Superbohater bez peleryny
Kiedy w 2015 r. Tomasz Bagiński stawał za kamerą pierwszych dwóch filmów z cyklu „Legendy Polskie”, realizowanego przez Allegro, nikt nie spodziewał się sukcesu i wielkiej sympatii, z jaką spotkał się projekt. Historie Janka Twardowsky’ego, Jagi, zmagania z Bazyliszkiem i Smokiem Wawelskim, czyli odkurzone polskie legendy w nowoczesnej formie, obejrzało blisko 20 mln widzów. Przedsięwzięcie zostało docenione zarówno przez środowisko filmowe, jak i branżę marketingową. Czyżbyśmy w końcu doczekali się polskiej fantastyki na światowym poziomie? O inspiracjach, popularności i przyszłości „Legend Polskich” z Marcinem Dyczakiem, dyrektorem marketingu Allegro, rozmawia Anna Siedlińska.
Anna Siedlińska: Co wspólnego ma Allegro z polskimi legendami? Na pierwszy rzut oka nie widać powiązań.
Marcin Dyczak: Przecież Allegro jest polską legendą! (śmiech) Poważnie mówiąc, sięgnęliśmy po polskie legendy, bowiem zauważyliśmy – zresztą nie my jedyni – że ludzie, zwłaszcza młodzi, konsumują coraz mniej konwencjonalnych treści marketingowych. Rzadziej czytają gazety, rzadziej oglądają „zwykłą” telewizję czy zwracają uwagę na outdoor. W Polsce, tak jak na całym świecie, ogląda się coraz więcej filmów i zdjęć w mediach społecznościowych (YouTube, Facebook, Snapchat, Instagram). Przekazy w stylu „Jesteśmy najlepsi!”, „Mamy najlepsze ceny!” już nikogo nie obchodzą. Młodzi ludzie alergicznie reagują bowiem na coś, co nie jest wiarygodne. Zadaliśmy więc sobie pytanie, co możemy dla nich wyprodukować. Chcieliśmy, aby było to interesujące, ale jednocześnie wiarygodne i prawdziwe. Na początku wiedzieliśmy tylko tyle, że chcemy robić wideo, które „sprzeda się” na YouTubie. Przez długi, długi czas nie mieliśmy konkretnego pomysłu. „Legendy Polskie” są wynikiem rozmów z różnymi agencjami, które uczestniczyły w przetargu. Najbliżej było nam do koncepcji zaproponowanych przez agencję Platige Image. Pierwotnie mieliśmy produkować musical oparty na nowych aranżacjach starych polskich przebojów. Wydawało mi się jednak, że musical to raczej umierająca kategoria rozrywkowa. I tak po kilku tygodniach stwierdziliśmy, że idealnym tworzywem są legendy, lokalne historie… Opowiemy je w nowy sposób. Stare, uniwersalne treści podamy w nowej formie. Pomysł nie wziął się więc z olśnienia. Jest wynikiem długiego, kilkumiesięcznego poszukiwania. Gdy już na niego wpadliśmy, wydał nam się superinteresujący przede wszystkim dlatego, że jest bardzo pojemny, bardzo polski i świeży. Nikt tego wcześniej nie robił, a materiału jest bardzo dużo. I co ważne, tematyka jest bliska każdemu, kto żyje w Polsce.
Fot. Remigiusz Sikora/Picturesbox.pl
AS: Początkowo powstały scenariusze tylko do „Smoka” i pierwszego „Twardowsky’ego”. To miał być projekt krótkoterminowy?
MD: To miał być tylko pojedynczy „strzał”. Mieliśmy skończyć na „Smoku” i „Twardowskym”. Postawiliśmy sobie za cel, aby te filmy wyświetliły się na YouTubie w sumie milion razy. W założeniu miały one trafić do młodych ludzi, ale grupa, do której docieramy i która pozytywnie reaguje na nasze produkcje, jest zdecydowanie szersza. Wyniki były takie, że żal było kończyć. Niektóre marki sponsorują drużyny piłkarskie, inne koncerty, a jeszcze inne polskich skoczków, my zaś sponsorujemy „Legendy Polskie”, które dodatkowo sami produkujemy.
AS: Jaki wizerunek Polaków wyłania się z dawnych rodzimych legend?
MD: Zobaczyliśmy wciąż aktualne wartości. Wszystkie te historie dobrze znamy: o sprycie, o odwadze, pomysłowości, przedsiębiorczości, moralnej dualności. To wciąż aktualne prawdy czy półprawdy, a czasami truizmy o życiu. To, co tkwi w starych opowieściach, zresztą nie tylko polskich, wybrzmiewa dziś z niesłabnącą siłą. Jedynie forma obrosła nieco w pajęczyny, jest zaśniedziała i obsypana kurzem… Nie jest już adekwatna do aktualnych oczekiwań wobec rozrywki. Postanowiliśmy więc opowiedzieć te historie jeszcze raz, w bardziej atrakcyjny sposób, który będzie zrozumiały dla dzisiejszego odbiorcy.
AS: Chcieli nam państwo pokazać, jacy jesteśmy?
MD: Nie czujemy się uprawnieni do wygłaszania sądów na temat tego, jacy powinniśmy być. Natomiast chcieliśmy w trochę komediowy, może momentami straszny sposób pokazać niektóre nasze cechy. Opowiadamy o przedsiębiorczości, odwadze, sile Polaków.
AS: Każdy państwa film ma na YouTubie 3–4 mln wyświetleń. Według danych PISF w 2015 r. wszystkie polskie filmy zgromadziły w kinach zaledwie nieco ponad 8 mln widzów. Skąd taka popularność „Legend Polskich”?
MD: Nasze filmy są za darmo, więc łatwiej nam zgromadzić publiczność. Pomijając kwestie finansowe, musimy pamiętać o dwóch ważnych czynnikach. Po pierwsze: historia. Jeśli jest ciekawa, to już połowa sukcesu. Sięgnięcie po historie, które po prostu są ciekawe, ułatwiło nam zadanie. Po drugie: dziura w polskiej rozrywce głównego nurtu. To jest osąd Tomka Bagińskiego, z którym ja się w 100 proc. zgadzam. W Polsce albo kręci się dramaty, albo komedie romantyczne. Brakuje produkcji środka – nie tylko w sensie fabuły, ale i w sensie formy. Uważam, że wstrzeliliśmy się idealnie w tę lukę. „Legendy Polskie” to ciekawe historie, które zrealizowaliśmy na całkiem niezłym poziomie. Mamy jeszcze trochę do nadrobienia, jeśli chcemy dorównać produkcjom hollywoodzkim, ale jak na rodzimą kinematografię nasze filmy są solidnie zrobione.
Fot. Allegro
AS: Popularność „Legend Polskich” dowodzi, że ludzie mają dość narodowej martyrologii, że potrzebują nowych bohaterów – rodzimych i silnych?
MD: Tak sądzę. Milenialsi patrzą na świat zupełnie inaczej. Wchodzili w dorosłość w sytuacji, kiedy Polska była już w Unii Europejskiej, granice nie istniały, a za parędziesiąt euro można było pojechać, gdzie się tylko chciało. Tu nie chodzi o to, że nie czują się patriotami, że nie interesuje ich historia. Oni po prostu widzą nasz kraj inaczej niż pokolenia urodzone przed rokiem 1980 czy jeszcze wcześniej. Zbyt wyraźne eksponowanie tematów martyrologicznych jest nieadekwatne. To dla nich wątek ważny, ale nie najważniejszy. Większość chce widzieć Polskę otwartą, uczestniczącą, ważną, będącą częścią europejskiej układanki.
AS: Twardowsky zostanie polskim superbohaterem?
MD: Zmierzamy w tym kierunku, ale nie mogę na ten temat mówić. Chodzi nam po głowie cały świat, uniwersum.
AS: Wzorem są Amerykanie i ich superbohaterskie uniwersum, które znamy z produkcji DC Comics czy Marvela?
MD: To jest na pewno punkt odniesienia. Nie ma jednak sensu budowanie kopii. Jeżeli przyczepimy Twardowsky’emu pelerynkę i założymy czerwone kozaki, to wyjdzie śmiesznie. A na to nie możemy sobie pozwolić. Będziemy inspirować się amerykańskim uniwersum w sensie jego dynamiki i konstrukcji, zaś forma i zawartość będą bardziej polskie – trochę noir, trochę niedookreślone. Chcemy, aby był to świat, w którym bohaterowie są targani wątpliwościami, gdzie nie ma wyraźnego podziału między dobrem a złem. W dzisiejszym świecie wątek podziału między tym, co jest dobre, a tym, co złe, jest piekielnie interesujący, bo granice się pozacierały. Opieranie się na starych wzorcach Marvela czy DC Comics, gdzie od początku wiadomo, kto jest dobry, a kto zły, kto wygra, kto przegra, w tym przypadku nie zdałoby egzaminu.
Fot. Allegro
AS: Historie są oparte na polskich fundamentach. Nie kusi słowiańszczyzna? Światowy sukces „Wiedźmina” pokazuje, że warto sięgnąć po motywy z tego kręgu.
MD: Dotychczas obracamy się tylko w polskich realiach, ale dość poważnie myślimy o rozszerzeniu świata o słowiańszczyznę, bo łatwo się sprzedaje, jest inna, dziwna, świeża. Ludzie dotąd nie mieli z czymś takim do czynienia. Ale mogłoby to równie dobrze być uniwersum europejskie… Materiału jest bardzo dużo. Musielibyśmy wykluczyć mity greckie i nordyckie, bo zostały już ograne z każdej strony. W każdym kraju na pewno jest wiele inspiracji dla potencjalnych scenariuszy.
AS: Udało się państwu nawiązać współpracę z czołowymi polskimi pisarzami: Jackiem Dukajem, Jakubem Małeckim, Elżbietą Cherezińską, Radkiem Rakiem, Rafałem Kosikiem, Robertem M. Wegnerem, Łukaszem Orbitowskim…
MD: Do komercyjnej współpracy zaprosiliśmy wielu literatów, którzy pomagają nam skonstruować świat – jego oś i konflikt. Po tych kilku filmach, które dotąd wyprodukowaliśmy, wiemy jedynie, że stare demony uciekają z piekła. Nie wiemy dlaczego. Wszystko jest otwarte. Jeśli myślimy o czymś większym – o całym uniwersum – to przed nami jest wiele pytań, na które musimy sobie odpowiedzieć. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć.
AS: Tak do końca nie zrezygnowali państwo z pomysłu na wykorzystanie starych polskich przebojów w nowych aranżacjach. Ścieżkę dźwiękową filmów tworzą utwory Marka Grechuty, Stana Borysa czy Zdzisławy Sośnickiej.
MD: Według mnie to jest olbrzymi plus tego projektu. Prezentujemy młodym ludziom utwory, których wcześniej nie słyszeli, po które sami by nie sięgnęli. Jakiś czas temu udostępniliśmy playlistę na Spotify i dobrze sobie tam radzi. Nasze teledyski też są chętnie oglądane w sieci.
AS: Są równorzędną częścią całej opowieści – z nich poznajemy przecież historię Lucynki czy Jagi…
MD: Są świetnie wpasowane zarówno klimatem, jak i treścią. Założenie było takie, że legendę, czyli starą opowieść, połączymy z legendarnym polskim przebojem, a następnie oba elementy wykorzystamy w nowym kontekście, w nowej formie. Wrzuciliśmy je do garnka, posypaliśmy solą, pieprzem i wyszło nam smaczne danie. Okazuje się, że to, co stare, jest ekstra, świetnie brzmi, świetnie się tego słucha, świetnie się to ogląda.
AS: Polacy pokochali „Legendy Polskie”. Czy myśleli państwo, aby wykorzystać je do promocji Polski i Polaków?
MD: Nie, bo nie widzieliśmy takiej potrzeby. To w ogóle znajduje się poza obszarem naszych codziennych zainteresowań. Oczywiście, gdyby kiedyś pojawił się pomysł, żeby nakręcić film pełnometrażowy, to sytuacja na pewno uległaby zmianie. Nie rozpoczynaliśmy tej przygody z założeniem, że chcemy wnieść wielki wkład do polskiej kultury, modyfikować czyjś światopogląd czy podejście do Polski i polskości. To nie był nasz cel.
AS: Co dalej z „Legendami Polskimi”?
MD: Cały czas pracujemy nad uniwersum. Zastanawiamy się, w jaki sposób rozwinąć wątki, które już pokazaliśmy. Wkrótce wyjaśni się też, co zrobimy w tym roku. Myślę, że tkwi w tym projekcie gigantyczny potencjał. Nie myślę tylko o filmach, ale także o serii komiksów, opowiadaniach, powieści, gadżetach, zabawkach… Mamy w swojej kulturze postaci, które są superbohaterami. I nie noszą dziwnych pelerynek!
Polsko-słowiański koloryt nie jest obciachem!
Sukces projektu „Legendy Polskie” jest wypadkową kilku czynników. Pierwszy z nich to po prostu dobre historie, zaś te – w nowoczesnym opakowaniu – zawsze się sprzedają. Drugim czynnikiem jest wizerunek Polaków jako tych, którzy biorą sprawy w swoje ręce, wykazując się przy tym sprytem, determinacją, ale i specyficznym poczuciem humoru. Ważnym składnikiem sukcesu jest również swojski, polsko-słowiański koloryt, który – co istotne – nie kojarzy się już młodemu odbiorcy z obciachem i zaściankiem. Za to z kolei odpowiedzialny jest w dużej mierze wielki, międzynarodowy sukces cyfrowej odsłony „Wiedźmina”. To właśnie ona pokazała, że polskość i słowiańskość mogą być znakomitymi towarami eksportowymi, z których możemy być dumni.
Co więcej, produkcje Allegro pokazały, że superbohaterowie nie są bynajmniej domeną popkultury amerykańskiej. W czasach, gdy postaci pokroju Batmana czy Supermana zdają się przeżywać kryzys tożsamości, ich polsko-słowiańskie odpowiedniki nie mają tego problemu. Twardowsky czy Jaga są także autentyczniejsi w swoim człowieczeństwie i dylematach moralnych niż ich odziani w obcisłe stroje i latający po niebiosach amerykańscy kuzyni. Allegro odkryło fabularny, mitotwórczy (i komercyjny) potencjał kryjący się w starych opowieściach, o których jeszcze do niedawna mało kto zdawał się pamiętać.
Łącząc powyższe elementy w spójną całość, Allegro stworzyło dzieła zaspokajające oczekiwania nie tylko milenialsów, ale i ich starszego rodzeństwa, a nawet rodziców.
Dr Radosław Siedliński
Polsko-Japońska Akademia Technik Komputerowych