Ogród sztuk
O Galerii Opera w Teatrze Wielkim, wydawnictwie teatralnym i promocji kultury wysokiej z Marcinem Fediszem rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Czy pomysł prowadzenia galerii w Teatrze Wielkim narodził się z koncepcji tworzenia ogrodu sztuk?
Marcin Fedisz: Kiedy myśli się o Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, oczywiste skojarzenia to muzyka i taniec. Jednak Opera Narodowa to nie tylko arie i balet. W tym olbrzymim budynku, na jednej z największych operowych scen świata, jest miejsce dla koncertów, recitali wybitnych solistów, wystaw muzealnych, a także dla sztuk plastycznych. Galeria Opera powstała pięć lat temu jako wspólny projekt Teatru Wielkiego i warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jednak jej idea jest kontynuacją Galerii Studio, którą dyrektor Waldemar Dąbrowski współtworzył z Jerzym Grzegorzewskim ponad 30 lat temu. Tam realizowali romantyczną koncepcję correspondance des arts – wspólnoty sztuk i artystów – którą również dzisiaj kultywujemy. Naszym głównym założeniem jest popularyzacja polskiego malarstwa współczesnego, głównie artystów związanych z warszawską ASP, ale nie tylko. Do tej pory pokazaliśmy prace Jana Tarasina, Jerzego Tchórzewskiego, Teresy Pągowskiej, Łukasza Korolkiewicza, Edwarda Dwurnika, Leona Tarasewicza i Franciszka Starowieyskiego. Na początku Galeria dostępna była wyłącznie dla widzów naszych spektakli, ale odpowiadając na potrzebę publiczności, otworzyliśmy ją jako miejsce niezależne (czynne od czwartku do soboty w godz. 10–17). Okazało się, że jesteśmy jedną z najliczniej odwiedzanych galerii w Polsce. Widownia naszego teatru wypełniona jest w 99 proc., na jednym spektaklu jest blisko 1,8 tys. widzów. Wystawa trwa około dwóch miesięcy i przez ten czas – według prostego rachunku – odwiedza ją około 50 tys. osób. To imponujący wynik dla sztuki współczesnej.
KB: Jest to bez wątpienia rekord frekwencyjny, ale czy Galeria, ze względu na miejsce i kontekst, nie jest w pewnym sensie dziełem wtórnym?
MF: Tak mogłoby się wydawać. Ale to tylko pozory. Od momentu powstania w 2012 r. idea Galerii została jasno określona. Promujemy klasyków polskiej awangardy, bez których nie byłoby modnych dziś i popularnych artystów młodego pokolenia, jak Wilhelm Sasnal czy Marcin Maciejowski. Zrealizowaliśmy już 30 ekspozycji, prezentujących tzw. pokolenie postarsenałowskie, którego prace rzadko trafiają do Muzeum Narodowego czy Zachęty, a według nas zasługują na uwagę. Nie ścigamy się z żadną instytucją wystawienniczą, po prostu znaleźliśmy swoją niszę i ją wypełniamy. Na świecie oferta ekspozycyjna jest bogata i różnorodna. Weźmy Paryż. Jeżeli chcemy zobaczyć artystów najmłodszego pokolenia, to idziemy do Palais de Tokyo, jeżeli chcemy oglądać klasykę, wybierzemy Muzeum Rodina. W Paryżu takie galerie koegzystują.
My nie tylko współistniejemy, lecz także współpracujemy z innymi instytucjami kultury. Wojciecha Sadleya, tworzącego prace z tkanin, namówiliśmy do udziału w warsztatach dla dzieci, które realizujemy wspólnie z Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. To idealne połączenie: artysta, który pracuje w tkaninie, i instytucja specjalizująca się w tym materiale. Przy okazji obecnej wystawy, Tomasza Ciecierskiego, program edukacyjny przygotowała dla nas Zachęta.
Wystawa Edwarda Dwurnika. (Fot. Teatr Wielki – Opera Narodowa/Galeria Opera)
KB: Wystawy często się zmieniają. To duży wysiłek organizacyjny.
MF: Narzuciliśmy sobie spore tempo. Wystawy trwają około dwóch miesięcy. Zależy nam, żeby odbiorcy czuli ferment twórczy. Duża część teatralnej publiczności jest niezmienna, wielu widzów ma wykupiony abonament albo po prostu przychodzi do teatru regularnie, wielokrotnie w sezonie. Dlatego nie wystarcza nam ekspozycja stała ani jedna wystawa rocznie. Działamy inaczej niż wiele instytucji wystawienniczych, właśnie ze względu na fakt, że mieścimy się w teatrze. Wystawy mogą być bardziej teatralne. Można powiedzieć, że bywają inscenizowane. Przy okazji wystawy Tadeusza Dominika, którego inspirowała natura, w całej galerii umieściliśmy brzozy, a po wystawie zasadziliśmy je w ogrodzie artysty. W przypadku Franciszka Starowieyskiego, który uważał się za malarza barokowego, postanowiliśmy umieścić jego prace właśnie w barokowym wnętrzu. A że najpiękniejszy polski barok można odnaleźć w Pałacu Biskupów Krakowskich w Kielcach, sfotografowaliśmy ten pałac, ściana po ścianie, i tymi fototapetami wykleiliśmy wnętrza galerii, by na nich dopiero zawiesić prace artysty. Jest nam łatwiej działać nieszablonowo, ponieważ jesteśmy teatrem i wszystkie pracownie – malarskie, stolarskie, krawieckie – mamy u siebie na miejscu. Szukamy atrakcyjnego pomysłu dla każdego twórcy, zgodnego z jego sztuką.
KB: W tym roku nasza redakcja gościła u Edwarda Dwurnika, który wspominał, jak ważna była dla niego wystawa w Galerii Opera.
MF: Cieszę się, że dobrze nas wspomina. Tym bardziej że trudno wymyślić oryginalny pomysł na tak popularnego artystę. Jego domy i miasta znają chyba wszyscy. Dwurnik dworuje z rzeczywistości, czasem wydaje się, że i z widzów. Zgodnie z sugestią samego artysty pokazaliśmy nieznane szerszemu odbiorcy portrety z cyklu „Sportowcy”, przedstawiające szarych obywateli Polski Ludowej, palaczy papierosów marki Sport. Były też „poloki” i obrazy miejskie. Pomysłem było osadzenie jego prac pomiędzy trzema miastami: Radzyminem, w którym się urodził, Warszawą, w której mieszka i tworzy, oraz Chojną, w której lubi wypoczywać. Postawiliśmy w Galerii rusztowania i na nich powiesiliśmy Dwurniki. Zrobiliśmy kierunkowskazy na Warszawę i Radzymin. Wystawa bardzo się podobała, zarówno artyście, jak i publiczności.
Wystawa Franciszka Starowieyskiego. (Fot. Teatr Wielki – Opera Narodowa/Galeria Opera)
KB: Główny profil Galerii Opera to sztuka polska. Czy jest u was miejsce także dla zagranicznych artystów?
MF: Galeria Opera to po prostu miejsce dobrych artystów. Akurat tak się szczęśliwie składa, że dobrych polskich artystów jest bardzo wielu. Ale czasem jako dwugłos do działań operowych proponujemy artystę zagranicznego. Tak było w przypadku Hansa Jürgena Syberberga, reżysera i artysty wizualnego, dla którego najważniejsze źródło inspiracji stanowi twórczość Wagnera. Jego instalacje przestrzenne z użyciem marionetek czy fragmentów scenografii do filmów o Wagnerze wydawały się idealnym odniesieniem do premiery opery „Lohengrin” i koncertu pieśni podczas Warszawskich Dni Wagnera w 2014 r. Projekt tworzony był wspólnie z Instytutem Goethego, a przystąpiła do niego także Filmoteka Narodowa, organizując w kinie Iluzjon przegląd filmów Syberberga. Absolutnie nie rezygnujemy z artystów zagranicznych, szczególnie jeżeli ich twórczość wpisuje się w program repertuarowy Teatru Wielkiego. Natomiast mamy świadomość, że wielu polskich artystów zasługuje na uwagę publiczności.
KB: Bardzo ciekawy w Galerii Opera jest także wątek ekspozycji związanych z rzemiosłem teatralnym. Myślę tu o wystawie kostiumów, butów czy kapeluszy. Czy ten lżejszy temat spotkał się z zainteresowaniem?
MF: Z ogromnym! Zrobiliśmy te wystawy – można powiedzieć – z premedytacją, ponieważ wydawało nam się, że jest to idealny sposób, aby przyciągnąć szeroką i zróżnicowaną publiczność. Pierwsza wystawa, pt. „Opera Haute Couture”, to prezentacja kostiumów scenicznych zaprojektowanych do naszych spektakli przez projektantów mody. Jej popularność nas zaskoczyła. Zdarzało się, że w środku tygodnia ustawiały się kolejki! Skoro zainteresowanie było tak duże, postanowiliśmy pójść za ciosem i pokazać buty. Wystawa „Opera od stóp do stóp” również cieszyła się olbrzymią frekwencją. Rzadko widzimy spod długich kostiumów buty, które noszą śpiewacy, aktorzy czy tancerze. Na tej wystawie pokazaliśmy między innymi buty zrobione dla konia, osła czy Myszki Miki. Naturalnym wyborem po butach były nakrycia głowy. Na wystawie „Cały teatr na naszej głowie” prezentowaliśmy kapelusze i wszystko, co można artyście włożyć na głowę, czyli maski, woalki, przepaski, peruki. Ten cykl wystaw pokazuje kunszt projektantów i arcydzieła rzemiosła teatralnego. Jest uznaniem dla pracy teatralnych krawców, gorseciarek, szewców, modystek, modelatorów – prawdziwych artystów w swoim fachu, których niestety coraz mniej w teatralnym świecie. Obecnie pracujemy nad połączeniem tych trzech wystaw w jedno wydarzenie, aby móc pokazać je w Lublinie podczas przyszłorocznego festiwalu Carnaval Sztukmistrzów, a także w Berlinie w Kunstgewerbemuseum. Tymi wystawami pokazujemy, że przekaz popkulturowy może zachęcić widza do odwiedzenia galerii sztuki.
KB: W ten trend doskonale wpisuje się także projekt fotograficzny – od jakiegoś czasu fotografują państwo publiczność.
MF: Ten projekt rozpoczął się w 2015 r. i nadal trwa. Pomyślałem, że skoro udokumentowaliśmy trzema wystawami związki mody z operą i baletem, to warto odwrócić oko aparatu i zobaczyć, że moda jest obecna nie tylko na scenie, ale także wśród publiczności. W związku z tym na wszystkich premierach i w czasie niektórych spektakli szeregowych „łapiemy” obiektywem najciekawiej ubranych widzów. Nie chodzi o najnowszą modę czy drogą metkę, ale charakter i wygląd całej postaci. Planujemy wystawę, która będzie dokumentem naszych czasów, a także swoistą kroniką towarzyską. Pokażemy to w przyszłym sezonie. KB: Teatr Wielki to istotnie wielka instytucja kulturalna. Posiada nawet własne wydawnictwo. MF: Jesteśmy z tego dumni. Wydawnictwo teatralne ma już swoją renomę. Wydajemy co roku książkę sezonu w postaci eleganckiego albumu. Otrzymujemy wiele listów z całego świata gratulujących szczególnie tego wydawnictwa. Każda wystawa w Galerii Opera ma swój katalog, każdy spektakl – swoją książkę programową. Wydaliśmy pozycje wcześniej w Polsce niepublikowane, jak biografie Wagnera i Pucciniego czy listy Niżyńskiego. Mamy też propozycje dla dzieci: krótkie książeczki opowiadające o naszych wystawach, zapoznające dzieci z poszczególnymi artystami i sztuką malarską w ogóle, kolorowanki i puzzle, ale także większe formy. Piszą dla nas m.in. Joanna Bator, Jan Gondowicz, Marek Bieńczyk, Manuela Gretkowska, Mariusz Szczygieł, Grzegorz Kasdepke, Dorota Masłowska, Agnieszka Drotkiewicz.
Wystawa Tadeusza Dominika. (Fot. Teatr Wielki – Opera Narodowa/Galeria Opera)
KB: Jest pan także odpowiedzialny za marketing teatru. Na czym polega promowanie kultury wysokiej? Zazwyczaj marketing kojarzy się merkantylnie.
MF: Nie ma nic gorszego dla artysty niż występ przed pustą widownią, musimy więc dbać i o artystę, i o publiczność. Żyjemy w kraju, w którym nie ma wielkich tradycji ani operowych, ani baletowych, a ludzi kultury nie rozpieszcza się finansowo. Mamy stałą publiczność, ale musimy zabiegać też o nowych, młodych widzów. Dlatego chętnie korzystamy z mediów społecznościowych. Aktywnie działamy na Facebooku i Instagramie. Na spektakle zapraszamy blogerów, którzy potem piszą o naszych projektach. Ta współpraca się sprawdza. W naszym teatrze pracują pasjonaci, dla których przywilejem jest obcowanie z kulturą i jej współtworzenie. Nie uważamy, że jako Teatr Wielki powinniśmy stać na piedestale. Przeciwnie – nie możemy stać na nim ani minuty. Jesteśmy instytucją publiczną, więc pracujemy dla publiczności.
Od ubiegłego roku z okazji Światowych Dni Opery organizujemy Piknik Operowy. Na placu Teatralnym budujemy scenę i przez cały dzień dajemy ludziom możliwość spotkania ze sztuką. Nasze występy (na żywo i na ekranie) obejrzało podczas tegorocznego Pikniku ponad 8 tys. widzów. Popularyzacji służy też platforma Vod.teatrwielki.pl, na której pokazujemy nasze spektakle. W ubiegłym sezonie „Goplanę” Władysława Żeleńskiego – spektakl nagrodzony International Opera Awards, czyli operowym Oscarem w kategorii Dzieło odkryte na nowo – za pośrednictwem Internetu obejrzało około 30 tys. widzów. To gigantyczna widownia.
Opera łączy. Tak zresztą brzmiało hasło kampanii promocyjnej, którą zrealizowaliśmy w ubiegłym roku. Chcieliśmy pokazać, że opera to miejsce szczególne, ponad podziałami społecznymi, kulturowymi i politycznymi, więc zaprosiliśmy osoby, które właśnie ona połączyła. Zofia Posmysz, autorka książki „Pasażerka”, na podstawie której powstała opera pod tym samym tytułem, spotkała się po raz pierwszy ze śpiewaczką odtwarzającą postać głównej bohaterki. Edwarda Dwurnika opera połączyła z Martą Frej (oboje mieli wystawy w Teatrze w tym samym czasie), a Sebastiana Karpiela-Bułeckę z dyrygentem Jerzym Maksymiukiem we wspólnym koncercie „Głosy gór”. Opera łączy, bo jest synestezją wielu różnych dziedzin sztuki, ale także wytwarza niezwykłą więź między artystami i publicznością.
Marcin Fedisz
kurator Galerii Opera, kierownik Działu Literackiego i Marketingu Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.