Dzieciątkowski: Koronawirus SARS-CoV-2 to nie jest broń biologiczna. Pandemia zmieniła sposób funkcjonowania nauki

  • Fot. Pixabay (zdjęcie ilustracyjne, przedstawia odkażanie pomieszczenia)
    Fot. Pixabay (zdjęcie ilustracyjne, przedstawia odkażanie pomieszczenia)
  • W ciągu ostatniego roku ukazało się ok. 110 tys. publikacji naukowych dotyczących koronawirusa, w ostatnim czasie ukazuje się ich 100 w ciągu tygodnia.
  • Pandemia pokazała, że mamy miliony pseudospecjalistów w zakresie wirusologii, epidemiologii czy chorób zakaźnych, szczególnie aktywnych w Internecie.
  • Poza formułowaniem nielicznych hipotez staram się, aby teorie, które objaśniam w mediach, miały swoje twarde i weryfikowalne źródła w danych naukowych.

Z prof. Tomaszem Dzieciątkowskim rozmawia Kamil Broszko.

Kamil Broszko: Czy widział pan koronawirusa SARS-CoV-2?

Tomasz Dzieciątkowski: Widziałem. W przestrzeni publicznej często pojawia się teza, jakoby nie wyizolowano SARS-CoV-2, ale nie jest ona prawdziwa, gdyż już parę minut poszukiwań w Internecie pozwala nam znaleźć publikacje dotyczące wyizolowania tego wirusa w Korei Południowej czy Stanach Zjednoczonych. W marcu zeszłego roku zespół Małopolskiego Centrum Biotechnologii w Krakowie wyizolował i scharakteryzował wirusa SARS-CoV-2 z próbki pobranej od pierwszego pacjenta z Polski, u którego stwierdzono zakażenie. Warto przy okazji podkreślić, że koronawirusy, w tym i SARS-CoV-2, nie wykazują żadnych niezwykłych cech złożoności, choćby w porównaniu do bakterii powodującej dżumę czy wirusa odpowiedzialnego za ospę prawdziwą. Co więcej, częstość jego zmienności genetycznej nijak nie przystaje do zmienności choćby wirusów grypy.

KB: W zeszłym roku Internet pełen był spekulacji, że SARS-CoV-2 powstał w laboratorium jako broń biologiczna.

TD: Słysząc takie rewelacje, mogę się tylko uśmiechnąć z politowaniem, bo już w marcu i kwietniu zeszłego roku były opublikowane wyniki badań dotyczące zarówno pokrewieństwa genetycznego pomiędzy koronawirusami, jak i sekwencjonowania całego genomu SARS-CoV-2, które wykazały, że jest on najbardziej zbliżony do koronawirusa nietoperzy. Wbrew mniemaniu miłośników spiskowej teorii dziejów nie potrafimy ingerować w genom jakiegokolwiek organizmu, nie pozostawiając śladów tych manipulacji, a takowych do tej pory nie wykryto. Zresztą kto miał to zrobić, gdzie i po co? SARS-CoV-2 wywołał globalne zagrożenie dla zdrowia publicznego, ale nie dla gatunku ludzkiego. Z racji globalnego charakteru pandemii COVID-19 żaden z krajów nie zdobył światowej supremacji gospodarczej czy militarnej. Poza tym obowiązuje międzynarodowe moratorium na prace nad bronią biologiczną, wiec oficjalnie ich się nie prowadzi. Natomiast oczywiście prowadzi się badania, w tym również w Polsce, nad wykrywaniem i przeciwdziałaniem potencjalnej broni biologicznej, tak aby móc jak najszybciej zidentyfikować jej ewentualne użycie i wdrożyć stosowne leczenie.

KB: Czy pandemia zmieniła podejście naukowców do sposobu pracy i dzielenia się wynikami swoich badań?

TD: Z pewnością pandemia wymusiła na naukowcach zmianę sposobu myślenia i wyzwoliła kilka ciekawych zjawisk. Po pierwsze wszystkie wydawnictwa zrezygnowały z opłat za udostępnienie artykułów dotyczących SARS-CoV-2 i COVID-19. W związku z tym każdy bez ograniczeń ma dostęp do aktualnego stanu wiedzy na ten temat. Wiele instytucji zdecydowało się na publikowanie tzw. preprintów, czyli prac, które nie przeszły recenzji formalnej. Taka procedura ma niewątpliwą zaletę w postaci skrócenia czasu między przygotowaniem artykułu i jego publikacją, dzięki czemu nowości szybciej są dostępne dla opinii publicznej. Przed pandemią na publikację czekało się średnio od sześciu do dziewięciu miesięcy, teraz preprinty dotyczące SARS-CoV-2 ukazują się w ciągu dwóch tygodni. Z drugiej strony tego typu uproszczona procedura wprowadza ryzyko, że w części prac recenzenci dostrzegą błędy formalne lub metodologiczne, a w rezultacie taka publikacja zostanie później wycofana.

Kolejną istotną kwestią, którą zmieniła pandemia, jest usprawnienie badań klinicznych. Do tej pory nawiązanie kontaktu pomiędzy zespołami badawczymi wymagało wiele zdolności organizacyjnych i logistycznych. Teraz sprawy nabrały tempa, gdyż spotkania odbywają się w przestrzeni wirtualnej – wystarczy ustalić dogodną godzinę i można dyskutować nad wynikami badań, wymieniać się doświadczeniami. Uczeni częściej kontaktują się bezpośrednio ze sobą, powstaje sporo badań realizowanych wspólnie przez wiele ośrodków z całego świata. Zapewne ten styl pracy utrzyma się również po zakończeniu pandemii.

POLECANY ARTYKUŁ: Będzie lek na COVID-19. Szybkie szczepienie pomoże opanować koronawirusa SARS-CoV-2

KB: Prawda jest wartością nadrzędną w nauce, zaś jej poszukiwanie obliguje uczonych m.in. do ciągłego śledzenia aktualnego stanu wiedzy. Czy pandemia sprawiła, że wyzwanie to stało się jeszcze bardziej skomplikowane?

TD: Naukowcy zajmujący się wirusem SARS-CoV-2 mają obecnie utrudnione zadanie, gdyż w ciągu ostatniego roku ukazało się ok. 110 tys. publikacji dotyczących koronawirusa, zaś w ostatnim czasie jest to 100 publikacji w ciągu tygodnia. Sam, chcąc być na bieżąco, robię swoistą prasówkę przynajmniej dwa razy w tygodniu. Jednak najpierw muszę przejrzeć wszystkie tytuły i streszczenia artykułów, by sprawdzić, czy dotyczą interesujących mnie zagadnień, a także zweryfikować je pod kątem znamienności. Większość publikacji zawiera opisy przypadku lub serii kilku przypadków, więc ich wartość naukowa jest znikoma, gdyż są to badania obserwacyjne bez jakiejkolwiek randomizacji czy próby kontrolnej. Możemy sobie wyobrazić, że ktoś opublikuje pracę o wpływie wyciągu z zielonej herbaty na przebieg zakażenia COVID-19, a badanie swoje oprze na kilku przypadkach. Tylko czy taka praca jest znamienna statystycznie i na jej podstawie można odpowiedzialnie stwierdzić, że zielona herbata jest pomocna w leczeniu pacjentów z COVID-19? Raczej nie, dlatego znamienność tego typu prac i ich wpływ na rozwój nauki należy oceniać bardzo ostrożnie.

KB: Podjął się pan zadania objaśniania społeczeństwu istoty pandemii koronawirusa i zagrożeń, jakie z niej wynikają dla obywatela i całego systemu ochrony zdrowia. Jest to trud niemały, gdyż trzeba przełożyć skomplikowaną materię na język zrozumiały dla ogółu, a z drugiej strony jest się narażonym na hejt ze strony wątpiących, nieprzekonanych czy „wiedzących lepiej”.

TD: Moją „misję” objaśniania społeczeństwu pandemii koronawirusa zapoczątkował wywiad dla „Dziennika Gazety Prawnej” z lutego ubiegłego roku. Jest to kwestia przypadku i brutalnej prawdy, że w Polsce mamy niewielu wirusologów. Pragnę wyraźnie podkreślić, że poza formułowaniem nielicznych hipotez staram się, aby teorie, które objaśniam w mediach, miały swoje twarde i weryfikowalne źródła w danych naukowych. Staram się przygotowywać do swych wystąpień rzetelnie, co oznacza, że muszę znaleźć stosowne publikacje, najlepiej duże badania i analizy, i w oparciu o nie przedstawić aktualny stan wiedzy. Już na początku pandemii mówiłem, że przez najbliższy okres my będziemy się uczyli koronawirusa, a koronawirus będzie się uczył nas. Ten proces trwa nadal. Inaczej prowadzi się wykład dla specjalistów lekarzy, inaczej dla studentów znających podstawy medycyny, a jeszcze inaczej wygląda wywiad czy wykład popularnonaukowy dla słuchaczy bez wiedzy specjalistycznej. Takie wystąpienie muszę obedrzeć z hermetycznego, naukowego podejścia, bo zależy mi, aby mój przekaz trafił do każdego słuchacza.

Niestety, jak powszechnie wiadomo, Polacy doskonale znają się na prawie, medycynie i piłce nożnej. Pandemia pokazała, że mamy miliony pseudospecjalistów w zakresie wirusologii, epidemiologii czy chorób zakaźnych, szczególnie aktywnych w Internecie. Z tego powodu nie tylko ja, ale także inni eksperci objaśniający na niwie naukowej problemy związane z przebiegiem pandemii spotykają się często z falą hejtu ze strony tych, którzy nadal nie wierzą w pandemię i istnienie wirusa. Nawet trudno to komentować. Można byłoby to traktować w kategorii żartu, gdyby sytuacja nie była tak poważna, a owe nieobywatelskie postawy nie zagrażały bezpieczeństwu zdrowotnemu społeczeństwa.

-----

Tomasz Dzieciątkowski – doktor habilitowany nauk medycznych, wirusolog, diagnosta laboratoryjny. Adiunkt w Katedrze i Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Autor i redaktor – wraz z prof. Krzysztofem J. Filipiakiem – pierwszej polskiej monografii poświęconej nowemu koronawirusowi, zatytułowanej „Koronawirus SARS-CoV-2 – zagrożenie dla współczesnego świata”. W rankingu „Pulsu Medycyny” został uznany za 12. osobę spośród 100 najbardziej wpływowych postaci polskiej medycyny w roku 2020.

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.