O roli wielkich imprez sportowych. Debata "Teraz Polska"
25 października br. w Muzeum Sportu i Turystyki Fundacja Polskiego Godła Promocyjnego zorganizowała kolejną debatę z cyklu „Teraz Polska sportowa”. Rozmowę moderował czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski, a dyskutowali: Wojciech Nowicki, mistrz olimpijski i wicemistrz świata w rzucie młotem; Sebastian Świderski, były utytułowany siatkarz i prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej; Marcin Herra, prezes Areny Gliwice i wiceprezes Legii SA; oraz Marcin Nowak, dyrektor Działu Współpracy Międzynarodowej Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Tym razem dyskusja toczyła się wokół roli wielkich wydarzeń sportowych dla promocji sportu, a przede wszystkim promocji miasta gospodarza, regionu i, co najważniejsze, promocji i rozwoju kraju.
Robert Korzeniowski: Minęło już 10 lat od finałów Euro 2012 w Polsce i Ukrainie. Jesteśmy najlepszym przykładem kraju, który odniósł korzyści z organizacji takiej imprezy.
Marcin Herra: To prawda. Po pierwsze, była to największa impreza sportowa w historii Polski, jedna z największych imprez na świecie. Wpisała się w potrzeby naszego kraju, ponieważ musieliśmy zrealizować bardzo duży projekt infrastrukturalny – wybudować stadiony, drogi, porty lotnicze, poprawić komunikację miejską i centra pobytowe. Szacuje się, że dzięki Euro 2012 przyspieszyliśmy rozwój infrastrukturalny Polski o trzy–cztery lata, co bardzo wpłynęło na poprawę efektywności gospodarki.
Drugim istotnym elementem jest promocja kraju na arenie międzynarodowej. Było ryzyko porażki, a osiągnęliśmy wielki sukces. Odwiedziło nas blisko 800 tys. osób, które wydały w naszym kraju 1,1 mld zł. Wartość marki Polska wzrosła z 279 mld dol. do 480 mld dol. według rankingu wartości marek na świecie. To największy skok wśród 100 badanych krajów. Po raz pierwszy znaleźliśmy się w pierwszej dwudziestce krajów, jeśli chodzi o atrakcyjność marki. Wiele miast i regionów korzystało z tej promocji, co zaowocowało zwiększonym ruchem turystycznym w latach następnych, na przykład z kierunku hiszpańskiego.
Po trzecie, nastąpił wzrost kapitału społecznego. Z badań wynika, że 9 na 10 pytanych Polaków uważa Euro 2012 za sukces – wreszcie doceniliśmy swoje umiejętności organizowania wielkich, złożonych przedsięwzięć, co należy docenić tym bardziej, że jako naród raczej nie jesteśmy skłonni do pochwał i samozadowolenia.
Wreszcie po czwarte, zdobyliśmy know-how związane z zarządzaniem. Przez pięć lat, współpracując z wieloma instytucjami, udało nam się wykształcić kilkaset osób, które nauczyły się przygotowania i prowadzenia trudnych projektów. Zrealizowaliśmy ponad 200 projektów infrastrukturalnych, 25 tys. zadań organizacyjnych, które trzeba było koordynować pomiędzy instytucjami. Wiedza i doświadczenie pozostały.
Podsumowując, uważam to wydarzenie za jedno z najważniejszych dla Polski w ostatnim 30-leciu, tak jak wejście do Unii Europejskiej i przystąpienie do NATO. Mamy zatem dziedzictwo, z którego dzisiaj korzystamy przy organizacji kolejnych wydarzeń typu mistrzostwa Europy czy świata. Możemy czuć się dumni.
RK: To prawda, nigdy nie byliśmy tak bardzo zjednoczeni, jak w trakcie Euro 2012. Następne wielkie wydarzenia w Polsce były związane z siatkówką.
Sebastian Świderski: Ważne dla nas były mistrzostwa świata kobiet, które zorganizowaliśmy w tym roku wspólnie z Holandią. Nie byliśmy pewni, jaki wynik sportowy osiągniemy, więc miasta, które zaprosiliśmy do współpracy, były pełne obaw, czy nasze dziewczyny awansują i zagrają na ich boiskach. Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że siatkarki zrobiły świetną robotę, bo zdobyły 7. miejsce, wchodząc do fazy ćwierćfinałowej po 60 latach, ale co ważniejsze, „kupiły” publiczność, która równie tłumnie przychodziła na mecze kobiet jak na mecze siatkówki męskiej.
Wielkim wyzwaniem była także organizacja tegorocznych mistrzostw świata mężczyzn, które zostały odebrane Rosji po agresji na Ukrainę. O wynik sportowy naszych zawodników i udział kibiców byliśmy spokojni, ale trudno było w kilka tygodni znaleźć miasta gospodarzy i spiąć wszystko organizacyjnie. Gdyby nie doświadczenie zebrane podczas finału Ligi Światowej, to raczej nie podjęlibyśmy się tego karkołomnego zadania. Wielkie słowa uznania dla miast gospodarzy, dla operatorów hal, bo zrobili wielką robotę. A pełne trybuny w halach i oglądalność transmisji telewizyjnych dowodzą, że takie imprezy są potrzebne.
RK: Lubimy być biało-czerwoni i manifestować radość. Ale siatkarze dali nam coś więcej: szansę spotkania na naszych boiskach najlepszych zawodników. Dali impuls, by samorządy poważnie podeszły do budowy obiektów sportowych, ale także pozwolili marzyć młodszym pokoleniom o byciu mistrzem sportowym.
SŚ: Kiedy masz możliwość kontaktu z mistrzami świata czy Europy na zajęciach sportowych, to chętniej w nich uczestniczysz. Wiele dzieci garnie się do siatkówki, a jeśli dodatkowo mają predyspozycje do tej dyscypliny, to są szanse na wychowanie nowych mistrzów. Zresztą już teraz odnosimy sukces, bo dzieci nie siedzą przed komputerami, tylko się ruszają. A najlepszym dajemy możliwość udziału w seniorskich turniejach w roli podających piłki. Cieszymy się, że nasza dyscyplina tak dobrze się rozwija.
RK: W tym roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie można było zobaczyć najlepszych lekkoatletów świata, a wśród nich Wojtka Nowickiego.
Wojciech Nowicki: Lekkoatletę zobaczył we mnie trener. Widział moje warunki, sprawność i wiedział, jak mną pokierować. Po pierwszym medalu olimpijskim przyznałem, że się nie mylił. Chciałem tym samym podkreślić rolę trenerów i kadry, która szkoli młodzież. Dobrze, że wreszcie pojawia się odpowiednia infrastruktura lekkoatletyczna, bo praktycznie w każdym większym mieście jest dobry stadion lekkoatletyczny, zaopatrzony w niezbędny sprzęt. Warto pokazywać młodym sportowcom wiele ścieżek kariery, bo nie tylko w siatkówce czy piłce nożnej można zaistnieć. W tym widzę też moją rolę jako utytułowanego zawodnika, żeby pokazać, że w mniej popularnych dyscyplinach też można odnieść sukces, jeżeli się w niego wierzy, chce się pracować i jest się zdeterminowanym. Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek i ja wiedziemy prym w rzucie młotem i dzięki temu możemy promować Polskę na arenie międzynarodowej.
RK: Przed nami kolejne wielkie wyzwanie: organizacja igrzysk europejskich, które odbędą się w czterech polskich regionach.
Marcin Nowak: Żyjemy w trudnych czasach, naznaczonych pandemią koronawirusa oraz wojną w Ukrainie. Ale pomysł organizacji igrzysk europejskich narodził się już trzy lata temu. Rola gospodarza przypadła Małopolsce, ponieważ ten region dysponuje najlepszą infrastrukturą sportową. Oczywiście nie dla każdej dyscypliny, dlatego zawody lekkoatletyczne będą rozgrywane na Stadionie Śląskim w Chorzowie, strzelectwo zawita do Wrocławia, a skoki do wody – do Rzeszowa. Ani jedna złotówka przeznaczona na budowę lub modernizację infrastruktury sportowej nie wynika z potrzeby igrzysk, ale realnej potrzeby poszczególnych dyscyplin sportowych. Przykładowo modernizujemy tor kajakarstwa górskiego w Krakowie, bo w przeciwnym razie obiekt ten za kilka lat straciłby certyfikat, a stale rozgrywają się na nim zawody najwyższej rangi i dobrze byłoby tę renomę toru utrzymać. W przypadku części dyscyplin radzimy sobie inaczej. Na potrzeby kolarstwa BMX, które jest bardzo drogim sportem pod względem infrastruktury, postanowiliśmy wypożyczyć tor od Europejskiej Federacji Kolarskiej, który zostanie rozłożony w Krzeszowicach pod Krakowem i pozostanie trochę dłużej po igrzyskach, co pozwoli na promocję tego nowego sportu olimpijskiego, zaś koszt takiego rozwiązania będzie sześciokrotnie niższy niż budowa toru.
Chcemy odejść od blichtru i przepychu, z którym walczy cały ruch olimpijski. Doskonale wiemy, co działo się w Pekinie, Korei, Australii czy w Atenach. Obiekty budowane z wielką pompą i rozmachem później świeciły pustkami, niszczały albo były rozbierane. Nie chcemy do tego dopuścić i od początku przedsięwzięcia przyświeca nam równoważenie ekonomiczno-finansowe.
Osobiście żałuję, że nie odbyły się u nas zimowe igrzyska olimpijskie Kraków-Zakopane 2022. Wtedy Zakopianka byłaby już gotowa…
MH: Mamy wiele doświadczeń dobrych i złych, z których należy wyciągać wnioski. Organizując kolejne imprezy, powinniśmy nie tylko utrzymywać wysoki poziom, ale dokładać kolejne klocki tej układanki. Przed każdym następnym wydarzeniem powinniśmy zadawać pytanie, jak je najlepiej wykorzystać, jak promować, aby sukces organizacyjny przekuć w sukces gospodarczy kraju. Podczas igrzysk w Londynie razem z agendą sportową obowiązywała agenda gospodarcza wypełniona wydarzeniami biznesowymi, bo właśnie przy okazji imprez sportowych można robić geopolitykę, dyplomację i biznes. Warto też przyglądać się takim krajom czy regionom jak Dubaj czy Emiraty, które mają rozpisaną agendę do 2030 r., co i dlaczego zamierzają robić, o jakie światowe imprezy będą aplikować. U nas jest bardzo dużo inicjatyw wynikających z siły poszczególnych związków czy osobowości działaczy sportowych. A ja chciałbym usłyszeć, jakie plany ma Polska, czy chce aspirować do organizacji igrzysk letnich, bo trzeba to robić z minimum 16-letnim wyprzedzeniem. To ostatni dzwonek, żeby taką debatę podjąć i zbudować mapę drogową wydarzeń sportowych prowadzącą do megawydarzenia. Życzyłbym nam wszystkim, aby igrzyska europejskie były jednym z kamieni milowych na drodze do igrzysk olimpijskich w Polsce. Wszyscy powinni się skoncentrować na sukcesie tej imprezy, czuć się jej gospodarzami i rozmawiać o niej jedynie w kategoriach korzyści dla Polski.
RK: Zbudowanie agendy sportowej dla Polski powinno być naszym wspólnym celem, który każdy powinien realizować na swoim odcinku. Kiedy wielkie wydarzenia sportowe dzieją się w Polsce, wtedy też wiążą się one z większą dawką emocji. Łatwiej sportowcom zbudować markę osobistą, łatwiej kibicom być bliżej wydarzeń. To wszystko trzeba łączyć razem: poziom sportowy, marketing, infrastrukturę. Ale kluczowy jest odbiór społeczny wyników sportowych, które muszą trafiać na podatny grunt.