Majkut Design
Robert Majkut zaczął budować swoją markę Majkut Design 15 lat temu, kiedy w Polsce słowo design niewiele mówiło. Dziś Majkut słynie głównie z projektowania wnętrz salonów znanych marek i z produktów z zakresu wzornictwa przemysłowego. Realizuje projekty obiektów komercyjnych dla takich firm jak: Orange, Era, Alior Private Banking, Open Finance, Noble Bank, Pko czy projekty wnętrz Multikin w największych miastach w kraju. Ukończył studia architektoniczne w Politechnice Szczecińskiej i w poznańskiej ASP oraz kulturoznawstwo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Podróżował po świecie i podpatrywał konkurencję. Jako pierwsza zaufała Majkutowi Grażyna Kulczyk, dla której w latach 90. zaprojektował salon sprzedaży rowerów. Dziś Majkut projektuje m.in. wnętrza kin w Chinach i w Rosji. Jego ostatni projekt, nowy oddział Bankowości Prywatnej PKO BP, został doceniony w grudniowym numerze magazynu INSIDE w podsumowaniu najciekawszych wnętrz minionego roku. Międzynarodowa prasa rozpisywała się również o projekcie fortepianu Whaletone, inspi-rowanym kształtem wieloryba.
F5: Od czego zaczyna Pan dzień w pracy i jak wygląda pierwsza godzina?
Robert Majkut: Zaczynam od kawy (śmiech). I rozpisania planu działania na dany dzień. Zazwyczaj jest to długa lista spraw, która w ciągu dnia jeszcze bardziej się rozrasta. Codziennie wychodzę więc z pracy z takim poczuciem, że to, co mam do zrobienia, jest jakąś niekończącą się historią. Stan, który można zdefiniować jako: „tak, zrobiłem dzisiaj wszystko, co miałem do zrobienia” jest mi zupełnie nieznanym zjawiskiem. I za to właśnie kocham moją pracę.
F5: Od dzieciństwa pełnimy w grupie różne role: błazna, lidera, buntownika, obserwatora, dobrego ucznia, kozła ofiarnego lub osoby wspierającej. Jaką rolę przypisałby Pan sobie w życiu zawodowym i dlaczego?
RM: Nieraz miałem okazję opowiadać o tym, jak mocno czuję się zdeterminowany przez czas, w którym dorastałem, i jak mocno wyostrzyło mi to zmysł permanentnego sprzeciwu. Często przychodzi mi pełnić rolę obserwatora, często wcielam się też w rolę lidera. Natomiast wydaje mi się, że to właśnie buntowniczość jest wpisana w moje DNA. I ona z jednej strony mnie ratuje, daje zdrowy dystans do tego, czym się zajmuję, i niezbędny margines luzu, by stawiać fundamentalne pytania, kwestionować, nie zgadzać się. Ale z drugiej strony obciąża i komplikuje wszystkie relacje, które buduję ze światem.
F5: Największy przełom w karierze zawodowej: sukces albo porażka?
RM: Zacznę od porażek: myślę, że największą jest to, że żyję w kraju, który jeszcze nie do końca dojrzał do tego, co robię. Zawodowo jest to dla mnie największą porażką, gdyż zmusza mnie do pracy poza granicami kraju po to, żeby móc się realizować. Natomiast największym sukcesem jest to, że, pomimo moich charakterologicznych predyspozycji do bycia trudnym, udaje mi się jednak robić swoje.
F5: Z kim nie chciałby Pan nigdy współpracować?
RM: Nigdy - z ludźmi cynicznymi, którzy postrzegają to, co robię, w sposób instrumentalny, nie są zainteresowani kreowaniem wartości, a nastawieni są jedynie na wykorzystywanie ludzkich słabości czy koniunktury rynkowej, by zarobić jak najwięcej, nawet cudzym kosztem.
F5: Jak wyglądałby Pana idealny dzień?
RM: Idealny dzień… idę do pracy nadmorskim deptakiem, po drodze zatrzymuję się w kawiarni na kawę. Przychodzę do pracowni: otwartej przestrzeni, gdzie za wielkim oknem rozciąga się morze. Pracuję w grupie fantastycznych ludzi, z którymi realizuję najbardziej śmiałe koncepcje, i jedyne, co czujemy, to frajda z tego, że razem możemy zrobić coś niezwykłego. Potem jem obiad z przyjaciółmi w restauracji. Jest ciepło i sympatycznie. Wracam do domu i spędzam miły wieczór z rodziną. Nie ma żadnej presji w tym idealnym czasie. Nie ma presji na działanie, na kasę, nie działa koniunkturalizm i ślepa konieczność. Panuje równowaga we wszystkim, co mnie otacza, w każdej z tych sfer życiowych, które zazwyczaj są w głębokiej przesadzie lub w niedosycie. W sumie to bardzo zwykłe, proste marzenie o życiu, które nie musi zmagać się z bezsensem.
F5: Co Pana inspiruje i gdzie szuka Pan inspiracji?
RM: Jestem samonakręcającą się maszyną. Inspiracji nie znajduję, ja jej szukam w sposób aktywny. Poszukuję tego, co akurat przydatne, co mnie intryguje; szukam informacji, obrazów, zjawisk, rzeczy we wszystkich możliwych obszarach życia, od sztuki po naukę. Jestem fanem nowoczesności. Najbardziej cieszy mnie możliwość łączenia tego, co innowacyjne pod względem technologicznym, z tym, co klasycznie dobre jakościowo. Balans między tymi dwoma wartościami jest dla mnie punktem wyjścia do poszukiwania nowego.
F5: Co jest najważniejsze, żeby odnieść sukces?
RM: Nie mam bladego pojęcia! (śmiech) Patrząc na to, kto dziś odnosi sukces, wydaje mi się, że zwycięża albo totalne lizusostwo, albo totalny bunt. Te dwie radykalne skrajności są na tyle silne, żeby grać i wygrywać ze współczesnym światem. Pośrednich dróg raczej chyba nie ma.