Badania i innowacje - nie jest dobrze, ale sytuacja ma szansę się zmienić
O pozycji europejskiej nauki w perspektywie międzynarodowej, odtwarzaniu etosu polskiej myśli technicznej i stymulowaniu innowacyjności przez sferę publiczną z prof. Jerzym Buzkiem rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Panie profesorze, w aktualnym numerze magazynu „Teraz Polska” zajmujemy się nauką. Czy może ona być lekarstwem na spowolnienie gospodarcze?
Prof. Jerzy Buzek: Unia Europejska przeżywa obecnie poważny kryzys gospodarczy. Jeden ze sposobów trwałego z niego wyjścia to zwiększenie nakładów na naukę i technologiczny rozwój kontynentu. To właśnie badania i innowacje mogą podnieść konkurencyjność i przyczynić się do powrotu na ścieżkę wzrostu. Wiele krajów w historii – USA w latach 80. czy Finlandia i Korea Południowa w latach 90. – pokonało recesję m.in. poprzez konsekwentne inwestycje w badania i rozwój (B+R). Warto kroczyć tą drogą! Ostatnie decyzje dotyczące unijnego budżetu na lata 2014–2020 wskazują, iż prawdopodobnie zachowane w nim zostaną – a nawet wzmocnione – obszary związane z innowacyjną gospodarką.
KB: Światowym liderem w dziedzinie nauki są Stany Zjednoczone, niezwykła jest też dynamika rozwoju technologicznego w Azji. Czy Unia Europejska podejmuje działania pozwalające zmniejszyć jej zapóźnienie?
JB: W kontekście gospodarki globalnej UE traci swoją pozycję; nie tylko nie dogoniliśmy USA i Japonii, ale także powoli przegrywamy wyścig z Chinami. Jeden z powodów niższej konkurencyjności unijnej gospodarki to niewystarczające wydatki na rozwój technologii – zaledwie 2 proc. PKB przy 2,8 proc. w USA i 3,5 proc. w Japonii. Jednocześnie nie da się ukryć, że Europa przeżywa problem tożsamości; pojawiają się tendencje odśrodkowe, pogłębia się fragmentacja. Tym bardziej pozytywnym działaniem jest więc wzmacnianie integracji w zakresie innowacji – tworzenie Europejskiej Przestrzeni Badawczej (ERA). De facto oznaczałoby to wprowadzenie piątej swobody, pozwalającej na swobodne przemieszczanie się naukowców, wiedzy i technologii, a w konsekwencji – ustanowienie wspólnego rynku europejskiej nauki. Jedną z flagowych inicjatyw unijnej strategii wzrostu „Europa 2020” jest „Unia Innowacji”. Jej podstawą jest wymóg przeznaczenia 3 proc. PKB na badania. Starania te będą wspomagane m.in. co najmniej 70 mld euro budżetu programu „Horyzont 2020”, wspierającego rozwój badań naukowych, innowacji i konkurencyjności w UE.
KB: Czy polska nauka jest rozpoznawalna na świecie – nie tylko w aspekcie dokonań historycznych, ale również obecnych osiągnięć?
JB: Niewątpliwie są dziedziny, w których nasi naukowcy osiągają znaczące sukcesy. Dobrze, że przebijamy się z nimi do światowych mediów. Generalnie jednak Polska postrzegana jest jako państwo o małym potencjale naukowym, które właściwie zaniechało rozwoju własnych technologii. Polskie wydatki na badania i innowacje wynoszą obecnie 2,6 mld euro – prawie tyle samo co Republiki Czeskiej. Bardzo skromnie wyglądamy na tle krajów takich jak Szwecja (12 mld euro) czy też Austria, Belgia, Dania i Finlandia (ok. 7 mld euro rocznie). Kropkę nad i stawia porównanie nas z państwem wielkości Polski – Hiszpanią; jej nakłady na ten cel to aż 14,6 mld euro. Polskie firmy przeznaczają na badania 694 mln euro – niewiele więcej niż przedsiębiorstwa Luksemburga (466 mln euro), podczas gdy firmy z Czech – 1,45 mld euro. Efektem jest krytyczna struktura wydatków na B+R. Średnia unijna to 54,1 proc. środków pochodzących od przedsiębiorstw, a tylko 34,9 proc. ze źródeł publicznych. W Polsce jest niemal dokładnie odwrotnie – tylko 27,1 proc. to środki przemysłu, a aż 60,4 proc. – publiczne. Tak archaiczną strukturę mają w Unii Europejskiej jeszcze tylko Bułgaria i Cypr.
KB: Czym jest innowacyjna gospodarka i jaka jest jej przyszłość w Polsce w najbliższych latach? Jaka powinna być w Polsce procentowa wysokość nakładów z budżetu na badania i rozwój?
JB: Pojęcie innowacyjności rozumiane jest różnie. Unia opiera się na systemie 24 parametrów określających innowacyjność kraju, tj. wydatki na badania, liczba naukowców, rezultaty badań, patenty, innowacyjność firm. Niestety Polska w większości tych wykazów zajmuje jedne z ostatnich miejsc. Jedynie w czterech kategoriach jesteśmy powyżej średniej. Sumaryczny wskaźnik innowacyjności dla Polski to 0,30, przy unijnej średniej 0,55. Daje nam to dalekie, piąte miejsce od końca w całej UE. Dwa kluczowe kryteria oceny innowacyjności gospodarki to wydatki przedsiębiorstw na badania i rozwój innowacji oraz na zakup gotowych technologii i urządzeń. W tym pierwszym Polska osiąga zaledwie 16 proc. średniej unijnej, w drugim – aż 176 proc. Wyłania się z tego dość smutny obraz Polski – państwa, które w zasadzie nie tworzy własnych technologii, a większość potrzebnych kupuje za granicą.
Jest źle, ale sytuacja ma szansę się zmienić. W Polsce robi się obecnie dużo, by wrócić do rozwoju własnych technologii. Rząd w swoich strategiach założył zwiększenie wydatków na B+R z poziomu 0,6 proc. PKB do 1,7 proc. PKB do roku 2020. To realistyczna strategia, przybliżająca nas do średniej w UE (2 proc. PKB). Uwzględniając olbrzymi zastrzyk środków z funduszy strukturalnych, zwiększenie wydatków ze strony publicznej będzie jak najbardziej możliwe. Problem, który pozostanie do rozwiązania, to zwiększenie nakładów firm na badania i innowacje.
KB: Czy model finansowania nauki stosowany w Polsce powinien ewoluować? Jeśli tak, to w jakim kierunku?
JB: W ostatnich latach zbudowaliśmy podstawy do rozpoczęcia kolejnego, drugiego etapu transformacji. Powstały agencje finansujące badania, zwiększono środki wydawane na B+R. Zbudowano wiele obiektów nowoczesnej infrastruktury badawczej wyposażonych w laboratoria najnowszej generacji. Uruchomiono sporo dużych narodowych programów badawczych. Postawiono na rozwój młodych naukowców. Teraz należy podjąć strategiczną decyzję o przeznaczeniu środków rzędu 10 mld euro z funduszy strukturalnych na badania i rozwój polskich technologii. Biorąc pod uwagę globalne przemiany czy otaczający nas kryzys, podążanie dalej ścieżką ekstensywnego rozwoju nie będzie możliwe. Wykorzystaliśmy już proste przewagi konkurencyjne: tanią siłę roboczą o dużej fachowości, wysoką podaż dobrze wykształconych młodych ludzi, tanie grunty i nieruchomości. Czynniki te powoli wygasają i nie mogą być podstawą dla dalszego wzrostu PKB. Polska musi podjąć wysiłek rozwoju gospodarki opartej na wiedzy i uruchomienia swoich sztandarowych specjalności technologicznych. Niezbędne jest rozwinięcie badań prowadzących do nowych rozwiązań technologicznych, wdrożeń i pełnej komercjalizacji.
KB: Polska nie jest światowym liderem innowacyjności. Czy warto rozwijać u nas dziedziny, w których inni znacząco nas już wyprzedzają?
JB: Nie jesteśmy bez szans na sukces. Przy dynamicznym rozwoju nauki prawie wszystkie produkty są bowiem stale ulepszane i wprowadzane są nowe technologie. Jest też kilka obszarów, w których polskie przedsiębiorstwa już dzisiaj zajmują wysokie pozycje i są przygotowane do kolejnych inwestycji. Najlepszym przykładem jest polski przemysł lotniczy, który zajmuje szóstą pozycję w UE. Dla bezpieczeństwa energetycznego i podtrzymania swojego rozwoju Polska musi także zainwestować w czyste technologie węglowe, takie jak zgazowywanie węgla, karbochemia lub wydobycie gazu niekonwencjonalnego, np. z łupków.
KB: Czyli postrzeganie polskich technologii jako jednoznacznie ustępujących zawsze tym importowanym jest uproszczeniem?
JB: Zdecydowanie! Musimy zmienić atmosferę wokół rozwoju naszych technologii, odtworzyć etos polskiej nauki i myśli technologicznej. Nawet importując technologie, powinniśmy uruchamiać offset technologiczny – odpis na rozwój zaplecza badawczego i zwiększanie polskiego potencjału. Niezbędne jest dokonanie realokacji środków z funduszy strukturalnych. To teraz musimy podjąć decyzję, na co je przeznaczyć: czy zainwestować w zaniedbaną infrastrukturę, czy w rozwój innowacyjnej gospodarki. Istnieje bowiem ryzyko, iż jeśli teraz nie rozwiniemy gospodarki opartej na wiedzy i nie wejdziemy na ścieżkę przyśpieszonego wzrostu, to w przyszłości nie będziemy mieli za co utrzymać budowanej teraz infrastruktury.
KB: Szansy na rozwój nauki upatruje się we współpracy pomiędzy władzami publicznymi, przedsiębiorcami i naukowcami. Wydaje się jednak, że w Polsce takie partnerstwo publiczno-prywatne nadal jest w powijakach. Co więcej, jest ono obciążone stereotypem, według którego spotkanie polityków z biznesem może zaowocować wyłącznie patologią. Jak odwrócić ten stan rzeczy? I jak to wygląda za granicą?
JB: System partnerstwa publiczno-prywatnego w badaniach i rozwoju technologii działa w UE bez zarzutów. Aby ułatwić zawieranie partnerstw ustanowiono ok. 30 Europejskich Platform Technologicznych. Każda z nich grupuje kluczowe firmy danego sektora gospodarczego, organizacje przemysłowe i centra badawcze. Kluczowym zadaniem Platform jest zdefiniowanie programu badawczego, tzw. Strategicznej Agendy Badawczej, która jest podstawą do uruchomienia przez Komisję Europejską programu wsparcia w postaci Wspólnej Inicjatywy Technologicznej, Europejskiej Inicjatywy Przemysłowej albo innych partnerstw publiczno-prywatnych na zasadzie – 50 proc. środków prywatnych i 50 proc. środków publicznych. Ten model przenoszony jest obecnie do Polski. Powstałe pięć lat temu polskie Platformy Technologiczne mogą inicjować strategiczne programy rozwoju technologii, które po weryfikacji są uruchamiane przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Pilotaż tej procedury został właśnie zainicjowany podpisaniem umowy z Polską Platformą Technologiczną Lotnictwa na realizację programu badawczego o wartości 0,5 mld zł. Warto w latach 2014–2020 przeznaczyć na takie instrumenty znaczącą część funduszy strukturalnych.