Liczy się potrzeba posiadania dzieła

  • Siedziba DESA Unicum (Fot. Paweł Bobrowski/ DESA)
    Siedziba DESA Unicum (Fot. Paweł Bobrowski/ DESA)

O tajemniczym rynku sztuki, rekordowych aukcjach, modnych artystach oraz o wadze tradycji i zaufania z Izą Rusiniak rozmawia Kamil Broszko.

Kamil Broszko: Czy w przypadku rynku sztuki zaufanie jest tak samo ważne jak w innych dziedzinach biznesu?

Iza Rusiniak: Rynek sztuki opiera się na zaufaniu. To branża, która łączy kolekcjonerów – zarówno sprzedających, jak i kupujących – z artystami. Dla nich wszystkich kwestia zaufania jest kluczowa. Jeżeli zaś chodzi o rynek aukcyjny, to można powiedzieć, że jest on transparentny, tzn. transakcje odbywają się jawnie na sali aukcyjnej, natomiast naszym klientom zazwyczaj bardzo zależy na zachowaniu anonimowości. Nie bez powodu wielu z nich bierze udział w aukcjach poprzez zlecenia telefoniczne lub za pośrednictwem Internetu. Ta pierwsza forma sprzedaży jest najbardziej popularna i tak realizowane są największe transakcje. W tym aspekcie zaufanie dotyczy przede wszystkim tajemnicy handlowej. Kwestia zaufania wiąże się także z przeświadczeniem, że sprzedawane dzieło jest autentyczne. Klienci liczą na naszą wiedzę i profesjonalne sprawdzenie obiektu – jego autentyczności, historii, stanu prawnego. Zarówno rynek aukcyjny, jak i rynek marszandów i galerii niewątpliwie opierają się na zaufaniu. Duże przedsiębiorstwa, takie jak międzynarodowe domy aukcyjne, budują swoją renomę, począwszy od XVIII w. Ciekawy jest system francuski, w którym organizacja aukcji wpisana jest w katalog działalności zaufania publicznego i wymaga posiadania specjalnej licencji, tj. tytułu commissaire-priseur. Takich rozwiązań w Polsce oczywiście nie ma, ale my, rzecz jasna, staramy się czerpać najlepsze możliwe wzorce ze światowych domów aukcyjnych. Istniejemy jednak dopiero od 30 lat, więc trudno o porównania. Natomiast na pewno element historii, tradycji i zaufania publicznego ma charakter podstawowy.


Prace wystawione na aukcji sztuki współczesnej "Nowa figuracja- nowa ekspresja"

KB: Wspomniała pani o odpowiedzialności za autentyczność dzieła. Czy procedura badania owej autentyczności odbywa się przy wykorzystaniu państwa know-how?

IR: Odbywa się przy wykorzystaniu wszystkich możliwych, dostępnych i racjonalnych w danym momencie metod. Są one naprawdę bardzo różne, a ich wybór zależy od tego, z jakim dziełem mamy do czynienia. Zatrudniamy grono historyków sztuki i innych ekspertów, którzy pracują na rynku od bardzo wielu lat i mają w tym zakresie duże doświadczenie. Poszukują informacji o historii obiektu, bo wiadomo, że dzieło, którego proweniencja jest znana, nie budzi wątpliwości odnośnie autentyczności. Natomiast jeżeli obiekt pojawia się nie wiadomo skąd, to rzeczywiście wymaga głębszego zbadania. Nie wszystko możemy robić własnymi siłami. Nieraz korzystamy z pomocy zewnętrznych ekspertów, którzy specjalizują się w danym okresie twórczości albo w konkretnym artyście. Czasem też, aby pewne kwestie rozstrzygnąć, potrzebne są badania technologiczne, aczkolwiek istotne jest, czy są one rozstrzygające i czy mają sens ekonomiczny w odniesieniu do ceny obiektu. Weryfikowanie dzieł sztuki, które zostają nam powierzone, to bardzo duża część naszej pracy.

KB: Popkultura przekonuje nas, że fałszerstwo to niemal immanentna cecha rynku sztuki. Czy w realnym świecie, a szczególnie w polskich warunkach, to zjawisko jest problemem?

IR: Oczywiście takie sytuacje się zdarzają. Niektóre mają nawet znamiona sensacji, na przykład afera z obrazem „Zjawa”. Istnieje niebezpieczeństwo związane z fałszywymi dziełami sztuki, w różnym tego słowa znaczeniu. Czasem mamy do czynienia z fałszerstwem realizowanym od zera, innym razem ze zbyt optymistycznym przeświadczeniem, że dany obraz, namalowany faktycznie przez mniej znanego autora, został stworzony przez artystę dużo bardziej znanego. Zdarza się też, że obraz z danego nurtu, z podobnych czasów i o podobnej do oryginału formie ma po prostu podrobioną sygnaturę. Procedery mogą być rozmaite, więc staramy się być bardzo ostrożni. Nawet gdy nie jesteśmy przekonani, że coś jest falsyfikatem, ale mamy pewne wątpliwości, informujemy o tym właściciela i nie wystawiamy obiektu. Wydaje mi się, że ze spektakularnymi fałszerstwami mamy do czynienia dosyć rzadko; najbardziej szokujące przypadki dotyczą przede wszystkim sprzedaży internetowej albo na pchlich targach. Tam bardzo często zdarzają się podróbki dzieł najbardziej popularnych artystów. To jeden z powodów, dla których należy kupować w domach aukcyjnych i w renomowanych galeriach.

KB: Obsługują państwo połowę polskiego rynku sztuki.

IR: Wedle kwot naszych obrotów i wyników innych domów aukcyjnych publikowanych w zestawieniach portalu Artinfo.pl. Oczywiście te proporcje dotyczą rynku aukcyjnego. Rynek galeryjny jest trochę trudniejszy do oszacowania.

KB: Czy może pani potwierdzić, że rynek sztuki rośnie?

IR: Rynek sztuki w Polsce rośnie od lat. A w latach 2016–2018 ten wzrost był wyjątkowo dynamiczny. Mówimy o wielkościach rzędu 20 proc. rocznie, co zresztą można przeczytać w raporcie „Artinfo”. Nie opieram się więc na subiektywnych odczuciach, ale twardych danych. Dwa pierwsze kwartały 2019 r. pokazują, że ta pozytywna tendencja się utrzyma. Natomiast oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że rynek sztuki w Polsce rośnie z dosyć niskiego pułapu początkowego. Zatem na tle rynku światowego widać, że ma on cały czas perspektywę wzrostu, bo nadal jest rynkiem dosyć małym. A rośnie spektakularnie, ponieważ społeczeństwo się bogaci i osób, które mogą w rynku sztuki uczestniczyć, jest coraz więcej. Ponadto ceny polskiej sztuki wciąż są dosyć umiarkowane. Rekord został pobity niedawno. Rzeźba Magdaleny Abakanowicz „Caminando” została sprzedana za ponad 8 mln zł. Na tej samej aukcji dzieło Antonia Canovy z początku XIX w. sprzedaliśmy za niemal 5,8 mln zł. W 2005 r. w Rempexie licytacja tej rzeźby zakończyła się na kwocie 1,3 mln zł. Oczywiście kwoty, które trzeba zapłacić za dzieła ze średniej półki cenowej, nie są w żaden sposób porównywalne z owymi rekordami. Natomiast wielu polskich artystów zostało już docenionych w skali międzynarodowej, można tu choćby wymienić Wojciecha Fangora, Alinę Szapocznikow, Romana Opałkę czy Magdalenę Abakanowicz. Ostatnio dobrze sprzedają się za granicą prace Erny Rosenstein. Również obrazy Andrzeja Wróblewskiego mają spektakularne ceny na światowym rynku sztuki. A jeżeli istnieją polscy twórcy, których dzieła osiągają ceny międzynarodowe, to automatycznie cały krajowy rynek rośnie. Mam nadzieję, że tych artystów będzie coraz więcej i z czasem zostaną bardziej docenieni przez polskich kolekcjonerów. Można zaobserwować mechanizm, częsty w Polsce, że jak coś zdobywa uznanie na arenie międzynarodowej, to wtedy też jest bardziej doceniane w kraju.


Rzeźba "Caminando" Magdaleny Abakanowicz na aukcji odbywającej się w DESA Unicum w październiku br. osiągnęła rekordową cenę - ponad 8 mln zł.

KB: Kupujący, którzy do państwa trafiają, przychodzą z miłości do sztuki, czy chcą po prostu zarobić?

IR: Myślę, że jest sporo różnych powodów kupowania dzieł sztuki i są różni klienci. Oczywiście są tacy, dla których najważniejszy jest aspekt ekonomiczny, i tacy, którymi kieruje pasja. Wydaje mi się, że większość klientów łączy obie postawy w różnych proporcjach. Każdy, kto kupuje dzieło sztuki, bierze pod uwagę, że być może kiedyś będzie je sprzedawał. Może za 5 lat, może za 20, a może obraz będą sprzedawały jego dzieci czy wnuki. Są klienci, którzy kupują pierwsze dzieło sztuki wyłącznie z powodów dekoracyjnych, co często jest wstępem do połknięcia kolekcjonerskiego bakcyla. Jeszcze czym innym jest świadome kolekcjonowanie, które polega na realizowaniu pewnej wizji i tworzeniu nowej jakości poprzez budowanie kolekcji. Można nawet powiedzieć, że jest ono jakiegoś rodzaju działalnością twórczą. Powodów kupowania dzieł sztuki jest tyle, ilu ludzi, którzy to robią. Natomiast trudno sobie wyobrazić, że ktoś nabywa dzieła tylko i wyłącznie ze względu na aspekt inwestycyjno-finansowy. Radzimy naszym klientom, żeby z jednej strony słuchali ekspertów, dowiadywali się i uczestniczyli w pewnej przygodzie edukacyjno-intelektualnej, ale też z drugiej strony ufali sobie i kupowali to, co im się podoba. Uważam, że decyzji, które wynikają z emocji, z miłości do danego artysty czy kierunku w sztuce, w dłuższej perspektywie się nie żałuje. Każdy kolekcjoner przechodzi przez bardzo różne etapy. Często się zdarza, że ktoś rozpoczyna swoją przygodę z rynkiem, kupując jeden rodzaj sztuki, a z czasem gust mu się diametralnie zmienia.

KB: Pozycjonują się państwo bardziej jako instytucja elitarna czy popularna?

IR: Myślę, że rynek sztuki w dużym stopniu zasadza się na pewnej elitarności. Jednym z podstawowych powodów kupowania dzieł jest prestiż, który daje otaczanie się sztuką. Patrząc z tego punktu widzenia, naszą najnaturalniejszą taktyką powinno być elitarne pozycjonowanie. Z drugiej strony mamy do czynienia ze społeczeństwem, które może nie jest aż tak bardzo wykształcone w dziedzinie sztuk plastycznych czy kultury i tak bardzo świadome w kwestii kolekcjonowania dzieł sztuki, jak byśmy chcieli. Jak wspomniałam, wolny rynek sztuki w Polsce istnieje dopiero od 30 lat. I z tego powodu bardzo nam zależy na jego upowszechnianiu. Rozpoczęcie przygody z kolekcjonowaniem niekoniecznie musi być związane z najwyższymi cenami, z najdroższymi obiektami. Można zacząć od kupowania dzieł drobnych, a również interesujących. Często początkujących kolekcjonerów namawiamy na przykład do nabywania prac renomowanych grafików, a jeżeli chcą kupić swój pierwszy obraz, zachęcamy ich do udziału w aukcjach młodej sztuki, które mają bardziej egalitarny charakter. Oczywiście chcielibyśmy, żeby kolekcjoner, który zacznie od kupowania tańszych prac, z czasem przeszedł na poziom bardziej poważnych zakupów. Z pewnością jakiś element elitaryzmu jest immanentnie w rynek sztuki wpisany, natomiast być może bardziej chodzi o elitaryzm duchowy niż finansowy, o wykreowanie w sobie potrzeby posiadania dzieła. Bez niej nie ma możliwości udziału w rynku sztuki, niezależnie od posiadanych środków.

KB: Czy wzorem innych rozwiniętych biznesów prowadzą państwo badania, w których kategoryzują poszczególne obszary swojej aktywności i badają, co jest najbardziej rentowne, biorąc pod uwagę choćby kryterium czasu powstania dzieła, autorstwa, określonej jego formy czy reprezentowanego kierunku artystycznego?

IR: Wydaje mi się, że dobrym źródłem pozwalającym poznać szczegóły związane z funkcjonowaniem tego rynku jest doroczny raport „Artinfo”, w którym można przeczytać, jak rozwijają się poszczególne jego segmenty. Wiadomo, że aby działać i planować, musimy trzymać rękę na pulsie. Niektóre trendy na rynku sztuki wspieramy, a inne wręcz tworzymy od zera. Byliśmy pierwszą firmą, która w ramach publicznych aukcji sprzedawała plansze komiksowe. Ostatnio zrealizowaliśmy aukcję zatytułowaną „Rock and roll”, na której po raz pierwszy w Polsce pokazaliśmy coś, co jest ważną częścią rynku aukcyjnego na świecie, czyli tak zwane memorabilia – rozmaite pamiątki po znanych osobach, np. gitary gwiazd rocka. Kolekcjonerstwo nie ogranicza się tylko do sztuk pięknych, a każdy rynek kolekcjonerski z czasem się rozwija. Analizujemy, w którym obszarze mogą nastąpić szybkie wzrosty, co jest popularne na świecie, a jeszcze nieobecne w Polsce. Zastanawiamy się, czy warto spróbować na przykład jakiegoś zupełnie nowego rodzaju aukcji. Natomiast jeżeli chodzi o poszczególne segmenty w ramach samych sztuk pięknych, to wiadomo, że ścierają się różne mody i dochodzi do fluktuacji. W sztuce współczesnej w ostatnich latach bardzo ważnym segmentem stała się sztuka najnowsza. Mam na myśli nie tylko artystów debiutujących, ale również tych, których nazwiska są już znane i których prace są obecne w galeriach. W związku z tym w pewnym momencie postanowiliśmy stworzyć podkategorię aukcji sztuki współczesnej, którą nazwaliśmy: nowe pokolenie po 1989 roku. Zauważyliśmy, że sztuka tworzona po upadku komunizmu – która ma już swoich klientów, swoją publiczność – jest zupełnie inaczej odbierana niż ta, która powstawała po II wojnie światowej. Dlatego stworzyliśmy zupełnie nowy projekt aukcyjny. Nadal bardzo ważny jest segment rynku obejmujący sztukę drugiej połowy XX w., który nazywamy: klasycy po 1945 roku. W latach 90. XX w. zdecydowany prym pod względem wartości transakcji i rekordowych cen wiodła tak zwana sztuka dawna, czyli, ogólnie rzecz biorąc, sztuka przedwojenna i dziewiętnastowieczna. W ciągu ostatnich 10 lat sytuacja zmieniła się całkowicie – sztuka lat 50., 60. i 70., a ostatnio coraz częściej 80. stała się, mówiąc potocznie, najbardziej gorącym towarem na rynku. Oczywiście kolekcjonerzy i kupujący nie stracili zainteresowania sztuką dawną. Dom aukcyjny, tworząc ofertę atrakcyjną dla klientów, musi mieć na uwadze, co w danym momencie jest na topie. Czasem przewidujemy trendy, a czasem sami staramy się je inspirować. Ostatnio mieliśmy bardzo ciekawą aukcję zatytułowaną „Muzy. Artysta – model – inspiracja”, skupioną wokół tematu artysty i jego muzy – o tyle innowacyjną, że połączyliśmy na niej działa dawne ze współczesnymi. Obok pracy Jacka Malczewskiego przedstawiającej jego inspirację, czyli Marię Balową, wystawiliśmy dzieło Natalii Lach-Lachowicz „Sztuka konsumpcyjna”. Dzięki takim inicjatywom wprowadzamy klientów przyzwyczajonych do określonego nurtu sztuki w nowe obszary zainteresowań. Kategoryzacja często ułatwia orientację w różnych rejonach świata sztuki, natomiast nieraz przeszkadza w spojrzeniu na nią w szerszym kontekście. Zatem czasami złamanie tych sztywnych podziałów jest dobre, jednakże my zasadniczo kategoryzujemy naszą działalność poprzez tworzenie projektów aukcyjnych, które są powtarzalne i systematyczne. Wysyłamy do sprzedających dzieła sztuki i kolekcjonerów informację, że organizujemy aukcję określonego rodzaju. W ten sposób kreujemy rynek, bo zaszczepiamy w klientach myśl, żeby pewne dzieła kupować i sprzedać.


W siedzibie DESA Unicum

KB: Może pani podać przykład?

IR: Udało nam się rozwinąć rynek rzeźby. Na polskim rynku sztuki dominuje malarstwo. Lecz kilka lat temu powiedzieliśmy sobie, że jeżeli będziemy organizować aukcje z rzeźbą dawniejszą i współczesną i pokazywać to, co najlepsze w tej dziedzinie w Polsce, to być może zachęcimy klientów do większej aktywności na tym polu. Dzięki temu zaczęły do nas trafiać bardzo ciekawe rzeźby. Wspomniany już rekord, związany ze sprzedażą dzieła Magdaleny Abakanowicz, udowadnia, że największe, milionowe kwoty nie muszą być zarezerwowane wyłącznie dla malarstwa. W pewnym momencie zaczęliśmy się też mocno przyczyniać do rozwoju rynku fotografii kolekcjonerskiej. Takich różnych segmentów, mniej lub bardziej hermetycznych, jest sporo. Mody niekoniecznie zależą od nas, ale staramy się w nie wsłuchiwać i trochę je przewidywać. W najbliższych latach czeka nas znaczący wzrost wartości transakcji związanych ze sztuką lat 80. XX w., która wcześniej nie notowała najwyższych wyników, bo rekordy biły prace z lat 60. i początku lat 70. Wystarczy wspomnieć o wielkiej popularności Wojciecha Fangora. Natomiast w pewnym momencie okazało się, że są też rzeczy nowsze, genialne i ważne dla polskiej historii sztuki, które nadal jakimś cudem wysokich cen nie osiągają. Na przykład prace artystów związanych z Gruppą. Na początku sezonu, we wrześniu, zorganizowaliśmy aukcję „Nowa ekspresja, nowa figuracja”, która spotkała się z ogromnym zainteresowaniem i odniosła sukces. Zauważyliśmy, że sztuka lat 80. jakoś rezonuje w świadomości kolekcjonerów. Może dlatego, że ten okres polskiej historii był bardzo burzliwy, a owa sztuka oddaje ducha swojego czasu i w tym sensie jest mocna. Jeszcze inna jest sztuka z lat 90. Reasumując: każde pokolenie kolekcjonerów ma szansę uczestniczyć w nowych obszarach rynku i nowych modach. Zaś domy aukcyjne muszą się do tego dostosowywać, aby odpowiadać na potrzeby swoich klientów.

KB: Wspomniała pani o powoli zwiększającej się popularności polskich dzieł i artystów na świecie. Wydaje się, że najsilniej nasz kraj za granicą reprezentują właśnie twórcy działający po wojnie, ale pojawiają się też postaci tworzące po 1989 r., jak choćby Wilhelm Sasnal.

IR: Biorąc pod uwagę liczbę transakcji i kwoty, można stwierdzić, że na światowym rynku sztuki zdecydowanie najważniejsza jest sztuka współczesna, w tym najnowsza. Istnieje grupa klasyków polskiej sztuki powojennej, którzy wchodzą na rynek międzynarodowy i są na nim doceniani, co często wynika z rozmaitych współczesnych reinterpretacji ich dzieł. Wystarczy spojrzeć na twórczość Aliny Szapocznikow, która została zreinterpretowana feministycznie, czy wymienić Andrzeja Wróblewskiego, który od dawna jest ważnym polskim klasykiem, a ostatnio został odkryty przez międzynarodowy rynek. Niektórzy, choć są w Polsce dobrze znani, nagle zostają docenieni na świecie. Zaś pozycję artystów aktualnie tworzących budują galerie, które ich reprezentują i pokazują prace na międzynarodowych targach sztuki. Wyceny osiągane później na aukcjach są wynikiem owego budowania marki artysty, sprzedawania jego dzieł do ważnych kolekcji prywatnych czy publicznych. Obecnie – obok pierwszego głośnego sukcesu Wilhelma Sasnala – możemy wymienić kilka spektakularnych przykładów zaistnienia polskich artystów za granicą. Sukces wynika z różnych uwarunkowań. Często wiąże się po prostu z aktywnością artysty na międzynarodowym rynku sztuki, np. Piotr Uklański mieszka i tworzy w Nowym Jorku, co przekłada się na jego rozpoznawalność. Światowy rynek sztuki jest na tyle pojemny, że miejsca dla polskich twórców, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia, nadal będzie sporo. I pewnie o paru artystach, którzy zostaną na niwie międzynarodowej docenieni, w najbliższym czasie usłyszymy.



Iza Rusiniak

dyrektor Departamentu Projektów Aukcyjnych Domu Aukcyjnego DESA Unicum. Znawca rynku sztuki, historyk sztuki, autorka tekstów krytycznych i artykułów popularyzujących sztukę współczesną. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i MBA na Politechnice Warszawskiej. Pracę na rynku sztuki rozpoczęła jeszcze w czasie studiów. W latach 1999–2008 pracowała w Domu Aukcyjnym Rempex, gdzie od 2000 r. kierowała działem sztuki współczesnej. W 2008 r. przeszła do DESY Unicum, przyczyniając się do dynamicznego rozwoju sprzedaży polskiej sztuki powojennej.

 

 

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.