Poważne zmiany demograficzne wpływają na rynek pracy i sytuację lokalnych gospodarek
- Od kilku lat mamy sytuację, w której bezrobocie przestaje być problemem dla gospodarki. Ono oczywiście pozostaje problemem społecznym.
- Część zawodów i branż jest mocno dotknięta geriatryzacją – coraz więcej pracujących jest w wieku przedemerytalnym albo emerytalnym.
- W większości gmin w Polsce nadal spada liczba osób w wieku przedprodukcyjnym i od kilku lat maleje liczba osób w wieku produkcyjnym.
- W wielu małych ośrodkach jedyny rzemieślnik, projektant, inżynier czy lekarz jest emerytem. W wymiarze lokalnym nie tylko nie ma ludzi do pracy, ale także tych, którzy mogą przejąć i kontynuować działalność istniejących firm.
- Całe pokolenia wyrastają w przekonaniu, że fajne zawody są w wielkich miastach. A działający lokalnie weterynarz, inżynier, rzemieślnik – posiadacze zakładu, majątku, nieruchomości – są oceniani niżej.
- Powszechne marzenie rodziców to zakup dla dziecka mieszkania w dużym mieście. Zatem w Polsce lokalnej wychowujemy nasze dzieci dla zewnętrznych rynków pracy.
Z Januszem Szewczukiem rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Żyjemy w czasach, w których na gospodarkę wydają się wpływać sprzeczne tendencje. Najpierw mieliśmy dynamiczny wzrost w wielu sektorach, ale też pogłębiające się deficyty na rynku pracy. Później nastąpiła pandemia. Teraz korekta, migracje, wojna. Co będzie miało największy, decydujący wpływ na naszą gospodarkę?
Janusz Szewczuk: Moja wiedza wynika z doświadczeń współpracy z małymi i średnimi miastami oraz gminami wiejskimi w całej Polsce. Zespół doradców Związku Miast Polskich, którego jestem członkiem, współpracuje z ponad tysiącem gmin w całym kraju. Są to w większości gminy zagrożone marginalizacją w wymiarze gospodarczym i społecznym. Aby odpowiedzieć na pana pytanie, trzeba się bliżej przyjrzeć temu, co się w lokalnych gospodarkach działo. W ciągu ostatnich kilku lat mogliśmy obserwować zróżnicowane zmiany. Rosła liczba firm, rosły inwestycje, zatrudnienie i wynagrodzenia pracowników, rosły dochody firm i pracujących oraz generowane podatki. W ostatnich dwóch latach sytuacja zaczyna się zmieniać. W wielu miastach nadal rośnie liczba firm, rosną dochody i podatki. Równocześnie pojawiają się niekorzystne zmiany na lokalnych rynkach pracy. Z powodu niepożądanych zmian demograficznych rośnie liczba pracowników przechodzących na emeryturę, a młodych ludzi na ich miejsce jest coraz mniej. W efekcie w wielu miastach obserwujemy spadki zatrudnienia ogółem i mimo dalszego wzrostu wynagrodzeń – spadki dynamiki wzrostu dochodów wszystkich pracujących. Są miasta i gminy, gdzie emeryci i renciści stali się już największą grupą podatników.
Dziś prosta ocena sytuacji gospodarczej może być następująca: ludzie mają nieco mniej pieniędzy, mniej konsumują, a lokalny popyt na usługi i produkty firm nie jest już silnym generatorem ich wzrostu. Dodatkowo mamy do czynienia z korektą, i jest ona więcej niż delikatna, szczególnie z powodu zmian cen energii, które mocno wpływają na konkurencyjność w wielu sektorach. Ale prawdziwej oceny sytuacji można dokonać, jeżeli uwzględni się wspomniany aspekt konkurencyjności. Mimo spadku zatrudnienia w lokalnej gospodarce ogółem mamy sektory, w których ono nadal rośnie. Firmy prowadzące działalność na zewnętrznych rynkach, mimo tego, że zostały dotknięte wzrostami kosztów energii, mogą być konkurencyjne i nadal zwiększać sprzedaż i swoje udziały w rynku.
Podsumowując: bardzo poważne zmiany demograficzne już wpływają na rynek pracy i ogólną sytuację lokalnych gospodarek. Kumulują się gospodarcze konsekwencje okresu pandemii i okresu wojny. Mamy do czynienia ze złożoną i skomplikowaną sytuacją, a wiele poglądów, którymi się posiłkowaliśmy w ocenie sytuacji w poprzednich latach, powinno się zweryfikować.
Janusz Szewczuk. Fot. Kamil Broszko
KB: A jakie zmiany demograficzne będą wpływać na gospodarkę w kolejnych latach?
JS: Od kilku lat mamy sytuację, w której bezrobocie przestaje być problemem dla gospodarki. Ono oczywiście pozostaje problemem społecznym, bo dotyczy konkretnych zawodów, terytoriów lub pewnych grup społecznych, w których na przykład jest przenoszone z pokolenia na pokolenie. Natomiast z punktu widzenia gospodarki obecnie nie jest problemem bezrobocie, a coraz bardziej odczuwalny brak ludzi do pracy. Gdy dziś słyszę, że jest lepiej, bo spada bezrobocie, to mam wrażenie, że wykorzystuje się historyczne postrzeganie bezrobocia jako czegoś bardzo negatywnego. Jak ktoś mówi, że bezrobocie spada, to znaczy, że jest dobrze, a jeżeli jeszcze twierdzi, że do tego spadku się przyczynił, to stawia go to w niezwykle pozytywnym świetle.
Dzisiaj rzeczywistość jest inna. Przede wszystkim w większości gmin w Polsce nadal spada liczba osób w wieku przedprodukcyjnym i od kilku lat maleje liczba osób w wieku produkcyjnym. W wielu gminach ten spadek jest bardzo silny i jego dynamika rośnie. Jeżeli oceniamy krótką perspektywę, to pomocny jest parametr, który określamy jako płynność rynku pracy. Liczymy różnicę między grupą osób w wieku 60–64 lat, czyli tymi, którzy w okresie najbliższych pięciu lat opuszczą rynek pracy, a grupą osób w wieku 20–24, czyli tymi, którzy w tym samym czasie będą wchodzić na ten rynek. Dzięki tej metodzie badamy strumienie, które wpływają na potencjał siły roboczej. W latach 90. mieliśmy blisko 3,5 mln nadwyżki młodych ludzi nad opuszczającymi rynek pracy. To sprawiało, że wielu młodych swoich perspektyw zawodowych musiało szukać poza granicami Polski. Teraz sytuacja jest odwrotna: to przechodzących w wiek emerytalny jest o 1,2 mln więcej. Luka pokoleniowa narasta. A to oznacza, że pracodawcom, zarówno publicznym, jak i prywatnym, coraz trudniej znaleźć zastępców za tych, którzy odchodzą na emeryturę. Część zawodów i branż jest mocno dotknięta geriatryzacją – coraz więcej pracujących jest w wieku przedemerytalnym albo emerytalnym. Ponadto w niektórych miastach wśród wszystkich osób prowadzących działalność gospodarczą nawet jedna trzecia jest w wieku emerytalnym. W wielu małych ośrodkach jedyny rzemieślnik, projektant, inżynier czy lekarz jest emerytem. W wymiarze lokalnym nie tylko nie ma ludzi do pracy, ale także tych, którzy mogą przejąć i kontynuować działalność istniejących firm. Dopiero od niedawna mamy możliwość korzystania z przepisów o sukcesji działalności gospodarczej. Z naszych badań, w których udział wzięło kilkadziesiąt tysięcy uczniów ostatnich klas szkół średnich w całej Polsce, wynika, że tylko 10 proc. młodych ludzi wywodzących się z rodzin, w których prowadzona jest działalność gospodarcza, rozważa jej przejęcie. Zmiana pokoleniowa w firmach może już się nie dokonać i jest to poważne zagrożenie dla jakości życia mieszkańców.
KB: Luka pokoleniowa nie jest zapewne identyczna w całym kraju.
JS: Istotne jest rozróżnienie między ośrodkami wielkomiejskimi, w których luka w ostatnich latach się zmniejsza, i Polską lokalną, gdzie ona rośnie. W pierwszym okresie transformacji ustrojowej duża nadwyżka ludzi młodych gotowych do podjęcia pracy generowała bezrobocie i zmuszała ich do emigracji za granice kraju. Dzisiaj do konkurencji o polską młodzież stanęły duże krajowe ośrodki. W nich dziurę pokoleniową wypełniają dziesiątki tysięcy młodych ludzi z małych miejscowości. To się dużym miastom udaje ze względu na uwarunkowania kulturowe i powszechne przekonanie, że w wielkich ośrodkach żyje się lepiej. Zresztą niekoniecznie musi to być prawda, ale nauczyciele, doradcy zawodowi, władze lokalne i sami młodzi mieszkańcy małych ośrodków postrzegają duże miasta jako bardziej atrakcyjne do pracy i życia. Powszechne marzenie rodziców to zakup dla dziecka mieszkania w dużym mieście. Zatem w Polsce lokalnej wychowujemy nasze dzieci dla zewnętrznych rynków pracy, niegdyś za granicą, a dziś przede wszystkim w największych ośrodkach w kraju. Potrzebujemy wielkiej zmiany. Całe pokolenia wyrastają w przekonaniu, że fajne zawody są w wielkich miastach. A działający lokalnie weterynarz, inżynier, rzemieślnik – posiadacze zakładu, majątku, nieruchomości – są oceniani niżej. Do tego wszystkie zawody związane z korporacjami, marketingiem, zarządzaniem nowymi technologiami itd. są uznawane za najciekawsze. Natomiast profesje, które są związane z produkcją i usługami dla ludności, przez lata stygmatyzowaliśmy. Dziś sytuacja jest taka, że duże miasta jeszcze korzystają, „zasysając” młodych ludzi, chociaż wzrost kosztów życia w tychże powoduje, że wiele osób rewiduje swoje marzenia i wyobrażenia o rzeczywistości. Natomiast zmiana świadomości w wymiarze lokalnym jest chyba ciągle przed nami. By ona się dokonała, potrzebna jest wielka koalicja – rodziców, nauczycieli, lokalnych przedsiębiorców, władz lokalnych – żeby budować ścieżki lokalnych karier zawodowych. Oczywiście nie chodzi o to, żeby zatrzymywać wszystkich młodych ludzi podążających za swoimi marzeniami, ale ważne jest, by stabilizować lokalny fundament społeczny.
KB: Czy wpływ na trend mają też lokalni przedsiębiorcy?
JS: Oni odgrywają szczególną rolę w tym przypadku. Niestety, byli trochę zepsuci sytuacją, która utrzymywała się przez ostatnie 30 lat, bo mogli pracowników zwalniać i nie musieli długo czekać na następnych. Dzisiaj w wielu przypadkach przedsiębiorcy muszą zabiegać z dużym wyprzedzeniem o pracowników, muszą wchodzić we współpracę ze szkołami i dbać o zatrudnionych. Nie wystarczy już wypełnianie przez pracodawcę obowiązków prawnych i realizowanie świadczeń płacowych. Podczas warsztatów często przywołuję opowieść przedsiębiorcy z Ukrainy, który opowiadał mi, w jaki sposób buduje lojalność pracowników i lokalnej społeczności. Zaprasza swoich pracowników, by rekomendowali do pracy członków swojej rodziny. Zatrudnia kolejne pokolenia i pokazuje, że możliwe jest zajęcie miejsca pracy po ojcu i po mamie. Z drugiej strony włącza myślenie lojalnościowe, bo kiedy wykształci syna swojego pracownika, to ten ostatni czuje się współodpowiedzialny. Spotykamy się z sytuacjami, gdy przedsiębiorca wspiera znane kluby sportowe, rozpoznawalnych sportowców, ale rzadko firma sponsoruje amatorski klub piłkarski, w którym grają dzieci jej pracowników. Wsparcie finansowe klubu przez lokalną firmę daje możliwość zatrudnienia trenera, zakupu profesjonalnego sprzętu i rozwijania pasji sportowych dzieci i młodzieży. W ten sposób buduje się pozycję społeczną przedsiębiorcy i relacje pomiędzy lokalnym biznesem, samorządem i społecznością. Podobne mechanizmy z wykorzystaniem ulg podatkowych na finansowanie działalności pożytku publicznego mogą być wykorzystane do wsparcia aktywności kulturalnej, edukacyjnej, wypoczynkowej pracowników i członków ich rodzin. Takie zjawisko polegające na dobrej współpracy i naturalnych kontaktach nie jest powszechne, w efekcie braku takich działań małe ośrodki przegrywają z dużymi pod względem wielkości wynagrodzeń, a dziura pokoleniowa w dużych miastach, o której mówiłem wcześniej, jest zaklejana migracją z interioru. Lukę w lokalnych rynkach pracy pomagają zapełnić imigranci spoza gminy i kraju, ale największy udział w pomniejszeniu deficytu siły roboczej mają osoby, które już powinny być na emeryturze. Wśród imigrantów z zagranicy dominują głównie Ukraińcy, chociaż coraz więcej mamy pracowników z Azji i Afryki. Efektem tych zjawisk jest dalszy wzrost zatrudnienia w największych ośrodkach miejskich oraz spadek liczby pracujących w Polsce powiatowej. Poza uwarunkowaniami makroekonomicznymi i geopolitycznymi, skutkami pandemii i wojny coraz bardziej odczuwamy negatywne konsekwencje zmian demograficznych. Obawiam się, że wpływ tego czynnika na gospodarkę nie jest należycie oceniany. Emocjonujemy się gwałtownymi wzrostami kosztów energii, wpływem wojny na sytuację gospodarczą, ale o przyczynach i skutkach zmian demograficznych nie potrafimy rozmawiać. Przez lata to migracje były główną przyczyną spadku liczby mieszkańców miast, dziś to ujemny przyrost naturalny ma większy udział w redukcji lokalnej siły roboczej. Jest to efektem nakładania się przez lata niekorzystnych procesów: emigracji młodych, spadku liczby kobiet w wieku, w którym rodzi się dzieci, spadku dzietności poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. W wielu miastach w efekcie tych procesów w kolejnym pokoleniu będzie o połowę mniej młodych ludzi. A ci, którzy obecnie jeszcze pracują, choć są emerytami, nie będą w stanie tego robić zawsze. Pandemia spowodowała, że wielu z nich już kończy lub myśli o zakończeniu aktywności zawodowej. Niestety, cały czas rośnie liczba zgonów osób do 65. roku życia, co prawdopodobnie wiąże się z długotrwałymi skutkami zdrowotnymi pandemii. Występuje zatem szereg negatywnych zjawisk o charakterze fundamentalnym, których nie zniwelujemy w prosty sposób. Przez lata obowiązywał pogląd, że rozwój dużych ośrodków miejskich będzie ciągnął cały region. Jednak kiedy małe miasteczka i tereny wiejskie stracą swój potencjał normalnego funkcjonowania, załamie się cała struktura osiedleńcza kraju. Oczywiście do tego jeszcze daleko, ale mamy już wiele przypadków, gdy zjawiska demograficzne poważnie obniżają potencjał społeczny i ekonomiczny obszaru, w którym nie ma witalnej siły lokalnej społeczności, a kurczący się popyt nie stymuluje wzrostu lokalnych firm. Nie można zbudować zdrowego układu społecznego i ekonomicznego bez zdrowej, stabilnej demografii.
KB: Musi istnieć równowaga pokoleń?
JS: Marzenia o srebrnej ekonomii w rozumieniu spokojnego miasteczka starszych ludzi to jest Latający Holender, którego nikt nie widział. Nie znam przykładu miasteczka starszych ludzi, które dłużej niż 30 lat wciąż takim pozostaje. W tym miejscu jeszcze raz wspomnę o badaniach Związku Miast Polskich przeprowadzonych wśród uczniów ostatnich klas szkół średnich, z których wynika, że tylko kilka procent młodych ceni sobie aktywność społeczną i pomaganie innym. Młodzi okazują brak zaufania do lokalnych partnerów społecznych bez względu na instytucję, którą ci reprezentują. Co ciekawe, również do przedsiębiorców, u których w przyszłości planują podjąć pracę. Pod koniec lat 90. większość młodych ludzi planowała założenie działalności gospodarczej. Później nastąpiło odbicie w kierunku sektora publicznego gwarantującego stabilne zatrudnienie. Dziś młodzi nie wiedzą, jakie kariery wybierać, dominuje pragnienie wykształcenia się na specjalistę i znalezienia dobrej pracy, przy równoczesnym mocnym braku zaufania do potencjalnych pracodawców. Mamy do czynienia z pokoleniem, w którym następują istotne zmiany. Jego przedstawiciele cenią sobie życie rodzinne i prywatność. W mniejszym stopniu mają ochotę na zakładanie działalności gospodarczej, szukają dobrych miejsc pracy, lecz nie znają odpowiedzi na pytanie, jaka to konkretnie praca. Nie wiedzą też, gdzie ich przyszła praca miałaby się znajdować – czy w małej miejscowości, czy w dużym mieście, czy za granicą. Tylko 10 proc. tych młodych ludzi deklaruje chęć pracy w miejscu, w którym obecnie mieszka. Taka postawa stanowi główne ryzyko dla stabilnego rozwoju Polski lokalnej.
KB: Gdyby został pan poproszony przez lokalne forum przedsiębiorców i polityków, które chciałoby zmienić sytuację, o jakąś receptę, to co by pan zaproponował? Może na początek w trzech punktach.
JS: Mogę odpowiedzieć, co w takiej sytuacji radzimy samorządom, z którymi pracujemy, i co sami robimy. Po pierwsze, staramy się zidentyfikować lokalnych partnerów zainteresowanych współpracą i organizujemy stałe formy spotkań. Zapraszamy przede wszystkim przedsiębiorców, oczywiście też samorząd i szkoły, ale również inne instytucje, które są kluczowe dla funkcjonowania lokalnego rynku pracy, czyli urząd skarbowy, lokalny inspektorat ZUS, Państwową Inspekcję Pracy, straż pożarną. Dzięki temu ludzie, którzy wcześniej postrzegali siebie jako grupy po przeciwnych stronach barykady, uświadamiają sobie, że wszyscy mają dzieci w tej samej szkole. Mają też uzupełniające się kompetencje i wiedzę, które mogą pomóc w rozwijaniu lokalnego rynku pracy. Jeżeli uda się uaktywnić grupę liderów, którzy zaczną się regularnie spotykać, rozmawiać, poznają swoje problemy i potencjały, to w efekcie okazuje się, że możliwe jest wypracowanie programu rozwoju lokalnej gospodarki i realizowanie szeregu wspólnych projektów.
Po drugie, kreowanie karier zawodowych związanych z lokalnymi rynkami pracy powinno być oparte nie tylko na niezbędnych kwalifikacjach, ale i pozycji społecznej w lokalnej społeczności. Warto równocześnie promować kulturę przedsiębiorczości i aktywności społecznej wśród dzieci i młodzieży. Proces powinien zaczynać się jak najwcześniej, już w przedszkolu, i być rozwijany na wszystkich etapach edukacji.
Po trzecie, niezbędne jest udostępnianie przestrzeni do mieszkania i pracy – przygotowywanie powierzchni do rozpoczynania działalności przez mieszkańców i terenów dla rozwoju lokalnych firm. Osobnym zagadnieniem, na inną rozmowę, jest potrzeba aktywnej polityki mieszkaniowej. Bez dostępnej lokalnie przestrzeni mieszkalnej dla młodych ludzi nie zatrzyma ich nawet atrakcyjna oferta pracy. Sferę mieszkaniową samorządy oddały podmiotem prywatnym, a deweloperzy budują w dużych ośrodkach miejskich, bo tam jest najwyższa marża. Potrzebujemy zatem w regionach aktywnej polityki mieszkaniowej.
Wspomniane elementy muszą być realizowane w sposób kompleksowy i ciągły. Nie może to być patchwork przypadkowych działań, lecz powinny się one opierać na wypracowanym wspólnie przez partnerów programie rozwoju lokalnej gospodarki. Ważne, żeby te wszystkie wymienione działania nie były rozrzucone jak puzzle, bo wtedy nie dadzą wartości dodanej. Kiedy są one zintegrowane, prowadzone wspólnie, monitorowane, wtedy możemy być pewni, że strategia rozwoju będzie czymś trwałym i nie wygaśnie po zakończeniu określonego projektu.
KB: A czy urzędy centralne i liderzy opinii publicznej rozumieją w ogóle, co się dzieje w Polsce lokalnej?
JS: Często spotykamy się z sytuacją, że już na poziomie lokalnym brakuje wiedzy i rozumienia zmian zachodzących w lokalnych gospodarkach. Włodarze, specjaliści i mieszkańcy nie dysponują danymi na temat rzeczywistego stanu lokalnej gospodarki. W związku z tym trudno identyfikować problemy i zagrożenia czy potencjały i szanse rozwojowe. Przystępując do pracy, najpierw prowadzimy badania partnerów i analizujemy dane obrazujące stan lokalnej gospodarki, między innymi udostępniamy lokalnym partnerom dane z Poltaxu, ZUS-u, KRUS-u, Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Dla przykładu w wielu małych miastach i gminach największą grupą podatników nie są już osoby pracujące, a renciści i emeryci. Ich łączne dochody bywają wyższe od tych deklarowanych przez osoby prowadzące działalność gospodarczą. Z drugiej strony są miasta i gminy, gdzie mamy do czynienia z dynamicznym rozwojem lokalnej gospodarki, ale brak dostępu do rzeczywistych danych sprawia, że potencjał rozwoju lokalnych partnerów jest niedoceniany przez samorządy. Dynamika wzrostu i wielkość dochodów mieszkańców i lokalnych firm przewyższają potencjał samorządów, podobnie skala inwestycji prywatnych jest wielokrotnie wyższa od publicznych. Przykładowo w jednym z obszarów, który obejmuje gminy z dwóch powiatów z kilkutysięcznymi miasteczkami powiatowymi, skala inwestycji w gospodarstwach rolnych mierzona nowo oddaną powierzchnią w obiektach budowlanych w ciągu ostatnich lat była czterokrotnie wyższa niż nowo oddane powierzchnie przemysłowe w Gdańsku. Podsumowując, mamy obszary w kryzysie, tracące wręcz zdolność do utrzymania struktury osiedleńczej i mamy takie, które się rozwijają. Nie możemy stosować uogólnień, że Polska powiatowa umiera. Choć dzieje się tak w wielu miejscach, to istnieją również obszary bardzo dynamicznego rozwoju. W takich miejscach sprawy do przodu pcha najczęściej lokalny lider, może być nim burmistrz lub przedsiębiorca. Symptomatyczny jest przykład Łosic, gdzie to gospodarka ciągnie do przodu miasto i lokalni przedsiębiorcy budują osiedla dla pracowników ściąganych z Filipin. Z drugiej strony mogę wskazać przykład małego Karlina, w którym gospodarka rozwija się w efekcie inicjatyw podejmowanych przez burmistrza. Należy dodać, że otwierają się nowe możliwości rozwoju dzięki modernizacji ciągów komunikacyjnych, przy których leżą oba miasteczka. Chciałem jeszcze podkreślić, jak ważne jest, abyśmy teraz wykorzystali szanse, jakie dają zmodernizowana S6 czy Via Carpatia. Ważne, by otwierać możliwości współpracy z partnerami z innych regionów i krajów, tworzyć warunki rozwoju dla lokalnych firm, promować lokalną kulturę. W efekcie stworzy to atrakcyjne warunki pracy i życia dla młodych mieszkańców, którzy nie będą już myśleli o wyjeździe.
KB: Z pana tez wnioskuję, że potrzebujemy pewnej racjonalizacji na lokalnym rynku pracy. Czy na przeszkodzie nie staną jednak takie trendy, jak wielka rezygnacja albo ogólna niechęć do tzw. zwyczajnej pracy, którą deklaruje część młodych ludzi?
JS: W naszych badaniach obserwujemy zmiany ich postaw i planów w czasie. Ilustracją mogą być wnioski z wyników badań młodzieży prezentowane w jednym z powiatów przez naszą specjalistkę. Doradczyni podkreśliła zmianę pokoleniową i wskazała, jak sama odpowiedziałaby na pytania ankiety 20 lat wcześniej. Jej pokolenie, czyli obecnych 40-latków, na początku drogi zawodowej z chęcią przyjęłoby każdą pracę, bez specjalnych oczekiwań finansowych, kosztem swojego życia prywatnego itd. Teraz odpowiedzi młodych ludzi wskazują na następujące priorytety: stabilność społeczno-ekonomiczną, relacje z rodziną, pracę w wyuczonym zawodzie, niepodejmowanie działalności gospodarczej, oczekiwanie na ofertę, która im odpowiada. Jeżeli są gotowi, żeby na wymarzoną pracę czekać bardzo długo, rezultatem może być znaczne obniżenie jakości życia. O poziomie życia tych młodych ludzi zdecyduje to, czy rodzice będą w stanie kupić im mieszkanie we Wrocławiu czy w Krakowie lub spieniężyć i przekazać im wypracowany przez nich majątek.
Postawy społeczne i indywidualne młodych ludzi będą się zapewne nadal dynamicznie przewartościowywać. Pandemia na przykład wyhamowała migrację z mniejszych ośrodków do dużych miast. To jest oczywiste, bo ludzie w trudniejszych czasach nie podejmują decyzji życiowych niosących poważne konsekwencje. Część z nich nawet wróciła z wielkich ośrodków w rodzinne strony. Zobaczymy, czy to tendencja, która zostawi trwały ślad, czy za chwilę będzie odbicie. Do tego teraz dochodzi wojna i wiele innych czynników. Młodzi ludzie czują się w ostatnich latach mocno bezradni, nie tylko na rynku pracy, ale też życiowo. Brakuje im wiedzy, wsparcia, a dodatkowo wstrząsy takie jak wojna i pandemia jeszcze komplikują sytuację. Co do zmiany postaw kulturowych – też jesteśmy na mocnym zakręcie. Nie wiadomo, czy nadal będą się rozwijać trendy progresywne, życie skoncentrowane na nowych technologiach, dominacja dużych ośrodków, ciągłe zmiany i nienawiązywanie trwałych relacji. Być może w tym obszarze również nastąpi korekta. Ale to już nie jest doświadczenie naszego pokolenia, to będą rozstrzygać młodsi od nas.
Janusz Szewczuk – ekspert Związku Miast Polskich, ekspert kluczowy ds. współpracy z samorządem. W latach 90. sprawował funkcje kierownicze w instytucjach publicznych. Wdrażał w polskich warunkach nowe instrumenty zarządzania i nowe programy rozwoju. Były radny i członek Zarządu Miasta Szczecina, wiceprezes Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście, dyrektor ds. rozwoju programu LGPP – USAID, specjalista programu Rozwój Obszarów Wiejskich, realizowanego przez Bank Światowy. Kierownik projektów z obszaru planowania strategicznego i współpracy regionalnej dla samorządów w Polsce, na Łotwie, Słowacji, w Bułgarii, Węgrzech, Rumunii, Mołdowie, Ukrainie, Kazachstanie, Albanii, Gruzji. Prelegent konferencji poświęconych rozwojowi lokalnemu. Trener i kierownik krajowych i międzynarodowych projektów szkoleniowych. Obywatel honorowy miasta Tbilisi, gdzie od kilku lat prowadzi projekty z udziałem polskich miast.