Biznes miodem płynący. Z garażu dziadka na rynek globalny
- Wszystko zaczęło się w latach 50. Mój dziadek, Marian Łysoń, pracował wówczas jako ślusarz w Wytwórni Silników Wysokoprężnych „Andoria”. Jednak każdą wolną chwilę poświęcał na pracę w przydomowym warsztacie i rozwijanie swojego hobby, jakim było pszczelarstwo.
- Miałem dużą wiedzę praktyczną, nabytą w rodzinnym gospodarstwie, więc postawiłem na zbieranie kontaktów, bywanie na konferencjach i kongresach, aby zaistnieć w świecie zawodowego pszczelarstwa, jak również w świecie nauki.
- Szybko się zorientowaliśmy, że stumetrowy garaż nie podoła rosnącym lawinowo zamówieniom i trzeba powiększyć zakład, dlatego zdecydowaliśmy się na wynajęcie nowej powierzchni, około 1 tys. m kw.
- Ważnym dla mnie krokiem była decyzja o powołaniu szerokiego zarządu. Stało się to osiem lat temu i nie było dla mnie łatwe, bo zawsze miałem ciągoty do działania operacyjnego. Ale kiedy poziom obrotów firmy zbliżał się do 50 mln złotych, uznałem, że trzeba podzielić się obowiązkami.
Z Tomaszem Łysoniem rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Pierwsze pytanie może nie będzie oryginalne, ale nie sposób nie zapytać o początki firmy Łysoń.
Tomasz Łysoń: Pochodzę z rodziny pszczelarzy, mój dziadek i ojciec byli pszczelarzami. Ja też od dziecka pracowałem przy pszczołach. Przyznam, że za młodych lat nie zawsze mi się ta praca podobała, szczególnie kiedy koledzy mieli wakacje, a ja musiałem zajmować się pszczołami lub pracować w gospodarstwie. Z perspektywy lat doceniam ten czas, gdyż nauczył mnie szacunku do pracy, pokazał jej realną wartość. Kiedy sprzedaliśmy na bazarze miód czy pomidory, to zawsze dostawałem z tych pieniędzy jakiś bonus. Nie byłem wynagradzany za dniówkę czy godzinę, ale za finalny efekt swojego wysiłku, który był cząstką wspólnej, rodzinnej pracy. Tak poznawałem zasady przedsiębiorczości, które stały się fundamentem na dalsze zawodowe życie.
Miodarki marki "Łysoń"
Wszystko zaczęło się w latach 50. Mój dziadek, Marian Łysoń, pracował wówczas jako ślusarz w Wytwórni Silników Wysokoprężnych „Andoria”. Jednak każdą wolną chwilę poświęcał na pracę w przydomowym warsztacie i rozwijanie swojego hobby, jakim było pszczelarstwo. Szukał sposobów, aby pszczołom żyło się lepiej. Pierwszą maszyną, którą kupił zaraz po wojnie, była przedwojenna wiertarka ręczna – przerobił ją na elektryczną. Miał wiele trafionych pomysłów i świetne umiejętności, żeby je realizować. W swoim przydomowym warsztacie wykonywał pierwsze formy do produkcji uli styropianowych, które w tamtych czasach były zupełnie nowatorskim rozwiązaniem w pszczelarstwie. Przez lata doskonalił modele tych uli, a wszędzie, gdzie je prezentował, wzbudzały wielkie zainteresowanie pszczelarzy. W 1988 r. założył wspólnie z synem Andrzejem spółkę Apicol i rozpoczął produkcję uli styropianowych dla Regionalnego Zrzeszenia Pszczelarzy Apipol w Krakowie. Jednak firma nie przetrwała przemian ustrojowych w 1989 r. i nasza działalność znów „zeszła do garażu”. Dopiero w 1995 r., kiedy w wieku 19 lat skończyłem szkołę, dostałem od dziadka i ojca zgodę na wskrzeszenie tematu styropianowych uli i przekształciłem rodzinną przydomową działalność w firmę pod nazwą Łysoń.
Zacząłem spotykać się z pszczelarzami, wyjeżdżać na targi krajowe i pokazywać nasze ule. Byliśmy wtedy jedyną firmą prywatną oferującą innowacyjne urządzenia dla pszczelarstwa. Poza nami funkcjonowały w tym obszarze jedynie postkomunistyczne spółdzielnie. Dużą zaletą dla mnie był fakt, że produkcja uli nie była dla naszej rodziny podstawowym źródłem przychodu, miałem więc margines bezpieczeństwa i mogłem pozwolić sobie na pewne eksperymenty biznesowe. Dziadek i ojciec dali mi komfort nauki na własnych błędach.
KB: Lata 90. kojarzą się w Polsce z wolnością gospodarczą. Jakie lekcje firma Łysoń odrobiła w owym czasie?
TŁ: Miałem dużą wiedzę praktyczną, nabytą w rodzinnym gospodarstwie, więc postawiłem na zbieranie kontaktów, bywanie na konferencjach i kongresach, aby zaistnieć w świecie zawodowego pszczelarstwa, jak również w świecie nauki. To faktycznie był dobry czas na start firmy z naszymi innowacyjnymi ulami, gdyż ludzie szukali nowinek technologicznych i szybko je przyjmowali. Już w pierwszym roku działalności nie mogliśmy nadążyć z realizacją zamówień. A przypominam, że nadal produkowaliśmy ule w przydomowym warsztacie.
Natomiast moim największym wyzwaniem, był… mój młody wiek. Jak już wspomniałem, miałem wówczas 19 lat, a średnia wieku pszczelarzy wynosiła 60–70 lat. Zapuściłem brodę, żeby się nieco postarzyć, i zaprzyjaźniłem się z kilkoma doświadczonymi pszczelarzami, aby zrozumieć ich sposób myślenia i podejmowania decyzji. Ceniłem sobie szczególnie kontakt z pszczelarzem z Bytomia, panem Henrykiem, który był emerytowanym górnikiem, ale miał mocną podbudowę teoretyczną. Znał świat naukowy, dzięki czemu był na bieżąco z nowinkami z zakresu pszczelarstwa i był chętny się nimi dzielić. Kiedy musiałem dostarczyć klientom nasze ule, zapraszałem go w podróże po Polsce. Podczas tych wycieczek odebrałem od niego solidną porcję wiedzy o pszczołach i pszczelarstwie. Uczyłem się także rozmowy z doświadczonymi pszczelarzami.
KB: Jak wyglądał wówczas proces sprzedaży?
TŁ: Budowałem sieć networkingową. Odbyłem wiele spotkań w organizacjach pszczelarskich i tam od razu zdobywałem klientów na ule lub pozyskiwałem ambasadorów naszego produktu. A z racji młodego wieku świadomie wybrałem sobie doświadczonego mentora i z nim odbywałem wszystkie spotkania. Dzięki niemu swoją wiedzę praktyczną uzupełniłem o bieżącą wiedzę teoretyczną i uzyskałem dostęp do świata nauki z zakresu zdrowej hodowli pszczół i gospodarki pasiecznej. Wiedza o życiu pszczół jest fundamentem zdrowej pasieki, dlatego jako firma wspieramy naukę poprzez organizację konferencji tematycznych czy szkoleń dla pszczelarzy.
Miodarka marki "Łysoń"
KB: Wróćmy do rozwoju firmy. Jakie wydarzenia można uznać za kluczowe dla jej historii?
TŁ: Szybko się zorientowaliśmy, że stumetrowy garaż nie podoła rosnącym lawinowo zamówieniom i trzeba powiększyć zakład, dlatego zdecydowaliśmy się na wynajęcie nowej powierzchni, około 1 tys. m kw. Przełomowym dla firmy momentem było pojawienie się w niej w 2000 r. Rafała Krawczyka, starszego ode mnie o siedem lat i bardziej doświadczonego w biznesie. Z wykształcenia informatyk, stał się pszczelarzem z zamiłowania. Od tego czasu wspólnie zarządzamy firmą. W zespole zawsze łatwiej jest prowadzić biznes, szczególnie jak zarząd uzupełnia się kompetencjami, a dobra znajomość języków u Rafała pozwoliła wyjść firmie na rynki zagraniczne.
Postanowiliśmy wdrożyć do produkcji kolejny produkt – miodarki, czyli wirówki do odzyskiwania miodu z ramek, które są niezbędnym wyposażeniem każdego pszczelarza. Zaczęliśmy produkować je w dopiero co zwolnionym garażu, ale wyrób finalny nas nie satysfakcjonował, gdyż nie mieliśmy dostępu do nowoczesnych technologii z Zachodu. W tym celu odwiedziliśmy kluczowe firmy francuskie i włoskie produkujące sprzęt dla pszczelarzy i stwierdziliśmy, że nie mamy szans na osiągnięcie podobnego stopnia zaawansowania technologicznego i jakościowego. Zdecydowaliśmy się więc na dystrybucję urządzeń włoskiej firmy Lega. Jednak nie przyjęły się one na polskim rynku i po roku, czyli w 2002 r., znów wróciliśmy do pomysłu własnych urządzeń, co wiązało się z koniecznością inwestycji w odpowiednie technologie. Dużym wsparciem dla mocnego rozwoju branży pszczelarskiej i samego pszczelarstwa okazały się środki finansowe z programu SAPARD. Były to środki pochodzące z Unii Europejskiej dla państw oczekujących na członkostwo i przeznaczone na dostosowanie rolnictwa do gospodarki rynkowej krajów stowarzyszonych w UE.
Z pewnością kamieniem milowym dla naszej firmy było otworzenie granic związane z wejściem Polski do Unii Europejskiej, co zaowocowało tym, że dzisiaj jesteśmy obecni na 80 rynkach świata.
W tym czasie do firmy dołączyła także moja mama Danuta. Po przejściu na emeryturę zajęła się finansami przedsiębiorstwa, ponieważ wcześniej zawodowo pracowała jako księgowa. Oczywiście od samego początku mocno wspierał mnie mój tata Andrzej. Było to wsparcie techniczne, ale także olbrzymie zaangażowanie w udział w kongresach i targach branżowych, polskich i zagranicznych, w tym również w Apimondii – największym kongresie branżowym.
Natomiast ważnym dla mnie krokiem była decyzja o powołaniu szerokiego zarządu. Stało się to osiem lat temu i nie było dla mnie łatwe, bo zawsze miałem ciągoty do działania operacyjnego. Ale kiedy poziom obrotów firmy zbliżał się do 50 mln złotych, uznałem, że trzeba podzielić się obowiązkami. Wspólnik Rafał był odpowiedzialny za sprzedaż, a mnie chodziło o dywersyfikację obowiązków wewnątrz firmy. Powołaliśmy zarząd, ale przez dwa lata nic się nie zmieniło. Znów musieliśmy się cofnąć do punktu wyjścia i odpowiednio ukierunkować ludzi. W tym czasie do zarządu dołączyła też moja żona Basia. Zaczynając wówczas od działań edukacyjnych i wizerunkowych, do dziś prowadzi w firmie cały pion marketingu i PR. Obecnie pracujemy jak dobrze naoliwiona maszyna. Mamy sześcioosobowy zarząd, co nie może dziwić, gdyż nasz katalog produktowy waży kilogram – tyle mamy produktów w swojej ofercie. Pod moją kuratelą jest pion HR, gdyż moim oczkiem w głowie są ludzie i ich kompetencje. Oczywiście w przedsiębiorstwie produkcyjnym równie ważne jest wyposażenie technologiczne i stałe unowocześnianie zakładu. Ostatnie pięć lat było dla mnie okresem wyzbywania się nawyku operacyjnego działania nad całością i powierzenia kompetencji odpowiednim ludziom.
Kolejne wyzwanie, które postawiłem przed sobą i firmą i które udaje mi się teraz realizować, to bycie kreatorem w branży pszczelarskiej. Z pewnością nadajemy ton na konferencjach, sympozjach, wystawach poświęconych pszczołom i pszczelarstwu na całym świecie. Nie musimy być najwięksi, ale chcemy być liderem w swojej branży. To wielka przyjemność, ale i olbrzymia odpowiedzialność. Apimondia (Międzynarodowa Organizacja Związków Pszczelarskich) co dwa lata organizuje kongres, nazywany przez nas olimpiadą w branży. Z każdej z nich przywozimy medale za swoje innowacyjne produkty i aktywności. Trzy lata temu podczas kongresu w Stambule było ich 13, a w zeszłym roku w Chile – 17. Byliśmy jedyną firmą, która uzyskała ich aż tyle. W tym roku otrzymałem status korespondenta Apimondii, a to dlatego, że nie skupiam się tylko na biznesie, ale także na rozwoju nauki i edukacji branży pszczelarskiej. Szczególnie ważna dla nas jest edukacja dzieci i młodzieży. Możemy ją realizować m.in. dzięki naszemu Interaktywnemu Centrum Pszczelarstwa, Apilandii, które powstało z inicjatywy Basi i nadal funkcjonuje pod jej kierunkiem. W ciągu sześciu lat działalności Apilandię odwiedziło ok. 150 tys. dzieci.
------
UWAGA! Ważna informacja!
Można już składać aplikacje do kolejnej edycji Konkursu "Teraz Polska". Zachęcamy firmy do zgłaszania produktów i usług, ponieważ Godło „Teraz Polska” jest dla klientów najlepszą i uznawaną wskazówką najwyższej jakości i polskiego pochodzenia. Skontaktuj się z Fundacją Polskiego Godła Promocyjnego, organizatorem Konkursu „Teraz Polska” (e-mail: konkurs@terazpolska.pl; tel. 22 826 01 91; 22 201 26 90) lub od razu wypełnij ankietę rejestracyjną na stronie www.konkursterazpolska.pl
------
Od blisko 20 lat wspólnie z Rafałem wydajemy także czasopismo branżowe „Pasieka”. W ten sposób dostarczamy pszczelarzom narzędzia marketingowe i edukację. W myśl zasady „nauka dla praktyki” tak dobieramy naukowców, aby ich publikacje oprócz walorów naukowych miały przede wszystkim rys popularyzatorski, czyli w sposób przystępny opowiadały o najnowszych zdobyczach badań naukowych z dziedziny apiologii.
Razem z siostrą Kasią powołaliśmy spółkę, która zajmuje się dystrybucją polskiego miodu od naszych rodzimych pszczelarzy. Obecnie jesteśmy na etapie skalowania tego biznesu. Na rynku trudno jest walczyć polskim miodem, który jest droższy, ale zdecydowanie lepszej jakości od importowanego. My postanowiliśmy pójść swoją drogą – stworzyliśmy całe portfolio produktów, które mają miód w swoim składzie. Mamy żywność funkcjonalną z miodem, batony energetyczne, api snacki, czekolady, kosmetyki. Natomiast druga moja siostra, Aneta, zajmuje się kreowaniem i produkcją odzieży pszczelarskiej. W Grupie Łysoń działamy rodzinnie i, co najważniejsze, w dobrej atmosferze. Kierując się tymi wartościami, już teraz przygotowujemy przyszłe pokolenie do sukcesji. Powołaliśmy Fundację Apikulturę, która wspiera pszczelarstwo i branżę w szeroki sposób, m.in. realizując kampanie społeczne i edukacyjne: Podziękuj Pszczole, Kupuj Polski Miód, cykl filmów pt. „Kala i Pszczoły”. We wszystkie te działania aktywnie angażujemy także nasze dzieci.
KB: Czyli te firmy włoskie i francuskie, które objeżdżaliście w latach 90., szukając wzorców, dziś muszą się wzorować na was?
TŁ: Właśnie przejęliśmy włoską markę SAF Natura, która podobnie jak my produkuje urządzenia dla pszczelarzy, m.in. słynne we Włoszech miodarki. Przenosimy ich produkcję do Polski, ale włoski brand dalej będziemy rozwijać, o czym poinformowaliśmy oficjalnie i transparentnie dotychczasowych klientów i całą branżę. Liczymy tym samym na mocniejsze wejście na rynki południowej Europy. Natomiast firma Lega w ostatnim czasie zaprzestała produkcji z powodu nieudanej sukcesji. Mówię akurat o tych firmach, bo właśnie na nich wzorowaliśmy się w latach 90.
KB: Jak projektuje się urządzenie techniczne? Czy mają państwo dział badawczo-rozwojowy?
TŁ: Po pierwsze, mój dziadek miał doświadczenie technologiczne, gdyż był m.in. liderem zespołu, który produkował silniki wysokoprężne w Andrychowie. Po drugie, zawsze mieliśmy w domu dobrze wyposażony warsztat z frezarkami, tokarkami, w którym dziadek usługowo wykonywał różne prace. Przyglądałem się temu od dziecka, pracowałem w tym warsztacie, więc można powiedzieć, że gen inżynierski wyniosłem z domu. Na początku prac nad miodarką wykorzystywaliśmy własne umiejętności i doświadczenia w odniesieniu do potrzeb czy uwag zgłaszanych przez pszczelarzy. Własny dział badawczo-rozwojowy z prawdziwego zdarzenia uruchomiliśmy dopiero w 2010 r. Obecnie pracuje w nim pięć osób, które odtwarzają naszą dawną dokumentację i które wspierają nas w tworzeniu nowych rozwiązań. Sam cyklicznie biorę udział w spotkaniach R&D, inicjuję dyskusje, czasem wywracam do góry nogami projektowane rozwiązania, gdyż zawsze przeważa u mnie dusza praktyka. Dzięki temu realizowane przez nas pomysły są bliższe rzeczywistości.
KB: Czy w pszczelarskim świecie jest jeszcze miejsce na nową innowację technologiczną?
TŁ: Niby trudno jest drugi raz wymyśleć koło, ale nas bardzo motywuje Apimondia, olimpiada branżowa organizowana co dwa lata. Do myślenia innowacyjnego inspirują nas sami pszczelarze, którzy mają to w naturze, że lubią usprawniać swoją pracę. Tak więc dostajemy pomysł od pszczelarza, a następnie próbujemy go zoptymalizować i opracować do tego technologię. Szanujemy innowacyjność pszczelarzy, dlatego organizujemy dla nich konkursy na pomysł nowego produktu. Mamy taki konkurs również dla pracowników. Dzięki temu nasze szuflady są pełne pomysłów, a nam pozostaje umiejętność trafnego wyboru najlepszych do dalszej obróbki.
W ciągu ostatniej dekady odporność pszczół znacznie spadła. W związku z tym podjęliśmy wyzwanie, aby opracować naturalny i skuteczny suplement dla pszczół, który ją podniesie. Kończymy właśnie dwuletni okres badań i można powiedzieć, że był to bardzo owocny czas. Teraz jesteśmy w procesie patentowania receptury, a w przyszłym roku planujemy wypuścić suplement na rynek.
Nawiasem mówiąc, sami również organizujemy konferencje – jako firma i fundacja Apikultura. Wspólnie z Uniwersytetem Przyrodniczym w Lublinie organizujemy dla blisko tysiąca osób bezpłatną coroczną konferencję „Nauka dla praktyki”, na której przedstawiamy zarówno nowinki ze świata nauki, jak i najnowsze produkty z branży pszczelarskiej. Kilkudziesięciu naukowców prezentuje swój dorobek, ale w przystępny sposób, bo kluczowe są praktyczne zastosowania.
Z kolei w październiku w Krakowie pod patronatem ministra rolnictwa i wojewody małopolskiego organizujemy specjalistyczną konferencję dla szefów organizacji pszczelarskich, czyli osób, które posiadają autorytet i mogą edukować, budując świadomość pszczelarzy, co pozytywnie przekłada się na całą branżę.
KB: Na koniec chciałbym zapytać, co przyświecało decyzji o starcie w Konkursie „Teraz Polska”?
TŁ: Myśleliśmy o tym od dwóch lat, tylko nie mogliśmy się zdecydować, z jakim produktem powinniśmy wystartować. W końcu uznaliśmy, że skoro naszym największym sukcesem były miodarki, które dały firmie napęd rozwojowy, to do konkursu zgłosimy właśnie ten produkt.
Mówię o sobie, że jestem ambasadorem polskich pszczelarzy na świecie i światowych pszczelarzy w Polsce. Zawsze na międzynarodowych rynkach przedstawiamy się: Łysoń Poland, bo Polska na świecie kojarzy się z jakością. Dlatego znak „Teraz Polska” wykorzystujemy również na rynkach zagranicznych. Jesteśmy z Polski, tutaj są nasze korzenie, tutaj żyjemy i produkujemy. Jak przejmujemy spółkę włoską, to przenosimy jej produkcję do Polski. To wszystko są spójne działania. Wyszliśmy z garażu dziadka, byliśmy firmą lokalną, a jesteśmy teraz polską firmą globalną.
Tomasz Łysoń – twórca, właściciel i prezes zarządu Przedsiębiorstwa Pszczelarskiego Tomasz Łysoń, laureata Godła „Teraz Polska”.