Teraz Polska... ! i to coraz bardziej

Historia znaku promocyjnego „Teraz Polska” to w jakiejś mierze odbicie 20 lat historii rozwoju polskiej gospodarki. Znak pojawił się wówczas, gdy polskie firmy były nieefektywne i źle zarządzane, polska myśl techniczna zamierała, a polskie produkty nie wytrzymywały konkurencji z importowanymi. Problem tkwił nie tylko w muzealnych urządzeniach, niezgodnym z duchem czasu wzornictwem, archaicznej organizacji pracy i przestarzałych metodach zarządzania, ale przede wszystkim w głowach. Długotrwała agonia gospodarki komunistycznej, a potem dramatyczne zderzenie z wolnym rynkiem spowodowały, że Polacy w ogóle przestali wierzyć, że można w naszym kraju wytwarzać wysokiej jakości towary i realizować nowoczesne usługi. Kolorowy import wypierał ze sklepów siermiężne wyroby krajowego przemysłu, a nowo powstająca przedsiębiorczość koncentrowała się głównie na handlu sprowadzanymi z zagranicy nowościami. Mogło się wydawać, że już nigdy polskie towary nie będą w stanie konkurować z obcymi, ani w kraju, ani tym bardziej za granicą. Czy na początku transformacji było do wyobrażenia, że po 20 latach polski eksport będzie przekraczał 200 miliardów dolarów? Pewnie nie, bo wówczas nasz eksport był 16 razy mniejszy, a co gorsza – skoncentrowany na surowcach i prostych półproduktach. Czy było do wyobrażenia, że Polacy na nowo pokochają wiele wytwarzanych w kraju produktów i uznają je za lepsze od zagranicznych? Wtedy nic na to nie wskazywało.

Trudne początki

Kiedy w 1991 roku powstawała koncepcja stworzenia polskiego znaku promocyjnego, a na początku roku 1992 pojawiły się magiczne słowa „Teraz Polska”, nasza gospodarka naprawdę wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. Od wielu miesięcy trwała trudna transformacja, która miała doprowadzić do powstania w naszym kraju nowoczesnej gospodarki rynkowej. Zadanie okazało się jednak znacznie trudniejsze i bardziej bolesne, niż początkowo sądzono.

Uczciwa ocena tego, co stało się na początku lat 90., wymaga przypomnienia sobie wydarzeń wcześniejszej dekady. Od kryzysu zadłużeniowego w roku 1980 centralne planowanie pozostało już tylko frazesem – nikt niczego nie był w stanie planować. W lata 90. wkraczaliśmy jako finansowy bankrut, od 10 lat nie płacący nawet odsetek od swojego zagranicznego zadłużenia. Odcięta od zagranicznych kredytów gospodarka nie była w stanie wygenerować środków na najbardziej niezbędny import. Jednocześnie kompletnej dezorganizacji uległa biurokracja gospodarcza, niezdolna do poradzenia sobie z trudną sytuacją, a nieśmiałe próby połowicznych reform nie przynosiły efektów. Złoty, jeśli w ogóle kiedykolwiek w historii gospodarki komunistycznej w Polsce miał jakąś realną wartość, w końcu lat 80. stał się już tylko rodzajem bonu towarowego bez pokrycia. A jednocześnie polski sektor prywatny skazany był nadal na działalność marginalną, wypełniając tylko nisze rynkowe tworzone przez skrajną nieefektywność firm państwowych. Kiedy wreszcie pojawił się naprawdę wolny rynek, okazało się, że spora część powstałych w latach 80. małych firm prywatnych nie wytrzymała prawdziwej konkurencji i upadła. Nic jednak nie zdołało zaćmić nokautu, jakiego doznały już w pierwszej rundzie starcia z wolnym rynkiem firmy państwowe. Kiedy w wyniku pakietu działań liberalizacyjnych ze stycznia 1990 granice zostały otwarte, złoty stał się wymienialny, ceny uwolnione, a kolejki po towary zlikwidowane, kraj zalała fala przewożonych pociągiem z Berlina Zachodniego towarów. Polscy konsumenci w 1990 roku byli rozpaczliwie ubodzy, a importowane produkty – choć tańsze niż w latach 80. – nadal bardzo drogie. Mimo to przed krajowym przemysłem stanęło widmo śmierci – w większej części po prostu nie był on w stanie produkować towarów, które chcieliby kupować klienci. Kiedy dodatkowo w roku 1991 zniknął rynek zbytu, tworzony przez sztucznie utrzymywany handel krajów RWPG, rzeczywiście mogło się wydawać, że polskie wyroby będzie można już wkrótce znaleźć tylko w muzeum, a określenie „Made in Poland” będzie równie martwe, jak egipskie hieroglify.

I właśnie wtedy, gdy polska produkcja toczyła najcięższą walkę o przetrwanie, pojawił się pomysł Godła Promocyjnego „Teraz Polska”. Do boju o odrodzenie prestiżu polskiej marki stanęli najpierw wypróbowani przez pokolenia sojusznicy – laureatami pierwszych edycji konkursu były m.in.: torcik waflowy Wedla, patelnie z Olkusza, wafelki Prince Polo, „eksportowe” piwo z Żywca (przez lata przedmiot westchnień Polaków, korzystających z niego głównie – jak nazwa wskazuje – za pośrednictwem „eksportu wewnętrznego”, czyli sklepów walutowych).

Szybko okazało się jednak, że w gospodarce dzieje się więcej dobrego, niż można było sądzić, patrząc na królujący na półkach sklepowych import. Poza tradycyjnymi wyrobami szybko pojawiły się nowe, najwyraźniej zdolne do konkurencji. Choćby nagrodzony w drugiej edycji śmigłowiec Sokół – pierwszy zwiastun odrodzenia polskiego przemysłu lotniczego, a także – co ciekawe – proszek do prania Pollena 2000, wart odnotowania nie tyle z powodu własności czyszczących, ale raczej towarzyszącej mu kampanii reklamowej. Chyba po raz pierwszy zamiast skrzętnie ukrywać polskie pochodzenie produktu, zaczęto się nim chwalić, wykorzystując w tym celu bohaterów z Sienkiewiczowskiego „Potopu”.

Sukces transformacji

Po pierwszym szoku, który z pewnością można określić mianem czasów twórczej destrukcji, gospodarka zaczęła coraz bardziej przyspieszać, osiągając już w połowie lat 90. spektakularny sukces. Na początku z pewnym wahaniem, potem z coraz większym przekonaniem zaczęliśmy podejrzewać, że Polacy są narodem przedsiębiorców. Kiedy tylko osiągnęliśmy porozumienie w sprawie uregulowania problemu starego zadłużenia zagranicznego, do kraju popłynęła też wartkim strumieniem struga nowych kapitałów. Strumień szybko zamienił się w wielomiliardową rzekę zagranicznych inwestycji. Gwałtownie przyspieszyły procesy modernizacyjne. Radykalnej poprawie ulegało niemal wszystko: efektywność, nowoczesność, struktura produkcji, konkurencyjność, stopień otwartości. Jeśli na początku lat 90. większość eksportu stanowiły jeszcze ciągle produkty tradycyjne, surowce i sprzedawane pod obcą marką najtańsze towary przemysłowe, to już w końcu dekady największym polskim eksporterem stał się przemysł motoryzacyjny, a nowoczesne fabryki należące do światowych koncernów stały się jedną z głównych sił napędowych gospodarki. Jeśli na początku dekady kraj znajdował się na absolutnych peryferiach globalizacji, z czasem weszliśmy na drogę coraz bardziej udanej integracji i rosnącej konkurencyjności. Nawet jeżeli nie był to jeszcze koniec kłopotów, a na początku XXI wieku kraj czekał jeszcze okres recesji i bolesnej drugiej fali restrukturyzacji przedsiębiorstw, coraz bardziej jasne było, że droga obrana na początku lat 90. prowadzi w stronę modernizacji, zmniejszania luki technologicznej i stopniowej budowy dobrobytu.

Widoczne było również odbicie tego procesu w galerii laureatów konkursu „Teraz Polska”. Pojawiały się w niej nowe wyroby i nowi producenci, zarówno ci o korzeniach krajowych, jak stworzeni od podstaw przez zagranicznych inwestorów. Obok tradycyjnych produktów przemysłowych, takich jak paliwa i oleje Orlenu czy Lotosu, sprzęt budowlany ze Stalowej Woli czy tokarki Rafametu, coraz częściej zaczęły pojawiać się nowe polskie specjalności produkcyjne i eksportowe: sprzęt AGD Zelmer, Amica czy Wrozamet, meble Kler i Swarzędz, okna Fakro i Stolbudu, materiały budowlane Atlas.

Sukces... i dalsze kłopoty

Ścieżka rozwoju, która w ciągu ostatnich lat uczyniła z Polski najbardziej dynamiczny kraj kontynentu, nie byłaby możliwa bez akcesji do Unii Europejskiej. Polska przystąpiła do Unii w maju 2004 roku, symbolicznie kończąc ciągnący się od ponad pół wieku podział kontynentu na Europę „lepszą” – szybciej się rozwijającą i zapewniającą wysoki standard życia obywateli – i „gorszą” – leżącą na wschód od żelaznej kurtyny. Przystąpienie do Unii oznaczało również ukoronowanie i zakończenie procesu transformacji. W wyniku kilkunastoletnich reform powstała w naszym kraju sprawnie działająca gospodarka rynkowa. Gospodarka nie tylko zdolna do szybkiego rozwoju w latach 2004–2008, gdy na świecie panowała dobra koniunktura, ale również do skutecznego stawienia czoła wyzwaniom tworzonym przez globalny kryzys finansowy. Szybsze tempo rozwoju w porównaniu z Europą Zachodnią spowodowało, że PKB na głowę mieszkańca Polski wzrósł z 43 proc. poziomu obserwowanego w krajach „starej” Unii w roku 2003 do 50 proc. w roku 2008 i 60 proc. obecnie. Droga do gospodarczego jądra świata jest jeszcze daleka, liczona w dziesiątkach lat, ale jej kierunek jest chyba przesądzony. Wymaga jednak dalszych zmian i dalszych reform, zdolnych uczynić z Polski kraj bardziej innowacyjny, którego rozwój w większym stopniu oparty jest na wiedzy, nowych technologiach i usługach o wysokiej wartości dodanej.

I takie właśnie produkty zaczynają pojawiać się obecnie wśród laureatów konkursu „Teraz Polska”. Tradycyjnym – ale sprzedawanym z coraz wyższą marżą – alkoholom i produktom spożywczym (choćby oscypkowi) towarzyszą coraz częściej zaawansowane systemy informatyczne, nowe usługi finansowe, oryginalne technologie i usługi telekomunikacyjne.

Mimo wielu czekających jeszcze na rozwiązanie problemów, minione 20 lat jest niewątpliwie okresem, w którym Polska doświadczyła ogromnych, korzystnych zmian gospodarczych. Zbudowane zostały podstawy, na których możliwy będzie szybki rozwój w nadchodzących dekadach. Polska gospodarka została zmodernizowana, wzmocniona, ustabilizowana, przygotowana do funkcjonowania w warunkach globalizacji. Typowa firma zmieniła się z nisko wydajnego, obawiającego się zagranicznej konkurencji, niepewnego swoich sił przedsiębiorstwa państwowego w dobrze zarządzaną, dynamiczną, gotową do ekspansji eksportowej lub do rozwoju na rynku krajowym część sektora prywatnego. Firmę, której marka jest coraz bardziej znana i wzbudza coraz większy szacunek.

Nie ma prawdziwego rozwoju gospodarczego bez rodzimych przedsiębiorców, bez własnych marek, bez własnego pomysłu na biznes. I szczęśliwie takie właśnie marki i takie produkty zaczęły się w Polsce z czasem pojawiać. A znak promocyjny „Teraz Polska” odegrał w tym niebagatelną rolę.


Prof. Witold M. Orłowski

 

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.