie popytu na kredyty hipoteczne w wyniku wzrostu stóp procentowych. Spadków doświadczy także branża materiałów wykończeniowych. Problemy odczuwa też część firm z sektora hoteli i restauracji. Część, bo w tych najlepszych widać dość silne wzrosty. Problemy mają i będą miały też mniejsze firmy handlowe, niefunkcjonujące w ramach sieci.
Firmy z branży budownictwa mieszkaniowego starają się utrzymać zatrudnienie i generować przychody, radzić sobie w niestandardowy sposób – zaczynają brać udział w przetargach na realizację inwestycji infrastrukturalnych. Sytuacja na rynku wymusza szukanie nowych źródeł dochodu.

KB: Czy to wszystko efekt wysokiej inflacji?

MSK: W dużej mierze tak. W ostatnim czasie wystąpiło wiele proinflacyjnych czynników, w rezultacie czego wzrost cen przyspieszył. Polityka pieniężna powinna była szybko i stanowczo zareagować, ale niestety okazała się mało skuteczna. Reakcja może była stanowcza, bo stopa referencyjna NBP wzrosła z 0,1 proc. we wrześniu 2021 r. do 6,75 proc. we wrześniu 2022 r., ale stało się to zbyt późno. Przecież inflacja zaczęła wychodzić poza cel inflacyjny już w połowie 2019 r., a Rada Polityki Pieniężnej i NPB, zamiast zareagować chociaż symbolicznym wzrostem stopy referencyjnej, zaczęły ją w 2020 r. obniżać, zaś prezes NBP na konferencjach mówił, że wysoka inflacja nam nie grozi.
Po wzrostach stopy procentowej, a tym samym wzrostach kosztów kredytów, w tym mieszkaniowych, banki wyraźnie pokazują, że popyt na te kredyty znacząco spadł, co z kolei oznacza, że popyt na mieszkania, telewizory, meble, hydraulikę, usługi elektryczne, a także część usług budowlanych również spadł.

Ale sytuacja może się zmienić na plus, zarówno dla firm z branży budownictwa mieszkaniowego, jak i dla firm dostarczających surowce i materiały dla mieszkaniówki oraz produkty wykończeniowe do mieszkań, w wyniku wejścia w życie programu tanich, 2-proc. kredytów mieszkaniowych. Mimo że wnioski będzie można składać od lipca, deweloperzy już dzisiaj zauważają wzrost zainteresowania kupnem mieszkań.

KB: Ile winy za obecne perturbacje gospodarcze ponoszą rządzący i organy regulacyjne, a ile – globalna sytuacja gospodarcza?

MSK: Nasza polityka monetarna od 2019 r. była niedostosowana do rysujących się problemów, co spowodowało, że inflacja wymknęła się spod kontroli. Towarzyszyła temu polityka fiskalna rządu, który dosypywał pieniędzy na rynek. W 2020 r. miało to pewne uzasadnienie, bo chodziło o utrzymanie przedsiębiorstw i zatrudnienia, które w wyniku lockdownów mogły zacząć upadać. Natomiast wszystkie inne wydatki rządu, które miały na celu podtrzymanie wzrostu gospodarczego czy pomoc niektórym grupom społecznym w sytuacji wysokiej inflacji, tak naprawdę miały i mają charakter przedwyborczy – ukazują rząd i koalicję rządzącą jako dobrego wujka – ale także, niestety, proinflacyjny.
Gdybyśmy szukali źródeł obecnej inflacji, to oczywiście w pewnej mierze były one niezależne od polityki gospodarczej rządu i polityki monetarnej NBP. W 2020 r. z powodu lockdownów gospodarstwa domowe ograniczyły konsumpcję i ten odłożony popyt w dużym stopniu został przeniesiony na rok 2021. Z kolei gdy popyt wzrasta, a podaż nie może rosnąć w tempie dostosowanym do tego wzrostu popytu – a tak było z powodu zaburzonych łańcuchów dostaw – zaczynają rosnąć ceny. Polityka monetarna i fiskalna od początku pandemii powinna to uwzględniać. Czynniki wynikające z ludzkich zachowań są w dużym stopniu przewidywalne. Dzięki ekonomii behawioralnej wiemy, że zachowania ludzi, zachowania gospodarstw domowych, ale także zachowania przedsiębiorstw zmieniają się w zależności od otoczenia; to, co było racjonalne rok temu, dzisiaj może być nieracjonalne, wybory mogą być inne w różnych sytuacjach.

KB: Stwierdziła pani, że reakcja polityki monetarnej była zbyt słaba i to przyczyniło się do większej dynamiki inflacyjnej.

MSK: Popełniono wiele błędów zarówno w polityce gospodarczej, w tym fiskalnej, jak i w polityce monetarnej, co doprowadziło nas do trudnej sytuacji, z jaką mamy do czynienia obecnie. Oczywiście nie jesteśmy jedynym krajem, który popełnił te błędy. Na pewno sytuację pogorszyła wojna wywołana przez Rosję. Od początku wydawało się to dla nas kompletnie nieracjonalne, że wojna wybuchnie. Okazało się jednak, że zdaniem Putina i jego ludzi jest to „racjonalna” decyzja. Z naszego punktu widzenia, tj. Ukrainy i krajów ją wspierających, to przede wszystkim dramat ludzi, społeczeństwa, kraju i jego gospodarki. Ale to także krótkofalowe i długofalowe konsekwencje dla całej globalnej gospodarki, w tym wpływ na wzrost i tak już silnie rosnącej inflacji. Jednak wiedząc o ograniczeniu w dostępie do surowców energetycznych w wyniku sankcji nakładanych na rosyjską gospodarkę, zarówno rząd, jak i RPP i NBP powinny to uwzględnić w swoich decyzjach, aby ograniczyć inflację, a nie ją podsycać.

KB: Poproszę o sformułowanie prognozy inflacyjnej i wzrostu gospodarczego.

MSK: Moja prognoza dotycząca średniorocznego poziomu inflacji w 2023 r. wynosi 11–12 proc., z oczywistymi miesięcznymi spadkami ze względu na statystyczny efekt bazy. W marcu ubiegłego roku inflacja wyniosła 11 proc., w każdym kolejnym miesiącu rosła, dochodząc do poziomu 17–18 proc. w ostatnim kwartale. Nie wiemy, czy pojawią się czynniki, które pozwolą na szybsze zmniejszenie inflacji. Kluczowe znaczenie mogą mieć wojna oraz sytuacja globalna – tak polityczna, jak i ekonomiczna, w tym działania Chin, Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Rosji.

Przykład? Doświadczenia związane z zaburzeniami w łańcuchach dostaw już dzisiaj wywołują tendencję do tzw. reshoringu, czyli zamiany importu na produkcję dotąd importowanych dóbr we własnym kraju; nearshoringu, czyli przenoszenia produkcji z odległych geograficznie lokalizacji do kraju bliskiego geograficznie; a także friendshoringu, czyli przenoszenia produkcji do krajów będących w tym samym geopolitycznym bloku. Ograniczy to ryzyka, które wystąpiły w czasie pandemii, ale występują także teraz, w czasie wojny. Z drugiej strony zapewne podniesie koszty produkcji dóbr, a tym samym ceny, które będziemy za nie płacić.

Wracając do pytania, w Polsce wysokiej inflacji będzie towarzyszył niski wzrost gospodarczy, na poziomie – jak wspomniałam wcześniej – 0,7–0,9 proc. Aczkolwiek ostatnie prognozy MFW szacują wzrost polskiego PKB w tym roku na poziomie 0,4 proc. W tak niestabilnym i nieprzewidywalnym otoczeniu trudno jest o precyzyjne prognozy. Ale wszystkie wskazują na recesję, czyli bardzo słaby wzrost gospodarczy przy bardzo wysokiej inflacji. Najgorszy wariant dla gospodarki i dla nas wszystkich.

KB: Według ostatniego badania SW Research zdaniem największej grupy respondentów (ponad 50 proc.) głównym tematem wyborów powinna być sytuacja gospodarcza. Być może jest to historycznie rekordowe zainteresowanie gospodarką w związku z wyborami.

MSK: Gdy łamana była praworządność – co nadal się dzieje – uczyliśmy się Konstytucji i zaczynaliśmy rozumieć jej znaczenie dla państwa prawa. Gdy dotyka nas inflacja, staramy się zrozumieć, dlaczego tak się dzieje i czy musi się tak dziać. Szkoda, że ta edukacja jest tak kosztowna.

Tylko rząd i NBP mają szansę zareagować na inflację. Rząd antyinflacyjną polityką gospodarczą, w tym przede wszystkim fiskalną, a NBP i RPP – skuteczną polityką pieniężną. Druga strona, czyli opozycja, może jedynie pokazywać pustą lodówkę, co w przeszłości doprowadziło już do utraty władzy, ale w odwrotnej sytuacji politycznej. Jednak choć sytuacja gospodarcza boli Polaków, jak wynika z przytoczonego przez pana sondażu, na razie niewiele wskazuje, by miało to wpłynąć na wybory polityczne. A przecież wysoka inflacja powoduje, że nasze dochody tracą na wartości, możemy kupić za nie znacznie mniej niż wcześniej: jeśli średnioroczna inflacja w 2022 r. wyniosła 14,4 proc., oznacza to, że za zakupy, na które wydawaliśmy w 2021 r. 100 złotych, w 2022 r. zapłaciliśmy 114,40 zł. Jeśli w 2023 r. wydamy za te same zakupy kolejne 14,40 zł więcej niż w 2022 r., to oznacza, że inflacja wyniesie ok. 12,6 proc. Zatem choć statystyki będą pokazywać, że inflacja maleje (z 14,4 proc. do 12,6 proc.), to nadal uciekać nam będzie z kieszeni średnio tyle samo pieniędzy co w zeszłym roku. Spadek inflacji to nie spadek cen, tylko zwolnienie ich wzrostu.

Na wartości tracą też nasze oszczędności, jeśli oczywiście je mamy. Paradoksalnie ci, którzy nie mają oszczędności, tracą jedynie na bieżącej konsumpcji, podczas gdy ci, którzy je posiadają, tracą zarówno na bieżącej konsumpcji, jak i na realnej wartości swoich oszczędności.

KB: Jak wyglądałby rekomendowany przez panią kilkupunktowy programu naprawy polskiej gospodarki?

MSK: Należy wyjść od zdefiniowania podstawowych celów. Może podam przykład. Kiedy PiS i koalicja doszły do władzy w 2015 r., ich pomysłem było skierowanie dodatkowych funduszy do gospodarstw domowych z dziećmi, aby poprawić demografię, a przy okazji (tak, przy okazji!) poprawić ich sytuację finansową i tym samym wpłynąć na wzrost konsumpcji i wzrost gospodarczy, którego konsumpcja indywidualna jest głównym czynnikiem. Początkowo plan ten był dość dobrze zdefiniowany, ponieważ pieniądze trafiały do gospodarstw domowych, które były słabsze ekonomicznie. Niestety, wkrótce zaczęto rozdawać pieniądze w ramach programu 500+ wszystkim, włącznie z osobami, które zarabiają kilka milionów rocznie. Zatem cel się rozmył, a i tak już wysokie koszty dla budżetu państwa wzrosły – z ok. 25 mld zł koszt programu zwiększył się do ponad 40 mld zł. Demografii to nie poprawiło, a inflacja „zjada” 500+.

Dzisiaj głównym celem powinna być walka z inflacją. Oczywiście nie da się tego zrobić w ciągu jednego roku, ale musimy zacząć działać, bo w kolejnych latach będziemy mieli do czynienia z uporczywą inflacją na poziomie 6–7 proc. rocznie, a perspektywa powrotu do celu inflacyjnego (2,5 proc.) będzie się oddalać. Narzędziem, poza sensowną, czyli niedolewającą oliwy do ognia polityką fiskalną, jest koncentracja działań na wzroście produktywności polskiej gospodarki. Należy zacząć inwestować w zasoby ludzkie oraz stworzyć ekosystem, który pozwoli firmom inwestować bardziej dynamicznie i bez obaw, ale także ukierunkuje te inwestycje na nowe technologie, automatyzację, robotyzację, cyfryzację, zieloną gospodarkę. Musimy stworzyć stabilne i przewidywalne środowisko, przede wszystkim prawne, ale też administracyjne, w którym firmy będą funkcjonować.
Jak ważne są ukierunkowane inwestycje, niech pokażą liczby. W 2020 r. w Polsce gęstość robotyzacji, czyli liczba robotów przemysłowych przypadających na 10 tys. pracowników, wynosiła 52. W Korei Południowej – 1000, w bliższych nam nie tylko geograficznie Czechach – 168, a w Słowenii – 249.

Widać zatem wyraźnie, że narzędzia zachęcające do podejmowania przez firmy inwestycji powinny być skierowane na automatyzację i robotyzację. Dzięki temu będziemy w stanie generować większą liczbę dóbr z dostępnych zasobów, które stają się przecież coraz bardziej ograniczone. Przyczyni się to nie tylko do wzrostu dobrobytu, ale poprawi także nasz dobrostan. Wspieranie badań w obszarze robotyzacji, automatyzacji i cyfryzacji jest niezbędne, ale należy też pamiętać, że każda branża ma swoją specyfikę. Dlatego rozwiązania poprawiające produktywność powinny być przeznaczone dla konkretnych branż. Przede wszystkim należy skupić się na tych, w których mamy największe kompetencje i w których popyt na świecie rośnie najszybciej. Aby uruchomić proces istotnej poprawy produktywności, powinniśmy przyjrzeć się potrzebom tych branż i dostarczać im odpowiednie rozwiązania.

KB: Obawiam się, że brak stabilności i stałości prawa to nie jedynie wynik obecnych politycznych zwyczajów, ale szerszych braków w jakiejś kulturze legislacyjnej. Ostatnie zmiany, zwane Polskim Ładem, to przykład pewnego rodzaju brutalności, ale także spora doza niechlujności.

MSK: Próbuję zorientować się, jak urząd skarbowy rozliczył moje podatki za 2022 r., ale pomimo jakiejś wiedzy na ten temat nie jestem w stanie tego ustalić. To wstęp do stwierdzenia, że system stanowienia prawa powinien być transparentny, a samo prawo – przejrzyste i jednoznaczne, czyli niewymagające specjalnych interpretacji i pomocy podatkowców w najdrobniejszych sprawach.

Politycy powinni nałożyć na siebie pewne ograniczenia dotyczące procesu stanowienia prawa. Na przykład przyjąć, że prawo podatkowe nie będzie zmieniane wcześniej niż dwa lata po jego uchwaleniu lub nowelizacji. Takie zasady są niezbędne do zbudowania wśród przedsiębiorców, a także obywateli, niezbędnego minimum zaufania. W przeciwnym razie przedsiębiorstwa, które dojrzewają do zmian, inwestowania na dużą skalę, ekspansji poza rynek polski, zaczną myśleć o tym, aby rozwijać swoją działalność poza Polską. Efektem takich migracji będzie osłabienie polskiej gospodarki. Często stabilne, przewidywalne i umożliwiające rozwój warunki są większą wartością niż niższe podatki. Szkoda, że nasza władza ciągle ignoruje możliwość przygotowania się do dynamicznych zmian, które już zachodzą we współczesnym świecie. W zeszłym roku Amerykanie wprowadzili program walki z inflacją, który składa się z wielu elementów. Istotny jest w nim rozwój nowych technologii, cyfryzacji i automatyzacji. Zatem Amerykanie już przystąpili do wspierania przebudowy swojej gospodarki, podczas gdy w Europie, a szczególnie w Polsce, brakuje ciągle pomysłów na dostosowanie się do nadchodzących szybko zmian. A nawet jeśli w UE pomysły się pojawiają, to są torpedowane przez pewne kraje, w tym Polskę. Niby chcemy rozwijać wspólny rynek, ale niektóre kraje w wielu obszarach działają na własną rękę. Szkoda, bo straconego czasu nie da się odzyskać.

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek – doktor nauk ekonomicznych, wykładowczyni na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, członkini Towarzystwa Ekonomistów Polskich, Rady Koalicji na rzecz Polskich Innowacji, Rady Naukowej Instytutu Innowacji i Odpowiedzialnego Rozwoju Innowo. Do 2018 r. główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan i członkini Rady Dialogu Społecznego. W ramach Business Europe członkini ECOFIN Committee oraz Entrepreneurship and SME Committee. W latach 2010–2015 członkini Rady Gospodarczej przy Premierze RP. W latach 2011–2014 członkini High Level Group on Administative Burdens w Komisji Europejskiej, a także Financial Affairs Committee oraz Entrepreneurship and SME Committee w Business Europe.
Zajmuje się m.in. badaniem makroekonomicznych uwarunkowań rozwoju gospodarczego, warunkami rozwoju przedsiębiorstw, inwestycjami, w tym w innowacje i B+R, rynkiem pracy, analizą i oceną funkcjonowania przedsiębiorstw, ekonomiczną analizą prawa.

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.