Od wyborów do wyborów. Kto traci, a kto zyskuje po blisko półtora roku działania koalicyjnego rządu Donalda Tuska

  • Prof. Andrzej Rychard. Fot. KAKA.media
    Prof. Andrzej Rychard. Fot. KAKA.media

Kto traci, a kto zyskuje po blisko półtora roku działania koalicyjnego rządu Donalda Tuska? Na ile bilans zysków i strat zależy od czynników, które są zależne od rządzących, a na ile od zjawisk i procesów przez nich niekontrolowanych? I jaka z tej próby bilansu może wyłonić się przyszłość?

Zanim przystąpię do próby odpowiedzi – jedno zastrzeżenie. W czasach rosnącej niepewności na świecie, która i nas nie omija, w Polsce trudno przewidzieć przyszłość, ale nawet i… przeszłość. W obliczu tak skrajnie spolaryzowanych wizji świata nie sposób oczekiwać konsensusu – ani w sprawie historii, ani tym bardziej przyszłości. Oczywistością jest, że wyborcy Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości snują zupełnie inne opowieści, choćby o latach poprzedzających rok 2023. A gdy mowa o prognozowaniu jutra, do podziałów dochodzi niepewność, która rośnie. Być może zatem nie istnieje jedna przeszłość ani jedna przyszłość, są tylko różne o nich opowieści.

Ale problem w tym, że właśnie czasy niepewne skłaniają do poszukiwania jasnej odpowiedzi na pytanie: dokąd to wszystko zmierza? A może przedtem trzeba zadać sobie pytanie: czy to wszystko w ogóle zmierza dokądś? Ludzie nie lubią żyć w niepewności. I dlatego zrozumiałe jest poszukiwanie prostej odpowiedzi na pytanie o kierunek zmian. Taka odpowiedź ma bowiem zredukować niepewność. Ale bądźmy tu ostrożni. Po pierwsze, mogą wtedy pojawiać się odpowiedzi populistycznych szarlatanów, którzy zechcą uwodzić społeczeństwa jasnymi pseudoodpowiedziami. A po drugie, nie zawsze wszystkim rządzi jakiś nieuchronny proces, nie zawsze wszystko dokądś zmierza. Ogromną rolę odgrywają zdarzenia nie do przewidzenia, nadzwyczajne, niekiedy będące wynikiem na przykład relatywnie niewielkich zmian. Tak jak głębokie zmiany wprowadzone przez osiem lat rządów PiS były przecież skutkiem niewielkiego zwycięstwa wyborczego w 2015 r., a nie rezultatem nieuchronnego procesu historycznego. Dlatego trzeba raczej ostrożności w syntezach tego, co jest, i w przewidywaniu tego, co być może.

XXX

Jednak po tym, co powyżej, zamierzam dokonać jakiejś próby bilansu i – co bardziej ryzykowne – ostrożnego przewidywania. Bilans jest trudny i nie do końca jednoznaczny, choć w moim przekonaniu raczej pozytywny, jeśli weźmiemy pod uwagę rządy koalicji. Zacznijmy od minusów.

Niektóre segmenty elektoratu, kluczowe dla powstania obecnej koalicji rządzącej po październikowych wyborach w 2023 r., zdradzają dziś oznaki rozczarowania. Młodzi wyborcy, kobiety uważają, że ich postulaty, u nas nieco umniejszająco nazywane „obyczajowymi”, nie znajdują skutecznej realizacji. Swoją drogą, czy rzeczywiście powinniśmy w ten sposób określać sprawę dekryminalizacji aborcji czy szerzej – praw mniejszości? To przecież elementy praw człowieka. Językowe spychanie ich na pobocze debaty samo w sobie jest formą umniejszania.

I tu istotnie sprawczości za bardzo nie widać. Tyle że patrząc na wyniki pytania CBOS o priorytety dla rządu, widzimy, że taka kwestia jak na przykład „złagodzenie prawa aborcyjnego” znajduje się na trzecim miejscu od końca na liście 12 wymienionych priorytetów (CBOS Flash nr 5/2025). Nie oceniając więc, widzimy, że dla ogółu populacji nie jest to kwestia najważniejsza, choć dla tego młodego i głównie kobiecego „naddatku”, który dał zwycięstwo koalicji, a generalnie dla elektoratu KO, jest ważna. I stąd wynika, że dla potencjalnego elektoratu takiego kandydata jak Rafał Trzaskowski jest to sprawa istotna.

Kolejnym może nie minusem, ale jakimś problemem jest kwestia rozliczeń poprzednich rządów. Jest ona zdominowana przez dyskusję, czy można szybciej, zarazem nie naruszając praworządności. I znów w tych samych badaniach CBOS widać, że co prawda dla ogółu Polaków to nie jest kwestia pierwszoplanowa (drugie miejsce od końca na tej samej liście priorytetów), ale dla elektoratu KO jest bardzo ważna. Podobnie jak „usprawnienie działania sądów i prokuratury” jest dla owego elektoratu ważniejsze niż dla całej populacji. Moim zdaniem błąd rządzących polega na wytworzeniu oczekiwania, że możliwe jest zrobienie tego przez jakieś jedno wielkie uderzenie.

Zdecydowanie stoję tu po stronie poglądu Ewy Łętowskiej, która nie popiera podejścia typu big bang, a raczej sugeruje politykę małych, ale widocznych kroków. Skuteczność i sprawczość w konkretach. To może bowiem działać na konformistycznych urzędników i urzędy, które często stosują strategię „poczekamy, zobaczymy”. A mit sprawczości jest ważny, jej oczekiwanie jest przeogromne. Wzmaga się dodatkowo przez poczucie niepewności. Sprzyja temu też specyficzne postrzeganie demokracji przez Polaków, którzy wedle badań Europejskiego Sondażu Społecznego oczekują od niej bardziej załatwienia czegoś niż stosowania procedur. Wszystko ma być zaraz. A do urzędników przemawia konkret, nawet niewielki, ale widoczny, i on może przechylić szalę zachowań i budować nowe kierunki lojalności.

Drugim błędem w tym obszarze było moim zdaniem stworzenie przekonania, że przywracanie demokratyczno-liberalnego ładu instytucjonalnego to głównie kwestia prawa. To sprzyja swoistej jurydyzacji w społecznym oglądzie tej sfery. A przecież nie całe zło, jakie PiS wyrządził instytucjom demokracji liberalnej, da się usunąć na salach sądowych i podczas obrad rozmaitych komisji! Wiele z tego zła to nie były akty kryminalne, ale psucie reguł i praktyk demokracji. Budowa całych sieci własnych instytucji nie zawsze odbywała się z naruszeniem litery prawa. Widać to przy problemach z rozliczeniami niektórych inicjatyw PiS. Ubocznym efektem tej „jurydyzacji” jest też przesunięcie społecznej uwagi z celów na środki. Nie tyle ważne jest, co kto zezna, ale podstawowym problemem staje się to, czy tego kogoś uda się doprowadzić, przesłuchać, aresztować. To oczywiste, że bez tego nie będzie zeznań. Ale czasami mam wrażenie, że ewentualne zeznania schodzą już na plan dalszy, że uwaga jest skupiona właśnie na środkach, a nie celach.

Kolejnym problemem rządzących jest w moim przekonaniu już nie to, co wynika z nie do końca spełnionych obietnic czy z borykania się z „dziedzictwem” PiS. To problem dotyczący borykania się z samymi sobą – czyli poziom lojalności vs. nielojalności wewnątrz koalicji. I jest on niemały, a w okresie kampanii prezydenckiej bardzo urósł. To nie tylko taktyka Szymona Hołowni, który wciąż gra w grę udawania, że jest poza znienawidzonym przez siebie „duopolem”, ignorując fakt bycia w istocie jego częścią. W ten sposób nie buduje wiarygodności ani swojej, ani koalicji, w której w końcu uczestniczy. Podobnie prezydencka kandydatka lewicy Magdalena Biejat nie szczędzi przytyków pod adresem koalicji. W kampanii prezydenckiej, a szczególnie w debatach, widać było, jak głównym celem ataku właściwie wszystkich stawał się Rafał Trzaskowski. To w jego stronę leciały strzały – zarówno z opozycji, jak i z koalicji. Że z opozycji, to jasne. A to, że dostawało mu się i od koalicjantów, tłumaczono, iż walczą oni nie tyle o prezydenturę, co o polityczne przetrwanie zarówno ich samych, jak i macierzystych organizmów politycznych. To fakt, ale czy takie tłumaczenie usprawiedliwia wszystko? Czy da się zapomnieć o tych atakach przed drugą turą? Czy wiarygodnie zabrzmią ewentualne i nawet jednoznaczne (o ile będą) nawoływania, żeby głosować w drugiej turze na Rafała Trzaskowskiego? One zawsze mają ograniczoną skuteczność, bo elektoraty nie są własnością swych przywódców, tym bardziej, gdy w kampanii było tyle ataków. Generalnie niespójności i napięcia w koalicji nie budują jej poparcia, stanowią dla niej istotny problem.

Ale i po stronie samej głównej partii rządzącej, czyli PO, widać pewne ruchy, które mogą budzić wątpliwości. Oto rozwija się mit „deregulacji”. A to nie nadmiar regulacji jest problemem polskiego życia instytucjonalnego i gospodarczego, lecz raczej jej umiejscowienie. Państwa jest za dużo tam, gdzie powinno go być mniej (na przykład kontrola polityk personalnych w organizacjach różnych), a za mało tam, gdzie powinno go być więcej (na przykład plany strategiczne o horyzoncie wykraczającym ponad jedną kadencję). I teraz pojawia się nowe hasło: repolonizacja gospodarki. Przy pewnym rozumieniu zapewne słuszne i potrzebne. Ale jak wprowadzać repolonizację przez deregulację? Zapewne można, ale przecież repolonizacja może wymagać właśnie regulacji, a nie ich prostej redukcji. Warto tu pytać rządzących o dokładniejsze plany w tym zakresie.

XXX

A plusy tego bilansu? Paradoksalnie widzę je głównie w zagrożeniach, które nas otaczają, bo w takiej sytuacji ważne jest, jak rządzący sobie z nimi radzą. Chodzi o zagrożenia bezpieczeństwa i wiążącą się z nimi narastającą niepewnością. To nie tylko wojna za naszymi granicami, nie tylko meandrująca polityka USA, ale i czynniki wewnętrzne. Trzeba bowiem też wspomnieć o bezpieczeństwie socjalnym. Źródła tych zagrożeń (głównie zewnętrznych) w sporym stopniu nie są kontrolowane przez rządzących. Ale reakcja na nie już tak. Te kwestie znajdują się na górze wspomnianej tabeli badanych przez CBOS postrzeganych priorytetów dla rządu. Pierwsze miejsce zajmuje „poprawa w dostępie do świadczeń medycznych”. I tu akurat osiągnięć nie ma zbyt wielu, to fakt. Ale już kolejne priorytety, czyli „poprawa bezpieczeństwa państwa, wzmocnienie obronności”, „walka z inflacją, ograniczenie wzrostu cen” i „wzmacnianie pozycji Polski w Europie i na świecie” to kwestie, z którymi rząd nie radzi sobie najgorzej. Dodatkowo w takich sytuacjach niepewności rządzący, o ile nie popełnią istotnych błędów, dostają zwykle jakiś kredyt zaufania. I tak jest chyba u nas. Inwestujemy w obronność, inflacja jest pod kontrolą, a pozycja międzynarodowa Polski jest wzmacniana. To do pewnego stopnia redukuje niepewność, a tego zwykle ludzie oczekują od rządu.

Spójrzmy też na jakość liderów opozycji i rządzących. Po stronie PiS jest oczywisty Jarosław Kaczyński, polityk, czegokolwiek by o nim nie mówić, o klasy przewyższający innych potencjalnych liderów prawicowej opozycji. Ale jego moc i pozycja raczej mają tendencję malejącą, choć jest on nadal niekwestionowanym liderem tamtej strony. Po drugiej stronie mamy dwójkę wybitnych polityków: Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego. Jeśli dołączy do nich Rafał Trzaskowski jako prezydent, to Polska będzie miała na kluczowych stanowiskach – prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych – polityków o jakości indywidualnej i zespołowej, w porównaniu z którymi trudno znaleźć wyraźnie lepszy zespół w Europie. Rzadko myślimy w ten sposób, ale tak chyba jest. Nieprzypadkowo w międzynarodowym sondażu firmy Morning Consult Donald Tusk cieszy się najwyższym poparciem Europejczyków (52 proc.). Pokonał Macrona i Scholza (Euractive.pl, dostęp 21.04.2025). Co prawda – dodajmy dla porządku – to badanie sprzed ponad roku, a przez ten czas prezydent Macron zapewne bardzo wzmocnił dzięki aktywności swą pozycję, ale jego problemy rządowe pozostały. Podobnie, mimo oczekiwań, wciąż nie wiemy, jakie rezultaty przyniesie sukcesja w Niemczech. Tu więc Polska ma potencjał, a problemy europejskie i generalnie międzynarodowe mają coraz większe znaczenie przy ocenie polityki wewnętrznej. Przez wojnę, przez to, co w USA, polityka zagraniczna i sprawy regionalno-światowe stają się coraz mocniej splecione z krajowymi.

Te kwestie warto widzieć na tle bardziej długotrwałych trendów. Pod koniec 2023 r. w kolejnej edycji Europejskiego Sondażu Społecznego, realizowanego u nas przez IFiS PAN, okazało się, że na skali od 0 do 10 Polacy ocenili swe zadowolenie z życia na 7,4 i był to najwyższy wynik od początku badania (zaczęło się od 5,8 na początku tego wieku), zaś tendencja jest stale rosnąca (wywiad z Michałem Kotnarowskim, „Polityka” nr 15/3510). Oczywiście nie demonizowałbym tego wyniku. Przede wszystkim nie jesteśmy pewni, w jakim stopniu zadowolenie z życia wiąże się z dobrą oceną rządzących. Może Polacy uważają, że zawdzięczają je sobie, a nie polityce? Cały czas trzeba mieć w pamięci lekcję z roku 2015, gdy PO przegrała wybory mimo niezłej sytuacji gospodarczej. Ale wówczas pisała na billboardach coś w stylu „nie róbmy polityki, budujmy szpitale” i ludzie uwierzyli, że to, co zbudowali, to swym wysiłkiem, a nie dzięki polityce. I nie widzieli powodu, żeby polityków nagradzać. PO przegrała więc między innymi dlatego, że odłączyła sukces od polityki. I dochodzi do władzy Jarosław Kaczyński i jednym ruchem przywraca ten związek: ja, polityk, daję ci, panie Kowalski, 500 złotych na każde dziecko w rodzinie. Ta lekcja nie może zostać zapomniana. Trzeba znaleźć język, w którym ukaże się związek wzrostu roli pozycji w Europie z indywidualną sytuacją przeciętnego człowieka. To dotyczy na przykład wykazywania związku pieniędzy z KPO z poprawą sytuacji ludzi. Tu trzeba konkretu. Mówi o tym sporo pani minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ale czy jej wysiłki wystarczą? To jest trudne, bo już nie działają i nie bardzo są możliwe transfery indywidualnych benefitów socjalnych, tu trzeba zmian instytucjonalnych w politykach publicznych, a o nich bardzo trudno mówić w języku budzącym zainteresowanie ludzi.

XXX

Moja próba bilansu jest bardzo indywidualna. Skupiłem się na kilku kwestiach, z pewnością nie na wszystkim. I takie też będzie moje przewidywanie. Nade wszystko przypomnę zasadę ostrożności: nie szukajmy za wszelką cenę odpowiedzi na pytanie, dokąd to wszystko zmierza. Skupmy się na rozpoznawaniu, diagnozie tego, co jest. Nie zakładajmy też, że istnieją jakieś historyczne nieuchronności. Oczywiście zachodzą procesy, na przykład stopniowe modernizowanie się polskiego społeczeństwa. Ale nigdy nie wiemy, co je przyspieszy, a niekiedy zakłóci. Gdyby w 1989 r. satelici PZPR nie opuścili jej i nie dołączyli do Solidarności, to nie byłoby – przynajmniej wtedy – rządu Mazowieckiego (tu trzeba jednak pamiętać o istotnej chyba roli braci Kaczyńskich w przekonaniu Wałęsy do tego ruchu). A Solidarność byłaby przez jakiś czas tylko legalną opozycją. Komunizm by upadł, ale nie musiał wtedy. Nie byłoby przeorania i stopniowego niszczenia liberalnych instytucji przez PiS, gdyby nie niewielka w końcu wygrana w wyborach w 2015 r. To też nie było nieuchronne.

Czyli bardzo wiele zależy od nas, od naszego uczestnictwa w demokracji. I z tego punktu widzenia wybory prezydenckie w 2025 r. są tak ważne. Kto wie, czy nie ważniejsze niż parlamentarne w 2023 r. Gdyby po tamtych PiS utworzył rząd, to można nawet zakładać, że nie dążyłby tak mocno w stronę autokracji, ale – by nie rozmijać się z nastrojami i nie pogarszać relacji z UE – pokazałby trochę „PiS-u z ludzką twarzą”. Jednak w wyborach prezydenckich w przypadku wygranej kandydata PiS sytuacja byłaby inna. Przede wszystkim to może skutkować postępującą destrukcją strony liberalno-demokratycznej, poszukiwaniami nowych potencjalnych koalicjantów przez PiS, co w konsekwencji może tworzyć bazę do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Dlatego ten wynik jest tak ważny. Zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego zmieni ten obraz diametralnie. Będzie możliwość dalszego dynamizowania zmian, dalszego wzrostu pozycji międzynarodowej Polski. I znów widać, jak wiele zależy od naszego aktywnego uczestnictwa. Nie jesteśmy przedmiotem polityki, bądźmy jej podmiotem.

---

Andrzej Rychard – socjolog, profesor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki. Ukończył studia z zakresu socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Zawodowo związany z Instytutem Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk,  jest dyrektorem tej jednostki. Przewodniczący Rady Fundacji im. Stefana Batorego. Był wykładowcą na Wydziale Nauk Humanistycznych i Społecznych Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Autor wielu prac dotyczących socjologii instytucji politycznych, gospodarczych i socjologii transformacji, komentator życia publicznego w mediach.

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.