Sport jest piękny, bo przynosi wiele niespodzianek

  • Fot. Archiwum Renaty Kałuży
    Fot. Archiwum Renaty Kałuży
  • Zawsze byłam aktywna, bo moi rodzice bardzo zwracali uwagę na kulturę fizyczną. Od dziecka chodziliśmy w góry, jeździliśmy na nartach, graliśmy w piłkę nożną, biegaliśmy.
  • W 2007 r. złamałam kręgosłup. Sportem zawodowym zainteresowałam się po wypadku. Po prostu siedziałam na wózku i mnie roznosiło.
  • Na początku jeździłam fatalnie, przegrywałam wszystkie zawody, miałam kiepskie wyniki.
  • Każdy medal motywuje mnie do jeszcze cięższej pracy.
  • Nas nie ma w mediach, nikt o nas nie rozmawia, mało osób wie, że istnieje coś takiego jak kolarstwo ręczne.

Z Renatą Kałużą rozmawia Kamil Broszko.

Kamil Broszko: Pani droga do mistrzostwa sportowego zaczęła się od dziecięcych marzeń o sporcie?

Renata Kałuża: Szczerze mówiąc, nigdy jako dziecko czy młoda osoba nie myślałam o sporcie w kategoriach profesjonalnych. Zawsze byłam aktywna, bo moi rodzice bardzo zwracali uwagę na kulturę fizyczną. Od dziecka chodziliśmy w góry, jeździliśmy na nartach, graliśmy w piłkę nożną, biegaliśmy. Jednak zawsze była to działalność rekreacyjna, dla przyjemności. Sportem zawodowym zainteresowałam się po wypadku. W 2007 r. złamałam kręgosłup, a później, również w celach związanych z rehabilitacją, zaczęłam szukać dyscypliny, która najbardziej by mi odpowiadała, dawała swobodę, niezależność, a zarazem nie kolidowała z moim urazem, pozwalała trenować w dogodnej dla mnie pozycji, nie obciążała nierównomiernie organizmu. Tak właśnie odkryłam kolarstwo. Początkowo to była rekreacja, a może nawet bardziej – rehabilitacja. A później zaczęły się starty, pierwsze w maratonach i spotkaniach towarzyskich. Następnie zaczęłam szukać możliwości regularnego trenowania. W efekcie 10 lat temu poznałam mojego aktualnego trenera i po pewnym czasie rozpoczęły się regularne treningi, z rozpiskami na każdy dzień, a później pierwsze starty w zawodach, najpierw tych amatorskich, a z czasem również w najpoważniejszych zawodach zagranicznych w kolarstwie ręcznym. Od 2010 r. jestem w reprezentacji Polski. Dostałam propozycję od selekcjonera kadry, by jeździć z nimi na obozy, zawody i przekonać się, jak sobie poradzę. I ta przygoda trwa do dzisiaj.

KB: Ale to przejście do profesjonalizmu przyszło z czyjejś inspiracji czy wynikało z zupełnie indywidualnego pomysłu?

RK: To był mój własny plan. Nikim się nie inspirowałam. Mój mąż jest bardzo aktywny – chodzi w góry, wspina się, jest też ratownikiem górskim. Kierowaliśmy się też tym, że każde z nas potrzebuje rozwijać się w jakiejś dyscyplinie, w której czuje się dobrze. Ale to coraz mocniejsze wchodzenie w sport wynikało przede wszystkim z mojej wewnętrznej potrzeby. Po prostu siedziałam na wózku i mnie roznosiło. Bardzo potrzebowałam sportu.

KB: I gdy zaczynała pani z kolarstwem na poważnie, pod okiem trenerów, to oni od razu zauważyli, że jest potencjał? Że mają do czynienia z przyszłą medalistką i mistrzynią?

RK: Na początku jeździłam fatalnie, przegrywałam wszystkie zawody, miałam kiepskie wyniki. Natomiast mój trener od samego początku bardzo doceniał moje zaangażowanie i zdyscyplinowanie. Żadnego treningu nie odpuszczałam, ciągle dawałam z siebie więcej i więcej. Trener, mimo kiepskich wyników początkowych, był bardzo cierpliwy i wyrozumiały, zabierał mnie na zawody, żebym zdobywała doświadczenie. Uznał, że mój wielki zapał do sportu, moje emocje z nim związane i wysiłek, który wkładam, z czasem przyniosą rezultaty.

KB: W kolarstwie amatorskim i zawodowym obserwujemy niesamowity postęp techniczny. Jak ta sprawa wygląda w przypadku rowerów typu handbike?

RK: Podobnie – sprzęt niesamowicie ewoluuje. Bardzo ciężkie aluminiowe rowery sprzed kilku lat zostały zamienione na prawdziwe rakiety. Rowery są lekkie, bo wykonane z karbonu, a przy tym bardzo aerodynamiczne – zawodnicy zmienili pozycję z siedzącej na leżącą. Osprzęt jest taki sam jak w kolarstwie, czyli od zwykłych linek przeszliśmy teraz do sprzętu bezprzewodowego, zasilanego elektrycznie. Sprzęt ten jest na naprawdę wysokim poziomie. Rowery dla parakolarstwa są robione na wymiar. U nas nie ma wystandaryzowanych rozmiarów. Uzgadniamy je, bezpośrednio kontaktując się z producentem, który zbiera nasze parametry, mierzy nas, waży, a następnie konstruuje rowery, które są coraz lepsze, szybsze i lżejsze – co dla nas jest najważniejsze. Sprzęt jest teraz bardzo dobry. I niestety – bardzo drogi.

KB: Jak drogi?

RK: Ceny zaczynają się od 30–40 tys. zł za taki prawdziwy rower wyścigowy. W Szwajcarii czy Danii, gdzie produkowane są bardzo dobre rowery typu handbike, trzeba się liczyć z kosztem kilkunastu tysięcy euro. Pomijam już dodatki, osprzęt i koła.

KB: Osiąga pani sukcesy sportowe od 2014 r. Jak się pani czuje na podium? Czy odczucia związane ze zwycięstwem wiążą się wyłącznie z satysfakcją i motywacją? A może powodują lęk o to, czy uda się znów potwierdzić swoje mistrzostwo?

RK: Każdy medal motywuje mnie do jeszcze cięższej pracy. Do tej pory udało mi się zdobyć na mistrzostwach świata jedno złoto, a później dużo srebrnych i brązowych medali. Więc cały czas marzę, żeby powtórzyć sukces i jeszcze raz założyć żółtą koszulkę. Po zdobyciu srebrnych czy brązowych medali – które przecież też są sukcesem – zawsze odczuwam niedosyt. Bo przecież mogłam zrobić więcej. Ale idzie kolejny rok, jest kolejna szansa, więc robię wszystko, aby jej nie zaprzepaścić. A samo podium to jest jedyna w swoim rodzaju nagroda, zwieńczenie ciężkiej pracy przez cały sezon albo kilka lat. Ale też pewnego rodzaju ulga, bo po zdobyciu medalu jest naturalny czas na odpoczynek. Odczucia związane ze stanięciem na podium są trudne do opisania. To są niedające się z niczym porównać euforia, wdzięczność i radość, bo ja wiem, ile mnie to wszystko kosztowało. Sport to duże poświęcenie, bardzo duże zaangażowanie, nie tylko moje, ale też mojej rodziny i wielu osób z mojego otoczenia. Więc naprawdę liczę na to, że wystartuję w kolejnych igrzyskach i będę walczyć dalej. Jestem bardzo zmotywowana.

KB: Czyli w planie są dalsze sukcesy i pewnie znów nowy sprzęt. Tu chciałbym przejść do wątku sponsoringu. Jak on wygląda w sporcie paraolimpijskim?

RK: Ogólnie sport paraolimpijski jest sportem niszowym. Nie jest obecny w mediach tak silnie, jak zwykłe dyscypliny olimpijskie, chociaż w tym roku akurat było lepiej niż podczas poprzednich olimpiad. Jeżeli chodzi o parakolarstwo, to sprawa naprawdę kiepsko wygląda. Nie mamy żadnego finansowania, poza stypendiami z Ministerstwa Sportu i Turystyki, ale te nie zawsze nam przysługują – trzeba spełnić odpowiednie kryteria, aby zostać stypendystą. W moim konkretnym przypadku sponsoring w ogóle nie istnieje. Kiedy wygrałam mistrzostwa świata w 2014 r., byłam bardzo zmotywowana; myślałam, że wszystko pójdzie z górki i że skoro zostałam mistrzynią świata, to przedstawiciele firm, do których się wcześniej zwracałam w sprawie sponsorowania, zaproponują mi jakieś wsparcie. Nic bardziej mylnego. Nie było żadnego odzewu, więc trochę się zniechęciłam i później już nie składałam żadnych papierów o sponsorowanie. W naszej kadrze też właściwie nikt nic nie dostaje, poza zwykłym stypendium i jakimiś drobnymi świadczeniami. Mogłam zacząć uprawiać mój sport i osiągać sukcesy dzięki mężowi, który jest lekarzem i dość dobrze zarabia. Inaczej nie mogłabym startować, bo wyjazdy i sprzęt pochłaniają dużo pieniędzy. Później, kiedy już osiągałam wyniki, dostałam stypendium z Ministerstwa Sportu i Turystyki, ale też nie co roku, bo nie zawsze udawało mi się spełnić wszystkie kryteria. Oczywiście pieniądze ze stypendium w ogóle nie idą na życie, wszystko jest pompowane w sport. Od kilku lat mam jakieś dodatkowe źródła dochodu, ale ogólnie, jeżeli chodzi o sport paraolimpijski i naszą dyscyplinę, czyli parakolarstwo, to jest źle. Nie mamy żadnych zewnętrznych sponsorów.

KB: A mają państwo jakiś związek albo grupę inicjatywną zajmującą się sponsoringiem? Wydaje się, że bez zorganizowanych i proaktywnych działań nie może być mowy o sponsoringu.

RK: My podlegamy pod Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start”. Prezes Łukasz Szeliga tak naprawdę cały czas jest aktywny w pozyskiwaniu sponsoringu, współpracy z fundacjami itd. Tyle że on musi rozparcelować uzyskane pieniądze i przydzielić je do poszczególnych dyscyplin. A nasza grupa kolarska jest nieliczna i „robimy” mało wyników. W tym roku tylko ja zdobyłam medale, w poprzednim roku podobnie. A w lekkoatletyce mniej więcej jedna trzecia zawodników przywozi medale. Więc tak naprawdę wszystkie pieniądze – od sponsorów czy stowarzyszeń – są kierowane do grup, które mają szansę na najlepsze wyniki i zdobycie największej liczby medali. My jako kolarze sami nie występowaliśmy o dodatkowe wsparcie. Nasz trener w ogóle nie ogarnia tematu, nie jest zainteresowany takimi sprawami jak pozyskiwanie jakichś środków. Jeżeli sami o siebie nie zadbamy, nie mamy szans, by zdobyć wsparcie. Mój kolega, z którym jeżdżę w zespole, Rafał Wilk, były żużlowiec, ma spore wsparcie i wielu sponsorów, ale sam mi powiedział, że gdyby nie znajomości, jeszcze z czasów poprzedniej dyscypliny, to tak naprawdę nikt nie byłby zainteresowany jakimkolwiek finansowaniem. Nas nie ma w mediach, nikt o nas nie rozmawia, mało osób wie, że istnieje coś takiego jak kolarstwo ręczne. Nie jestem osobą specjalnie aktywną w mediach społecznościowych, być może działania w tym obszarze byłyby pomocne, ale Facebook czy inne tego typu platformy nie są dla mnie naturalnym obszarem aktywności – czuję wobec nich pewien opór. Cały ten świat social media nie przemawia do mnie i może też przez to tracę. A przede wszystkim – nie mam na to czasu.

KB: A dzisiejsi nastolatkowie, o czym mówią psychologowie i pedagodzy, spędzają zbyt wiele czasu przed ekranami. Mogłaby ich pani zachęcić, żeby zamiast tego poszli do lasu, potrenowali trochę?

RK: Jeżeli ktoś tego nie czuje i tego nie chce, to ciężko kogoś zmusić. Natomiast sport jest naprawdę genialny. Myślę, że warto spróbować i poczuć ten zew. Pobiegać po lesie, po plaży, poczuć, że wysiłek naprawdę pomaga w wielu kwestiach. Na pewno ważnym argumentem jest utrzymanie wagi, formy, a przede wszystkim zdrowia. Ale też nasze problemy trochę maleją podczas uprawiania sportu – człowiek jest bardziej zmęczony, ma mniej czasu na myślenie, na roztrząsanie swoich spraw. Sport pomaga w radzeniu sobie ze wszystkimi problemami, bo polega na przełamywaniu barier. Najpierw uważamy, że nasze ciało nie poradzi sobie z jakimś wyzwaniem, ale ono sobie jednak radzi, i to doskonale. Kiedy odbywają się zawody i dochodzi do rywalizacji o najwyższe podium, to nieraz dokonujemy rzeczy, które potrafią nas zadziwić. Faktycznie w przypadku młodego pokolenia coraz mniej ludzi uprawia sport, ale nie mam jednoznacznej recepty, jak ich zachęcić do aktywności.

KB: A co doradziłaby pani tym, którzy są na początku drogi, trenują sport zawodowo, ale mają świadomość, że prawdziwy sukces będzie udziałem jakiegoś minimalnego promila całej tej sportowej społeczności? Mimo tego, że sukces jest tak niepewny, warto to robić?

RK: Oczywiście, że warto. Sport to jest przede wszystkim duży proces. Trzeba mieć wiele cierpliwości i wytrwałości. I nie tracić nadziei, bo nigdy nic nie wiadomo. Sport dlatego jest taki piękny, bo przynosi wiele niespodzianek. Nieraz nam się wydaje, że nie mamy szans, a później wygrywamy i uzyskujemy naprawdę niesamowite i przełomowe wyniki. Nigdy nie należy się poddawać. Pomimo tego, że czasami w sporcie, tak jak i w życiu, zdarzają się różne trudności. Dobrze jest mieć cel, dobrze o tym celu myśleć, marzyć, skupić się na nim. Nawet jeżeli sukces miałby przyjść za 10 czy za 15 lat, to trzeba do niego dążyć, nie załamywać się i pracować. Bo sport to ciężka praca. Zatem polecam cierpliwość, pracę i wiarę we własne siły. To, co w sporcie zawsze było najważniejsze, wciąż jest w nim kluczowe. Jeżeli są charakter, skupienie i pasja, to nic nie stanie na drodze do osiągnięcia wyników. I trzeba przede wszystkim kochać to, co się robi.

KB: Zawsze sobie coś wizualizujemy odnośnie przyszłości naszych dzieci. Chciałaby pani, żeby syn został kiedyś sportowcem?

RK: Chciałabym, żeby uprawiał sport. Nie jestem pewna, czy chciałabym, żeby był sportowcem, bo jednak jest to ciężki kawałek chleba, istnieje dużo trudnych aspektów, np. kwestie finansowe. Sport wyczynowy, wbrew popularnym przekonaniom, nie ma niestety zbyt wiele wspólnego ze zdrowiem. Widzę to po sobie, z roku na rok pojawiają się nowe boleści, odzywają się dawne kontuzje itd. Ale na pewno bardzo bym chciała, żeby syn uprawiał sport, żeby znalazł dyscyplinę, która będzie go pasjonować, nawet na poziomie amatorskim. I przede wszystkim – żeby się ruszał. Mam nadzieję, że będziemy dla niego, ja i mój mąż, jakąś inspiracją, bo my nie potrafimy żyć bez sportu, bez ruchu. Syn poniekąd jest na to skazany, bo w każde popołudnie albo ja zabieram go na rower, albo mąż na skały. Może przesiąknie, miejmy nadzieję.

Renata Kałuża – parakolarka. Trenuje kolarstwo ręczne na rowerze typu handbike (klasa sportowa: WH3). Od 2010 r. jest zawodniczką kadry narodowej. Zdobyła m.in. złoty i srebrny medal Pucharu Świata oraz dwa srebrne medale mistrzostw świata w Kanadzie w 2013 r.). W 2014 r. została mistrzynią świata w parakolarstwie (Greenville) oraz najlepszym polskim sportowcem niepełnosprawnym w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. W 2015 r. zwyciężyła w Pucharze Europy w kolarstwie ręcznym (Rzeszów). W 2016 r. brała udział w igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro, na których zajęła 4. i 5. miejsce. W 2017 r. zdobyła srebro i brąz na mistrzostwach świata w Pietermaritzburgu w RPA, zaś w 2019 r. – srebro i brąz na mistrzostwach świata w Emmen w Holandii. 31 sierpnia 2021 r., reprezentując Polskę na paraolimpiadzie w Tokio, zdobyła brązowy medal w jeździe indywidualnej na czas.

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.