Ta praca ma głęboki sens
O sukcesji w medycynie, kardiochirurgii małoinwazyjnej oraz lekarzach grających rocka z prof. Piotrem Suwalskim rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Kardiochirurdzy to zapracowani lekarze. Jak rozgranicza pan profesor pracę i czas wolny?
Piotr Suwalski: Nie jest to łatwe. W zawodzie kardiochirurga nie ma limitowanego czasu pracy, a to się odbija na życiu rodzinnym. W przypadku naszej specjalizacji nie wystarczy powiedzieć, że pacjent jest najważniejszy – specyfiką kardiochirurgii jest to, że praktycznie zawsze chodzi o życie pacjenta. Pracuję w zespole, który jest bardzo dobry i bardzo zgrany, co pozwala dzielić się obowiązkami. Generalnie kardiochirurg spędza życie w pracy. Mogę jedynie dziękować rodzinie, która stara się to zrozumieć, choć oczywiście są momenty, kiedy nie jest lekko, zwłaszcza w święta. Szczególnie małym dzieciom trudniej zrozumieć, dlaczego podczas świąt czy innych ważnych uroczystości rodzic jest nieobecny. Ale taki to jest zawód.
KB: Zawiera się z rodziną rodzaj jakiejś umowy?
PS: Tak. Chociaż muszę powiedzieć, oczywiście półżartem, że czasami argumenty w stylu „przecież wiedziałaś, że jestem kardiochirurgiem” nie są wystarczające. Szczególnie kiedy pojawiają się dzieci, które nie rozumieją tego, co robi tata. Ja jednak już w liceum wiedziałem, że chcę zajmować się kardiochirurgią, i zdawałem sobie sprawę, jak ta praca wygląda.
KB: Sukcesja w medycynie budziła i nadal budzi kontrowersje. Jednak dziś coraz powszechniejsza wydaje się świadomość, że zawód lekarza to nie tylko prestiż, ale także ciężka praca. W tym sensie sukcesja jako budowanie świadomości odnośnie dokonywanego wyboru zawodu wydaje się być czymś ważnym i potrzebnym.
PS: Na pewno sukcesja w sensie zawodowym, czyli fakt, że potomek ma ten sam zawód co rodzic, nie powinna być uznawana za coś niestosownego. Dobrym przykładem są rodziny prawnicze czy rzemieślnicze na Zachodzie, które kontynuują tradycje przez setki lat. Oczywiście należy przestrzegać reguł równego dostępu do zawodu. Natomiast samo dziedziczenie jest czyś naturalnym. Trudno też zakazać młodej osobie świadomego wyboru. Pójście drogą swojego rodzica pewne sprawy upraszcza, choć inne wręcz komplikuje. Nieraz trzeba wykonać większą pracę czy ciągle dowodzić swojej wartości. Znam to z autopsji, ale także z relacji przyjaciół, którzy kontynuowali drogę zawodową swoich rodziców (nie tylko na polu medycyny). Osiągnięcie sukcesu musi być okupione cięższą pracą, jeżeli również rodzic osiągnął w danej dziedzinie sukces. Mój ojciec był kierownikiem kliniki w dwóch szpitalach w Warszawie, ostatnio był kierownikiem kliniki na Uniwersytecie Warszawskim. Ja sześć lat temu dostałem szansę od dyrekcji Szpitala MSWiA i było to dla mnie duże wyróżnienie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jakoś tę szansę wykorzystałem. Wartość sukcesji doceniam przede wszystkim w aspekcie wpływu na podejmowanie decyzji. Nie każdy czuje się dobrze w medycynie. Ja znałem ten zawód od małego. I tym bardziej pociągała mnie medycyna, choć oczywiście ojca zbyt często w dzieciństwie nie widywałem. Powiem szczerze, że moja mama, wiedząc, w jaki sposób jej mąż, a mój ojciec pracuje, nie chciała, żebym został kardiochirurgiem. A ja uważałem, że ta praca ma głęboki sens.
KB: Kardiochirurgia bardzo się rozwinęła w ostatnich latach.
PS: Polska kardiochirurgia zawsze była dość blisko poziomu zachodniego, mimo ciemnych dni komunizmu. Podziwiałem ojca i innych kardiochirurgów, bo była to ich zasługa. Zaś w ostatnich latach niesłychanie rozwinęła się technologia medyczna i dziś mogę śmiało powiedzieć, że polska kardiochirurgia reprezentuje najwyższy światowy poziom. Nie mamy pełnego dostępu do niektórych najbardziej wysublimowanych narzędzi, ale na pewno możemy być dumni z poziomu merytorycznego. Wielu z nas jest na Zachodzie wykładowcami, prelegentami na konferencjach, autorami publikacji; uczymy również chirurgii poprzez przeprowadzanie pokazowych operacji. Koledzy z Europy czy z USA w normalny sposób przyjmują naszą obecność w międzynarodowym świecie kardiochirurgicznym – nikogo już nie dziwi, że przyjechał kardiochirurg z Europy Wschodniej. To zjawisko bardzo mnie cieszy. Wszyscy już rozumieją, że również w naszym kraju powstają znakomite publikacje. Artykuły naukowe z Polski nie natrafiają już na taki opór, jak 15–20 lat temu, kiedy były kilkakrotnie weryfikowane, bo zespół redakcyjny miał wątpliwości, czy naprawdę tak dobra praca mogła powstać naszym kraju. Niedawno w Szpitalu MSWiA odbył się centralny kurs europejski kardiochirurgii małoinwazyjnej. Jestem z tego niezwykle dumny. Długo nie mogłem uwierzyć, że Europejskie Towarzystwo Kardiochirurgiczne wyznaczyło nasz ośrodek do goszczenia tego prestiżowego wydarzenia. Przyjechali najlepsi kardiochirurdzy z całego świata, nie tylko z Europy Zachodniej i naszego regionu, ale również z Tajwanu, Sri Lanki, Brazylii, Ameryki, Kanady. Nasz zespół wykonał na żywo 10 bardzo trudnych operacji małoinwazyjnych, dowodząc, że możemy czegoś nauczyć innych. W dziedzinie kardiochirurgii jesteśmy pełnoprawnymi partnerami Europy. Wcześniej tego typu kongresy odbywały się m.in. w Berlinie i Londynie, ale u nas było najwięcej uczestników. Polscy kardiochirurdzy sprawują również funkcje w rozmaitych prestiżowych organizacjach. Pan prof. Marian Zembala jest teraz prezydentem elektem Europejskiego Towarzystwa Kardio-Torakochirurgicznego, ja zostałem niedawno mianowany prezydentem elektem Międzynarodowego Towarzystwa Kardiochirurgii Małoinwazyjnej. To dla mnie niewiarygodny honor i jednocześnie dowód, że całe polskie środowisko kardiochirurgiczne cieszy się uznaniem na Zachodzie.
KB: Na czym polega metoda małoinwazyjna?
PS: Typowym dostępem kardiochirurgicznym do serca jest tzw. sternotomia, czyli pełne przecięcie mostka pośrodku, które daje nam bardzo dobry dostęp do całego serca i wielkich naczyń, ale jest inwazyjne. Jest to oczywiście złoty standard, ale na pewno stanowi dla pacjenta obciążenie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. W ciągu ostatnich lat upowszechniły się metody operacji „przez dziurkę od klucza”. Zawdzięczamy to nowym technologiom, takim jak kamery endoskopowe, którymi możemy się posługiwać w środku klatki piersiowej, czy specjalne narzędzia chirurgiczne. Część operacji wykonujemy całkowicie endoskopowo czy – jak my to nazywamy – torakoskopowo. Ja porównałbym je do operacji laparoskopowych w brzuchu, tzn. poprzez porty wchodzimy przez ściany klatki piersiowej i za pomocą specjalnych narzędzi wykonujemy operację w klatce, zupełnie nie naruszając ciągłości tkanek i kośćca. Muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o operacje zastawek serca w naszej klinice, to od sześciu lat nie wykonaliśmy żadnej sternotomii – wszyscy pacjenci są operowani metodami małoinwazyjnymi. Po pierwsze jest to związane ze znacznie mniejszym urazem (ze względu na nienaruszenie kośćca), więc pacjenci mogą dużo szybciej wrócić do normalnej aktywności. Podczas operacji tracą mniej krwi i lepiej oddychają, z czego zadowoleni są anestezjolodzy. Z punktu widzenia samych kardiochirurgów nowoczesny dostęp do serca jest nierzadko nawet lepszy – oczywiście przy założeniu krzywej uczenia – dlatego że przy bardzo dobrym sprzęcie jesteśmy w stanie wizualizować elementy serca znacznie lepiej niż są one widoczne gołym okiem, przez dojście standardowe. Używamy między innymi technologii 3D. Dzisiaj operacje przypominają film science fiction, na sali operacyjnej wszyscy jesteśmy w okularach do odbierania obrazu 3D. Muszę przyznać, że technologia bardzo nam pomaga.
Chciałbym, żeby wszyscy pacjenci mieli świadomość postępu we współczesnej kardiochirurgii. Moją osobistą ambicją jest zmiana stereotypu ogromnej i krwawej operacji, który oczywiście jest przerysowany nawet w przypadku sternotomii. Dziś nowoczesne operacje kardiochirurgii małoinwazyjnej wiążą się często z mniejszym ryzykiem niż drobne operacje innych części ciała. Mamy znakomite wyniki – pacjenci są w dobrej formie wiele lat po operacji.
KB: Zależy panu na promowaniu kardiochirurgii małoinwazyjnej nie tylko w środowisku medycznym, ale także wśród potencjalnych pacjentów. Czy dlatego, że wcześniejsza diagnoza również w przypadku chorób serca dobrze wpływa na rokowania?
PS: To jest bardzo dobra uwaga. Kardiochirurgów jest niewielu. Dobrze się orientujemy, czym każdy z nas się zajmuje, jakie są postępy, nowe technologie i nowe możliwości. Natomiast zależy nam, żeby wyjść do ludzi i zaprezentować najnowsze możliwości kardiochirurgii, aby powszechna świadomość była coraz większa. Oczywiście wcześniejsza korekcja wad serca jest korzystniejsza dla pacjenta. Dziś u pacjentów planowych, we wczesnych stadiach choroby, jesteśmy w stanie wykonywać zabiegi z minimalnym ryzykiem, podobnym jak przy drobnych zabiegach chirurgicznych. Wczesna korekcja patologii powoduje, że pacjent ma prawie tak dobre rokowania długotrwałe, jak zdrowy człowiek. Natomiast nawet najlepiej zrobiona operacja w późniejszym stadium choroby – choć zwiększa szanse pacjenta na przeżycie – nie da tak dobrych efektów, gdyż serce i płuca mają mniejszą zdolność regeneracji. Wczesna konsultacja z kardiochirurgiem jest na pewno bardzo istotna.
KB: Na koniec chciałbym zapytać o muzykę. Pan profesor gra w zespole Rekord! Niby to tylko hobby zapracowanych profesorów kardiochirurgii (zespół tworzą osoby związane z tą specjalnością), ale panowie koncertujecie, nagrywacie płyty i macie naprawdę rasowe brzmienie.
PS: Tak, zespół Rekord! to profesorski zespół międzynarodowy. Grają w nim szef kliniki w Berlinie , jeden z szefów intensywnej terapii szpitala uniwersyteckiego w Zurychu i inżynier z USA, który współtworzył słynnego robota kardiochirurgicznego da Vinci. Połączyła nas pasja. Nagrywaliśmy naszą płytę w słynnym studiu Power Play, w którym tworzyli m.in. Prince, Lady Gaga, Quincy Jones i Foo Fighters (minęliśmy się z nimi w drzwiach). Myślę, że płyta za sprawą naszych emocji i entuzjazmu oraz starań ludzi, z którymi pracowaliśmy, nie jest najgorsza, nawet lepsza niż się spodziewaliśmy. Staramy się, na ile to możliwe, od czasu do czasu koncertować. Czasem na konferencjach medycznych gramy covery. Muszę się pochwalić, że tydzień temu nagraliśmy drugą płytę, również w jednym z najbardziej znanych studiów na świecie – Hansa Studios, w którym powstała płyta U2 „Achtung Baby”. Większość swoich płyt nagrali tam Depeche Mode czy David Bowie. Praca z zespołem tego studia to ogromna przyjemność i przywilej. Teraz materiał jest w postprodukcji, więc w ciągu miesiąca będziemy się mogli poszczycić drugą płytą. Dla nas, ludzi, którzy są na co dzień poddani ogromnym obciążeniom, jest to coś niezwykle ważnego. Trochę żartujemy, że ten zespół pozwala nam nie zwariować.
Piotr Suwalski
lekarz, specjalista w dziedzinie kardiochirurgii i transplantologii klinicznej, profesor nadzwyczajny, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, członek wielu europejskich i międzynarodowych prestiżowych gremiów naukowych, Prezydent elekt International Society for Minimally Invasive Cardiac Surgery. Jest autorem ponad 200 publikacji w czasopismach krajowych i zagranicznych. Syn znanego kardiochirurga, prof. Kazimierza Suwalskiego. Po ukończeniu studiów medycznych i uzyskaniu specjalizacji stał się uczestnikiem i promotorem niezwykłego postępu, który dokonywał się na przestrzeni ostatnich lat w medycynie, w tym w szczególności w kardiochirurgii małoinwazyjnej. Jego nazwisko jest rozpoznawalne na równi z nazwiskami wybitnych kardiochirurgów z Niemiec, Włoch, Szwajcarii czy USA. Uhonorowany wieloma wyróżnieniami, w tym ostatnio – wraz z kierowanym przez siebie zespołem – nagrodą „Teraz Polska” za leczenie kardiochirurgiczne przy wykorzystaniu technik małoinwazyjnych.