Koniec duopolu? Co nas czeka po wyborach w 2027 r. – będzie pięciu ważnych graczy w polskiej polityce

  • Prof. Ewa Marciniak
    Prof. Ewa Marciniak

*Prezydentura Karola Nawrockiego może być strategicznie ukierunkowana na zmianę ustroju i wzmocnienie kompetencji wykonawczych głowy państwa.

*Polska scena polityczna zdominowana jest przez duopol PiS-PO, który regularnie przechodzi fazy eskalacji konfliktu i chwilowego ochłodzenia.

*Karol Nawrocki ma nie tylko pełnić funkcję prezydenta, ale stać się ideowym znakiem rozpoznawczym PiS, brandując hasło „Polska i Polacy przede wszystkim”.

*Platforma Obywatelska wciąż zmaga się z płynną tożsamością, a jej retoryka – jak pomysł odebrania 800+ Ukraińcom – bywa zaskakująco podobna do języka PiS.

*Z dzisiejszej perspektywy największe szanse na czwartą pozycję ma Lewica. Jej ministrowie w rządzie, jak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk czy Krzysztof Gawkowski, wyróżniają się aktywnością i rozpoznawalnością.

*Dla młodych wyborców Sławomir Mentzen stał się niemal idolem, a jego atrakcyjność opiera się na bezpośrednim kontakcie, a nie na programie, który mógłby być dla nich niekorzystny.

*Około 23% młodych Polaków uważa, że w niektórych sytuacjach lepsze od demokracji są rządy oparte na autorytecie lidera – to trend widoczny także w Europie Zachodniej.

*W Koalicji Obywatelskiej Radosław Sikorski jest na fali wznoszącej, podczas gdy Rafał Trzaskowski musi odbudować pozycję po drugim „niezwycięstwie” prezydenckim.

*CBOS bada prawdziwych ludzi, a nie ich cyfrowe klony. W sieci opinie nie zawsze są autentyczne, czego przykładem są farmy botów kopiujące te same treści.

Z prof. Ewą Marciniak rozmawia Kamil Broszko.

Kamil Broszko: Pani profesor, w debacie publicznej coraz częściej pojawia się sugestia, że weszliśmy w nową fazę politycznej gry – rząd próbuje, prezydent wetuje. Mówi się, że ten schemat potrwa przynajmniej do kolejnych wyborów. To faktycznie trwały paradygmat naszej sceny politycznej?

Ewa Marciniak: Uważam, że tak. Ten konflikt między dwoma największymi ugrupowaniami nie narodził się wczoraj – sięga co najmniej roku 2007 i ma swoją własną dynamikę. Politycy po obu stronach tylko ją wzmacniają. Bywają okresy względnej współpracy, ale regularnie pojawia się moment eskalacji, swoiste apogeum konfliktu. Potem przychodzi ochłodzenie, lecz wciąż wracamy do kolejnych faz wzmożenia emocji i sporów.

W 2025 r. rzeczywiście obserwujemy rosnącą intensywność tych podziałów politycznych i retorycznych. Działa to jednak przede wszystkim na użytek polityki krótkoterminowej. Dla Prawa i Sprawiedliwości kluczowe jest obecnie zaprezentowanie swojego kandydata, Karola Nawrockiego, jako symbolu odmienności wizji państwa. To nie tylko weto czy działania prawne, ale także komunikat: „Nasza wizja Polski różni się zasadniczo od wizji rządzących”. Wizja ideowa ma być przeciwstawiona domniemanej nieudolności obozu władzy.

KB: Czyli Karol Nawrocki ma stać się nie tylko figurą instytucjonalną, ale też ideowym znakiem rozpoznawczym PiS-u?

EM: Jego zadaniem jest nie tylko wypełniać funkcję, ale też brandować politykę partii hasłem „Polska i Polacy przede wszystkim”. To odwołanie jest istotne, ponieważ wpisuje się w długą retoryczną tradycję PiS-u. Dawniej Jarosław Kaczyński ostrzegał, że jeśli władzę przejmie Platforma Obywatelska, Polska straci suwerenność i tożsamość. Dziś te same ostrzeżenia kieruje wobec Konfederacji, zwłaszcza wobec Nowej Nadziei Sławomira Mentzena. To utrwala dotychczasowy podział: to, co „polskie i patriotyczne”, leży po stronie PiS-u, a przeciwnicy polityczni mają być nośnikiem tego, co „niepolskie” bądź „antypatriotyczne”.

KB: A po drugiej stronie nie ma jednej wyrazistej retoryki, Platforma od dawna uchodzi za partię „wieloskrzydłową”.

EM: Platforma zawsze miała problem z etykietą. Pamiętamy czasy, gdy Grzegorz Schetyna określał ją mianem formacji szerokiego namiotu, w której każdy znajdzie miejsce: konserwatysta, liberał czy socjaldemokrata. Swego czasu Bartosz Arłukowicz mówił o „wieloskrzydłowej partii”. I ta płynna tożsamość wciąż jej towarzyszy. Dziś objawia się choćby w hasłach Rafała Trzaskowskiego, jak to o odebraniu 800+ niepracującym obywatelom Ukrainy. Było to zaskoczenie, bo przypominało bardziej retorykę PiS-u niż dotychczasowy język Platformy. Z drugiej strony PO musiała zaakceptować kontynuację transferów socjalnych. To decyzja, która pozwoliła koalicji działać, i to najpewniej aż do 2027 r. A co potem? To już wielki znak zapytania. W polityce każda kampania ma swoje prawa i dynamikę.

KB: Duopol PiS–PO trwa, bo wrócił Donald Tusk?

EM: Tak, to istotny element. Powrót Tuska ze swoją wyrazistą, czasem ostrą retoryką sprawił, że ten duopol stał się względnie symetryczny. Widać to w języku politycznej debaty – oba obozy grają ostrym dyskursem i błyskawicznie reagują w przestrzeni medialnej. To narzuca ton całej sferze publicznej.

Jednocześnie obie partie są świadome zagrożenia – zgodnie z prognozami Sierakowskiego i Sadury czeka nas nowy duopol, tworzony przez młodszych polityków. Jednak partie, które przez ponad dwie dekady dominowały na scenie politycznej, chcą zrobić wszystko, by zachować dominację w tym bipolarnym układzie. Temu służy także angażowanie młodych twarzy. PiS wyciąga Karola Nawrockiego, człowieka czterdziestoletniego, by nie pozostawać wizerunkowo partią polityków starszego pokolenia. Ale to, na jak długo zwiąże się on z PiS-em, zależy od dalszej dynamiki i od tego, czy będzie spełniał oczekiwania Jarosława Kaczyńskiego. Mamy za sobą dziesięcioletnie doświadczenie relacji Kaczyński–Duda i wiemy, że były perturbacje, wiemy, że były ciche lata. Ze względu na cechy osobowościowe, na ambicje polityczne Karola Nawrockiego, który uczy się, analizując losy byłych prezydentów, możemy sądzić, że nie zechce po zakończonej prezydenturze zostać youtuberem.

KB: W takim razie w 2027 r. główni gracze to wciąż obecna koalicja rządząca i PiS ze swoim zapleczem?

EM: Tak, ale obok nich trzeba uwzględnić Konfederację. Ich sondaże dziś wciąż utrzymują się na poziomie wyniku Sławomira Mentzena, a aktywność Krzysztofa Bosaka dodatkowo wzmacnia to środowisko. Widać też, że Jarosław Kaczyński stara się grać wewnętrznymi napięciami Konfederacji – dezawuując Mentzena, a dowartościowując Bosaka. Tak próbuje osłabić jedno z największych zagrożeń dla swojej pozycji z prawej strony.

My w CBOS widzieliśmy w badaniach jakościowych, że Mentzen stał się dla młodych niemal idolem. Spotkania, selfie, bezpośredni kontakt – to było dla nich ważniejsze niż program, który nota bene mógłby być dla nich mocno niekorzystny; wystarczy, że rodzice musieliby płacić za ich szkołę. Mentzen jest więc dla PiS-u niebezpieczny, bo Kaczyński od lat obawiał się powstania partii na prawo od siebie. Stąd wciągnięcie Suwerennej Polski w struktury PiS-u, aby uniknąć takiego scenariusza. A przypomnę, że to ta partia określała siebie jako prawdziwą prawicę.

KB: Czyli trzecia siła w 2027 r. to Konfederacja. A kto może być czwartym graczem?

EM: To dziś kluczowe pytanie, bo zarówno trzecia, jak i czwarta siła mają ogromne znaczenie – jedna jako potencjalny sojusznik, druga jako ten podmiot, który może zwycięskiej partii zaszkodzić. Z dzisiejszej perspektywy największe szanse na czwartą pozycję ma Lewica. Jej ministrowie w rządzie, jak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk czy Krzysztof Gawkowski, wyróżniają się aktywnością i rozpoznawalnością. W kampanii Lewica na pewno to wykorzysta, podkreślając osiągnięcia resortów, także te inicjatywy, które pierwotnie nie były ich pomysłem, ale to one wdrażają je w życie.

Pozostaje jeszcze kwestia Partii Razem. W ostatnich badaniach miała 6 proc. poparcia, co daje jej realną szansę na samodzielne wejście do parlamentu. Wiele wskazuje na to, że tym razem pójdzie własną drogą. A PSL? Choć dziś w sondażach balansuje na granicy progu, w tradycyjny sposób potrafi zmobilizować swój elektorat przed wyborami. Moim zdaniem także tym razem przekroczy 5 proc.

Krótko mówiąc, do walki w 2027 r. staną: Koalicja Obywatelska, PiS, Konfederacja, Lewica i PSL. Dwaj pierwsi gracze będą rywalizować o supremację, trzeci i czwarty – o to, kto będzie kluczowym partnerem bądź zagrożeniem, a piąty – choć osłabiony – wciąż zapewne znajdzie miejsce w parlamencie.

KB: Wspomniała pani o PSL-u, który prawdopodobnie znowu znajdzie się w parlamencie, choćby minimalnie przekraczając próg. Z kolei działacze Polski 2050 pewnie zostaną rozmieszczeni na listach innych ugrupowań. Jak to doświadczenie, które już zdążyli zdobyć, może zostać zagospodarowane?

EM: To będzie kluczowe pytanie. Szkoda byłoby zmarnować kapitał personalny i organizacyjny, jaki udało im się zbudować. Choć Polska 2050 nie odniosła sukcesu na miarę pierwszych oczekiwań, jej politycy i działacze zdobyli pewne kompetencje operacyjne, więc w przyszłości być może znajdą dla siebie miejsce w innych strukturach politycznych. Szymon Hołownia w ostatnim czasie mówi o swoich indywidualnych planach zawodowych za granicą. „Osieroceni” politycy muszą zatem sami decydować o swojej przyszłości. Niemniej jednak z perspektywy polskiej sceny politycznej ważne jest to, kto weźmie odpowiedzialność za całą formację. Ten nowy lider czy liderka musi zdawać sobie sprawę z układanki partyjnej, z własnego miejsca na scenie politycznej. Społecznie cenione są formacje przewidywalne, z którymi wyborcy mogą się zżyć czy wręcz się do nich przywiązać. To sfera emocji, ale one dzisiaj rządzą polityką.

KB: Po powrocie Donalda Tuska i wciąż aktywnej obecności Jarosława Kaczyńskiego widać, że fundamentem polskiej polityki nadal są ci dwaj liderzy. Ale czas płynie, a wiek nieubłaganie rośnie, nawet jeśli obserwujemy na świecie polityków pełnych sił w znacznie starszym wieku.

EM: Zacznijmy od PiS-u – tam sytuacja będzie szczególnie trudna. Już dziś widać wiele ambicji w partii, a brak jednoznacznie namaszczonego następcy tylko zaostrza rywalizację. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński wciąż jest silnym decydentem partyjnym. Niemniej warto zwrócić uwagę na Karola Nawrockiego. On dziś funkcjonuje oczywiście jako prezydent, ale równocześnie emanują od niego ogromne ambicje polityczne, widoczne są aspiracje, aby być liderem po prawej stronie sceny politycznej. Ma pięć lat na to, by zbudować sobie tę pozycję. W Platformie Obywatelskiej najważniejszą rolę odgrywa Donald Tusk, choć również w jego otoczeniu pojawią się nowi politycy. Jednak na razie obaj liderzy są wciąż kapitanami swoich drużyn.

KB: Dziś opinia publiczna, ale również analitycy, koncentrują się na nowym prezydencie. Co sprawia, że Karol Nawrocki stał się osią politycznego zainteresowania?

EM: Przede wszystkim to, że jest nowy. Efekt świeżości odgrywa tutaj znaczącą rolę. Wcześniej Nawrocki jako szef IPN nie był szerzej znany opinii publicznej, a jeśli już, to raczej z niejednoznacznie ocenianych działań. Dlatego dziś budzi taką ciekawość. W badaniach z udziałem młodych ludzi okazało się, że imponują im cechy zgoła niepolityczne, na przykład tężyzna fizyczna, sportowa dyscyplina, czyli atrybuty „silnego człowieka”. Owe atrybuty w mniemaniu niektórych wyborców korelują z siłą społeczną czy siłą społecznego oddziaływania. I mimo że dostrzeganie tej korelacji wynika ze złudzenia poznawczego – na co zwracają uwagę psychologowie społeczni – to jednak ma ono wpływ na ocenę prezydenta i idealnie wpisuje się w istniejący trend. W paneuropejskich badaniach Młoda Europa pytano ludzi w wieku 16–26 lat o stosunek do demokracji. Choć większość wciąż ją popiera, około 23 proc. młodych Polaków przyznaje, że w niektórych sytuacjach lepsze są rządy oparte na autorytecie lidera. Europa Zachodnia, w tym Hiszpania czy Francja, notują podobne wskaźniki. To pokazuje, że pokolenie młodych nie ma pełnego zaufania do demokracji proceduralnej, ale szuka symbolu siły i stabilności.

Z drugiej strony żyjemy w 2025 r., mamy za sobą trzy i pół dekady demokracji, z którą silnie utożsamia się polskie społeczeństwo. Samo określenie „jestem demokratą” stało się wartością, która sprawia, że zarówno jednostki, jak i wspólnota mają poczucie sukcesu i dumy. Myślę, że kluczowe pytanie dla przyszłości Karola Nawrockiego brzmi: jak głęboko wejdzie w reguły gry demokratycznej?

Jeżeli Nawrocki zaakceptuje reguły funkcjonowania w demokracji – współpracę, rywalizację i konflikt polityczny jako element gry – ma szansę wpisać się w krajobraz demokratyczny i wzmacniać społeczne poczucie normalności. Ale jeżeli jego prezydentura będzie definiowana przez permanentny sprzeciw, podsycanie napięć i blokowanie, to w skali całego społeczeństwa powstaną wątpliwości, a w końcu i kontrowersje.

KB: A więc decydujące będzie nie tylko poparcie ze strony elektoratu PiS, ale jego odbiór w całym społeczeństwie?

EM: Tak. Dziś Nawrocki ma oczywiście wysoki poziom poparcia w elektoracie PiS i sporo niższy wśród sympatyków Platformy – co nikogo nie dziwi. Natomiast ważne jest, jak go postrzega ogół. Na razie, po tzw. miesiącu miodowym, prezydent znalazł się na szczycie rankingów zaufania CBOS. Oczywiście można pytać, w jakich proporcjach jest to efekt szacunku do samego urzędu, a w jakich – do osoby. To trudne do rozdzielenia. Co ciekawe, obok niego wysoko w rankingach awansował Radosław Sikorski, polityk kreujący się na lidera międzynarodowej opinii publicznej, zdecydowanie wyrażający swoje poglądy. Jeszcze kilka lat temu lokował się gdzieś w środku stawki, dziś bywa trzeci, a nawet drugi. To duży sukces. Ale w polityce nic nie jest dane raz na zawsze, wszystko zależy od wszystkiego.

KB: Czyli potencjalnie prezydent mógłby stać się w oczach społeczeństwa kimś więcej niż arbitrem?

EM: Właśnie tak. Za tym oczywiście może kryć się strategiczna kalkulacja: przez swoją aktywność Nawrocki zyskuje mandat, by zasugerować, że ustrojowy model wymaga zmiany – że prezydent powinien mieć większe kompetencje wykonawcze. W tle jest pokusa wzmocnienia urzędu, może nawet w stronę systemu prezydenckiego. To wymagałoby zmiany konstytucji, większości konstytucyjnej, a więc jest scenariuszem na odległą przyszłość. Ale politycznie może to być przygotowywane właśnie teraz, poprzez budowanie obrazu silnej, zdeterminowanej głowy państwa.

KB: A jeśli spojrzymy na drugą stronę duopolu – kto będzie następcą Tuska? Coraz głośniej mówi się o Radosławie Sikorskim, lecz co z Rafałem Trzaskowskim, szczególnie zważywszy na jego polityczne zaplecze? Stracił już wszystko czy pozostaje w grze?

EM: W Koalicji Obywatelskiej Radosław Sikorski jest na fali wznoszącej. To polityk z dużym kapitałem doświadczenia i potencjalnie bardzo poważny kandydat do odegrania głównej roli. Rafał Trzaskowski musi zmierzyć się z drugim „niezwycięstwem” prezydenckim. Nie nazwałabym tego porażką, lecz wynik wymusił na nim wycofanie się na poziom lokalny i odnowienie pozycji w Warszawie. Nadal jednak organizuje Campus Polska, a Sikorski z kolei uruchamia swoją inicjatywę „Zryw” – bardziej kameralną, ale również znaczącą.

Warto wspomnieć też młodsze nazwiska, jak Cezary Tomczyk, dziś wiceszef MON, czy Andrzej Domański, minister finansów, który choć nie jest mówcą wiecowym, to w świecie polityki gospodarczej wyrasta na postać kluczową.

KB: Myślę, że minister Domański zechce wrócić na rynek po zakończeniu misji. Na takiego powracającego ministra, który dodatkowo trafił na urzędy z rynku kapitałowego, czeka w biznesie wiele korzyści.

EM: Chyba że ojczyzna wezwie.

KB: A co z liderami spoza duopolu?

EM: Są młodzi, co stanowi atut. Jednak przykład Polski 2050 pokazuje, że entuzjazm nie zawsze przekłada się na trwałość. Hołownia szybko zachłysnął się funkcją marszałka Sejmu zamiast budować strukturę. To osłabiło ruch. Natomiast kluczowe osoby z nim związane zapewne odnajdą przestrzeń w innych formacjach – podobnie jak wcześniej przy Nowoczesnej, której politycy przenieśli się na listy PO.

KB: Czy przyszła polityka nie stanie się coraz bardziej zmienna, podatna na krótkotrwałe impulsy medialne, na memy, slogany, prowokacje internetowe?

EM: Taka jest dynamika infosfery. Nasze społeczeństwo konsumuje informacje w sposób niezwykle uproszczony. Serwisy społecznościowe, takie jak X, TikTok czy Instagram, stają się głównymi źródłami wiedzy o świecie. To treść skrótowa, łatwo przyswajalna, dająca złudzenie zrozumienia. Użytkownicy oszczędzają czas, energię, koszty emocjonalne. To kształtuje dietę informacyjną, którą można nazwać ubogą, ale skuteczną.

Wpływ mediów społecznościowych widać wyraźnie w nastrojach społecznych wobec wojny w Ukrainie czy w postrzeganiu samych Ukraińców. Nasze bezpośrednie doświadczenia są wzmacniane przez serwisy społecznościowe poprzez tworzenie przekonania, że inni myślą tak samo jak my. Właśnie w tej przestrzeni polityka będzie coraz bardziej reagować na pojedyncze sygnały, narracje, memy, które będą w stanie przesuwać nastroje całych grup wyborców.

Wydaje mi się, że istnieje obecnie sprzężenie zwrotne między bezpośrednim doświadczeniem a tym, co widzimy właśnie w mediach społecznościowych. Można tu podać przykład zmieniającej się postawy społeczeństwa polskiego wobec Ukrainy i Ukraińców czy wobec Unii Europejskiej. W tym ostatnim przypadku istotnie zmienia się ocena procesu pogłębiania integracji – to jeden z kluczowych trendów. Druga sfera szybko postępującej zmiany społecznej dotyczy poczucia bezpieczeństwa oraz przekonania, że państwo i wspólnota europejska mają narzędzia do odpowiedzi na zagrożenia. Trzecia zaś ma charakter kulturowy i obyczajowy oraz dynamiczny przebieg – chodzi o wzrost akceptacji dla związków jednopłciowych. To trend wyraźny i konsekwentny, obserwowany od lat w kolejnych falach badań społecznych. Razem dają one obraz Polski, która faktycznie zmienia się szybciej, niż bylibyśmy skłonni przypuszczać. Jednocześnie wektory tych zmian są zróżnicowane.

KB: Widzieliśmy ostatnio przy okazji kryzysu dronowego przykład współpracy liderów z przeciwnych stron politycznej barykady. Czy oczekiwanie jedności w sytuacji zagrożenia nie jest dziś kluczowym społecznym oczekiwaniem wobec polityków?

EM: Ten wniosek potwierdzają również nasze badania. Opinia publiczna oczekuje, że w momentach krytycznych podziały polityczne zejdą na drugi plan. Incydent z dronami był momentem, w którym prezydent i premier porozumiewali się konstruktywnie i szybko. To dało obywatelom silne poczucie, że państwo działa. W takich sytuacjach obecność w przestrzeni publicznej Donalda Tuska, Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Radosława Sikorskiego ma znaczenie. Generuje poczucie wspólnotowego bezpieczeństwa. Owszem, tydzień później wróciły spory i przekomarzania, ale doświadczenie mobilizacji w sytuacji zagrożenia pozostaje ważne.

KB: Przejdźmy na zakończenie do CBOS-u, któremu pani profesor szefuje. Ta instytucja od dekad jest dla Polaków swoistym społecznym termometrem. Tymczasem rzeczywistość medialna bardzo się zmieniła – mamy czasy postprawdy, manipulacji, memów, krótkich przekazów. Jakie wyzwania stoją w związku z tym przed CBOS-em?

EM: Najważniejsze jest to, że wciąż zbieramy opinie prawdziwych ludzi, nie obrazki, które produkuje się w Internecie. Podczas wywiadów mamy dostęp do ludzi i ich indywidualnych opinii. Wierzę, że większość respondentów odpowiada rzetelnie. CBOS od ponad 30 lat prowadzi badania w oparciu o wywiady bezpośrednie – ankieterzy odwiedzają domy ludzi, rozmawiają, stwarzając atmosferę bezpieczeństwa i swobody w wyrażaniu poglądów. Problemem bywają rosnąca nieufność wobec obcych i odmowy udziału w badaniach. Wciąż jednak około 35 proc. wylosowanych respondentów otwiera drzwi i odpowiada. Dajemy też możliwość wyboru kontaktu telefonicznego czy ankiety internetowej.

Właśnie to połączenie metod – bezpośrednich, telefonicznych i internetowych – pozwala zachować reprezentatywność. Oczywiście istnieją tematy wrażliwe, jak preferencje partyjne. Po 2015 r. Polacy wyraźnie uznali tę sferę za informację poufną.

KB: Czy w tych ponowoczesnych czasach wciąż jest miejsce na badania jakościowe?

EM: Szczególnie teraz odgrywają ogromną rolę. Fokusy pomagają wyłapać troski, obawy i radości, a także język, którym ludzie opisują swoje doświadczenia. Pytaliśmy na przykład o życie w małych miastach, o relacje z Ukraińcami w różnych środowiskach, o sytuację rolników czy kobiet. To pozwala lepiej ułożyć pytania w badaniach ilościowych i trafniej analizować społeczne zmiany. Tak zrobiliśmy choćby przed wyborami prezydenckimi, gdy identyfikowaliśmy oczekiwane profile prezydenckie, motywacje do poparcia kandydatów i stosunek emocjonalny do nich. To daje głębszy wgląd w sposób myślenia społecznego.

KB: Ale media społecznościowe dominują w obiegu opinii. Jak traktuje je CBOS?

EM: To prawda, w mediach społecznościowych opinie są ujawniane szybciej i częściej, lecz one nie zawsze są autentyczne. Nie wiemy, kto tak naprawdę stoi za nickiem. Nie wiemy, ile ma lat, jaki ma bagaż doświadczeń. To wytwór rzeczywistości cyfrowej, a niekoniecznie wiarygodny obraz społeczeństwa. Widziałam niedawno identyczne treści, skopiowane słowo w słowo, publikowane z różnych kont. To przykład manipulacji – farmy botów, próby siania chaosu. Dlatego CBOS bada przede wszystkim ludzi, nie ich cyfrowe klony. To trudniejsze, ale daje wgląd w realne postawy.

Wywiad przeprowadził Kamil Broszko w dniu 18 wrześni 2025 r.

Ewa Maria Marciniak – polska politolożka, doktor habilitowana nauk społecznych w zakresie nauki o polityce, wykładowczyni na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, od 2023 r. dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej. W latach 2005–2015 pełniła funkcję zastępczyni dyrektora INP ds. dydaktycznych, a w latach 2016–2019 była dyrektorką tego Instytutu. Jest też członkinią Rady Naukowej Instytutu Studiów Politycznych PAN oraz członkinią Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej.

Jest autorką wielu publikacji, m.in. książek: „Komunikowanie polityczne: wybrane zagadnienie” (Warszawa, 2012); „Personalizacja zachowań wyborczych w Polsce w kontekście Modelu Zgodności Preferencji Politycznych” (Warszawa, 2013); „Nowe idee zarządzania publicznego: wyzwania i dylematy” (Warszawa, 2017); „Przywództwo. Etyka. Polityka” (współredaktorka naukowa, Warszawa, 2018); „Wybory 2015. Charakterystyka psycho- i socjodemograficzna elektoratów głównych partii politycznych w Polsce” (Warszawa, 2019); „Ustanawianie obecności jako mechanizm przywództwa, przykład Szymona Hołowni” (Kraków,2022); „Ukrainians in Poland After the Outbreak of War. PossibleTypes of Social Presence” (Warszawa, 2024).

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.