Moja sztuka służy poprawianiu świata
O inspiracji, reakcji społecznej i o warsztacie twórczym z Martą Frej rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Żyje pani i pracuje w Częstochowie…
Marta Frej: Urodziłam się w Częstochowie, tu mieszkają moi rodzice. Wróciłam w pewnym momencie do tego miasta trochę z konieczności – rodzice pomagali mi pogodzić wychowywanie mojego syna Maćka z pracą zawodową na ASP w Łodzi, do której dojeżdżałam z Częstochowy przez cztery lata. Sama nie dałabym rady, ze względu na deficyt czasu i kwestię finansową. Wtedy przynajmniej tak mi się wydawało. Po zakończeniu pracy w Łodzi zostałam w Częstochowie z kilku względów. Po pierwsze, wraz z moim partnerem, Tomkiem Kosińskim, mieliśmy misję przybliżania mieszkańcom sztuki współczesnej, a właściwie pewnego jej nurtu – sztuki zaangażowanej społecznie, krytycznej, stawiającej pytania dotyczące wspólnej przestrzeni, jaką jest miasto. Założyliśmy fundację Kulturoholizm i przez ostatnie siedem lat organizowaliśmy Festiwal Sztuki Współczesnej w Przestrzeni Publicznej Arteria. Chcieliśmy również trochę zmienić obraz tego miasta, pokazać, że żyją tu tacy sami ludzie jak wszędzie, mają takie same marzenia, potrzeby i problemy. Drugą przyczyną była więź mojego syna z babcią i dziadkiem. Teraz podjęliśmy decyzję o wyprowadzeniu się z Częstochowy. Wyczerpała się nasza energia, Maciek jest nastolatkiem. Szukamy nowego miejsca, żeby się realizować.
Fot. Marta Frej
KB: Wydaje się, że pani forma i styl są inspirowane internetową popkulturą, ale z drugiej strony prace cechuje unikalność i łatwo je rozpoznać jako pani dzieło. Czy taki efekt był długo wypracowywanym celem, czy jest po prostu konsekwencją wyborów estetycznych?
MF: Z pewnością nie był to długo wypracowywany styl. Zaczęłam robić grafiki – które przekornie nazywam memami – zupełnie przez przypadek, przy okazji nauki rysowania na tablecie. Mam tendencję do wrzucania wszystkiego, co robię, do Internetu; nie zastanawiam się nad strategią, celem czy własnym wizerunkiem. Akceptuję siebie wraz z moimi słabościami, wadami, gorszymi momentami; walczę niestrudzenie, abyśmy nie wstydzili się być sobą. Robię to intuicyjnie.
KB: Określa pani swoją sztukę jako zaangażowaną społecznie. Co to właściwie znaczy?
MF: Mam ambicję i marzenie zmieniania rzeczywistości społecznej, choć brzmi to bardzo pompatycznie. W dużym stopniu to wpływ mojego partnera Tomka, który jest społecznikiem i idealistą, kompletnie niezainteresowanym indywidualnym, osobistym szukaniem komfortu i przyjemności. Jego ulubione słowa to „dobro wspólne”. (śmiech) Jestem wciąż zafascynowana jego postawą, bo niewiele jest takich osób w dzisiejszym, konsumpcyjnym społeczeństwie. Tomek jest też cudowną odtrutką na snobizm i programową elitarność świata sztuki, z którym od czasu do czasu mam do czynienia.
KB: Czy sztuka powinna być uwarunkowana kontekstem społecznym, historycznym i politycznym?
MF: Uważam, że jedną z wielkich zalet sztuki jest to, że każdy sam ma prawo zdefiniować, co nią jest, a co nią nie jest. Przy okazji takiego definiowania można się też czegoś o sobie dowiedzieć. W moim i Tomka świecie istnieje tylko sztuka społecznie zaangażowana, która ma na celu poprawianie świata. Często robi to poprzez badanie granic tego, co wolno, a czego nie, zadawanie bolesnych i niewygodnych pytań, robienie eksperymentów społecznych, prowokację i na wiele innych sposobów, które wywoływać mogą w odbiorcach negatywne uczucia, bo wytrąca ich z bezpiecznego obłoku komfortu osobistego. Nie oceniam osób, dla których główną rolą sztuki jest dostarczanie przyjemności estetycznej, ale na wspólne długie wieczory spędzone na rozmowach o sztuce raczej się nie dam namówić.
Fot. Marta Frej
KB: Pani sztuka jest polityczna, ale poprzez to siłą rzeczy odwołuje się do konkretu. Czy interesują panią również tematy uniwersalne?
MF: Moja twórczość koncentruje na kobietach, ich sytuacji, prawach, życiu w Polsce. Czy to wystarczająco uniwersalny temat, zważywszy na fakt, że stanowią one co najmniej połowę społeczeństwa?
KB: Skoro pani prace nawiązują do aktualnej rzeczywistości, to czy asumpt do ich tworzenia wynika z emocji (np. złości), czy raczej z refleksji intelektualnej?
MF: Jestem bardzo przywiązana do wizji siebie jako jedynej w swoim rodzaju całości (postrzegam tak każdego człowieka) i wolałabym, aby tak pozostało. Emocje wpływają na refleksję intelektualną, a intelekt na emocje. Całość rysuje.
KB: Porusza pani tematy emocjonujące opinię publiczną, więc zapewne spotyka się także ze społeczną reakcją. Jaką rolę pełni ona w pani życiu?
MF: Reakcja na moje prace bardzo na mnie wpływa. Przestałabym tworzyć, gdybym nie dostawała tak dużego odzewu, że to, co robię, jest ważne; że setki kobiet myślą i czują podobnie jak ja. To jest największa i z niczym nie porównywalna korzyść płynąca z mojej pracy. Hejt się czasem zdarza, co jest typowe dla Internetu, ale nie ma go dużo i pracuję nad tym, żeby się nim nie przejmować. Każde środowisko pracy ma jakieś wady. Najważniejsze, żeby nie karmić hejterów uwagą.
KB: Proszę opowiedzieć o swoim warsztacie twórczym. Używa pani technologii cyfrowej?
MF: Rysuję na tablecie graficznym. Potrzebuję stołu albo biurka, chociaż w łóżku też daję radę. Mogę pracować wszędzie. Kiedy gdzieś wyjeżdżam, zwykle zabieram laptop i tablet, bo nie wyobrażam sobie przerwy w rysowaniu dłuższej niż kilka dni.
KB: W jakich okolicznościach ujawniają się pomysły?
MF: Pomysły pojawiają się wszędzie, bo tematów dostarczają media, rozmowy, obserwacje, lektury. Dostaję czasem podpowiedzi od innych osób, nie tylko znajomych. Tomek też często podsuwa mi tematy. Jeśli mam dużo pracy projektowej, tak jak teraz (projektuję jednocześnie kilka plakatów, okładkę książki i materiały do szkoły, do której chodzę), nie mam czasu rysować memów. Nie jest to dla mnie problem, bo nie mam ambicji, żeby komentować na bieżąco rzeczywistość. Muszę zarabiać pieniądze na życie (nie tylko moje), więc płatne projekty mają pierwszeństwo.
Fot. Marta Frej
KB: Obok pracy artystycznej prowadzi pani działalność społeczną i edukacyjną. Z czego wynika potrzeba działania równocześnie na kilku frontach?
MF: To wszystko jest ze sobą związane. Płynnie przechodzę od rysowania do projektowania murali, robienia warsztatów, organizowania festiwalu, walki o prawa kobiet – bo wszystkim tym działaniom przyświeca wspólny cel. To moja cegiełka w budowie świadomego, równościowego społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy człowiek, bez względu na płeć, wyznanie, orientację seksualną, kolor skóry czy pochodzenie, ma równe szanse.
KB: Jakie są pani dalsze plany artystyczne? Gdzie można śledzić pani twórczość i kupić prace?
MF: Planów zawsze mam dużo. Już w marcu odbędą się wystawy w Warszawie (Teatr Druga Strefa), Gdańsku (z okazji koncertu „Solidarność jest kobietą” w klubie B90), Olsztynie (Galeria Dobro) i Słupsku (Słupski Kongres Kobiet). W drugiej połowie roku planuję wystawy w Świdnicy (Świdnicki Ośrodek Kultury) i Toruniu (Galeria Wozownia). Rozmawiamy z władzami Słupska o przeniesieniu tam naszego festiwalu Arteria. Oprócz tego ruszam z warsztatami.
Najnowsze prace, zapowiedzi wystaw i działań: https://www.facebook.com/martafrejmemy/ Sklep z wydrukami prac i nie tylko: http://memshirt.com/
Marta Frej
(ur. 1973 r. w Częstochowie) – ukończyła studia na ASP w Łodzi (dyplom w 2004 r.). W latach 2005–2009 asystentka w pracowni rysunku i malarstwa prof. M. Czajkowskiego na ASP w Łodzi. Malarka, ilustratorka , animatorka kulturalna, prezeska Fundacji Kulturoholizm, mama Maćka, współzałożycielka Klubu Krytyki Politycznej w Częstochowie. Laureatka Okularów Równości 2015, nagrody przyznawanej przez Fundację im. Izabeli Jarugi- -Nowackiej. Współautorka książki „Memy i graffy” (z Agnieszką Graff). Obecnie pracuje w Centrum Promocji Młodych w Częstochowie. Prezentowała swoje prace podczas wystaw indywidualnych i zbiorowych w galeriach i muzeach w całej Polsce. Profil facebookowy, na którym publikuje swoje prace, śledzi 150 tys. fanów. Tworzy okładki bestselerowych książek i ilustracje do największych polskich magazynów.