Grzegorz Wiśniewski: W kraje niedemokratyczne handlujące paliwem najskuteczniej uderza polityka klimatyczna
- Bezpieczeństwo energetyczne buduje się lokalnie na poziomie sołectwa, gminy, powiatu, regionu, województwa – kraj osiągnie bezpieczeństwo energetyczne wtedy, kiedy jego energetyka zostanie rozproszona.
- Każdy dodatkowy megawat mocy energii wiatrowej i fotowoltaicznej powinien zwiększać nasze bezpieczeństwo energetyczne i obniżać koszty energii elektrycznej i ciepła dla odbiorcy.
- Gdyby wszystkie zamierzenia UE i Polski sprzed 20 lat zostały zrealizowane, to dzisiaj prawdopodobnie nie byłoby tak dużych problemów w energetyce; ale niestety Polska, oraz cała Unia Europejska, nadal jest są uzależniona od importu paliw kopalnych z krajów niedemokratycznych.
- Nawołujemy, żeby „Polska rzuciła palenie”, tzn. żeby wyszła z nałogu spalania wysokoemisyjnych paliw stałych i paliw węglowodorowych, które importujemy na dużą skalę.
- Zablokowaliśmy rozwój lądowej energetyki wiatrowej, co jest już zbrodnią przeciwko interesom narodowym jeśli chodzi o bezpieczeństwo kraju, rozwój gospodarczy, dobrobyt obywateli i niskie ceny energii.
- Nikt nie postuluje, aby nagle rezygnować z węgla i zatrzymywać elektrownie węglowe. Chodzi o to, aby one pracowały jako źródła podszczytowe i szczytowe.
- Musimy zachować się racjonalnie i spojrzeć całościowo na problem bezpieczeństwa energetycznego z uwzględnieniem ochrony środowiska i ponoszonych kosztów.
Z Grzegorzem Wiśniewskim rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Czym zajmuje się Instytut Energetyki Odnawialnej, któremu pan szefuje?
Grzegorz Wiśniewski: Instytut powstał w 2001 roku, wtedy kiedy Polska pracowała nad tzw. agendą 2000, czyli warunkami przystąpienia do UE. Unia Europejska rozpoczęła intensywne prace nad energetyką odnawialną w 19964 roku od tzw. deklaracji madryckiej, która wzywała kraje członkowskie, aby w roku 2010 udział energii czystej w produkowanej przez te państwa wynosił 15 proc. Decyzje niezbędne w celu określenia udziału energii odnawialnej zawarto w Białej Księdze „Energia dla przyszłości: odnawialne źródła energii" wydanej przez Komisję Europejską w 1997 roku. Plan działań zawarty w tym dokumencie zakładał osiągnięcie do 2010 r. celu minimum 12% udziału energii odnawialnej w gospodarce UE. Wraz z wprowadzeniem dokumentów wspólnotowych państwa członkowskie wprowadzają własne krajowe uregulowania prawne. Wprawdzie Polska nie była wtedy jeszcze członkiem Unii Europejskiej, ale patrząc na korzyści wynikające z transformacji energetycznej i wyjścia z paliw kopalnych rząd Jerzego Buzka przyjął w 2000 roku, a sejm potwierdził w 2001 roku, Strategię Rozwoju Energetyki Odnawialnej, która zakładała osiągnięcie w 2010 roku 7,.5 proc. udziału energii odnawialnej w bilansie energetycznym kraju i zwiększenie tego udziału do 14 proc. w roku 2020. W takich okolicznościach 20 lat temu powstał niepubliczny instytut jako spółka pracownicza, która postawiła sobie za zadnie wspomagać wdrożenie pierwszego polskiego celu w zakresie energetyki odnawialnej (czyli 7,5 proc. udział energii pochodzącej z OZE w całkowitym bilansie energetycznym w 2010 roku). Cel ten został ostatecznie potwierdzony w 2004 roku wraz z wejściem Polski do UE i na koniec 2020 roku został przez nasz kraj zrealizowany.
Jako kolejny, w 2007 roku został uchwalony przyjęty przez parlament i Radę Europejską pakiet potocznie zwany „3x20”, który zakładał, że do 2020 roku Unia Europejska dokona redukcji o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych w stosunku do poziomu emisji z 1990 roku; zwiększy udział zużycia energii pochodzącej z odnawialnych źródeł energii do 20 proc.; zwiększy o 20 proc. efektywność energetyczną w stosunku do prognoz na rok 2020; zwiększy o co najmniej 10 proc. udział biopaliw w ogólnym zużyciu paliw transportowych.
Jako Instytut włączyliśmy się w realizacje drugiego celu, czyli zwiększenia w Polsce udziału OZE do 15 proc. całkowitego zużycia energii. Teraz chcemy się włączyć w realizację pakietu „Fit for 55”, co oznacza redukcję emisji CO2 do 55 proc. w Unii Europejskiej do 2030 roku, co oznacza a dla Polski będzie to wielkośćzwiększenia udziału energii z OZE o do co najmniej 40 proc.. Polska dotychczas deklarowała osiągniecie 21-23 proc udziału energii z OZE w zużyciu energii finalnej, co nie jest wystarczająco ambitną odpowiedzią na wezwania klimatyczne i cywilizacyjne.
Obecnie skupiliśmy się na rozwoju źródeł wiatrowych i słonecznych, które są wprawdzie pogodowo zależne, ale za to zeroemisyjne i najtańsze. Nawołujemy, żeby „Polska rzuciła palenie”, tzn. żeby wyszła z nałogu spalania wysokoemisyjnych paliw stałych i paliw węglowodorowych, które importujemy na dużą skalę. Zdajemy sobie sprawę, że porzucenie nałogu palenia nie jest takie proste, dlatego chcemy, żeby źródła OZE były wprowadzane w sposób kompleksowy i jednocześnie integrowane zarówno techniczne - z systemem elektrycznym, jak o ekonomicznie i z istniejącym rynkiem energii. To pozwoli na przesuwanie zapotrzebowania wtedy, kiedy dostępna jest energia najtańsza. Bardzo mocno wspieramy magazynowanie energii w cieple, czyli postulujemy elektryfikację ciepłownictwa dzięki magazynom ciepła, co z kolei umożliwi skorzystanie z letniej generacji energetyki słonecznej w kolektorach słonecznych na okresy zimowe. Cel jest prosty - każdy dodatkowy megawat mocy energii wiatrowej i fotowoltaicznej powinien zwiększać nasze bezpieczeństwo energetyczne i obniżać koszty energii elektrycznej i ciepła dla odbiorcy.
KB: 24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę, a wojna ta, poza aspektem humanitarnym ma to do siebie, że uruchamia całą lawinę procesów wpływających na gospodarkę, a w szczególności na energetykę. Jakie zmiany w tym ostatnim aspekcie przyniósł już konflikt militarny na Ukrainie, a jakie jeszcze przyniesie?
GW: Gdyby wszystkie zamierzenia UE i Polski sprzed 20 lat zostały zrealizowane, to dzisiaj prawdopodobnie nie byłoby tak dużych problemów w energetyce; ale niestety Polska, oraz cała UE, nadal jest są uzależnione od importu paliw kopalnych z krajów niedemokratycznych. Tkwimy w diabelskim trójkącie, szukając równowagi optymalizacji pomiędzy niskimi cenami energii, bezpieczeństwem energetycznym i klimatycznym. Nie możemy potrafimy znaleźć złotego środka w tym trójkącie, natomiast używamy go do forsowania różnych partykularnych, krótkoterminowych interesów. Niesłusznie uważaliśmy, że tylko tzw. stabilne źródła energii mogą dać nam bezpieczeństwo energetyczne. Nie chodzi przecież o to, aby przez 8700 godzin w roku produkować energię. To fałszywa teza, która wspiera paliwa kopalne i wymusza zakup na zewnątrz paliw i ponoszenie kosztów generacji ze źródeł nieelastycznych także tej niepotrzebnej energii. Takie podejście zabezpiecza interesy sprzedawców węgla, gazu oraz zwolenników energetyki jądrowej, którzy chcą produkować energie przez cały rok nie bacząc na zmienne potrzeby. W rezultacie oddalamy się od celów klimatycznych i przestajemy zwracać uwagę na koszty.
Już w strategii opracowanej przez rząd Jerzego Buzka w 2000 roku można znaleźć mądre stwierdzenia, że bezpieczeństwo energetyczne nie polega na gigantycznej centralnej elektrowni, która spala węgiel i rozbija jądra atomu, żeby zagotować wodę. Bezpieczeństwo energetyczne buduje się lokalnie na poziomie sołectwa, gminy, powiatu, regionu, województwa – kraj osiągnie bezpieczeństwo energetyczne wtedy, kiedy jego energetyka zostanie rozproszona. Niestety ta wizjonerska koncepcja została zniweczona w 2004 roku przez koncepcję „pionowej” konsolidacji energetyki, której celem było tworzenie państwowych monopoli, co wcale nie gwarantowało bezpieczeństwa energetycznego, za to z pewnością przyczyniło się do osiągnięcia stanu braku konkurencji, a więc wzrostu marży i cen sprzedaży. Oczywiście krótkoterminowo zrobiliśmy kilka dobrych drobnych kroków, na przykład na rzecz dywersyfikacji dostaw i źródeł gazu, ale to nie znaczy, że dywersyfikacja dostaw gazu obniży ceny, bo ceny kontroluje dyktator, który ma największy udział w rynku. W efekcie Europa, a więc i Polska, która praktycznie nie ma zasobów gazu i ropy naftowej, nadal zależy od dyktatu niedemokratycznych reżimów.
Drugi nasz błąd wynikał z pierwszego. Skoro postawiliśmy na paliwa kopalne, to zaczęliśmy fanatycznie walczyć z polityka klimatyczną UE, nie zważając na to, że Polska jest niewyobrażalnie narażona na skutki zmian klimatu, ponieważ nie ma odpowiednich zasobów wody, potrzebnej m.in. również do chłodzenia tych wszystkich źródeł, które spalają paliwa.
Nic tak skutecznie, obiektywnie i zgodnie z prawem międzynarodowym nie uderza w kraje niedemokratyczne handlujące paliwem, jak polityka klimatyczna. Ona działa silniej, niż doraźne embarga i sankcje. Tymczasem my w swojej naiwności, żeby nie powiedzieć głupocie, walczyliśmy z polityką klimatyczną, która może dać nam bezpieczeństwo energetyczne, jeżeli będzie realizowana konsekwentnie, stabilnie przez wiele lat. Nie wdrożyliśmy w pełni przepisów unijnych związanych z rozwojem OZE, a nawet zablokowaliśmy rozwój lądowej energetyki wiatrowej, co jest już zbrodnią przeciwko interesom narodowym jeśli chodzi o bezpieczeństwo kraju, rozwój gospodarczy, dobrobyt obywateli i niskie ceny energii. Co gorsza wyhodowaliśmy sobie monopol, który generuje bardzo wysokie koszty energii dla przedsiębiorców, gospodarki i dla obywateli. Wszystkie te poczynania były do tej pory finansowane ze środków podatnika, ale tak się dłużej nie da robić. W warunkach pełnego monopolu z niekontrolowanymi marżami i deficytami energii, koszty zostaną przerzucone wprost na odbiorców, bo monopol dba jedynie o swoje wyniki finansowe. I tak oto sami zdeformowaliśmy złoty trójkąt równowagi prowadzącej do zrównoważonego rozwojubezpieczeństwa energetycznego, który w dążeniu do opacznie rozumianego bezpieczeństwa energetycznego w innych krajach działa racjonalnie, a u nas stał się czarną dziurą wypełniona po brzegi węglem, którego nawiasem mówiąc również nie mamy w strategicznych ilościach i również musimy importować.
KB: Co zatem powinno się teraz zrobić?
GW: Wobec obecnego stanu rzeczy możemy przyjąć dwie postawy: albo tkwić fanatycznie w status quo, albo zrewidować krótkowzroczne myślenie, porzucić nadzieję na tanie paliwa węglowodorowe, nie snuć marzeń o bardzo drogiej energetyce jądrowej opartej na importowanej technologii i paliwie, tylko wrócić do podstaw zrównoważonego rozwoju, czyli do energetyki ze źródeł odnawialnych, które stały się właśnie dostępne i o których była już mowa ponad dwadzieścia lat temu. Wtedy technologie OZE były drogie, ale dziś koszty energetyki wiatrowej i słonecznej gwałtownie spadły, co zachęca zarówno do wytwarzania energii elektrycznej, jak i ciepła. Traktując oba sektory łącznie, Mmożemy bazować na magazynach ciepła, które są niezwykle tanie i możemy przejść do elektryfikacji całej gospodarki. Każdy megawat energii, nie tylko wiatrowej, ale i słonecznej, ze źródeł zeroemisyjnych obniża radykalnie emisję i koszty. I każda megawatogodzina z tych źródeł obniża import paliw z krajów niedemokratycznych i oddala widmo wojny, a w historii mieliśmy już wojny o paliwa w 1973, 1978 i 1990 roku. Według danych za luty 2022 roku w Polsce 24 proc. wytworzonej energii elektrycznej pochodziło z OZE, w UE – 40 proc. a w Niemczech aż 60 proc. Jeżeli udziały odnawialnych źródeł energii w ogólnym bilansie rosną, to nawet jeśli one są pogodowe zależne, ale przewidywalne, to są w stanie pokryć nasze zapotrzebowanie zarówno w bilansie dobowym, tygodniowym, miesięcznym, jak i rocznym. Tylko w ten sposób możemy rozwiązać wszystkie problemy związane z bezpieczeństwem energetycznym i oddalić widmo kolejnych wojen o surowce.
KB: Czy obecny stan technologii pozyskiwania energii z OZE – patrząc czysto hipotetycznnie – pozwalałby na zaspokojenie zapotrzebowania energetycznego całego kraju?
GW: Wszystko wymaga czasu, bo przestawienie się na OZE jest procesem. Zacznijmy od teorii. Posiadamy analizy polskiego systemu energetycznego wykonane przez Uniwersytet Stanforda i politechnikę duńską w Aalborgu, dotyczące zarówno energii elektrycznej, ciepła, jak i transportu, który jest też przedmiotem elektryfikacji. Owe analizy pokazują jak zachowuje się polski system energetyczny godzina po godzinie. Okazuje się, że w 2050 roku możemy dojść do 80 proc. a nawet 100 proc. wytwarzanej energii z OZE. Zapewni to dywersyfikacja źródeł OZE, czyli energetyka wiatrowa morska i lądowa (offshore i onshore), fotowoltaika prosumencka i farmy energii słonecznej oraz tzw. commercials czyli firmy, które sobie same produkują energię. Ważne także będą magazyny ciepła oraz magazyny wodoru. W ten sposób otrzymamy tańszą energię, więcej miejsc pracy i zero emisji do atmosfery.
W 2001 roku, kiedy powstawał nasz Instytut, tradycyjni energetycy uważali, że nie może być w systemie energetycznym kraju więcej OZE pogodowo zależnych niż 3-5 proc., bo system nie będzie działał. Tymczasem już dziś pogodowo zależne źródła w Polsce wytwarzają 24 proc. energii i system działa. Ba, tam gdzie jest większy udział źródeł pogodowo zależnych, jest mniej wyłączeń i są niższe ceny energii. Niestety, dyskusja na temat źródeł pogodowo zależnych jest zniekształcana przez fałszywe tezy, które mówią, że energia będzie tylko wtedy, kiedy zawieje wiatr lub zaświeci słońce. A przecież nikt rozsądny nie mówi żebyśmy rezygnowali nagle z systemu, który mamy. Popatrzmy na Danię, która nie ma paliw kopalnych. Po kryzysie energetycznym i szoku cen paliw 1978 roku kraj ten wprowadził podatek węglowy i od tego czasu powoli dochodził do wskaźnika 60 proc. źródeł pogodowo zależnych w całym systemie energetycznym. Nam oczywiście uzyskanie takiego wskaźnika nie zajmie tyle czasu, bo obecne technologie charakteryzują się kilkukrotnie większą sprawnością i wydajnością oraz niższą ceną. W związku z tym potrzebujemy mniej powierzchni kraju, mniej zasobów, żeby wyprodukować wielokrotnie więcej energii. A dysponujemy 312 tysiącami km kwadratowych powierzchni o dość słabej gęstości zaludnienia, której średnia wnosi 123 osoby na kilometr kwadratowy. To daje nam silne argumenty, które możemy wykorzystać w naszych warunkach geograficznych i klimatycznych. Braki w pełnym bilansowaniu generacji energii i potrzeb jesteśmy w stanie uzupełnić niewielkimi zasobami wody, geotermii i biomasy, oraz wspomagając się własnymi zasobami węgla. Takie postepowanie szybko może doprowadzić do całkowitej rezygnacji z importu węgla, ropy i gazu.
Oczywiście, jeżeli będziemy nadal stosowali regulacje z zamierzchłej epoki paliw kopalnych, i nie będziemy mieli taryf dynamicznych i, nie będziemy dostosowywać naszych odbiorów do profilu generacji wiatrowej i słonecznej, to transformacja energetyczna będzie trwała dłużej, a proces będzie droższy i trudniejszy. Nikt nie postuluje, aby nagle rezygnować z węgla i zatrzymywać elektrownie węglowe. Chodzi o to, aby one pracowały jako źródła podszczytowe i szczytowe – nie trzeba prawie dziewięć tysięcy godzin w roku szuflować węglem jak domagają się tego tradycyjni energetycy.
KB: Zatem można wywnioskować, że blokadę rozwoju energetyki odnawialnej ustawili politycy i biznes, który czerpie korzyści z obecnego status quo.
GW: Musimy zachować się racjonalnie i spojrzeć całościowo na problem bezpieczeństwa energetycznego z uwzględnieniem ochrony środowiska i ponoszonych kosztów. Każdy kraj ma swój problem z energetyką, który oczywiście jest głęboko zakorzeniony w łańcuchu powiązań i wzajemnych korzyści. Francja cierpi z powodu przeinwestowania i monokultury atomowej; nie może pozbyć się tej kuli u nogi, bo koszty odbudowy energetyki według nowych standardów przewyższają możliwości finansowe tego kraju, ale Ci którzy „żywią się atomem” są na tyle wpływowi, że nie chcą zmienić strategii. Wpływowy przemysł samochodowy w Niemczech nie chce odejść od silnika spalinowego i dlatego elektromobilność nie może się przebić. Z kolei Polska nie może się pozbyć monopolu węglowego, który został nam narzucony jeszcze przez RWPG i od tego czasu ma potężny wpływ na całą gospodarkę. Natomiast Rosja Putina jest uzależniona od eksportu węglowodorów i choć się jej wydaje, że jest energetycznym liderem, może skończyć jak Wenezuela, która postawiła na paliwa kopalne i stała się bankrutem. Stefan Kisielewski przestrzegał mówił: „To, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.” Te kraje to są przypadki urządzania się tam, gdzie nie ma przyszłości. Mimo to, dzieje się tak ze względu na podział interesów w gospodarce.
Niestety polityka ma ogromny wpływ na gospodarkę, szczególnie w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Najpierw politycy wygrywają wybory i urządzają świat po swojemu, a potem przed kolejnymi wyborami czerpią pieniądze z preferowanego sektora, żeby znowu wygrać. Takim przykładem dramatycznych skutków powiązania polityki z gospodarką jest Japonia i tragedia w Fukushimie w 2011 roku. Wiedzieliśmy, że do dramatu doszło z powodu tsunami, ale nie tsunami było przyczyną katastrofy w elektrowni atomowej. Jak ustaliła komisja parlamentu japońskiego, przyczyną tej katastrofy były bliskie powiązanie ministerstwa przemysłu i handlu z państwową firmą TEPCO i fakt, że nie dokonano na czas właściwych zabezpieczeń, bo środki finansowe były potrzebne na wybory.
Inna sytuacja była w Niemczech. Strategia Energiewende została sformułowana powstało w 2008 roku na fali popularności oddolnego ruchu inwestowania w OZE i postulatu wygaszania elektrowni jądrowych. W 2011 roku, po katastrofie w Fukushimie ruch ten przybrał na sile i wprost żądano odejścia od atomu w energetyce, co poskutkowało wzrostem uzależnienia gospodarki od węgla, zwłaszcza brunatnego, który w procesie spalania uwalnia szczególnie toksyczne gazy jest najbardziej emisyjny ze wszystkich paliw oraz od gazu. Energiewende znalazło się w impasie, a dobra idea została rozmyta.
Ukraina została brutalnie zaatakowana między innymi dlatego, że posiada zasoby węgla, gazu, ropy, uranu, a choć nimi handlowała od dziesięcioleci – nie zdołała się uzbroić.
Polityce klimatycznej najbardziej szkodzą kompromisy w układzie polityczno-gospodarczym, a te od wieku czyniono, aby realizować interesy z reżimami handlującymi paliwami kopalnymi. Nie da się doraźnie rozwiązać nabrzmiałych problemów. Polacy jako konsumenci muszą myśleć długoterminowo o rodzinach i dzieciach, a swoimi decyzjami konsumenckimi nie wpierać monopoli i reżimów. Ważny jest oczywiście wzrost gospodarczy, ale o wiele cenniejszy jest zrównoważony rozwój, który zagwarantuje poprawę jakości życia i pokój także przyszłych pokoleń.
-------------
Grzegorz Wiśniewski, inżynier, ekonomista, specjalista rynku energetyki odnawialnej i technologii energetyki słonecznej. Założyciel i prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Jest inicjatorem projektu budowy w Polsce Gigafabryki ogniw fotowoltaicznych realizowanym przez spółkę Giga PV S.A (2020) oraz koncepcji wprowadzania do polskiego ciepłownictwa zeroemisyjnych OZE z sezonowymi magazynami ciepła (obecnie wdrażane są dwa projekty pilotażowe ze wsparciem NCBiR). Wykładowca i opiekunem merytoryczny studiów podyplomowych „Energetyka odnawialna dla biznesu” organizowanych wspólnie z Politechniką Warszawską. Był dyrektorem Centrum Komisji Europejskiej ds. Odnawialnych Źródeł Energii i przewodniczącym Grupy Refleksyjnej Komisji Europejskiej ds. Energetyki Zrównoważonej, członkiem Komitetu Sterującego ds. Energii w NCBiR i Zespołu Redakcyjnego NCBiR ds. programu „Nowe Technologie Energetyczne”. Członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP kadencji 2015-2020. Kierował pracami nad kluczowymi dla energetyki odnawialnej ekspertyzami rządowymi dotyczącymi kierunków rozwoju prawa, ocen ekonomicznych technologii OZE. Jest współpatronem pierwszej krajowej „Strategii rozwoju energetyki odnawialnej” (2001), pierwszego projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii, założeń do systemu zielonych certyfikatów (2005) , inicjatorem poprawki prosumenckie do ustawy o OZE (2015). W 2013 roku wdrożył w Polsce metodę liczenia tzw. rozłożonych kosztów energii (LCoE), jako postawę do porównawczych ocen ekonomicznych technologii energetycznych. Laureat tytułu „Człowiek Polskiej Ekologii (2014).