Jak cię widzą, tak cię szanują
Obraz Polski za granicą to jeden z podstawowych elementów sukcesu ostatnich lat. Budujemy wizerunek solidnego partnera, który choć twardo broni swoich interesów, to potrafi się dogadywać w najważniejszych sprawach nawet z najtrudniejszymi partnerami. Dość tu wspomnieć choćby ostatni efekt negocjacji z Rosjanami w sprawie cen gazu. W stosunkach zagranicznych skończyliśmy wreszcie z rolą ofiary, nieprzerwanie odwołującej się do swojej martyrologii i szukającej litości, a przyjęliśmy rolę silnego oraz aktywnego uczestnika politycznej gry na arenie międzynarodowej. Z takim kontrahentem czy partnerem warto mieć dobre stosunki, gdyż liczy się gospodarczo. O naszej sile, również tej ekonomicznej, świadczą dane i rankingi, na przykład w statystykach Międzynarodowego Funduszu Walutowego wyprzedziliśmy już takie siły gospodarcze jak Belgia, Szwecja czy nawet Holandia.
Ta pozycja na arenie międzynarodowej nie jest jednak dana raz na zawsze. W dzisiejszych czasach nikt nie kieruje się sentymentami i jeśli choć na chwilę zerwiemy z wizerunkiem odpowiedzialnego partnera, to naszego zdania nikt już nie będzie chciał słuchać, a ważne sprawy zaczną być załatwiane ponad naszymi głowami. Z nadąsanymi pieniaczami interesów bowiem się nie robi, ich co najwyżej się toleruje, i to tylko do czasu.
Niestety, nam samym często brakuje dystansu zarówno do wydarzeń w kraju, jak i tych mających miejsce za granicą. Dlatego dobrze jest wsłuchiwać się w głosy ludzi Polsce życzliwych, ludzi, którzy autorytetem cieszą się w wielu stolicach świata. Jedną z takich ikon na arenie międzynarodowej jest prof. Zbigniew Brzeziński. Ten wybitny naukowiec i strateg był w latach 1977–1981 bezpośrednim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego USA ówczesnego prezydenta Jimmy’ego Cartera, a nie jest tajemnicą, że utrzymuje kontakty również z administracją obecnego prezydenta Baracka Obamy.
Jeszcze do niedawna jego autorytet nie był kwestionowany przez żadną z największych polskich partii politycznych. Ta sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy Zbigniew Brzeziński w ostrych słowach skrytykował polityków wierzących, że w Smoleńsku doszło do zamachu, i rozpaczliwie szukających dowodów na poparcie tej teorii. Zasugerował, że takie działania – podgrzewające atmosferę i dzielące naród – są na rękę Rosji.
Opinii Brzezińskiego powinniśmy wysłuchać z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że dzięki jego wypowiedzi wiemy, iż opary smoleńskich absurdów są coraz bardziej widoczne za granicami naszego kraju, a po drugie dlatego, że to ważny sygnał, iż teorie o zamachu mogą służyć do celów sprzecznych z polską racją stanu. Na Zachodzie nie ma ani jednego państwa, które gotowe byłoby wesprzeć fantazje autorstwa kilku zgorzkniałych osób, którym przeczą wszystkie zebrane fakty i dowody. Gdyby ludzie je wyznający (z braku dowodów nie na darmo mówi się o religii smoleńskiej) zdobyli władzę, mogłoby to oznaczać koniec polityki zagranicznej, jaką znamy. Przypuszczalnie mało kto miałby ochotę budować zażyłe relacje z nieprzewidywalnym partnerem, który lada chwila może ogłosić, że samolot nad Smoleńskiem wysadzili w powietrze Rosjanie przy pomocy sztucznej mgły lub bomby helowej, stawiając tym samym nie tylko Polskę, nie tylko Europę, ale i wszystkie państwa NATO na krawędzi konfliktu zbrojnego.
Wypowiedź prof. Brzezińskiego dowodzi, że nieodpowiedzialne stanowiska coraz częściej przyciągają uwagę opinii publicznej na Zachodzie. I nie jest to ten rodzaj uwagi, na jakim nam zależy. Co gorsza, dla naszego wizerunku – państwa stabilnego i wiarygodnego, także ekonomicznie i gospodarczo – jest to śmiertelnie niebezpieczne. W interesie więc już nie tylko politycznym i dyplomatycznym, ale i gospodarczym jest to, by Smoleńsk nie przykrywał naszych prawdziwych problemów i wyzwań – nowej perspektywy finansowej, walki ze skutkami europejskiego kryzysu, wzmacniania rozwoju infrastruktury, konieczności wspierania polskich firm, ograniczania bezrobocia (szczególnie wśród młodych), deregulacji oraz wielu innych ważnych wyzwań.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl