Polski sektor bankowy jest nadmiernie obciążony, ma niską rentowność, małą zdolność do odtwarzania kapitału

  • Krzysztof Pietraszkiewicz
    Krzysztof Pietraszkiewicz
  • Świętym obowiązkiem banków – a pośrednio także regulatorów, nadzorców i państwa – jest zapewnienie bezpieczeństwa depozytów i odpowiedniej wysokości kapitałów, inaczej: funduszy własnych banków.

  • Zawsze jest niebezpiecznie, kiedy w systemie finansowym zarówno władza właścicielska, zarządy, jak i władza regulacyjna są w jednym ręku. Pojawia się wówczas pokusa, żeby wykorzystywać dostępne instrumenty do stymulowania sukcesów politycznych.

  • Władza namawiała banki, żeby udzielały kredytów mieszkaniowych bez umiaru. Nie przyjęła w 2006 i 2007 r. próśb o wprowadzenie pewnych ograniczeń i restrykcji.

  • W sprawach frankowych sędziowie często orzekają we własnej sprawie i w wielu przypadkach tak kształtują linię orzeczniczą, że jest ona korzystna z ich własnego punktu widzenia i osób im bliskich.

  • Banki będą mobilizowały przedsiębiorców, spełniając poniekąd rolę egzekutora projektów unijnych – odrzucone zostaną wszystkie projekty, które nie będą zgodne z ESG. Musimy zmienić polską energetykę, ona jest zabójcza.

Z Krzysztofem Pietraszkiewiczem rozmawia Kamil Broszko.

Kamil Broszko: Zeszłoroczni nobliści otrzymali nagrodę w dziedzinie ekonomii za dowiedzenie, że banki są niezmiernie ważne dla całej gospodarki, a ich upadłość może mieć katastrofalne skutki społeczne. Stąd wywiedli wniosek, że niezbędna jest szczególna kontrola tych instytucji. Czy w Polsce poziom owej kontroli jest zbyt duży, zbyt mały czy w sam raz?

Krzysztof Pietraszkiewicz: Od początku okresu wolnej gospodarki do nadzoru bankowego podchodzono w Polsce bardzo poważnie. Było tak jeszcze przed uchwaleniem nowej Konstytucji RP i powołaniem Komisji Nadzoru Bankowego. Polscy nadzorcy byli uważnie dobierani i kształceni nie tylko w kraju, ale też za granicą, przez nadzorców francuskich, amerykańskich. Chodziło o to, abyśmy mogli wyciągać wnioski z kryzysów, które się wydarzyły w innych krajach. A zdarzają się przecież one każdego roku w różnych miejscach na całym świecie. Polskie władze od początku poważnie traktowały też zalecenia Bazylejskiego Komitetu Nadzoru Bankowego, czyli organu współpracy nadzorców praktycznie z całego cywilizowanego świata. W 1994 r. jako Związek Banków Polskich zaproponowaliśmy dwa rozwiązania: po pierwsze, zapewnienie konstytucyjnej autonomii Narodowemu Bankowi Polskiemu i po drugie – utworzenie Rady Polityki Pieniężnej oraz Komisji Nadzoru Bankowego, po to, aby nie było rozbieżności pomiędzy rządem a NBP w odniesieniu do stabilności sektora bankowego. Po czasie Komisja Nadzoru Bankowego dopracowała wiele bardzo dobrych praktyk. U nas nawet rozwiązania przejściowe, wprowadzane od 1989 do 1997 r., były wysokiej próby. Robiliśmy w tym okresie wszystko, aby ludzie nie stracili oszczędności w bankach.

KB: Jakie są najważniejsze cele owych regulacji bankowych?

KP: Europejski system regulacyjny stoi na straży świętego obowiązku banków – a pośrednio także regulatorów, nadzorców i państwa – którym jest zapewnienie bezpieczeństwa depozytów i również odpowiedniej wysokości kapitałów, inaczej: funduszy własnych banków. Chodzi po prostu o to, żeby w przypadku kiedy „zepsują” się kredyty, móc pokryć straty z funduszy kapitałów właścicieli banków. Proszę zwrócić uwagę, że w 1991 r. mieliśmy ok. 1800 banków, a dzisiaj jest ich mniej niż 600. Udało się więc przy tak radykalnym zmniejszeniu liczby banków nie stracić depozytów. Mało tego, wdrożone zostało jeszcze jedno rozwiązanie, notabene niesprawiedliwe – banki i klienci banków zagwarantowali bezpieczeństwo depozytów klientów SKOK-ów.

KB: A jak w liczbach wyglądała owa troska o kapitały?

KP: Z 3,394 mld złotych na koniec 1992 r. zwiększyliśmy kapitały – przeznaczając większość zysków na fundusze własne – do poziomu 230 mld złotych. To równocześnie przekładało się na istotne zwiększanie możliwości kredytowania naszej gospodarki oraz zaspokajanie potrzeb gospodarstw domowych .

Natomiast wracając do pytania o regulację – teraz niepokoi mnie, że system nadzoru bankowego jest chyba trochę nadmiernie związany z polityką. Dotyczy to szczególnie sposobu kreowania władz Komisji Nadzoru, jak również Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, a są to instytucje posiadające realną władzę, w ich gestii leżą decyzje dotyczące likwidowania banków. Zatem pomimo ogromnych osiągnięć zarówno w nadzorze, jak i tworzeniu bankowego funduszu gwarancyjnego pewne analizy i korekty, także w sposobie kształtowania władz, powinny być poczynione. Wymogi kwalifikacyjne wobec zarządów banków oraz nadzorów i regulatorów powinny zostać doprecyzowane i być rygorystycznie przestrzegane.

KB: Sformułował pan pewne postulaty, ale jesteśmy w roku wyborczym. Czy można snuć przypuszczenia, w jaki sposób wyewoluuje sytuacja w otoczeniu banków w zależności od wyników wyborów?

KP: Zawsze jest niebezpiecznie, kiedy w systemie finansowym zarówno władza właścicielska, zarządy, jak i władza regulacyjna są w jednym ręku. Pojawia się wówczas pokusa, żeby wykorzystywać dostępne instrumenty do stymulowania sukcesów politycznych. To jest zagrożenie. Może prowadzić do niepodejmowania w porę działań antyinflacyjnych, restrukturyzacyjnych, czyli różnych działań naprawczych, co w efekcie może zagrozić stabilności lub zrównoważonemu rozwojowi.

KB: Taka sytuacja miała miejsce w przypadku walutowych kredytów mieszkaniowych?

KP: Tak. Władza namawiała banki, żeby udzielały kredytów mieszkaniowych bez umiaru. Nie przyjęła w 2006 i 2007 r. próśb, żeby wprowadzić pewne ograniczenia i restrykcje, o co wnosiliśmy i ja sam podpisywałem wystąpienia w tej sprawie. A później, jak przyszło co do czego, to zamiast budować pewien konsensus i pomóc tym, którzy pomocy potrzebowali, władza się od nich odwróciła. Następnie zaakceptowano patologiczne rozwiązania polegające na pomaganiu wszystkim jak leci, czy tego potrzebują, czy nie – tu mam na myśli słynne wakacje kredytowe – a także nieprofesjonalne i naprawdę wyniszczające zaufanie i gospodarkę wnioski o opinie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. A wystarczyło zadbać równocześnie o pomaganie klientom i stabilizowanie sektora bankowego. Zamiast tego mamy żal deponentów, że to ich kosztem jest i będzie udzielana pomoc, a jednocześnie mamy egzotyczne rozwiązania i interpretacje prawne. Dopuszcza się do sytuacji, w której bardzo wielu sędziów jest sędziami we własnej sprawie – ustala pewną linię orzeczniczą, według której mają być rozstrzygane spory o kredyty frankowe. Konflikt interesów dotyczy też części urzędników państwowych oraz części dziennikarzy zainteresowanych takim, a nie innym rozstrzygnięciem. To nie buduje zaufania i każe ostrożnie podchodzić do ryzyka w działalności bankowej.

KB: A w zeszłym roku prezes PiS Jarosław Kaczyński straszył, że jeżeli banki szybko nie podwyższą oprocentowania na lokatach – w związku z podniesieniem wysokości stopy referencyjnej przez NBP – zostaną obciążone podatkami od nadmiernych zysków.

KP: Uśmiecham się, bo prezes Kaczyński podawał w wątpliwość to, co powszechnie jest oczywiste, więc jego wypowiedź zabrzmiała trochę nieprofesjonalnie. Wiadomo było, że po podniesieniu stóp procentowych przez NBP podniesione zostaną stopy w bankach komercyjnych, najpierw stopy kredytowe – bo banki poniosły ogromne straty – a później stopy depozytów. Zawsze, w każdym kraju, owa sekwencja wygląda podobnie. Więc owa wypowiedź to było tworzenie iluzji sprawstwa. Oczywiście mogło być tak, że niektóre banki z kapitałem państwowym dały sygnał do podniesienia oprocentowania, ale na nowe środki, a po drugie – na określone terminy. Rząd powinien dawać rękojmię bezpiecznego zarządzania bankiem i bezpieczeństwa depozytów. Prezes banku byłby nieodpowiedzialny, gdyby reagował na takie polityczne zapowiedzi. To jest zbyt poważna sprawa, aby traktować ją kampanijnie.

KB: Wracając jeszcze do spraw frankowych – widać trend coraz bardziej ofensywnych działań prawniczych. Istotnym aktorem stały się kancelarie, a niektóre z nich realizują dość agresywny marketing i reklamują swoje pełnomocnictwo jako oręż do walki z banksterami. Jak reagują banki?

KP: Banki ostatecznie wybrały ścieżkę, która jest trudna, bo niesie wielkie koszty, ale prowadzi do rozłożenia obciążeń w czasie – aby móc wypracować zysk i mieć zdolność do pokrycia straty w ciągu paru lat, a jednocześnie nie utracić możliwości finansowania gospodarki. Bank zatem formułuje prośby do klientów o przystąpienie do ugody. Jeżeli taki koszt jest rozłożony w czasie, będzie trudny dla banku, ale akceptowalny. Wciąż pozostaje jednak pytanie, dlaczego musiało do tego dojść. Mamy niestabilność w Sądzie Najwyższym, który nie wydawał jakichś zdecydowanych rekomendacji, jaka powinna być linia orzecznicza w sprawach frankowych. Zatem sędziowie często orzekają we własnej sprawie i w wielu przypadkach tak kształtują linię orzeczniczą, że jest ona korzystna z ich własnego punktu widzenia i osób im bliskich. Dochodzi w sądach do uznania absurdalnych argumentów, na przykład takiego, że pieniądz w czasie nie zmienia wartości. Skoro sądy decydują, że osoba, która pożyczyła 10 lat temu daną kwotę, ma ją teraz zwrócić bez żadnych odsetek, to znaczy, że nie uznaje się istnienia w tym okresie inflacji, powiedzmy na poziomie 40 proc., nie uznaje się wzrostu wartości mieszkania, czasem o 50, a czasem o 100 proc., nie uznaje się wzrostu płac. Natomiast sam rynek usług prawniczych w obszarze spraw frankowych, w który zaangażowało się bardzo wielu adwokatów i radców prawnych, jest wart kilka miliardów złotych i owe kancelarie na tym budują swoje strategie rozwojowe, próbują to rozgrywać.

KB: A wystarczyło w odpowiednim momencie rozsądnie informować o konsekwencjach takiego kredytu…

KP: To będzie kiedyś jedna z najbardziej fascynujących opowieści, jak można spaprać sprawę, która była do wyprostowania, którą można było rozwiązać zgodnie z zasadami solidarności społecznej. Pomimo próśb, pomimo proponowania konkretnych rozwiązań władze nie reagowały w odpowiednim tempie – ani Komitet Stabilności Finansowej ani Sąd Najwyższy, a takie instytucje jak Rzecznik Finansowy czy UOKiK zachowywały się dziwnie. Krótko mówiąc, doprowadziliśmy do rozwiązania nieoptymalnego, choć niektórzy uważają, że postępowali słusznie. Popełnili błąd i konsekwencje tego błędu będą odczuwali, bo upowszechniło się przekonanie, że wszystko jest dopuszczalne i wszystko można „wytupać”. Szczególnie wtedy, kiedy duża część banków jest związana ze Skarbem Państwa, bo wtedy na decyzje ma wpływ mechanizm polityczny.

W dzisiejszym świecie toczy się – i powinna się toczyć – dyskusja, w jaki sposób należy zarządzać środkami prywatnymi w instytucjach finansowych i szukać dopuszczalnego zarobku tych instytucji na usługach świadczonych dla obywateli. Ona zresztą toczy się od zawsze. Lecz na argumenty w tej dyskusji powinien mieć wpływ fakt, że jest nas 38 mln, więc gospodarka i sektor związany z jej finansowaniem siłą rzeczy mają spore rozmiary. A jeżeli spojrzymy na relacje funduszy własnych, kredytów dla przedsiębiorstw i kredytów mieszkaniowych z PKB, to zajmujemy 3.–5. miejsce od końca w całej Unii Europejskiej. Zdolność do finansowania jest niska, a banki są głównym dostarczycielem finansowania dla gospodarki. I powinny być głównym partnerem dla samorządów, które realizują ważne programy inwestycyjne, publiczne, ale przede wszystkim banki powinny być – i w miarę swoich możliwości są – dostarczycielem finansowania dla prywatnych przedsiębiorstw. A inwestycje prywatne w Polsce są na nędznym poziomie. W perspektywie jest to bardzo niebezpieczne, bo jeżeli się weźmie pod uwagę, że ślad węglowy polskich firm jest znacząco wyższy niż przedsiębiorstw w większości krajów Unii Europejskiej, to okaże się, że możemy mieć problem ze zbytem polskich produktów, które nie są wytworzone zgodnie z normami ESG, mówiącymi między innymi o ochronie środowiska.

KB: A czy moglibyśmy oczekiwać od banków nie tylko finansowania, ale także rozszerzania świadomości? Chodzi mianowicie o to, aby banki same wychodziły do przedsiębiorców z ofertą i z produktami bankowymi, które będą wajchą pozwalającą skierować polską gospodarkę na zielone tory.

KP: Ja jestem z pierwszego wykształcenia przyrodnikiem. Dlatego też jakieś siedem lat temu na dorocznym Forum Bankowym i na walnym zgromadzeniu Związku Banków Polskich zwróciłem się o to, abyśmy rozpoczęli prace przygotowawcze do finansowania gospodarki w taki sposób, aby ona zmieniała się w gospodarkę mniej inwazyjną dla środowiska przyrodniczego i kuli ziemskiej. Wiele banków podjęło takie działania już kilka lat temu, ale teraz prowadzą je nie tylko ze względu na zdrowy rozsądek, ale także z obowiązku. Z tym, że w ramach światowego i europejskiego uzgodnienia dla wszystkich jest jasne, że gospodarka może restrukturyzować się w pewnym przedziale czasowym. Nie da się wszystkiego zrobić z dnia na dzień, bo potrzebujemy energii i dostaw pewnych towarów, na przykład stali. Zatem w niektórych przedsiębiorstwach programy te będą trwały 5, w innych – 10, a w jeszcze innych – 15 lat.

Niemniej jednak wszystkie bez wyjątku banki będą musiały respektować zalecenia związane z ESG, obejmujące kwestie środowiska, społecznej odpowiedzialności i zarządzania organizacjami. Jest wiele instytucji, które od lat nie finansują hutnictwa czy choćby zbrojeń. Banki informują, że mają zielone kredyty, zielone obligacje – ważną rolę w tej sprawie odgrywa Bank Gospodarstwa Krajowego, ale także Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. Realizowane i finansowane są wielkie programy, takie jak fotowoltaika, wspieranie ekologicznych źródeł ciepła itd. Nie wszystkie są jeszcze dobrze zharmonizowane, ale działają. Fakt, że sporo ponad milion osób w Polsce zdecydowało się na fotowoltaikę, wynika przecież ze współfinansowania albo przez Fundusze Ochrony Środowiska, albo przez banki.

Banki będą zatem mobilizowały przedsiębiorców, spełniając poniekąd rolę egzekutora projektów unijnych – odrzucone zostaną wszystkie projekty, które nie będą zgodne z ESG. Musimy zmienić polską energetykę, ona jest zabójcza. Jesteśmy czwartym emitentem w UE, jeżeli chodzi o dwutlenek węgla. Mało tego, w 2030 r. kilka instalacji profesjonalnej energetyki będzie musiało zostać zamkniętych. W przypadku energetyki i ciepłownictwa czekają nas ogromne projekty modernizacyjne o wartości miliardów złotych, a polski sektor bankowy, osłabiony różnymi obciążeniami – ratowaniem SKOK-ów, wakacjami kredytowymi, dodatkowym podatkiem bankowym z 2016 r. – nie ma odpowiednich zasobów. Jest najbardziej obciążonym sektorem bankowym w Unii Europejskiej, a niektórzy mówią, że najbardziej obciążonym na świecie.

U nas słyszy się różne bzdury od polityków na temat oszczędzania. A we Francji czy w Niemczech oszczędzający są premiowani. To nie są bardzo duże bonusy, ale istotne, na przykład w dobie niskich stóp procentowych w Niemczech oszczędzający otrzymywali 250 marek rocznie, a później – 130 euro. Stopy były niskie, więc dodatek „podwyższał” oprocentowanie depozytów, które mógł dać bank. Zresztą warto pamiętać, że prezydent Mościcki w okresie międzywojnia fundował książeczki oszczędnościowe dla wielu rodzin, a na tej książeczce zapisano, że pomyślność każdego kraju powinna być oparta na solidnej skale, jaką jest oszczędzanie.

Ja to nawet rozszerzę i stwierdzę – jako przyrodnik z pierwszego wykształcenia – że mówiąc o oszczędzaniu, nie myślę tylko i wyłącznie o oszczędzaniu w bankach czy inwestowaniu długoterminowym na giełdzie, ale również o oszczędzaniu energii, wody. Parę wieków temu Mikołaj Kopernik w preambule do swojego traktatu monetarnegonapisał, że ludzkość jest targana wieloma plagami, ale cztery z nich są najgorsze: niezgody, zarazy, wyjałowienia gleby i czwarta plaga – niedostrzegana przez wiele osób i często ignorowana – czyli psucie pieniądza. Widać więc, że jego diagnoza jest ponadczasowa. Mieliśmy pandemię, wojnę, nadal tracimy glebę, w Polsce też wiele gleb jest już schemizowanych i nie nadaje się do upraw rolnych. Na świecie wielkie migracje nie wynikają z tego, że ludzie z Afryki lubią Europę, tylko po prostu tam się nie da żyć, bo nie ma wody, nie ma gleby. Liczenie na to, że się dostanie worek pszenicy raz na dwa miesiące, nie należy do przyjemności.

KB: Zatem sytuacja banków jawi się jako konieczność funkcjonowania w warunkach różnych obciążeń, presji, ale jak to zestawić z informacją o wysokich zyskach sektora bankowego? Po dwóch pierwszych kwartałach były one bodajże rekordowe w skali ostatnich 12 lat.

KP: To jest kwestia umiejętności czytania komunikatów z uwzględnieniem, kto te komunikaty nadaje, dlaczego i w jakim okresie. Najlepiej spojrzeć na to w ten sposób: sprawdzić, jaki był komunikat na temat wyników poszczególnych banków w czerwcu czy w grudniu w ubiegłych latach, a następnie sprawdzić komunikaty ze stycznia albo lutego następnego roku, czyli po audycie. Nagle się okazuje, że część zysku znika. Co się stało? Czy ktoś ukradł? Nie, po prostu banki na mocy ocen profesjonalnych audytorów i nadzoru musiały „dotworzyć” rezerw w wysokości 2, 5 albo 40 mld złotych w skali całego sektora.

Druga kwestia wpływająca na kondycję banków, którą należy łączyć z informacją o zyskach, to parametry portfela kredytowego. Po kryzysie finansowym w krajach strefy euro postanowiono oczyścić portfel bankowy z tak zwanych złych kredytów. I u nich nieregularność portfela została zmniejszona z 5–7 proc. do przeciętnego w UE poziomu 2,8–3,5 proc. Ale w Polsce poziom kredytów nieregularnych ciągle był wysoki, wynosił 6–7 proc. A portfel kredytowy sam się nie naprawi. Wiemy, że po pandemii część firm przetrwała i trwa nadal tylko dlatego, że dostała pomoc ze strony państwa. Powinny być zlikwidowane, bo są nierentowne, ale wciąż utrzymuje się je dzięki temu wsparciu. Lecz w końcu czeka je likwidacja i banki będą ich kredyty spisywać. Mamy zatem pewną pulę nieregularnych kredytów, których wartość można oszacować na 70 mld złotych. Ile z nich to kredyty stracone – trudno powiedzieć. Może to być 5, a może być i 20 miliardów. Powstaje pytanie, w jakim tempie owe kredyty będą się psuły. A to zależy od sytuacji nie tylko w Polsce, ale też na świecie, od cen energii, paliwa itd.

KB: Jak zatem – jeżeli nie na podstawie danych o zyskach – ocenić kondycję polskich banków?

KP: Najistotniejszą sprawą jest to, że w Polsce od roku 2012 systematycznie obniżała się rentowność sektora bankowego, a od 2015 r. nie było chętnych na kupowanie akcji polskich banków czy ich udziałów, nie powstawały również nowe banki. Dlaczego? Po prostu u nas nie ma atrakcyjnych warunków do funkcjonowania takiego biznesu jak bank ze względu na nadmierne obciążenia regulacyjne, parapodatkowe. Polski sektor bankowy jest nadmiernie obciążony i w związku z tym –mimo wysokiej efektywności kosztowej i jednego z najwyższych na świecie poziomów technologicznych – ma paradoksalnie niską rentowność, a to się przekłada na małą zdolność do odtwarzania kapitału. U producentów czołgów, autobusów itd. najważniejsze są maszyny, stal. A w bankach najważniejsze są, poza kadrą, fundusze własne i oszczędności obywateli. I oczywiście klienci, którzy chcą się rozwijać. Natomiast w Polsce problem polega na tym, że przy wysokiej niestabilności mamy też bardzo wysoką nieufność, bardzo niepewne prawo, nadmierne spory na scenie politycznej, rozchwianie różnych programów, w związku z tym zainteresowanie projektami rozwojowymi jest niewielkie, wręcz bardzo niskie. A my potrzebujemy zmienić energetykę i ciepłownictwo, digitalizować gospodarkę. Mamy wiele ciekawych narracji mówiących o niskim bezrobociu, ale nam brakuje rąk do pracy, za chwilę nie będzie tych, którzy są gotowi pracować na emerytów i rencistów. Każdego roku powinniśmy sprowadzać do Polski od 50 do 200 tys. imigrantów, aby utrzymać gospodarkę. A my mamy awanturę w sprawie programów imigracyjnych.

KB: Czytałem, że pomimo wzrostu oprocentowania kredytów hipotecznych klienci zasadniczo je spłacają.

KP: Kredyty mieszkaniowe zawsze były i zawsze będą bardzo dobrze spłacane – proszę zwrócić uwagę, że one są udzielane najzamożniejszym Polakom. Dlaczego? Bo prawo stanowi jasno, że taki kredyt może uzyskać osoba posiadająca zdolność kredytową, czyli zdolność do obsługi kredytu przez dany okres. Te długoterminowe kredyty, mimo że są zaciągane na 20 i 30 lat, bardzo często są spłacane w ciągu 8–12 lat. Często w tym czasie osoby spłacające otrzymują spadek po babci lub dziadku, czasem mieszkania przepisują im rodzice, awansują, więc zarabiają lepiej i mogą spłacić zobowiązanie.

KB: A jak idzie firmom spłacanie kredytów?

KP: Mamy kłopot z małymi i średnimi przedsiębiorstwami, bo tam poziom nieregularności spłat sięga 17 proc. całej puli kredytów. To nie dotyczy wielkich firm i organizacji, dlatego że one zazwyczaj obsługują jakąś poważną część rynku i bez względu na to, co się dzieje, mają zlecenia, rynek zbytu itd. Bardzo dobrze są spłacane kredyty mieszkaniowe, nieźle konsumenckie, choć tu bywa różnie w zależności od sytuacji na rynku pracy, nieźle spłacane są kredyty ratalne, słabo –kredyty małych i średnich przedsiębiorstw, trochę pogarszają się nawet kredyty w rolnictwie. Czasami kłopoty mają największe firmy – dla nich stabilność finansowania jest niezmiernie ważna, bywa jednak, że podczas realizacji wielkich projektów sytuacja makroekonomiczna ulega istotnej zmianie.

KB: A w przypadku owych małych i średnich przedsiębiorstw uwidacznia się jakiś niekorzystny trend?

KP: Tak, od kilku lat poziom nieregularności stale rośnie. To jest naturalne. Bardzo mocno zmienia się handel, formuły sprzedaży, więc wiele firm z tego obszaru miało kłopoty. Miały je też niektóre firmy budowlane, w niektórych brakowało zleceń, w innych – pracowników. Liczne przedsiębiorstwa nie wyszły na prostą po pandemii, dotyczyło to firm meblarskich, fitness klubów itd. Mamy też poważne opóźnienia w realizacji programów rozwojowych, tych, które będą finansowane w ramach KPO ze środków unijnych. Gdy te środki zostaną Polsce wypłacone, jest szansa, że niektóre firmy się przebranżowią, zmienią profil, przyjmą zlecenia wynikające z realizacji programu.

Dziś dużym problemem dla małych firm jest częstotliwość podnoszenia płacy minimalnej. Z jednej strony mają konkurencję ze strony największych graczy w wielu branżach, a z drugiej najsilniej odczuwają zmiany polityczno-prawne dotyczące przedsiębiorczości, bo nie stać ich na ponoszenie coraz wyższych kosztów.

KB: Na koniec poproszę pana o rekomendacje dla polityków dotyczące sektora bankowego w związku z październikowymi wyborami parlamentarnymi.

KP: Chciałbym, żeby wszyscy klienci banków, w tym przedsiębiorcy, byli przekonani, że mogą liczyć na polski sektor bankowy. I że banki będą robiły wszystko, żeby świadczyć usługi, bo z tego żyją, po to są budowane i tworzone. Natomiast ważne jest dziś, żeby stabilizować ekosystem do szeroko rozumianej działalności gospodarczej. Bo w warunkach zaufania i stałości niezbędnej do budowy tego silnika gospodarki, jakim są kapitały w bankach, będą one mogły lepiej służyć wszystkim klientom.

Trzeba dbać o stabilność banków, trzeba solidnie nadzorować, dbać o profesjonalne zarządzanie, bo jest to ważna część dobra wspólnego. Taki kraj jak Polska, blisko 40-milionowy, musi mieć solidną i własną część systemu finansowego, po to, aby amortyzować różnego rodzaju szoki wewnętrzne, a także czasami szoki transgraniczne, takie jak ten związany z pandemią i wojną w Ukrainie.

----

Krzysztof Pietraszkiewicz – polski bankowiec, ekonomista, w latach 2003–2023 prezes Związku Banków Polskich. Autor szeregu rozwiązań prawnych i organizacyjnych dla polskiego sektora bankowego. Od 1991 r. członek Rady Fundatorów Fundacji „Promyk Słońca”. Jest również członkiem Kapituły Konkursu „Teraz Polska”. Odznaczony Krzyżem Oficerskim oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także Odznaką Honorową za Zasługi dla Samorządu Terytorialnego.

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.