Jak odkrywałem kosmos
Wojciech Siudmak
Pewnego zimowego wieczoru na początku lat 50. na przy kościelnym placu w zasypanym śniegiem Wieluniu odkryłem piękno nieba i ogrom kosmosu. Wraz z kolegami i koleżankami wychodziłem ze świątyni. Miałem wtedy osiem, może dziesięć lat.
Pewnego zimowego wieczoru na początku lat 50. na przy kościelnym placu w zasypanym śniegiem Wieluniu odkryłem piękno nieba i ogrom kosmosu. Wraz z kolegami i koleżankami wychodziłem ze świątyni. Miałem wtedy osiem, może dziesięć lat. Zachwycił mnie zimowy widok i prawie bajkowe piękno miasta. Księżyc w pełni oświetlał malutkie kamienice i domki wtulone w śnieg. Rzuciliśmy się w biały puch, aby robić orły. Pozostawione na śniegu ślady wyglądały w nocnym świetle jak zrywająca się do lotu gromada ptaków. Zachwycony tym widokiem, ponownie opadłem w biały puch z szeroko otwartymi ramionami. Poczułem się jak pyłek. Zdałem sobie sprawę nie tylko z ogromu i piękna nieboskłonu, ale także z własnej maleńkości. Odczułem jakąś niewypowiedzianą, definitywną harmonię. Ogarnął mnie zachwyt i jednocześnie nieznany mi dotąd głęboki niepokój. Stałem się lekki i przezroczysty jak delikatnie utkany, jedwabny woal. Do dziś pamiętam ten moment. Mam wrażenie, jakby to było wczoraj, dosłownie przed chwilą…
Od tej pory wizja kosmosu już nigdy nie opuściła mojej wyobraźni. Temat ten przewijał się podświadomie we wszystkich moich przedsięwzięciach artystycznych. Pamiętam, że jedną z trudniejszych artystycznych prac z okresu dzieciństwa było odtworzenie historii życia Mikołaja Kopernika, którą miałem wykonać dla pewnej wieluńskiej szkoły. Wtedy to, bodaj po raz pierwszy, moja umiejętność rysowania spotkała się z szerszym uznaniem. Kilka lat później staliśmy się pierwszym pokoleniem w historii ludzkości, które z perspektywy kosmosu spojrzało na Ziemię. Czyż zatem los chciał przez następujące po sobie zdarzenia ukierunkować mnie na niedostrzegany dotąd kosmos? Może my, ludzie, ten zachwycający pył, powinniśmy podnieść wzrok wyżej, aby dostrzec jego ogrom, harmonię gwiazd, jedność wszechświata i spokój, jakim obdarza nas majestatyczny nieboskłon? Można powtórzyć za Kopernikiem: „Cóż piękniejszego nad niebo, które obejmuje przecież wszystko, co piękne?”. Każdy nowy obraz czy rysunek to nowa planeta, nowy świat w mojej galaktyce artysty. Szekspir powiedział: „Mogę być zamknięty w skorupce orzecha i czuć się panem świata”. To jest nasza cecha, to nasza potęga i zarazem nasza marność.
1
Symbolika siódemki
Rażący błąd znalazł się w zapisie nazwiska w moim akcie urodzenia. Wówczas reguły ortografii nie trapiły ludzi. Nazwisko moich obydwu braci zostało wpisane poprawnie: Siódmak. Według Hipokratesa liczba siedem uwalnia życie i ruch. Symbolizuje człowieka, który stojąc na ziemi, unosi wzrok ku niebiosom i patrzy w nieznane, patrzy w kosmos. W odniesieniu do mnie wydaje się to naprawdę trafne. W numerologii siódemką określa się perfekcjonistę dążącego do własnego ideału, nieustannie poszukującego doskonałości w każdej dziedzinie życia. Dobrze, że nie przywiązuję do tych znaczeń i horoskopów większej wagi – ciężko kroczyć przez życie z takim bagażem.
Tworzenie i inspiracje
Już od wczesnego dzieciństwa tworzenie było dla mnie przywilejem, naturalnym gestem i pasją, która odróżniała mnie od innych. Potem stało się niezbędnym do życia oddechem i nadawało sens egzystencji.
Fascynuje mnie renesans, bo był to wyjątkowy okres. Umysł ludzki próbował poznać i zrozumieć wszechświat. Ludzie potrafili wtedy obserwować i wyciągać wnioski z odkrywanych zjawisk. Genialnym obserwatorem był Leonardo da Vinci, który potrafił objąć umysłem wiedzę tamtego okresu, a swoimi wynalazkami wyprzedzić rozwój technologii o kilkaset lat. Dziś jest to niemożliwe. Każda dziedzina tak się rozrosła, że możemy dobrze poznać tylko fragmenty całości. Ostatnim uczonym, który posiadł całą wiedzę z zakresu matematyki i nauk ścisłych swego okresu, był francuski geniusz przełomu XIX i XX w. Henri Poincaré. W tym samym okresie działała nasza genialna rodaczka Maria Skłodowska. W sztuce fascynuje mnie sens zawarty w dziele i jego treść intelektualna. Przedkładam te wartości nad dekoracyjność plastyczną i chwiejną, a czasami zabawną treść teorii przebrzmiałych awangard końca XX w.
Fascynuje mnie także twórczość Szekspira: „Jesteśmy stworzeni z tej samej materii co nasze sny, a nasze marne życie jest spowite snem”. Tylko geniusz potrafi ująć w jednym zdaniu tak głęboką treść. Wyobraźnia i sen różnią się od siebie i choć miewam sny, to nie są one powiązane z moją wypowiedzią artystyczną. Sen ma inny język, inne kolory, inne napięcia. Sny są jakby z innej materii, nie da się ich bezpośrednio przełożyć na obraz. Dlatego nie korzystam ze snów. Pracuję i śnię na jawie. Myślę, że Salvador Dalí, który zręcznie teoretyzował i oprawiał w mistykę swój sposób pracy, większość obrazów tworzył na jawie, często czerpiąc inspiracje z rycin Bracellego, obrazów Boscha i teorii naukowych. Trochę żałuję, że nie spotkałem się z Dalím, kiedy była jeszcze sposobność.
Sztuka dzisiaj
Każdy okres w sztuce rości sobie pretensje to tzw. awangardy, zdeptania tego, co było wcześniej. To dość niemądre i pozbawione tolerancji założenie. Awangarda rodzi się na podłożu przeszłości i jest odpowiedzią na otaczający nas świat w danej chwili. Dziś przeżywamy totalny upadek sztuki. Nowa technologia wdarła się w jej przestrzeń i jak zwykle przez jakiś czas fascynuje, odurza i pozbawia trzeźwego spojrzenia. Obecnie istnieje coś takiego jak promocja artysty. Pisze się i mówi dużo na temat aktualnie tworzonych prac, aby im nadać odpowiednią rangę handlową. Odbiorca jest pomijany, co najwyżej staje się celem akcji promocyjnych. W akademiach sztuk pięknych uczy się obsługi programów komputerowych, lecz przestano rysować i – co gorsza – obserwować. I tę przygotowaną strawę wizualną przelewa się z uczelni do uczelni, z salonu do salonu, z galerii do galerii, z kraju do kraju. Po drodze ta strawa stygnie i pozostaje jedynie zimna lura powtarzanych rozwiązań, kilku zadufanych guru oraz sprytnie i w odpowiednim momencie lokujących pieniądze handlarzy, którzy na stworzonym przez siebie gruncie medialnym mogą przez jakiś czas przeprowadzać zręczne transakcje. Każdy ma prawo popełniać błędy w wyborze oferowanych dzieł. Natomiast jeśli zabraknie autentycznej pasji, to lokowanie pieniędzy w wątpliwej awangardzie może być finansową katastrofą dla kolekcjonera. Artysta powinien bronić własnej osobowości, a szkoły powinny szanować osobowość twórczą studenta i nie narzucać modnych, szybko więdnących tendencji.
Sztuka nie potrzebuje sztucznych kontrowersji
Sztuka zawiera w sobie naturalną różnorodność i dążenie do zmian kontrastu. Środowiska artystyczne mogą potrzebować kontrowersji, bo tutaj walka toczy się o prymat, a nie o walory sztuki. Historia pokazuje, że po pewnym czasie obszar opanowany przez oficjalny kierunek w sztuce staje się zwapniałą strukturą. Bywa tak, że nowe tendencje na stałe wpisują się do historii sztuki. Aby mogły współistnieć inne formy wyrazu, rodzi się naturalna kontrowersja, która toczy walkę z establishmentem w celu znalezienia miejsca dla siebie. Podoba mi się idea, która pojawiła się ostatnio we Francji, sugerująca, aby szkoły artystyczne posiadały wydziały reprezentujące główne kierunki i formy poszukiwań artystycznych w sztuce, np. surrealizm, konceptualizm, realizm, impresjonizm. Oczywiście pod warunkiem, że to będą tylko punkty wyjścia dla dalszych poszukiwań, a nie nauka maniery. Miejsca jest dosyć dla wszystkich i to obcowanie z różnorodnością, wymiana doświadczeń, przynieść może więcej korzyści niż dyplom, który staje się zazwyczaj niemal kopią prac niemodnego już profesora.
Fantastyka
W sztuce fantastycznej realizm jest niezbędnym szyfrem pozwalającym przekazać, a następnie ułatwić odczytanie niespodziewanej treści obrazu. System ten jest konieczny, ponieważ wyobraźnia – wbrew pozorom – nie jest rzeczą powszechną. W fantastyce kluczem, który otwiera nam inne przestrzenie, jest właśnie forma realna. To ona pozwala artyście opowiedzieć o rzeczach nadrealnych, tworząc złudzenie rzeczywistości. Uważam, że wyobraźnia oraz możliwość przekazu idei w formie artystycznej to właśnie autentyczny talent, prawdziwy dar. Nie akceptuję narzuconych tematów. Nie jestem w stanie ilustrować. Staram się nawiązać dialog z pisarzem czy kompozytorem i wybranym przez niego zagadnieniem. W latach 80. moje obrazy inspirowały wielu francuskich pisarzy science fiction do tworzenia powieści lub nowel. Różnorodność form sztuki fantastycznej jest w pewnym sensie oknem otwartym na wszechświat. Bez wyobraźni trudno będzie nam przewidzieć rozwój w sztuce, ekonomii czy też socjologii. Co gorsza, bez mądrych przewidywań i propozycji nie okiełznamy szaleństwa i agresji człowieka.
Mój Wieluń noszę w sobie
Więź rodzinna oraz przywiązanie do miejsca urodzenia i do kraju młodości decydują o narodowości. Polska jest dla mnie matką, a Francja – wybranką. Rozwinąłem się we Francji na innej glebie, otwartej na kultury świata, dlatego moja twórczość przybrała specyficzną formę. Jako artysta, patrząc na zdjęcia Ziemi z kosmosu, bardziej niż kiedykolwiek czuję się obywatelem świata. Często wracam myślami do Wielunia. Nie sposób zapomnieć o dzieciństwie i młodości w rodzinnym mieście, o upajającym zapachu maciejki czy niezapominajek. Albo o wąziutkim strumyku z krystalicznie przejrzystą wodą, wijącym się w trawie cudownie zielonej łąki. Jak zapomnieć obraz smutku i łez mamy, kiedy opowiadała o szoku, jakiego doznali obaj bracia przez koszmarny huk bombardowań we wrześniu 1939 r.? Do dziś te rany się nie zagoiły. Ponure wspomnienia powoli wchłonęło życie. Przeszły do historii, dla innych są tylko suchym faktem.
Zawsze chciałem coś zrobić dla wielunian i mojego miasta. Tu mój ojciec – jako jeden z pierwszych – rozpoczął odbudowę domu z powojennych ruin. Tu także przeżyłem najpiękniejsze chwile domowego ciepła. Tu byłem świadkiem radości w gronie rodziny i znajomych, a także smutków i tragedii.
Fot. Archiwum Wojciecha Siudmaka
Światowy Projekt Pokoju „Wieczna Miłość” i Nagroda Pokoju
Kiedyś podczas pobytu w Wieluniu spotkałem kolegę z lat dziecinnych. Ze łzami wspominał los swojej siostry, która była ofiarą ludobójczych nalotów wojsk niemieckich na miasto w 1939 r. Ocalała, lecz cierpiała przez całe swoje życie. Wieluń zrównano z ziemią. Wielu zginęło. Inni przetrwali, jednak musieli walczyć z kalectwem i bólem. Tak było w przypadku mojego brata, którego cierpienia obserwowałem przez 60 lat.
Jedni płaczą, inni, zbuntowani, chcą działać i przeciwstawiają się mechanizmom destrukcji, aby świat nie zapomniał o potwornościach wojen. Przyrzeczenie dziecka złożone cierpiącemu bratu po wielu latach przybrało formę Światowego Projektu Pokoju „Wieczna Miłość”. Jego częścią stała się Nagroda Pokoju. Ten gest tolerancji i pojednania skierowany do świata zrodził się w Wieluniu, gdzie przed laty rozpoczęła się II wojna światowa – największa tragedia w dziejach ludzkości. Wydawałoby się, że po ponad 70 latach względnej stabilności mamy już zapewniony pokój. Niestety tak nie jest. Wybuchy terroru oraz agresji pojawiają się nagle i wszędzie. Pokój jest rezultatem nieustannych starań o utrzymanie równowagi między siłami dobra i zła. Podejmowanie owych starań to nasz obowiązek.
Moja rzeźba
Symbolem Światowego Projektu Pokoju jest rzeźba „Wieczna miłość”, którą wykonałem w 2004 r. na podstawie obrazu z 1980 r. Monument został odsłonięty 31 sierpnia 2013 r. w Wieluniu. Tragiczna historia miasta nadaje szczególne znaczenie kierowanemu do świata przesłaniu pojednania i pokojowego współistnienia. Honorowy patronat nad Projektem objął Polski Komitet ds. UNESCO. Rzeźba „Wieczna miłość” przedstawia zbliżone do siebie dwie planety symbolizowane przez twarze kobiety i mężczyzny. Zawieszone w przestrzeni kosmosu, łączą się orbitami, tworząc znak nieskończoności.
Światowa sztafeta
Światowy Projekt Pokoju zakłada utworzenie w jednym z polskich miast Muzeum Rzeźby Plenerowej, poświęconego tematyce pokoju i harmonii. Drugi odlew rzeźby „Wieczna miłość” zostanie przekazany jednemu z Miast Pokoju: Hiroszimie, Guernice, Chicago, Genewie itd. Z kolei to wybrane miasto – jak w sztafecie – powierzy swojemu artyście wykonanie nowej rzeźby o tematyce pokoju. Po jej odsłonięciu powstaną jeszcze dwa odlewy, przekazane następnemu Miastu Pokoju oraz polskiemu miastu. Dzięki kolejnym rzeźbom te swoiste ogniwa pokoju połączą dziełami sztuki różne miasta świata.
Nagroda Pokoju
Jej symbolem jest pozłacana statuetka z brązu – miniatura rzeźby „Wieczna miłość”. W 2013 r. pierwszym laureatem Nagrody Pokoju został Wojciech Kilar. Kompozytor odebrał statuetkę podczas uroczystego koncertu w filharmonii w Kielcach. W 2014 r. w Paryżu nagrodzono Jana Tombińskiego. Zaś w 2015 r. w Poznaniu Nagrodę Pokoju odebrał francuski filozof, prof. Rémi Brague. W ubiegłym roku laureatem został George Weigel – amerykański pisarz, teolog, działacz społeczny i polityczny, autor biografii papieża Jana Pawła II. Statuetkę wręczono podczas koncertu w szczecińskiej filharmonii. W 2018 r. chcielibyśmy wręczyć Nagrodę Pokoju w Wieluniu. Będzie to już piąta, jubileuszowa ceremonia.
Najbliższe plany
W ubiegłym roku w Centrum Kultury Ateneo w Madrycie odbyła się wystawa moich rysunków pt. „Don Kichot – Rycerz Przyszłości”. Dzieło Cervantesa to najchętniej czytana książka na świecie, która zawiera niezwykłą analizę człowieka renesansu, ale również współczesnego. Pod płaszczykiem ironii i dowcipu kryje prawdę o człowieku, której kiedyś nie można było odsłonić i wyrazić wprost. Ta idea jest genezą moich prac. Wystawa zostanie pokazana w tym roku w mieście urodzenia Cervantesa – w Alcalá de Henares. Jej następnymi przystankami będą Madryt, Warszawa lub Paryż, zaś zapraszającymi – hiszpańskie ambasady i Instytut Cervantesa.
Obecnie pracuję nad rysunkami i obrazami poświęconymi nokturnom Fryderyka Chopina. Pragnę w ten sposób złożyć hołd wielkiemu artyście, którego muzyka towarzyszy mi od dziecka. Przez 10 lat mieszkałem w warszawskiej „Dziekance”, gdzie moimi sąsiadami byli muzycy, aktorzy, rzeźbiarze. Razem słuchaliśmy przygotowań naszych kolegów do konkursów chopinowskich. Później twórczość Chopina (szczególnie nokturny) była już dla mnie niczym powietrze – niezbędna do życia. Jesienią 2017 r. w secesyjnym Centrum Kultury w Pradze odbędzie się Koncert Nokturnów Chopina. Przy tej okazji zaprezentuję swoje rysunki i obrazy.
Wojciech Siudmak
(ur. 10 października 1942 r. w Wieluniu) artysta, malarz i rzeźbiarz. Od 1966 r. mieszka i tworzy we Francji. W latach 1956–1961 uczył się w warszawskim Liceum Sztuk Plastycznych, a następnie studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. We wrześniu 1966 r. rozpoczął studia w École des Beaux-Arts w Paryżu. Jest uważany za czołowego przedstawiciela realizmu fantastycznego, łączącego nadrealną wizję ze sztuką naturalistyczną i mającego swoje korzenie w surrealizmie (reprezentowanym m.in. przez S. Dalego). Od 1988 r. trwa seria jego wystaw retrospektywnych. Szczególnie prestiżowym pokazem była oficjalna wystawa na wieży Eiffla w Paryżu, zorganizowana z okazji wejścia w trzecie tysiąclecie. Artysta prezentował swoje prace w wielu muzeach w Polsce i we Francji oraz m.in. w Egipcie, Szwajcarii, Niemczech, USA i Kanadzie. Jego dzieła są wykorzystywane do plakatów muzycznych, teatralnych i filmowych. Stały się symbolami graficznymi tak prestiżowych imprez, jak festiwale i przeglądy filmów w Cannes, Montrealu czy Paryżu.