Smaczne, bo polskie!

  • Fot. Archiwum Autora
    Fot. Archiwum Autora

Najpierw Wielkanoc, a później majowe grillowanie… Zaczął się czas smakowania polskich specjałów i różnych kuchni regionalnych, także na wolnym powietrzu. W trakcie biesiad, a już na pewno na zakończenie, trzeba też zakropić, oczywiście tylko na trawienie, raz to polskim piwem, raz to polską nalewką. Tak to już będzie przez całe lato i część jesieni, aż do następnego postu. Wiosenne i letnie miesiące, zwłaszcza weekendy, nieodłącznie kojarzą się nam z wielogodzinnym ucztowaniem i pochłanianiem nieprzyzwoitych ilości pokarmów. Obok obowiązkowych i niezmiennie smacznych mięs oraz wędlin i pasztetów pojawiają się również rozmaite ciasta i owoce. Co roku jemy z równym apetytem, ku niewątpliwej uciesze producentów żywności i handlowców. I bardzo dobrze – wszyscy bowiem wiemy, że polskie jedzenie nie ma sobie równych na świecie.

Cóż, to, co my wiemy już od dziesięcioleci, świat dopiero odkrywa. Dlatego nasz eksport stale rośnie, a żywność „Made in Poland” zdobywa coraz to nowe rynki, ostatnio także w Azji, a nawet w Ameryce Południowej i Afryce. Według szacunków resortu rolnictwa wartość eksportu polskich towarów rolno-spożywczych za miniony rok może osiągnąć rekordowy poziom i przekroczyć 17 mld euro. Wśród odbiorców wciąż najważniejszym rynkiem zbytu pozostaje Unia Europejska, do której nasze firmy kierują trzy czwarte swojego eksportu.

Rosnący eksport naszych specjałów coraz bardziej irytuje producentów z innych krajów, którzy bez chwili wahania wytoczą najcięższe działa, by choć trochę osłabić pozycję naszych przedsiębiorstw i uszczknąć kawałek spożywczego tortu dla siebie. Trzeba jednak przyznać, że powodów do ataków dostarczyliśmy ostatnio sami, i to niemało. Wystarczy przypomnieć sobie aferę z solą drogową, którą dodawano do przetworów mięsnych, czy zepsuty susz jajeczny. W obydwu przypadkach zamieszane firmy skrupulatnie fałszowały dokumentację, a państwowe instytucje kontroli rynku spożywczego nie wykazały się należytą szybkością działania. Do tego wszystkiego doszła afera z koniną, obecną w mięsie wołowym. Takie mięso trafiło na rynki w całej Europie. Tu również pojawiają się sugestie, że w proceder mogły być zamieszane polskie firmy. Na niedomiar złego nasi ekolodzy rozpoczęli wojnę z rytualnym ubojem zwierząt. I znów to wszystko zaszkodziło naszej produkcji i eksportowi.

Z zamieszania skwapliwie korzystają nasi konkurenci na rynkach europejskich, w tym chociażby firmy z Czech czy Słowacji. Starają się przedstawiać polską żywność i wszelkie polskie produkty jako wręcz niebezpieczne, a przynajmniej nieekologiczne, nawołując do „dania Polsce czerwonej kartki”. W tym zamęcie i ataku na naszych producentów inne kraje Europy próbują promować swoją ofertę rzekomo wyższej jakości produktów.

Może więc polska żywność nie jest tak wyjątkowa, jak nam się wydaje? Można by mieć wątpliwości, gdyby nie to, że wpadki zdarzają się na każdym rynku. Niedawno mieliśmy ogromny skandal z czeskim alkoholem, niosącym śmierć i ślepotę setkom ludzi, a wcześniej w Niemczech aferę dioksynową czy zamieszanie z tzw. chorobą szalonych krów w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Niefortunne incydenty czy działania przestępcze podyktowane chęcią zysku zdarzają się bowiem w każdym kraju i na każdym kontynencie. Chodzi tylko o to, jaką mają skalę, komu i czym grożą oraz jak szybko władze sobie z nimi radzą. Marginalne sytuacje nie powinny szkodzić uczciwym i rzetelnym producentom oraz handlowcom, a w konsekwencji także rodzimej gospodarce. Powinniśmy się uczyć od innych krajów, jak sobie z nieuchronnymi kryzysami radzić i jak je dusić w zarodku, by incydentalna krytyka nie odbijała się na całym naszym eksporcie.

Na pewno radzeniu sobie z takimi sytuacjami sprzyja atmosfera jawności. Konieczne są też skuteczniejsze działania państwowych inspekcji. Etyki, moralności, uczciwości jednak nie zastąpi żaden paragraf i żaden urzędnik. My wszyscy, z producentami i handlowcami włącznie, musimy pracować na wizerunek polskiej żywności jako najlepszej w Europie. Wtedy będziemy na niej zarabiali stale i więcej niż na ewentualnych nieuczciwych praktykach, które zawsze mają krótkie nogi. Wtedy też hasło „smaczne, bo polskie”, jak nigdy wcześniej, stanie się synonimem tego, co najlepsze na światowych stołach.


Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.