Powinniśmy systematycznie budować polską jakość
O najważniejszych czynnikach sukcesu, etnocentryzmie konsumenckim oraz o działalności prospołecznej w ramach Fundacji Pomyśl o Przyszłości z Ryszardem Florkiem rozmawia Krzysztof Przybył.
Krzysztof Przybył: Jak odkrył pan w sobie gen przedsiębiorczości?
Ryszard Florek: Dorastając, uczyłem się przedsiębiorczości od moich rodziców. Prowadzili małe gospodarstwo rolne, a tata miał też niewielki zakład stolarski. Z zaciekawieniem przyglądałem się ich pracy, pomagałem. To była najlepsza szkoła biznesu. Później studiowałem budownictwo na Politechnice Krakowskiej i równocześnie byłem prezesem Klubu Uczelnianego AZS. W nim nauczyłem się przedsiębiorczości, współpracy z ludźmi i zarządzania. Bez tej lekcji – którą czasem określam mianem drugiego fakultetu – nie odważyłbym się konkurować w branży okien dachowych z najlepszymi na świecie. Chcąc zgłębić wiedzę i zdobyć doświadczenie, w wakacje wyjeżdżałem do pracy za granicę. Każdą zarobioną złotówkę przeznaczałem na rozwój zakładu stolarskiego w Tymbarku, a wnioski z obserwacji poczynionych za granicą pomogły mi zrealizować pomysł zbudowania i ciągłego rozwijania firmy zajmującej się produkcją okien dachowych. Jestem spod znaku Barana, a to podobno najlepszy znak dla przedsiębiorcy.
KP: W tym roku świętuje pan 25-lecie swojej firmy Fakro. Proszę wymienić trzy najważniejsze czynniki, które spowodowały, że właśnie pod pana kierownictwem firma osiągnęła sukces.
RF: Obecną pozycję Fakro zawdzięczam wiedzy, pracy i szczęściu, którego istotę najlepiej oddaje powiedzenie, że trzeba być we właściwym miejscu i we właściwym czasie. To nie tylko moja zasługa, ale również grupy wykwalifikowanych pracowników. Zespół zaangażowanych ludzi to skarb firmy.
KP: Poświęca pan swój czas na edukację ekonomiczną Polaków w ramach Fundacji Pomyśl o Przyszłości. Czy faktycznie niewiele wiemy o funkcjonowaniu wolnego rynku? Czy wzrost świadomości w tym zakresie wystarczy, by zmniejszyć dysproporcje pomiędzy dochodami Polaków i obywateli krajów zachodnich?
RF: Głównym celem fundacji jest budowanie kapitału społecznego, czyli rozwijanie zdolności do współpracy wszystkich grup zawodowych i społecznych oraz zachęcanie wszystkich Polaków, aby nie tylko byli mieszkańcami kraju, ale także aktywnie uczestniczyli w życiu wspólnoty ekonomicznej, jaką jest Polska. To pozwoli osiągnąć nam więcej korzyści i wykorzystać tzw. efekt synergii, który daje współpraca. Aby Polska mogła się dalej rozwijać, Polacy muszą tworzyć gospodarczą wspólnotę. Tak jak robią to inne, bogate kraje. O co w tym chodzi? Posłużę się przykładem. Jeśli na łódce każdy będzie wiosłował w inną stronę, to nie wygra ona w regatach z tą, na której wszyscy wiosłują w tym samym kierunku. Niestety duch zaborów i komunizmu spowodował, że Polacy zaczęli stosować indywidualną strategię przetrwania, a nie uczyli się wspólnego budowania bogactwa. Fundacja chce to zmienić. Dla nas ważne jest, aby statystyczny Polak był tak samo zaangażowany w rozwój Polski, jak zaangażowany w rozwój swojego kraju jest Szwajcar, Amerykanin czy Niemiec. Na pewno taka zmiana świadomości jest warunkiem zmniejszenia dysproporcji pomiędzy dochodem Polaków a dochodem obywateli najbogatszych krajów. Szerzej na ten temat piszemy w raporcie „Wspólnie budujmy naszą zamożność”, w którym prezentujemy 21 potencjalnych rezerw wzrostu gospodarczego naszego kraju. Całość jest dostępna na stronie fundacji: Pomysloprzyszlosci.org.
KP: Czy jest pan zwolennikiem etnocentryzmu konsumenckiego wyrażającego się w haśle „kupuj polskie”? A może jedynym kryterium zakupowym powinny być jakość i cena? Jak ocenia pan działalność Fundacji „Teraz Polska” w kontekście promowania rodzimych produktów?
RF: Kupujmy to, co się nam opłaca, i kupujmy z głową. Jestem zwolennikiem tzw. racjonalizmu zakupowego. Podejmując decyzje zakupowe, powinno się uwzględniać jakość, cenę, ale także fakt, że wybór danego produktu ma wpływ na rozwój kraju, z którego pochodzi firma wytwarzająca ów produkt. Część pieniędzy, które wydajemy na produkty polskich firm, wraca do naszej kieszeni. Jeżeli jednak sami nie jesteśmy do nich przekonani, dlaczego mieliby je kupować Niemcy czy Francuzi? Wybieranie polskich produktów wcale nie musi oznaczać wyboru gorszej jakości. Polska jakość cały czas walczy z powszechnym przekonaniem, że to, co pochodzi z Zachodu, jest lepsze. To pokłosie postkomunistycznego myślenia o polskiej marce. Na szczęście powoli w naszym kraju zaczyna rozwijać się moda na polskie produkty. Choć zdarza się, że jeżeli na metce napisane jest coś po angielsku, to Polacy kupują chętniej. W ten sposób próbujemy dowartościować naszą polską biedę, pogrążając się w niej jeszcze bardziej. Nawet jeśli zagraniczna produkcja odbywa się w Polsce, profity czerpią inni, a my jesteśmy sprowadzani do roli podwykonawcy i taniej siły roboczej. Podam przykład: na Polskę przypada aż 40 proc. światowej produkcji jednego z materiałów budowlanych, ale u nas pozostaje jedynie 2 proc. zysków z tej produkcji. Moim zdaniem Fundacja „Teraz Polska” jest bardzo potrzebna, gdyż głównie zajmuje się promowaniem polskiej jakości, co jest bardzo ważne i pomaga uwierzyć Polakom, że też mają dobre produkty. Myślę, że mogłaby też położyć większy nacisk na budowanie wspólnoty ekonomicznej.
KP: Jak ocenia pan szansę na przekonanie ekipy rządzącej do wprowadzenia lobbowanej przez pana tzw. opłaty konkurencyjnej (opłaty od korzyści skali)?
RF: W gospodarce bardzo duże znaczenie mają tzw. korzyści skali. Firmy, które mają przewagę z tego tytułu, mogą mieć koszty niższe o 1–30 proc. W tych branżach, w których efekt skali ma bardzo duże znaczenie, nowo powstałe polskie firmy nie mają żadnych szans w konkurowaniu z zachodnimi koncernami, które mogły z sukcesem się rozwijać na swoich rynkach, podczas gdy u nas był komunizm. Dziś polskie firmy rozwijają się głównie w branżach, w których efekt skali nie ma tak dużego znaczenia (np. usługi czy prosta produkcja oparta na gotowej technologii). To nam zapewnia jedynie status kraju średniego rozwoju. Jeśli chcemy zbliżyć się do najbogatszych, musimy również liczyć się w biznesie „aortowym”, w nim są większe marże i bardzo duże znaczenie mają korzyści skali. Dlatego politycy krajów Europy Środkowo-Wschodniej muszą coś wymyślić, aby w tym biznesie mogły uczestniczyć także firmy z ich krajów. Jednym z pomysłów jest właśnie opłata od korzyści skali, o czym również piszemy na stronie Pomysloprzyszlosci.org.
KP: W raporcie Fundacji Pomyśl o Przyszłości stawia pan tezę, że świat mniej płaci za polskie produkty, ponieważ mają gorszy wizerunek. Ten zaś w dużej mierze zależy od nas samych, od tego, co mówimy o naszym kraju, ale również od agencji rządowych. Jaka jest ich rola w budowaniu silnego wizerunku Polski?
RF: Klienci nie kupują produktów, kupują wrażenia. Odnosi się to głównie do towarów, o jakości których przekonujemy się dopiero po pewnym czasie. Tak dzieje się w przypadku samochodów, produktów technicznych, lekarstw. Jak mówi stare polskie przysłowie: jak cię widzą, tak cię piszą. Jeśli zagraniczny turysta, który odwiedzi Polskę, zostanie nieprofesjonalnie obsłużony w hotelu czy źle potraktowany na ulicy, to negatywne wrażenie przeniesie się na inne rodzime usługi czy produkty. Agencje rządowe nie zbudują dobrego wizerunku Polski bez zaangażowania wszystkich Polaków. Musimy zacząć od siebie nawzajem więcej wymagać oraz powoli i systematycznie budować polską jakość.
KP: Odpowiedzialność za rangę polskich marek częściowo ponoszą sami przedsiębiorcy, wszak wiele z nich nosi obcobrzmiące nazwy.
RF: To prawda. Postkomunistyczne myślenie – często nawet podświadome – zgodnie z którym polskie produkty są gorsze, doprowadziło do nadawania im obcojęzycznych nazw. Równocześnie długo pokutował pogląd, że to, co zachodnie, jest lepsze. Oczywiście rodzime firmy nie są w stanie zmienić tego stereotypu w pojedynkę, dlatego często wybierają indywidualną strategię przetrwania, tworząc obcobrzmiące marki, by dopasować się do oczekiwań polskich konsumentów. Fundacja Pomyśl o Przyszłości powstała, aby zmieniać myślenie, żebyśmy nie wstydzili się swojej polskości, zaś polscy klienci dali szansę polskim przedsiębiorcom na spełnienie oczekiwań odnośnie jakości.
KP: Fakro stawia na innowacyjność. Pan sam jest twórcą kilkudziesięciu patentów. Jakich wskazówek udzieliłby pan nowo powstałej Radzie ds. Innowacyjności? Od czego powinna zacząć swoją pracę?
RF: Rada ds. Innowacyjności niewiele zdziała, jeśli w Unii Europejskiej nie będzie równych szans konkurowania dla wszystkich firm. Nie wystarczą patenty czy innowacyjne produkty, trzeba mieć jeszcze dostęp do rynków i klientów, którzy te produkty kupią. Dziś wspólny europejski rynek to tylko czysta teoria. Uważam, że Rada ds. Innowacyjności powinna zająć się tą kwestią.
KP: Jak będzie wyglądać przyszłość Fakro?
RF: Głównym planem na następne lata jest powiększenie udziału w rynku globalnym w naszej branży. W przypadku Fakro efekt skali odgrywa bardzo ważną rolę, a jego zwiększenie spowoduje, że firma stanie się bardziej konkurencyjna i systematycznie będzie tworzyć nowe miejsca pracy oraz podnosić wynagrodzenia. Czy to się uda, zależy nie tylko od nas, ale również od polityków i przyszłości Unii Europejskiej, a tej nie zna dziś nikt.