Szukając jutra
Zabiegani, zajęci codziennością, nie mamy czasu na myślenie o nieco dalszej przyszłości. I dobrze, bo robią to za nas specjaliści – futurolodzy, naukowcy, filozofowie. Jednak nie zawsze ich prognozy są trafne. Czasem więcej szczęścia mają autorzy scenariuszy filmowych. Przykładowo twórcy filmu „Powrót do przyszłości II” z 1989 r. przewidzieli pojawienie się latającej deskorolki. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology, inspirując się filmem Roberta Zameckisa, wyprodukowali ją w 2015 r., a w testach uczestniczył główny bohater kultowego obrazu. Podobnie było ze scenariuszem „Raportu mniejszości” Stevena Spielberga. Film w 2001 r. zachwycał swoim futuryzmem. Jednak w okresie kilkunastu lat technologia zaskakująco szybko dogoniła wizję scenarzystów i reżysera. Dlatego czasem warto przystanąć i zastanowić się przez chwilę, co nas czeka. Choćby z ciekawości. Albo by się lepiej na ową przyszłość przygotować, lepiej wyposażyć nasze dzieci czy wnuki. A może po prostu po to, by na przyszłości zarobić. Ponieważ nikt nie wie dokładnie, jaka ona będzie, można nakreślić jedynie pewne hipotetyczne scenariusze. Przyjrzyjmy się zatem, jak rysuje się przyszłość w trzech ważnych dla nas aspektach: pracy, miasta oraz człowieka jako gatunku.
Praca
Zacznijmy od pracy, zagadnienia dziś niesłychanie ważnego. Czy w przyszłości faktycznie będzie ona nieodzowna? Aby się tego dowiedzieć, zajrzyjmy do nowo powstałego raportu „Praca. Scenariusze przyszłości” (Infuture Hatalska Foresight Institute, 2016), w którym znajdziemy pięć scenariuszy pracy przyszłości. Każdy z nich jest odpowiedzią na inny czynnik zmian – oprócz technologicznego w prognozie uwzględniony został także czynnik społeczny, ekonomiczny, polityczny i środowiskowy.
Scenariusz pierwszy – nazwany Working Forever – jest odpowiedzią na czynniki społeczne: starzejące się społeczeństwo oraz wydłużający się czas życia. Zakłada on, że przyszłe pokolenia będą pracować o wiele dłużej niż my dzisiaj, nawet do swoich 80. lub 90. urodzin, a w ciągu całego życia wielokrotnie będą zmieniać swoją profesję i przekwalifikowywać się. Będzie to możliwe wskutek zmian społeczno-technologicznych – postępu w medycynie, technologii, edukacji, świadomości żywienia itd. Zatem czas trwania ludzkiego życia znacznie się wydłuży. Szacuje się, że ludzie urodzeni po 2007 r. będą żyli 100 lat i dłużej. Trudno sobie wyobrazić, że zakończą aktywność zawodową w wieku 65 lat, bo to oznaczałoby, że na emeryturze pozostaną przez 40 lat (dziś człowiek na emeryturze żyje średnio 5 lat – przechodzi na nią, mając 65 lat, i umiera w wieku 70 lat).
Drugi scenariusz pracy przyszłości – People per Hour – bierze pod uwagę czynnik ekonomiczny i jest w zasadzie odpowiedzią na stosunek młodszych pokoleń (milenialsów czy generacji Z) do pracy. Pokolenie wychowane w czasach wszechobecnego Inter-netu i pracujące w środowisku wirtualnym nie widzi potrzeby, by osiem godzin dziennie spędzać za biurkiem i tracić czas na dojazdy. Młodzi na pierwszym miejscu stawiają elastyczność i mobilność, zdecydowanie częściej pracują jako freelancerzy, zdalnie, tworzą własne biznesy (startupy). Według raportu firmy Intuit do 2020 r. ok. 40 proc. wszystkich amerykańskich pracowników będzie niezależnymi pracownikami zdalnymi (w 2035 r. już 50 proc.). Podobny trend zauważany jest również w Europie.
Through the Glass Door to scenariusz będący odpowiedzią na czynnik polityczny, a konkretnie na zjawisko transparentności. Nie jest ona niczym nowym, ale też nigdy wcześniej nie była tak ważna, jak obecnie. Prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem określanym jako hipertransparentnoś – firmy będą musiały funkcjonować ze świadomością, że wszystko, co robią, może zostać podane do wiadomości publicznej. Czeka nas świat pełnej transparentności, dotyczącej procesów zachodzących w organizacji i decyzji tam podejmowanych (także dotyczących wysokości wynagrodzenia).
Scenariusz The Useless Class zakłada z kolei rozwój automatyzacji i robotyzacji oraz wykorzystanie sztucznej inteligencji na taką skalę, że praca ludzka stanie się zbędna, ewentualnie stanie się luksusem, na który będą mogli sobie pozwolić nieliczni. Z badania „The Future of Employment” (Frey i Osborne, 2013) wynika, że ponad połowa istniejących zawodów w ciągu najbliższych 20 lat prawdopodobnie zniknie na skutek zmian technologicznych, zwłaszcza postępującej automatyzacji. Szczególnie zagrożone są zawody związane z transportem, logistyką, ale także pracą biurową, rynkiem ubezpieczeń, finansami, call center, sprzedażą itp. Z tym scenariuszem wiążą się już dzisiaj dyskutowane kwestie dochodu podstawowego (universal basic income) i skróconego czasu pracy (rozwiązanie testowane aktualnie m.in. w Szwecji).
Niewiele dziś się mówi o tym, jak zmiana klimatu wpłynie na rynek pracy w przyszłości. Tymczasem skala zmian będzie naprawdę duża. W 2100 r. planeta Ziemia będzie miejscem znacznie cieplejszym niż obecnie. Ostatni scenariusz – There Are No Jobs on a Dead Planet – uwzględnia zatem czynnik środowiskowy i próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak wpłynie on na rynek pracy. Można się spodziewać, że będzie rosła liczba zawodów z obszaru służby cywilnej (strażak, policjant, ratownik medyczny). Ludzie będą migrować ze wsi do miast (teoretycznie mniej uzależnionych od pogody), lecz nie wszyscy znajdą tam zatrudnienie. Kryzys klimatyczny bezpośrednio przełoży się na kryzys gospodarczy – wzrośnie bezrobocie, zmniejszą się inwestycje i konsumpcja.
Trudno wróżyć, który z zaprezentowanych scenariuszy jest najbardziej prawdopodobny. Eksperci przywiązują szczególną wagę do zmian związanych z czynnikami społecznymi (Working Forever) oraz technologicznymi (The Useless Class). Wydaje się jednak, że nie można traktować wymienionych prognoz rozłącznie. Jest zatem wielce prawdopodobne, że już w niedalekiej przyszłości zaobserwujemy konsekwencje zmian z kilku scenariuszy jednocześnie. Jedno jest pewne: sceną owych zmian będą przede wszystkim miasta.
Miasto
Populacja Ziemi wzrasta w postępie geometrycznym. W latach 2000–2016 liczba ludności wzrosła o 1,6 mld – do ok. 7,3 mld (dla porównania od średniowiecza do 2000 r. zwiększyła się o 5,5 mld). Połowa społeczeństwa mieszka w miastach i odsetek ten cały czas rośnie (według prognoz w 2050 r. mieszkańcy miast będą stanowić dwie trzecie ludności świata). Miasta zajmują 3 proc. powierzchni globu, ale zużywają aż 70 proc. światowej produkcji energii. I to właśnie rosnące zapotrzebowanie na niezbędne do życia i rozwoju zasoby będzie (a właściwie już jest) największym wyzwaniem miast. Zaś perspektywy nie są szczególnie optymistyczne. Według różnych źródeł węgla, gazu, ropy i wody pitnej wystarczy nam najwyżej do końca bieżącego stulecia. Miasta muszą zatem zaspokajać potrzeby swoich mieszkańców, tak jak to robią od zarania dziejów, jednak w sposób racjonalny i odpowiedzialny. Jak to zrobić? Z pomocą przychodzą nowe technologie, których zadaniem ma być efektywne zarządzanie zasobami i procesami, aby generować energię ze źródeł odnawialnych i zmniejszać zużycie energii nieodnawialnej.
Kiedy powstaje ten tekst, jeden z najbardziej innowacyjnych przedsiębiorców na świecie Elon Musk inauguruje właśnie wdrożenie nowego produktu Tesli – Solar Roof. To system pokryć dachowych, których główną funkcją jest gromadzenie energii słonecznej. Działa on w symbiozie z innym produktem firmy – systemem magazynowania energii Tesla Powerwall. A wszystko po to, by móc ładować w domu samochód elektryczny Tesla, najbardziej znany produkt amerykańskiego koncernu. Właśnie mobilność mieszkańców – w obrębie miasta oraz między miastami – jest kolejnym wielkim wyzwaniem (zwłaszcza w kontekście rosnącej populacji, a także trendu przenoszenia się osób o wyższym statusie materialnym na przedmieścia). Zresztą już dziś mieszkańcy poszukają alternatywnych środków transportu. Coraz popularniejsze stają się miejskie wypożyczalnie rowerów, zaś niebawem będziemy wynajmować na godziny samochody elektryczne bez kierowców, które odbiorą nas ze wskazanego miejsca i umożliwią swobodne przemieszczanie. W konsekwencji miasto nie będzie musiało budować kolejnych parkingów, a jedynie optymalizować zarządzanie ruchem (systemy sterowania światłami), ponieważ możliwe stanie się skuteczne prognozowanie przemieszczania się mieszkańców i turystów. Dodatkowo aplikacje w samochodzie, rowerze czy telefonie komórkowym zaproponują optymalne czasowo trasy przejazdu. Jeśli powyższe dane uda się zintegrować z informacjami o imprezach masowych, remontach czy zdarzeniach losowych, możliwa stanie się skuteczna optymalizacja ruchu miejskiego.
Miasto przyszłości będzie wykorzystywało nowoczesne technologie i innowacyjne systemy ułatwiające zarządzanie poszczególnymi funkcjami aglomeracji. Coraz częściej miasta wykorzystywać będą także potencjał instytucji i firm, łącząc go z kreatywnością i entuzjazmem obywateli. Z taką definicją inteligentnego miasta (ang. smart city) zgadza się Robert Biedroń, prezydent Słupska: „Nie da się powiedzieć z pozycji prezydenta: będziemy inteligentnym miastem. Zarażamy tą ideą rożne środowiska. Chcemy, żeby działania były również oddolne. Inteligentne miasto to przede wszystkim ludzie, którzy chcą być »smart« na co dzień (w domu i w pracy). W Słupsku realizujemy bardzo dużo różnych działań, które przybliżają nas do tej wizji. Posiadamy system dynamicznej informacji pasażerskiej, powiązany z systemem zarządzania transportem zbiorowym, wdrożyliśmy najnowocześniejsze rozwiązania w gospodarce odpadami, zarządzaniu siecią wodociągową, szkolnictwie. Brakuje tylko najważniejszego: wzajemnego powiązania. To jest pole do pracy na następne lata. Przy budowaniu inteligentnego regionu czy miasta nieodłącznym elementem jest budowanie społeczeństwa obywatelskiego, a poprzez to uczenie mieszkańców odpowiedzialności za budżet, za inwestycje. Prowadzę lekcje miejskiej demokracji w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Pokazuję mieszkańcom, że mają prawo do miasta, w jaki sposób to prawo egzekwować, jak mogą wpływać na przestrzeń, która ich otacza. To małe, ale ważne kroki na drodze do budowania zaufania mieszkańców, a co za tym idzie – inteligentnego miasta z aktywnymi mieszkańcami”.
Przykładów wdrażania projektów inteligentnego miasta jest obecnie w Polsce wiele. Mają one różny charakter i służą różnym celom. Wystarczy podać przykład Rzeszowa z jego innowacyjną architekturą – okrągłą kładką dla pieszych, multimedialną fontanną czy systemem oświetlenia LED ulic i obiektów, zapewniającym odpowiednie parametry jasności i komfort widzenia. Łódź z inicjatywy mieszkańców aranżuje woonerfy (zielone podwórce miejskie). Szczecin wdrożył system centralnego gromadzenie informacji o przepływach ruchu (sterowanie sygnalizacją świetlną w czasie rzeczywistym, uzależnione od aktualnej sytuacji drogowej), poprawiając przepustowość systemu komunikacji drogowej miasta. Lublin tworzy jednolity standard dla inwestycji miejskich dotyczący infrastruktury transmisji danych przy budowach, remontach i rewitalizacjach, dzięki czemu powstaje zaplecze integrujące wszystkie systemy. Przykładem jest rewitalizacja Ogrodu Saskiego (2 km światłowodów, system monitoringu, sieć hotspotów, transmisje z muszli koncertowej w Internecie). Poznań zaproponował SmartZoo, czyli interaktywny przewodnik po miejskim ogrodzie zoologicznym, umożliwiający wyznaczenie indywidualnej trasy zwiedzania i dający możliwość aktywnego poruszania się w interaktywnej przestrzeni, w której informacja „podąża” za użytkownikiem. Zaś w Częstochowie karta miejska zintegruje m.in. kartę seniora, kartę dużej rodziny i kartę MPK. Dzięki temu rozwiązaniu funkcjonalności różnych istniejących kart zostaną skupione w jednym nośniku. Jego specyfika pozwoli na dodawanie nowych funkcji znacznie mniejszym kosztem. Prezydent Częstochowy, Krzysztof Matyjaszczyk, analizuje zagadnienie inteligentnych miast z jeszcze innej perspektywy: „Zdaję sobie sprawę, że wizja inteligentnego miasta, w którym różne nowoczesne systemy ze sobą współgrają, aby zapewnić jak najsprawniejsze funkcjonowanie miejskiego organizmu, może kojarzyć się z nieco uwspółcześnioną, mroczną wizją Orwella, w której człowiek jest inwigilowany na każdym kroku. Faktycznie linia rozgraniczająca te dwa światy, dwa systemy, jest stosunkowo cienka i to od zarządzających zależy, jak wykorzystają narzędzia przyszłości. W końcu – bez względu na to, jak inteligentny jest system – to właśnie człowiek powinien być ważniejszy… i po ludzku mądrzejszy”.
Człowiek
Czy aby na pewno tak będzie? Wielu twierdzi, że przewaga inteligencji człowieka nie potrwa długo, bowiem wyprzedzą nas maszyny i systemy. Wszystko przez prowadzone intensywne prace nad sztuczną inteligencją – AI (ang. artificial intelligence). To „dzięki” niej jeszcze przed 2029 r. dogonią nas boty (programy wykonujące pewne czynności w zastępstwie człowieka). Będą nie do odróżnienia od ludzkiej inteligencji. Co więcej, zdołają przyswoić styl myślenia, osobowość i słownictwo konkretnej osoby, aby wyręczać ją na przykład w prowadzeniu bloga. Zresztą w niektórych przypadkach już jesteśmy na przegranej pozycji. Program AI o nazwie UNU trafnie wytypował cztery najszybsze konie w Kentucky Derby (co nie udało się żadnemu ekspertowi). AI czyta też z ruchu ust lepiej od wyspecjalizowanych w tym ludzi, rozpoznając o 10 proc. więcej słów (w tym widzi praktycznie niedostrzegalną różnicę w wymowie liter „p” i „b”). Ale na tym nie koniec. Między 2045 a 2060 r. ma pojawić się sztuczna superinteligencja AGI (ang. artificial general intelligence) – omnipotentna, uniwersalna i samoświadoma, zdolna do improwizacji, stawiania hipotez, myślenia abstrakcyjnego. Nastanie czas, kiedy sztuczna inteligencja przewyższy sumaryczną inteligencję ludzką. Mówi się, że to będzie ostatni wynalazek ludzkości, bo wszystko, co zostanie wymyślone później, będzie już jej autorstwa. Co się wtedy stanie? Nikt tego nie wie. Snute są różne scenariusze. Od tych bardzo pesymistycznych i katastroficznych po bardziej optymistyczne, upatrujące w superinteligencji nie zagrożenia, lecz szansę na uczynienie człowieka doskonalszym. „Szybko zyska kontrolę nad nami i środowiskiem, będziemy dla niej tym, czym dla nas są mrówki” (Stephen Hawking). „Wystarczy, że odetnie dopływ prądu i danych, bo na przykład stwierdzi, że ograbiamy planetę z metali rzadkich. Skutki? W ciągu kilku lat trzy czwarte populacji wymrze z głodu, zimna i chorób. Pozostali cofną się w rozwoju o pięć wieków. Ludzkość bez prądu nic nie znaczy” (Takuya Matsuda). „Dzięki nanotechnologii sami staniemy się na wpół komputerami, a nasze mózgi będą czerpać dane z chmury” (Raymond „Ray” Kurzweil). „Aby nadążyć za rozwojem sztucznej inteligencji, będziemy musieli wszczepiać sobie swoiste neuronowe koronki usprawniające myślenie, będziemy jak chodzące wikipedie” (Elon Musk). Najdalej w prognozowaniu przyszłości idą transhumaniści. Według nich, aby mieć szanse w rywalizacji z komputerami, trzeba będzie docelowo „przesiąść się” z białka na krzem, czyli porzucić cielesną powłokę i kiedy tylko technika pozwoli, przegrać nasze mózgi na serwery. Tylko czy wtedy nadal będziemy homo sapiens?
Jedno jest pewne: jakieś jutro na pewno nadejdzie. Jakie będzie? Nie wiadomo. Jednak rozmyślanie o tym jest fascynujące. Mówi się, że postęp mamy w genach, a nauka to nasz los. Jesteśmy ciekawi, więc badamy, odkrywamy, budujemy. Dlatego że możemy. Pytanie tylko, czy postęp zawsze będzie nam służył. Czy można go zatrzymać? Raczej nie. Możemy jedynie liczyć, że wrodzony optymizm i wiara człowieka w dalsze losy ludzkości będą jak samospełniająca się przepowiednia.
Adam Mikołajczyk
prezes Best Place – Europejskiego Instytutu Marketingu Miejsc