Proszę nie wysyłać mnie na emeryturę
Z Krzysztofem Hołowczycem rozmawia Adam Mikołajczyk.
Adam Mikołajczyk: Pół roku temu ogłosił pan zakończenie kariery sportowej, jednak na brak aktywności nie narzeka. Czym się pan zajmuje na „sportowej emeryturze”?
Krzysztof Hołowczyc: Proszę nie wysyłać mnie na emeryturę, jeszcze na nią nie przeszedłem. (śmiech) Zakończyłem, co prawda, swoją przygodę z rajdami cross-country, ale nie pożegnałem się całkowicie z motosportem. Wciąż jestem czynnym sportowcem, startuję w rallycrossie. W tym roku zaczynam rywalizację w kategorii Supercars. Wprawdzie sezon się jeszcze nie rozpoczął i mam trochę więcej czasu dla siebie, jednak to nie znaczy, że zwalniam tempo. Bardzo dużo trenuję, w styczniu zima dopisywała i niemalże codziennie trenowałem jazdę po lodzie. Nie umiem żyć bez adrenaliny i motosportu. Można powiedzieć, że ten sportowy napęd trzyma mnie przy życiu.
AM: Zapewne śledził pan 37. edycję Rajdu Dakar. To nie był najlepszy występ Polaków…
KH: Oczywiście śledziłem i bardzo mocno trzymałem kciuki za swoich kolegów. Dakar jest nieprzewidywalny, trzeba mieć w nim także szczęście, którego niestety w tej edycji zabrakło szczególnie Adamowi Małyszowi. On i Xavier mieli na trasie mnóstwo problemów, ale jednak nie poddali się i ukończyli rajd. Za rok wrócą do rywalizacji bogatsi o nowe doświadczenia i silniejsi. Mam nadzieję, że przyszłoroczna edycja okażę się o wiele lepsza dla naszych rodaków. W tym roku bardzo kibicowałem Rafałowi Sonikowi, miałem nadzieję, że uda mu się powtórzyć sukces z zeszłego roku. Niestety w Dakarze nie ma murowanych faworytów, pewnych zwycięzców. Jestem jednak pewien, że Rafał jeszcze nie raz stanie na najwyższym stopniu podium tego morderczego rajdu. Należy wspomnieć także o Kubie Przygońskim – utrzymywał całkiem niezłe tempo i jechał rozsądnie. Mimo że dobrze zna Dakar, musiał się go uczyć jakby na nowo, był to przecież jego debiut w kategorii samochodów. Myślę, że za jakiś czas, gdy nabierze doświadczenia, ma szansę na walkę o naprawdę wysokie lokaty.
AM: W obecnych czasach kariery sportowe są praktycznie od samego początku powiązane z biznesem. Nie wszyscy sportowcy mają jednak do niego smykałkę. Panu chyba doskonale udawało się łączyć wygrywanie w rajdach z zarabianiem pieniędzy poza sportem?
KH: Każdy sportowiec musi pamiętać, że kiedyś jego kariera dobiegnie końca i trzeba będzie w inny sposób utrzymywać siebie i rodzinę. Ja mam tego świadomość od wielu lat i dlatego staram się wykorzystać zdobyte kontakty i zarobione pieniądze do zabezpieczenia swojej przyszłości. Myślę, że tak powinien robić każdy człowiek, niezależnie od rodzaju wykonywanej pracy. Trzeba myśleć, w jaki sposób „zaprząc” pieniądze do pracy, aby w przyszłości nie martwić się o to, co przyniesie kolejny dzień. Każdy projekt, w którym uczestniczę, jest właśnie budowaniem swojej przyszłości. A dywersyfikacja źródeł dochodu daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Dlatego angażuję się w różne interesujące działalności, które dają mi możliwość sukcesywnego, bezpiecznego budowania kapitału.
Fot. www.holek.pl
AM: Pasjonuje się pan motoryzacją. W ostatnich miesiącach możemy śledzić w Internecie liczne doniesienia o wskrzeszaniu przez pasjonatów dawnych polskich marek motoryzacyjnych. Powstać mają nowy Polonez, nowa Warszawa, nowa Syrena itd. Wierzy pan w sukces tych przedsięwzięć?
KH: To wspaniała inicjatywa. Jestem fanem starej motoryzacji. Oczywiście dzisiejsze samochody są szybkie, piękne i bezpieczne, ale te dawne miały duszę. Jeden z większych projektów, o których mieliśmy okazję słyszeć w ciągu ostatnich dwóch lat, to pomysł wskrzeszenia Syreny. Oryginalna Syrena była jedynym powojennym samochodem, który był w 100 proc. zbudowany przez Polaków, dlatego do dziś cieszy się u nas taką sympatią. W planach reaktywacji kultowej polskiej marki zakładano produkcję 100 egzemplarzy rocznie. Ostatnio, co prawda, echo tego projektu przycichło, ale mam nadzieję, że nowa Syrena powstanie. To połączenie stylu retro z nowoczesnością jest genialnym pomysłem. I wreszcie mielibyśmy swój polski samochód.
AM: To zastanawiające, że jeden z większych i ważniejszych gospodarczo krajów UE nie posiada swojego przedstawiciela wśród motoryzacyjnych marek. Produkujemy i eksportujemy doskonałe jachty, ale samochodu jeszcze się nie dorobiliśmy…
KH: Bardzo nad tym ubolewam. Rozwinięty przemysł motoryzacyjny to jeden z wyznaczników bogactwa i rozwoju gospodarczego. Co prawda, mamy w naszym kraju fabryki, ale wyjeżdżają z nich tylko samochody obcych marek. Obecnie nadzieją dla polskiego rynku motoryzacyjnego są projekty młodych entuzjastów, ale ci z kolei nie mają wystarczająco dużo pieniędzy… Na wskrzeszenie FSO, niestety, nie ma co liczyć. Obecnie na rynek motoryzacyjny działający na skalę masową praktycznie nie da się wejść. Jest zdominowany przez producentów globalnych, dysponujących potężnymi zasobami finansowymi. Zupełnie nowemu producentowi byłoby bardzo trudno zaistnieć w świecie motoryzacji.
AM: Fundacja „Teraz Polska” od 26 lat nagradza i oznacza słynnym biało-czerwonym godłem najlepsze polskie produkty i usługi. Czy przy półce sklepowej zwraca pan uwagę na kraj pochodzenia danego produktu i wybiera polskie marki?
KH: Staram się wybierać polskie produkty, ale niestety półki sklepowe zapełnione są w większości zagranicznymi produktami. Jeśli ktoś robi zakupy w pośpiechu, nie jest w stanie sprawdzić pochodzenia każdego towaru. Ponadto przeważnie kupujemy to, co jest smaczne, sprawdzone, trudno zmienić nasze przyzwyczajenia. Powinniśmy jednak pamiętać, że kupując polskie produkty, przyczyniamy się do rozwoju własnego kraju, wzrostu PKB, czyli działamy na własną korzyść. Niby to wszystko wiemy doskonale, w pełni zdajemy sobie z tego sprawę, ale gdy idziemy na zakupy, trudno wybierać nam tylko polskie produkty, gdyż w zasięgu wzroku mamy znane, mocno reklamowane, ale niestety zagraniczne artykuły. Często polskie, mniej popularne marki znajdują się na dolnych półkach.
AM: Wielokrotnie angażował się pan także w akcje dotyczące poprawy bezpieczeństwa na drogach (także jako polityk Parlamentu Europejskiego). Co doradziłby pan nowym ministrom odpowiedzialnym za transport? Od czego powinni zacząć prace nad poprawą bezpieczeństwa?
KH: Moim zdaniem najważniejsza jest poprawa infrastruktury drogowej. Samochodów jest coraz więcej, więc potrzebujemy bezpiecznych dróg. Przeglądając policyjne statystyki, możemy zauważyć, że jedną z najczęstszych przyczyn wypadków drogowych jest nadmierna prędkość i wymuszanie pierwszeństwa. Jednak nie uwzględnia się tu aspektu stanu infrastruktury. Najwięcej wypadków ma miejsce na drogach dwukierunkowych jednojezdniowych, najmniej – na autostradach i drogach ekspresowych, ale niestety te stanowią nie więcej niż kilkanaście procent wszystkich dróg krajowych w Polsce. Potrzebujemy szerokich, bezpiecznych dróg krajowych, zamiast dziurawych jednopasmówek. Oczywiście ważna też jest odpowiednia świadomość kierowców i ich dobre wyszkolenie, a także sprawne, bezpieczne samochody. Jeśli te czynniki ulegną poprawie, wtedy poziom bezpieczeństwa ruchu drogowego w naszym kraju znacznie się podniesie.