Czasami da się łączyć wszystkie pasje
O różnych miarach sukcesu artystycznego oraz o wytrwałości, która jest nie mniej ważna niż talent i pracowitość, z Grzegorzem Myćką rozmawiają Marzena Tataj i Kamil Broszko.
Marzena Tataj: Poznaliśmy się w 2016 r., kiedy to pana praca zdobyła nagrodę specjalną jury w konkursie na okładkę magazynu „Teraz Polska”. Po ukończeniu Wydziału Grafiki Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu podjął pan studia doktoranckie na tejże uczelni. Tworzył pan grafikę warsztatową i projektową, ilustracje oraz krótkie formy animowane. Czym obecnie się pan zajmuje?
Grzegorz Myćka: Moje zainteresowania wciąż są takie same, ogólnie dotyczą konstruowania komunikatu wizualnego. Zmianie lekko uległa forma. Oprócz plakatu bardzo ważna jest dla mnie ilustracja sama w sobie, a od jakiegoś czasu tworzę również wielkoformatowe malowidła. W samym tylko Poznaniu już parę jest widocznych, niektóre z nich powstały jako wynik współpracy z młodzieżą w ramach akcji „Poznań bez nienawiści”, podczas której przestrzenie pokryte wulgarnymi i rasistowskimi hasłami są zamalowywane, by później zyskać nowe wizualne życie. Prowadzę też sporo warsztatów, zarówno dla młodzieży, jak i dla dorosłych. Właśnie szykuję się do zajęć z grupą niepełnosprawnych w ramach projektu „5 zmysłów”, organizowanego co roku w Poznaniu. Jednak ostatnio przede wszystkim powróciłem do ilustracji jako dyscypliny. Razem z grupą znajomych założyliśmy kolektyw ilustratorów z Poznania Ilu Nas Jest i wspólnie organizujemy wystawy w całej Polsce, których tematem jest życie zapracowanego, zestresowanego młodego człowieka, starającego się połączyć aktywność zawodową z twórczością artystyczną.
Kamil Broszko: Ma pan 30 lat, a na koncie udział w wystawach, liczne publikacje i nagrody. Czy budowanie takiego dorobku jest niezbędne dla artysty?
GM: Właściwie 30. urodziny mam dopiero pod koniec grudnia, ale z każdym dniem zbliżającym się do tej daty odczuwam coraz większy stres, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że to tylko umowna granica. Rzeczywiście staram się być aktywny twórczo, stąd udział w rozmaitych konkursach, przeglądach, wystawach (przeważnie plakatowych), ale nie uważam, by było to coś definiującego wartość artysty. Oczywiście budowanie dorobku jest o tyle istotne, że daje twórcy możliwość zaistnienia, pokazania swojej pracy szerszemu gronu. Trzeba przyjąć, że nasza praca będzie podlegać ocenie. Często bardzo trudno zakwalifikować się do wystawy, a co dopiero zdobyć nagrodę. Z czasem jednak wykształca się swoista odporność na tego typu sytuacje. Nie da się ukryć, że każdy konkurs i jego wynik to wypadkowa wielu czynników, m.in. gustu jury i jego oczekiwań, więc nie można się załamywać, trzeba próbować dalej.
KB: Jakie proporcje talentu i pracowitości sprzyjają osiągnięciu sukcesu i satysfakcji twórczej?
GM: Wydaje mi się, że talent i pracowitość muszą być ze sobą ściśle powiązane, ale do tego należy jeszcze dodać upór, aby się nie zniechęcić, o co łatwo w działalności wymagającej kreatywnego myślenia. Z tą pracowitością zresztą trzeba uważać, nie należy popadać w skrajność. Bardzo ważna jest właściwa organizacja pracy, również dlatego, by czasami móc po prostu pospać. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że często w wolnej chwili, zamiast spokojnie się zrelaksować i odpocząć, zastanawiam się, czy przypadkiem nie powinienem zrobić dla kogoś jakiegoś projektu, bo na pewno z czymś zalegam… Na razie mówię sobie, że wyśpię się później, a przynajmniej po trzydziestce.
KB: Czym według pana jest sukces? Jakie aspiracje i dążenia rozpoznaje pan w swoim środowisku?
GM: Określenie, czym jest sukces, nie jest łatwe, bowiem nie da się go obiektywnie zmierzyć. Możemy czuć się spełnieni twórczo, ale niekoniecznie być docenieni przez otoczenie. I odwrotnie: można zyskać uznanie środowiska, ale jednocześnie uważać, że podejmowane działania nie dają nam pełnej satysfakcji. Ja na pewno jeszcze poczekam z oceną swojej działalności. Odnośnie aspiracji i dążeń ludzi z mojego otoczenia – na pewno bardzo duże znaczenie ma zdobycie popularności w sieci, w mediach społecznościowych, często różnym kosztem.
MT: Z Bartoszem Mamakiem tworzy pan duet artystyczno-projektowy BiG Poster, który poprzez swoje działania stara się szerzyć zainteresowanie plakatem.
mural "Cytadela"
GM: BiG Poster jest projektem dotyczącym zmieniającej się estetyki i charakteru współczesnego plakatu artystycznego w Polsce. Organizujemy wystawy, warsztaty i spotkania. Cała inicjatywa ma na celu przyjrzenie się zjawisku nowego, młodego plakatu polskiego w kontekście współczesnych realiów projektowania graficznego.
Najważniejszym elementem przedsięwzięcia jest czasopismo tworzone na zasadach niskonakładowej publikacji. Ma ono charakter cykliczny i prezentuje prace zebrane w ramach otwartego naboru o zasięgu ogólnokrajowym, a ostatnio również międzynarodowym. Udało nam się wydać jeden numer w Hongkongu (przygotowany przez Bartosza) i jeden w Glasgow (przygotowany przeze mnie), a w planach są kolejne zagraniczne edycje. Każdy numer jest drukowany przy użyciu tylko dwóch, ściśle określonych wcześniej kolorów, które są integralną częścią haseł związanych z poszczególnymi wydaniami. W magazynie ukazują się również teksty krytyczne nawiązujące do tematu przewodniego. Publikacja jest tak zaprojektowana, że na jednej stronie widoczne są wyselekcjonowane najlepsze prace razem z tekstem, informacjami o autorach i stopką redakcyjną, zaś na drugiej – wielki plakat (z ang. big poster), co stanowi formę wyróżnienia i nobilitacji jego autora.
MT: Pamiętamy sukcesy polskiej szkoły plakatu. W magazynie „Teraz Polska” rozmawialiśmy o tym fenomenie z najlepszymi członkami tego ruchu, m.in. Waldemarem Świerzym, Janem Sawką, Rosławem Szaybo, Andrzejem Pągowskim czy Janem Młodożeńcem. Niegdyś plakat masowo gościł na ulicach, a dziś jest w tej przestrzeni niemal nieobecny.
GM: Dużo już o tym mówiono i pisano, więc trudno dodać coś nowego. Wszechobecność plakatu w przestrzeni publicznej przede wszystkim wynikała z realiów, w których działali twórcy. Korzystali z innych narzędzi, często musieli mierzyć się z cenzurą, a same projekty były zlecane przez instytucje państwowe. Szczególnie świadomość konfrontacji z cenzorem wykształciła oryginalną estetykę, w ramach której autor niejako bawił się z odbiorcą, sprytnie przedstawiając założenia spektaklu, filmu czy innego wydarzenia za pomocą specyficznego skrótu myślowego. Do tego dochodziła bezpretensjonalna forma i nie zawsze idealne możliwości reprodukcji kolorów polskich drukarni. Całość stworzyła zupełnie nową jakość, docenianą w swoim czasie bardziej za granicą niż w kraju.
MT: Czy plakat artystyczny ma dziś szansę zainteresować odbiorcę atakowanego zewsząd różnej jakości obrazami i komunikatami graficznymi?
GM: Dzisiejszy plakat istnieje w lekko zmodyfikowanej formie – jest elementem większych kampanii graficznych i funkcjonuje przede wszystkim w Internecie. Tam też często kładzie się nacisk na stworzenie jego wariantu animowanego, bowiem ruch jeszcze bardziej angażuje odbiorcę. Plakat stricte artystyczny zachowuje swoje bastiony na dziesiątkach przeglądów i wystaw, które organizowane są dosłownie na całym świecie – od Peru po Japonię. To dowodzi, że nadal jest ogromnie popularny. Oczywiście na ulicach też zdarzają się realizacje mniej komercyjne, nastawione na większą artystyczną ekspresję, ale często po prostu nie da się uciec od wymogów rynkowych. Ostatnio popularną formą jest również tzw. plakat autorski, realizowany na własne potrzeby, z pominięciem klienta, zwykle w minimalnym nakładzie. Takie plakaty można zobaczyć na specjalnych przeglądach. Zatem zainteresowanie wyszukaną formą graficzną jest nadal bardzo duże.
MT: Prowadzi pan Pracownię Grafiki w Centrum Kultury „Zamek” w Poznaniu.
GM: Pracownia Grafiki to miejsce, w którym pracujemy w klasycznych technikach warsztatowych, głównie linorytu i sitodruku, czasem wykorzystujemy również tzw. techniki metalowe – korzystające z blachy jako matrycy graficznej – czy inne graficzne eksperymenty. Uczestnikami mogą być wszyscy zainteresowani. Chodzi o to, by przekazać podstawy i opowiedzieć o możliwościach tych niesamowitych sposobów druku, dzisiaj odrobinę odsuniętych na boczny tor. Pracownia działa na zasadzie otwartego miejsca pracy, z każdym uczestnikiem staramy się zrealizować jego pomysł na grafikę, dopasowując technikę, format, wymiar, rodzaj papieru. Aby rozwinąć wrażliwość artystyczną uczestników, zawsze zachęcam do prób z różnymi materiałami, farbami, podkładami, wielkościami. Poza tym często zapraszam artystów, którzy prezentują swoją twórczość i opowiadają publiczności, jak wygląda ich praca. Nasza Pracownia to przede wszystkim jednak mała społeczność ludzi dzielących wspólne zainteresowania – razem organizujemy wyjścia na wystawy i spektakle oraz różne wyjazdy.
KB: Jak radzą sobie absolwenci ASP na rynku pracy? Co doradziłby pan kolegom i koleżankom wkraczającym dopiero na swą artystyczną drogę?
GM: Niestety, nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Niektórzy zupełnie zmieniają profesję, odnajdując w trakcie studiów nowe pasje, inni zaczynają pracować w zawodzie jeszcze przed dyplomem. Wiele osób podejmuje pracę agencyjną, spora grupa wybiera życie freelancera, przyjmując zlecenia raz na jakiś czas. To oczywiście zależy również od kierunku, wszystkie te bardziej użytkowe, jak grafika, wzornictwo czy architektura, zakładają inną ścieżkę rozwoju niż na przykład malarstwo czy rzeźba.
Moim zdaniem bardzo istotne jest, by już w trakcie studiów starać się choćby w małym stopniu pokazać swoje umiejętności poza uczelnią, pojawiać się na targach i konferencjach, poszerzać kontakty, poznawać ludzi. Jednak najważniejsze są wytrwałość i upór w działaniu.
plakaty: "Gallery Tour", "Wine Festiwal" i "Grrrrrafika".
KB: Łączy pan działalność plastyczną z grą w zespole muzycznym. Czy można się rozwijać komplementarnie w zupełnie odmiennych działaniach artystycznych?
GM: Zespół istnieje i ma się dobrze. Mamy już nazwę – Morga – i zagraliśmy parę koncertów, m.in. podczas Festiwalu Malta w Poznaniu czy Maratonu Piosenki Osobistej, a już niebawem kolejne. Nasza muzyka jest trudna do zaklasyfikowania, bo przeplatają się w niej motywy ludowe, rockowe, progresywne i melodyjne. Więc jest dosyć eklektycznie. No i dużo tekstów jest o śmierci, więc już w ogóle mrok… (śmiech) Ale można przy naszej muzyce tańczyć. Jednak nie da się ukryć, że jej tworzenie to czasochłonne zajęcie. Próby, ćwiczenia, koncerty – to wszystko wymaga zaangażowania i skupienia. Co ciekawe, na mojej uczelni było wiele muzykujących osób. Na tyle dużo, że swego czasu organizowałem tam specjalne muzyczne spotkania, podczas których graliśmy jam session. Pojawiali się gitarzyści, basiści, perkusiści, skrzypkowie, saksofoniści, didżeje. Zresztą Morgę tworzą osoby przede wszystkim zajmujące się sztukami wizualnymi – dwóch grafików, architektka, koordynator wystaw.
Nie zawsze da się łączyć wszystkie pasje. Warto określić, co jest ważne, a co ważniejsze. Chociaż przyznaję, że parę razy wracałem dosłownie z drugiego końca Polski, np. z Cieszyna, gdzie akurat miałem wernisaż wystawy, bo następnego dnia rano odbywała się próba zespołu. Więc czasami się da.
Grzegorz Myćka
(ur. 1989 r.) – doktorant na Wydziale Grafiki i Komunikacji Wizualnej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Zajmuje się grafiką warsztatową i projektową, ilustracją oraz krótkimi formami animowanymi. Laureat krajowych i międzynarodowych konkursów plakatu, ilustracji i filmu animowanego. Zdobył m.in. złoty medal na Międzynarodowej Wystawie „Satyrykon” w Legnicy, brązowy medal na Międzynarodowym Triennale Plakatu w Toyamie w Japonii, nagrodę specjalną na Międzynarodowym Triennale Plakatu w Trnavie na Słowacji. Uczestnik wielu międzynarodowych wystaw, m. in. Biennale del Cartel w Boliwii, Taiwan International Graphic Design Award, Triennale Plakatu w Trnavie, Międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie, Biennale Plakatu Polskiego w Katowicach, Międzynarodowego Biennale Plakatu Teatralnego w Rzeszowie, Międzynarodowego Triennale Grafiki w Falun. Laureat Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2012 r.
Współtworzy grupę artystyczno-projektową BiG Poster, która zajmuje się m.in. prowadzeniem warsztatów z tworzenia plakatu czy wydawaniem czasopisma „BiG Poster Zin”. Członek kolektywu ilustratorów z Poznania Ilu Nas Jest.