Wartościami architektury są trwałość, nieprzemijalność oraz służenie ludziom
- Poszukiwanie w architekturze efektu wow jest obecnie modne i przez wielu wielbione, ale w istocie jest błądzeniem, bo architektura powinna być przede wszystkim funkcjonalna.
- Wszyscy szukamy oszczędności energii, rozwiązań proekologicznych, ekonomicznych. Obserwujemy też powrót do prefabrykacji.
- Wielu obawia się, że po pandemii nastąpi zmierzch budownictwa biurowego – my takich sygnałów nie mamy, wręcz przeciwnie.
- Głównym problemem, jaki pojawił się w budynkach o funkcji biurowej podczas pandemii, jest na pewno zbyt mała liczba wejść, które stają się wąskim gardłem, miejscem, gdzie ludzie się ściskają.
- Plany zagospodarowania powinny wyprzedzać potrzeby mieszkańców, jak to było w latach 70., kiedy plany tworzyło się na wiele dziesięcioleci naprzód.
- W mokotowskim „Mordorze” część starych budynków biurowych jest zamieniana na mieszkaniowe, a nowe obiekty zawierają w sobie już obie funkcje.
Z architektem Adamem Wagnerem rozmawia Marzena Tataj.
Marzena Tataj: Czym wyróżnia się dobra architektura?
Adam Wagner: Dobra architektura to taka, która wolno się starzeje. Nie zwraca uwagi na efekt wow, krótkotrwały i przeważnie ulotny zachwyt czymś nowym i nieznanym. Obiekty, które nie utożsamiają się z danym miejscem, nie wpisują się w kontekst lokalizacji – szybko przemijają. Dlatego prawdziwymi wartościami architektury są trwałość, nieprzemijalność oraz służenie ludziom. Poszukiwanie w architekturze efektu wow jest obecnie modne i przez wielu wielbione, ale w istocie jest błądzeniem, bo architektura powinna być przede wszystkim funkcjonalna. To funkcja determinuje obiekt. Bez określenia miejsca, kontekstu, użyteczności trudno o dobry projekt, trudno też wyrazić siebie i swoje emocje.
MT: Czy architektura może być czynnikiem rozwoju gospodarczego danego miejsca lub regionu?
AW: Oczywiście, tak było zawsze z dobrą architekturą. Jeżeli powstanie obiekt funkcjonalny, który jest użytkowany przez wiele lat, to znaczy, że został dobrze zaprojektowany i spełnił oczekiwania w nim pokładane. Wokół dobrej architektury powstają kolejne obiekty, które przyciągają coraz więcej ludzi, a oni generują potrzebę nowych funkcji, nowych użytkowników i nowe pomysły. W ten sposób rozrasta się pierwotny kontekst budynku. Wtedy w architekturze może się przydać efekt wow, bo przyjeżdżają turyści, wokół budynku robi się głośno, budzi on ciekawość… Generalnie jednak to obiekty historyczne, wpisane w pejzaż historyczny miejsca, bardziej przyciągają turystów niż obiekty nowoczesne.
MT: Jakie trendy dominują w dzisiejszym budownictwie?
AW: Wszyscy szukamy oszczędności energii, rozwiązań proekologicznych, ekonomicznych, więc i projektanci starają się tworzyć takie obiekty. Obserwujemy też powrót do prefabrykacji, która jest obecnie uważana za rozwiązanie proekologiczne – choć w istocie ważniejszy jest tutaj czynnik ekonomiczny, bo z prefabrykatów po prostu buduje się szybciej.
Każdy – inwestor i architekt – na etapie projektu deklaruje zainteresowanie proekologicznymi rozwiązaniami, natomiast w miarę realizacji, kiedy trzeba szukać oszczędności, na pierwszy ogień idą właśnie wszelakie rozwiązania i materiały proekologiczne, które ciągle są niestety drogie.
Inwestor nie buduje dla siebie, ale na sprzedaż, więc de facto szuka rozwiązań najprostszych, które są najmniej kosztowne na etapie budowy. Rozwiązania ekologiczne są atrakcyjne wtedy, gdy skutkują lepszą ceną sprzedaży albo gwarantują budynkowi zielone certyfikaty. Na przykład obecnie jesteśmy w fazie projektu budynku, którego szklane ściany będą zarazem panelami fotowoltaicznymi. To świetne, ale drogie rozwiązanie. Stajemy przed dylematem, czy możliwość poboru czystej energii wprost ze ściany sprawi, że budynek lepiej się sprzeda.
MT: Kiedy architekt rozstaje się ze swoim projektem?
AW: Architekt tak naprawdę nigdy nie rozstaje się ze swoim projektem, ale – jak rodzic dziecka – dogląda obiektu przez całe życie. Powstał projekt, więc rozpoczyna się proces budowy, który wymaga nadzoru i rozwiązywania na bieżąco rozmaitych problemów. Następnie trzeba wziąć udział w odbiorach technicznych i procedurze uzyskania pozwolenia na użytkowanie, a potem to użytkowanie się zaczyna, ale wciąż obowiązuje czas gwarancji i rękojmi. Ludzie wracają do projektanta nawet po 20 latach, bo chcą coś w budynku zmienić lub ulepszyć, zgodnie ze zmieniającymi się potrzebami czy trendami – przykładowo zaprojektować dodatkowe wejścia, bo liczba dostawców lub odwiedzających jest większa, niż zakładano pierwotnie.
MT: Czy okres pandemii wpłynął na zmiany w budownictwie?
AW: Wszyscy się obawiają, że po pandemii nastąpi zmierzch budownictwa biurowego – my takich sygnałów nie mamy, wręcz przeciwnie. Natomiast otwarte pozostaje pytanie, jak pandemia wpłynie na funkcjonowanie biurowców i w jaki sposób zmieni się ich funkcja.
Starsze i mniejsze biurowce są przerabiane na budynki mieszkalne, szczególnie jeśli w pobliżu jest dużo nowoczesnych biur. Głównym problemem, jaki pojawił się w budynkach o funkcji biurowej podczas pandemii, jest na pewno zbyt mała liczba wejść, które stają się wąskim gardłem, miejscem, gdzie ludzie się ściskają. Jest także kwestia pionowych ciągów komunikacyjnych, w których trzeba rozwiązać problem płynnego przemieszczania się ludzi z uwzględnieniem dystansu społecznego. Rodzi się pytanie, jakie rozwiązania wybierać w celu zabezpieczenia się przed zarażeniem: czy stosować windy z ultrafioletem, filtrami przeciwwirusowymi, detektorami temperatury, czy budować więcej małych pomieszczeń, czy zmniejszać liczbę osób na każdym metrze kwadratowym powierzchni biurowej itd.
Niektóre firmy wpadły na pomysł, by po pandemii przenieść swoje siedziby na przedmieścia. Żeby nie funkcjonować w budynkach wysokościowych, nie musieć używać wind ani schodów i żeby pracować w mniejszych obiektach, co najwyżej dwukondygnacyjnych, blisko natury. Od razu pojawił się problem z terenem, bo duże firmy potrzebują dużo większego obszaru inwestycyjnego. Przeniesienie się na przedmieścia ułatwi życie części pracowników zamieszkałych w pobliżu, bo nie będą musieli przemieszczać się do miasta. Jednak ci, którzy mieszkają po drugiej stronie miasta, będą musieli pokonywać odległość dwukrotnie większą niż wtedy, kiedy biurowiec stał bliżej centrum. To rozwiązanie może mieć sens jedynie w przypadku bardzo sprawnej i rozwiniętej komunikacji publicznej, miejskiej.
Ciekawe też, jaki model pracy utrwali się po pandemii. W naszej firmie wydajność pracy zdalnej była znacznie mniejsza niż pracy stacjonarnej… Architekci pracują w zespołach, rozmawiają i negocjują z branżystami, muszą stale konsultować rozwiązania, zmiany projektowe. Kiedy wszyscy są na miejscu, a sprawy domowe nie rozpraszają – praca przebiega sprawniej.
MT: Jak należy ocenić zmiany urbanistyczne na warszawskiej Woli, gdzie powstaje gęsta i wysoka zabudowa?
AW: Dziś jest to jedyne miejsce w lewobrzeżnej Warszawie, gdzie może powstawać wysoka zabudowa. Trzeba również pamiętać, że to, co widzimy obecnie, to rezultat decyzji włodarzy miasta podjętych na przełomie XX i XXI w., które spowodowały przesunięcie centrum biznesowego Warszawy na Wolę. Wówczas była to dzielnica słabo zagospodarowana, mająca dużo taniego i wolnego terenu poprzemysłowego. Zmiana charakteru zabudowy stała się szansą na rewitalizację dzielnicy. Kiedy oddaliśmy do użytku biurowiec Warsaw Spire, to z okien rozpościerał się bardzo smętny widok w kierunku zachodnim – na baraki i zaniedbane budynki wokół. Teraz okolica wygląda jak centrum dużego europejskiego miasta. Tak przebiega naturalny proces urbanizacji.
Aby ten rejon Woli nie stał się martwym centrum, muszą się pojawić nowe, pozabiurowe funkcje, a plan zagospodarowania terenu akurat na to pozwala. Jeżeli zostaną uwzględnione również funkcje mieszkaniowe, kulturotwórcze i rekreacyjne – będą też ludzie. W mokotowskim „Mordorze” część starych budynków biurowych jest zamieniana na mieszkaniowe, a nowe obiekty zawierają w sobie już obie funkcje. Takie działania nie wynikają jedynie z planów miejscowych – samo życie je wymusza. Plany zagospodarowania powinny wyprzedzać potrzeby mieszkańców, jak to było w latach 70., kiedy plany tworzyło się na wiele dziesięcioleci naprzód. Ale wtedy szybko się je zatwierdzało. Teraz, przy partycypacji społecznej, uchwalenie planu miejscowego trwa całe lata, a czasem dziesiątki lat. Nie ma już firm, ale w planie one zostają. Na przykład w planie obszar jest zdefiniowany jako nieuciążliwa strefa przemysłu, a w rzeczywistości stoją tam same budynki mieszkalne. Tak jest na Woli, na Pradze i w całej Warszawie…
MT: Kolejny wielki urbanistyczny temat stolicy – odbudowa Pałacu Saskiego.
AW: Temat wraca jak bumerang. Kilkanaście lat temu rozpisano konkurs na odbudowę Pałacu Saskiego i zachodniej pierzei placu Piłsudskiego. Wygrała nasza pracownia, rozpoczęto prace projektowe, archeologiczne i przygotowawcze. Jednak w 2008 r. podjęto decyzję o przerwaniu prac i zasypaniu odsłoniętych już piwnic. Powodem były rosnące koszty inwestycji, które przekraczały możliwości budżetu miasta. Przyjęta niedawno specustawa motywuje rząd do odbudowy, co jest chyba najlepszym rozwiązaniem, bo nawet berlińskiego samorządu nie było stać na samodzielną odbudowę pałacu Hohenzollernów. W Niemczech temat ruszył dopiero po decyzji Bundestagu o odbudowie z 2010 r. – prace trwały kilkanaście lat i pałac oddano do użytku w roku 2020. Dzięki przyjętej ustawie może uda się i u nas – nie tyle odbudować Pałac Saski, ile zbudować budynki w kształcie historycznym, również te od ul. Królewskiej. Niektórzy martwią się o rosnącą tam zieleń, ale to jest mit, który upadł już kilkanaście lat temu. Przy odkopywaniu piwnic Pałacu Saskiego wycięto ponad sto drzew i widać było, że system korzeniowy miał zaledwie 80–90 cm głębokości. Drzewa rosły nie w gruncie rodzimym, lecz na gruzach budynków, które po wojnie zostały zasypane spychaczami. Natomiast historyczna strefa parkowa, znajdująca się poza strefą starej zabudowy, jest nienaruszalna.
MT: Berlin nie tylko odbudował pałac Hohenzollernów, ale także zrewitalizował duży fragment miasta zgodnie z przedwojennymi planami.
AW: Było to możliwe, bo zachowały się plany przedwojennej zabudowy i zgodnie z nimi po zjednoczeniu Niemiec postanowiono dokonać odbudowy historycznej części Berlina Wschodniego – a przynajmniej określono gabaryty odbudowywanych obiektów według przedwojennych pierwowzorów. W naszym przypadku nie było to możliwe, gdyż trzy czwarte zabudowy miasta spłonęło, a wobec braku planów kamienice inwentaryzowano po obrysach. Co gorsza, część historycznej zabudowy, która ocalała z pożogi wojennej, wyburzono po wojnie.
Prowadzimy teraz rewitalizację kamienicy Wolfa Krongolda na rogu ul. Żelaznej i Złotej. To najbogatsza pod względem wystroju zewnętrznego kamienica na Woli, należąca dawniej do znanego spekulanta z przełomu XIX i XX w. Została wybudowana w stylu eklektycznym. Narożnik zwieńczono attyką ozdobioną rzeźbami dwóch półleżących postaci: starca, symbolizującego wiek XIX, i młodzieńca z lirą, oznaczającego wiek XX. Między rzeźbami umieszczono datę oddania budynku do użytku – rok 1899. Po wojnie, w 1953 r., usunięto ocalały z wojny wystrój sztukatorski, a na początku lat 60. zerwano kamienne i metalowe balkony. Dodatkowo usunięto bogato zdobione, ręcznie kute wrota bramy. Teraz te detale będziemy odtwarzać.
Podobnie po wojnie postępowano w Berlinie Wschodnim, gdzie wyburzano całe połacie historycznej zabudowy i zastępowano je nowymi budynkami. Tak oto w miejscu pałacu Hohenzollernów powstał pałac Republiki, który nie tylko był obiektem nieudanym architektonicznie, ale też przez dziesięciolecia nie wtopił się w urbanistyczną tkankę miasta. Decyzja o odbudowie pałacu Hohenzollernów to zatem skutek przywracania zarówno tożsamości narodowej, jak i historycznej tkanki urbanistycznej miasta, czego u nas niestety nigdy nie zrobiono.
MT: Czy można wyróżnić polski styl w architekturze?
AW: Sięgając do czasów historycznych – tak. Możemy jednak mówić wyłącznie o stylu miejscowym: rzemieślnicy, cieśle, muratorzy z danego regionu budowali z miejscowego kamienia lub drewna, stosując specyficzny sposób obróbki materiału. Konkretny sposób budowania można odnaleźć tylko na danym terenie – już dwie włości dalej będzie on inny, gdyż muratorem był inny człowiek. Natomiast architektura dworska już wtedy była uniwersalna, gdyż magnateria wynajmowała architektów z Włoch czy Francji, którzy projektowali podobnie jak we Włoszech i sprowadzali włoskie marmury.
Dzisiaj można mówić o trendach lub osobach, ale nie o stylu, bo cały świat się globalizuje i w hiszpańskim nadmorskim miasteczku Torrevieja bez problemu kupimy płytki Tubądzina. Budownictwo mieszkaniowe Europy Północnej, Środkowej i Wschodniej również wygląda podobnie. Globalizacja się pogłębia, będziemy kupować w Internecie rzeczy masowo wytwarzane, o prostym wyglądzie i łatwe w transporcie. Niektóre urządzenia, jak panele fotowoltaiczne i grzewcze, staną się elementami architektury czy wystroju wnętrz nie tylko w Europie, ale na całym świecie.
Podhale najlepiej pokazuje, jak wykoślawiona została architektura regionalna. Góralska chałupa cechowała się określonymi gabarytami i swoistą formą. Gdzie do niej tym wielokondygnacyjnym budynkom, które obecnie spotykamy w Zakopanem i w innych miejscach Podhala! Są to budynki wykończone ośmiocentymetrowymi płazami, które mają udawać bale, i upstrzone fikuśnymi wycinankami, które w istocie nie mają nic wspólnego z regionalną ornamentyką. Dawniej regionalne budownictwo Podhala uszlachetnili swoimi projektami uznani architekci: Stanisław Witkiewicz czy Sas Zubrzycki, ale wtedy chodziło o to, żeby Polska niepodległa miała swoją tradycję w architekturze. Pałac Kultury otrzymał attyki naśladujące zamek w Krasiczynie, jednak był to tylko przykład poszukiwania śladów narodowej tradycji w internacjonalnym socrealizmie. To jest wykoślawienie tradycji, a nie jej uszanowanie.
MT: Mam przed sobą unikatowe dzieło ciężkiego kalibru, i to dosłownie. Monumentalne opracowanie „Murowane budowle obronne w Polsce X–XVII w.” pokazuje 2 tys. budowli na terenie całego kraju. Zawiera rzuty obiektów, rekonstrukcje wykonane na podstawie badań archeologicznych, plany sytuacyjne miast, a przede wszystkim kilkaset odręcznych rysunków. Jak powstała ta publikacja?
AW: To realizacja mojego młodzieńczego marzenia. Opracowanie składa się z dwóch tomów, a powstawało przez 20 lat. Drugą część poświęcę zamkom na Kresach. Zakładam, że zajmie mi to 2–3 lata, bo już wiem, jak to robić, i tak sobie obiecałem. A obietnic należy dotrzymywać.
Adam Wagner – architekt, wspólnik i prezes zarządu Polsko-Belgijskiej Pracowni Architektury Sp. z o.o., członek SARP i ZAiKS. Autor dwutomowej publikacji „Murowane budowle obronne w Polsce X–XVII w.”.
Ważniejsze projekty i realizacje w Warszawie: Warta Tower, Residence 1878, Mamaison Residence Diana Warsaw, Wyższe Metropolitalne Seminarium Duchowne, Hotel Hyatt Regency Warsaw, Plater 10 Residence, Warsaw Spire (we współpracy z Jaspers & Eyers), X2 Boutique Office, Spinnaker Tower. Ponadto stworzył projekt odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie i koncepcję rewitalizacji centrum Płońska w obszarze strefy pełnej ochrony konserwatorskiej.
W 2017 r. budynek Warsaw Spire został uznany za najlepszy biurowiec na świecie, o czym świadczy nagroda MIPIM Awards 2017 w kategorii Best office & business development.