Jabłko, czyli marka
O Jabłkach Grójeckich, chemizacji sadownictwa, współpracy z samorządem lokalnym, a nawet o akcji „Jedz jabłka na złość Putinowi” z Magdaleną Wrotek-Figarską i Michałem Lachowiczem ze Stowarzyszenia Sady Grójeckie podczas Open Eyes Economy Summit w Krakowie rozmawia Adam Mikołajczyk.
Adam Mikołajczyk: Założyli państwo stowarzyszenie producentów i promują markę Jabłka Grójeckie. Skąd taki pomysł, a może potrzeba?
Magdalena Wrotek-Figarska: Stowarzyszenie powstało ponad 10 lat temu. Założyło je kilkoro młodych producentów jabłek, którzy wierzyli w sukces swojego produktu, bo mieli z nim kontakt od dzieciństwa, pomagając rodzicom i dziadkom w pracy w sadzie. Ich rodziny od pokoleń żyły z jabłek. Założycielami stowarzyszenia byli: Maciej Majewski, Marcin Lis i Kuba Kwiatkowski – trzej muszkieterowie polskiego sadownictwa, przeświadczeni, że jabłko to polskie dobro narodowe. Chcieli pokazać sadownikom, których gospodarstwa przechodziły od pokoleń z ojca na syna, że uprawa jabłek to nie ujma, ale powód do dumy. Pod koniec 2011 r. Jabłka Grójeckie zostały wpisane do unijnego rejestru jako Chronione Oznaczenie Geograficzne – ChOG, które identyfikuje oryginalne i wartościowe produkty wysokiej jakości. Umieszczenie na produkcie znaku ChOG daje kupującemu gwarancję, że płaci za najwyższą jakość. Jednocześnie certyfikat zapewnia producentom ochronę prawną przed nieuczciwą konkurencją.
Michał Lachowicz: Rejon grójecki jest nazywany największym sadem Europy. Tutejsze tradycje sadownicze sięgają czasów królowej Bony, która w XVI w. otrzymała w tej części kraju ogromne połacie ziemi i przeznaczyła je na królewską plantację włoszczyzny i drzew owocowych, w szczególności jabłoni. Przez kolejne stulecia jabłka z okolic Grójca trafiały nie tylko na polskie stoły – zasłynęły na całym kontynencie. Moja rodzina jest piątym pokoleniem sadowników, a sad mojego pradziadka był jednym z przykładów podanych we wniosku rejestracyjnym ukazujących historię jabłka w regionie. W potocznym rozumieniu jabłko pochodzi przecież z Grójca, tak jak oscypek z Podhala.
Jako stowarzyszenie producentów mieliśmy ułatwione zadanie, bo nie musieliśmy wymyślać marki od zera, a jedynie zebrać i uporządkować wszystkie informacje. Nasza marka jest silna dzięki wielowiekowej tradycji i poświęceniu tysięcy sadowników. Trzeba pamiętać, że w PRL-u właścicielom sadów udało się uniknąć kolektywizacji, dzięki czemu mogli dbać o własność prywatną i tym samym o jakość produkowanych owoców.
AM: Zagłębi jabłkowych jest w Polsce kilka, choćby sady wokół Sandomierza. Jednak jabłek sandomierskich nie możemy kupić w hipermarketach, a jabłka grójeckie – tak.
ML: To kwestia skali produkcji i dystrybucji. Z rejonu grójeckiego pochodzi 20 proc. jabłek produkowanych w Unii Europejskiej i blisko 40 proc. produkcji krajowej. Rzeczywiście powstały sady w innych regionach kraju, ale oprócz Sandomierza żaden nie może się poszczycić długą tradycją. Powtórzę: już 500 lat temu rejon grójecki został uznany przez królową Bonę za idealny do stworzenia sadów jabłoni. Potem uprawę przejęli księża i lokalni sadownicy – patrioci, którzy z poświęceniem kultywowali tradycję.
Oczywiście do sadownictwa można też podejść czysto biznesowo: pojawia się człowiek z odpowiednim kapitałem i obsadza drzewami odpowiedni areał. Tak dzisiaj powstają – za pieniądze oligarchów – sady w Rosji i na Ukrainie, gdzie produkowane są jabłka o nieskazitelnym wyglądzie, ale gorszym smaku, nie mówiąc już o zawartości związków chemicznych. My zaś mamy gleby bielicowe i wyjątkowy klimat, który o 5 proc. podwyższa wybarwienie i kwasowość jabłek. W Grójcu, położonym najbardziej na północ w porównaniu z innymi terenami sadowniczymi, jabłonki mogą bezpiecznie przetrwać zimę. Jesienią, tuż przed zbiorem owoców, dni są wystarczająco ciepłe, a noce – dostatecznie chłodne. I właśnie takie warunki nasze jabłonie lubią najbardziej i w takich rodzą – według badań jednego z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych – najsmaczniejsze jabłka świata.
MWF: Cieszy nas ogromnie, że młodzi sadownicy przejmują gospodarstwa po rodzicach i starają się je unowocześniać, wprowadzać nowe technologie, ale tak, by wyjątkowy smak i jakość pozostały nienaruszone.
ML: Na Zachodzie uprawia się dwie, może trzy odmiany owoców. Na Grójecczyźnie dominuje w uprawie osiem odmian, ale łącznie mamy ich prawie 30. Odmiana szampion jest idealna do szarlotki, i to bez dodawania cukru, a ligol – przeznaczona dla diabetyków. Dzięki współpracy z jednostkami naukowymi, przede wszystkim z Instytutem Sadownictwa w Skierniewicach, staraliśmy się ulepszyć hodowane odmiany, aby wydobyć to, co najlepsze. Wiadomo, że w winnicy każdego roku bukiet wina jest inny. Tak samo w naszych sadach: jabłka raz są słodsze, raz – bardziej winne, ale wciąż są najbardziej aromatycznymi jabłkami na świecie.
AM: Wśród przedsiębiorców coraz częściej mówi się nie o biznesie, ale o wartościach. W przypadku Stowarzyszenia Sady Grójeckie nadrzędną wartością jest bez wątpienia kultywowanie wielowiekowej tradycji i umiejętne wprowadzanie elementów nowoczesności. Ważne są również konsolidacja lokalnej społeczności dzięki poczuciu dumy ze wspólnego dziedzictwa i budowanie pozytywnego wizerunku zajęcia, a może nawet powołania, jakim jest sadownictwo.
ML: To prawda. Stowarzyszenie jest organizacją non profit, mieszczącą się w definicji społecznie odpowiedzialnego biznesu. Chcemy pomagać zrzeszonym sadownikom w ich biznesie. Żeby nadal kultywowali tradycję szlachetnej uprawy i mogli z tego utrzymać swoje rodziny i swoje sady. Żeby nie musieli produkować wszystkiego jak leci, byleby tylko utrzymać gospodarstwo.
MWF: Dlatego stowarzyszenie pomaga sadownikom w zdobyciu certyfikatu ChOG, organizuje specjalistyczne szkolenia, aktywizuje lokalną społeczność i edukuje konsumentów. Już od dwóch lat wspólnie z Urzędem Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego prowadzimy akcję edukacyjną w szkołach, podczas której opowiadamy o jabłku i jego wartościach odżywczych, a także o wyjątkowych walorach jabłka grójeckiego, docenianych na całym świecie. Przyjemnie nam słuchać, jak dzieci po naszych pogadankach zaczynają same opowiadać o swoich rodzinnych sadach. Zaszczepiamy w nich poczucie wartości i dumy.
Ciągle poszukujemy nowych produktów w partnerstwie lokalnym. Przykładem jest choćby krówka jabłkowa, czyli klasyczna krówka mleczna z wsadem z musu z jabłek, produkowana przez Jedność w Grójcu. Mamy napój energetyzujący Yabu z naturalnego soku jabłkowego wzbogaconego odrobiną guarany i kofeiny z zielonej herbaty. Mamy też sok jabłkowy z chmielem, produkowany przez browar rzemieślniczy BroWarka.
AM: Sadownictwo to nie tylko jabłko, sadownik i jego rodzina. To cały biznes jabłkowy: technologie, maszyny, opakowania i pracownicy. Zaczynają państwo tworzyć jabłkowy klaster.
ML: Jest jeszcze jedna rzecz z palety społecznie odpowiedzialnego biznesu, o którą nasze stowarzyszenie walczy ze względu na bezpieczeństwo żywności, a w rezultacie – bezpieczeństwo konsumenta. Sprzeciwiamy się nadmiernej chemizacji rolnictwa. Przez wiele lat głos miały tylko firmy chemiczne, a wiadomo, że one są zainteresowane jak największą sprzedażą, a nie zaspokojeniem rzeczywistych potrzeb rolników, kiedy uprawy zaatakuje jakiś szkodnik. Wtedy faktycznie trzeba wkroczyć z chemią, ale pod warunkiem zachowania bezpieczeństwa dla konsumenta. Jabłka z Grójca, chyba jako jedyne w Polsce, są przebadane w 100 proc. Mogę w każdej chwili wejść do swojej pakowni owoców, wziąć jabłko na chybił trafił i dać je do zjedzenia własnemu dziecku. Nie mam wątpliwości, że owoce są hodowane w sposób właściwy i odpowiedzialny. Proszę pamiętać, że nasze jabłka mają certyfikat ChOG, a podstawą jego uzyskania jest wdrożenie w gospodarstwie systemu bezpieczeństwa żywności (światowego systemu GlobalG.A.P. albo krajowego systemu integrowanej produkcji roślin).
AM: A jak wygląda państwa współpraca z samorządem lokalnym? Czy powiat grójecki zdaje sobie sprawę, jaki skarb ma na swoim terenie? I czy potrafi go wykorzystać do działań promocyjnych?
ML: Tutaj też widać siłę naturalnej marki Jabłka Grójeckie. Samorząd ma świadomość, że nie jest to sztucznie wykreowany brand, ale prawdziwe dobro społeczne. Stowarzyszenie Sady Grójeckie jest dobrze znane działaczom społecznym czy politycznym.. Jest w naszym regionie takie powiedzenie: „Jeżeli sadownik nie ma – nikt nie ma”, co oznacza, że na sadownictwie opiera się egzystencja całego regionu. Każdy urzędnik w gminie Błędów, Warka czy Grójec wie, że działamy na korzyść całego regionu i jego mieszkańców.
AM: Przed laty w Polskiej Organizacji Turystycznej powstał pomysł, aby jabłko stało się promocyjnym symbolem Polski. Wtedy nie udało się pomysłu zrealizować, ale w międzyczasie jabłko samo w sobie stało się marką bardzo mocno powiązaną z Polską.
ML: Stowarzyszenie Sady Grójeckie jest apolityczne, ale gdybyśmy spojrzeli na mapę Polski, to niektórzy dostrzegą kształt jabłka z ogonkiem w postaci Półwyspu Helskiego. Wspieraliśmy już ogólnopolską akcję „Jedz jabłka na złość Putinowi”, kiedy Rosja zamknęła swój rynek dla unijnych warzyw i owoców. Symbolem akcji protestacyjnej w całej Unii Europejskiej stało się wtedy polskie jabłko, a nie np. hiszpańska pomarańcza. To była praca oddolna, zupełnie bezpłatna, która swoją iskrę zapłonową miała na Grójecczyźnie. Jak widać, chętnie włączamy się w inicjatywy dla dobra ogółu.
Magdalena Wrotek-Figarska – dyrektor Stowarzyszenia Sady Grójeckie
Michał Lachowicz – członek zarządu Stowarzyszenia Sady Grójeckie
Wywiad zarejestrowany w ramach realizacji audycji „Wartość dodana” Adama Mikołajczyka. Apple Podcast, Speaker.com, Spotify/Podcasty: „Wartość dodana by Adam Mikołajczyk”