Przywództwo w czasach zarazy. Epidemia obnaża słabości instytucji, ale daje też szansę na zmiany

  • Fot. Kamil Broszko/Broszko.com
    Fot. Kamil Broszko/Broszko.com

Epidemia obnaża różne słabości dzisiejszej polityki, gospodarki czy w ogóle instytucji. Zarazem jednak stanowi szansę na ich pozytywną zmianę. Jest sytuacją kryzysową. A kryzysy mają to do siebie, że są zdarzeniami przełomowymi. Oczywiście zmiana, która w ich wyniku zajdzie, nie musi być pozytywna, może być zmianą na gorsze. Może też, co w istocie byłoby pogorszeniem sytuacji, utrwalić nawet stan istniejąc

Kryzys to stan, w którym wiele instytucji przechodzi test i nie wszystkie go zdają. W jego czasach dobrze widoczne stają się kontury i zasady starego porządku. Jak więc wygląda ten dramatyczny test dziś, szczególnie w przypadku Polski?

Najsilniejszemu testowi jest poddane dziś przywództwo, rozumiane w najszerszym sensie. Nie tylko polityczne i nie tylko osobiste. Sprawdzane są również instytucje, których rolą jest jego sprawowanie. I niewątpliwie widać dziś deficyt przywództwa, w Polsce, w Europie, a może i na świecie. Kto poza panią kanclerz Angelą Merkel wygłosił podobnej rangi orędzie do narodu? Wspomniała ona, jak bardzo w czasach epidemii – być może bardziej niż zwykle – ważna jest demokracja. Deficyt przywództwa jest teraz szczególnie niebezpieczny, ponieważ może rozbudzić apetyty rozmaitych autorytarnych pretendentów do prób sięgnięcia po nie. I może to spotykać się z rosnącym na takie przywództwo przyzwoleniem. Trzeba je zatem analizować równolegle z refleksją na temat instytucji. One przecież tworzą ramy powściągające wspomniane apetyty.

Deficytowi przywództwa sprzyja w oczywisty sposób deficyt zaufania. W Polsce jest widoczny, szczególnie gdy chodzi o politykę i polityków. Jest pewien czynnik pogłębiający ten deficyt – priorytety często postawione są na głowie. Fetysz wzrostu ekonomicznego wysuwa się tu moim zdaniem na pierwsze miejsce. To oczywiste, że trzeba chronić przedsiębiorców – od nich zależy praca i dobro pracowników. Stąd słuszne pomysły rozmaitych tarcz ochronnych, mniej lub bardziej szczelnych. Ale społeczeństwo to także obywatele. To również konieczność ochrony ich swobód, konieczność przemyślenia nowej roli państwa opiekuńczego oraz nakaz wymyślenia nowych polityk publicznych. Tego nie załatwią indywidualnie dystrybuowane benefity socjalne. Tym bardziej że kurczą się środki na ich dystrybucję. Trzeba generalnie bardziej uspołecznionego rozwoju. Także w Polsce. Ta potrzeba nie narodziła się w czasach epidemii, lecz dziś staje się jeszcze bardziej paląca.

Kolejny czynnik tworzący deficyt przywództwa to widoczny w polityce (nie tylko u nas) przerost formy nad treścią. Cały czas słyszymy o konieczności wymyślenia nowej „narracji” w polityce. Słowo „narracja” stało się niemal fetyszem. A narracja czy „opowieść” to przecież forma, a nie treść. Dążenie do skutecznej narracji to po części refleks dominacji zmediatyzowanej polityki, gdzie forma przekazu i zapatrzenie w sondaże stają się ważniejsze niż  zawartość, czyli istota tej polityki. To też przykład niewłaściwie ustanowionego priorytetu. Prawdziwy lider ma inne niż słupki sondażowe kryteria oceny swej polityki.

I drugi element, bez którego nie można ani zrozumieć, ani usunąć deficytów przywództwa, czyli instytucje. Są potrzebne nie tylko po to, aby przywódców kontrolować i powściągać. Nade wszystko są po to, aby wyłaniać przywództwo dobrej jakości. Muszę powiedzieć, że Polska – ale nie tylko – doświadcza w tym względzie w ostatnich latach trudnej lekcji. Zwykle rozważa się instytucje jako czynnik stabilizujący ład społeczny poprzez zapewnienie trwałych, przewidywalnych norm i procedur działania. Tymczasem od paru lat widzimy, jak np. instytucje liberalnej demokracji są w naszym kraju osłabiane. To nie zaczęło się w czasie epidemii, ale dziś widać jeszcze wyraźniej lekceważące podejście do instytucji, próby manipulowania ich sensem i interpretacją ich roli. Przykładem może być swoiste straszenie silnymi ograniczeniami wolności obywatelskich i koniecznością wypłat dewastujących gospodarkę odszkodowań w przypadku wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych przewidzianych w Konstytucji RP. Tymczasem Konstytucja w odpowiednich artykułach (228 i 233) mówi wyłącznie o możliwości, a nie konieczności takich ograniczeń praw. Tak jak nie wspomina o konieczności wypłat odszkodowań, lecz znów – o możliwości. Nie dziwi, że politycy manipulują interpretacjami, natomiast szkoda, że te manipulacje nie od razu zostały zauważone przez niektórych komentatorów i trzeba było dopiero gromkiego głosu pani prof. Ewy Łętowskiej, która zwróciła na to uwagę. Warto odwołać się do takiego autorytetu, by rozstrzygał sprawy budzące wątpliwości, a nie kwestie, które stają się jasne przy elementarnej próbie czytania ze zrozumieniem. Na szczęście instytucje to nie tylko organy władzy i stosowane przez nie normy. To również cały „środek”, czyli wszelkie służby: przede wszystkim służba zdrowia, szkolnictwo na wszystkich poziomach, policja, służby porządkowe. Tu jeszcze kryzysu nie ma, jedne z nich działają lepiej, inne gorzej, ale choć dochodzą do granic swej wydolności, to wciąż zapewniają funkcjonowanie państwa, także dzięki rozsądkowi obywateli.

To też jakaś lekcja – myśleliśmy, że co jak co, ale w ostatnim trzydziestoleciu instytucje nam się udały: demokracja działa, co najwyżej ów „środek” świata instytucji jest słaby, a społeczeństwo obywatelskie relatywnie najsłabsze. Tymczasem okazuje się, że chyba jest odwrotnie: owe instytucje „najwyższego rzędu”, czyli np. instytucje liberalnej demokracji, osłabić było najprościej, „środek” działa relatywnie lepiej, a społeczeństwo, w tym obywatelskie, nie jest być może w tak fatalnym stanie.

Ale z tego nie wynika, że widzę wyłącznie pozytywne i optymistyczne scenariusze. Nie jest wykluczony scenariusz zły. I to, czy się urzeczywistni, nie zależy jedynie (choć w dużym stopniu) od tego, czy epidemia się rozrośnie do katastrofalnych rozmiarów. Złe scenariusze są co najmniej dwa. Pierwszy zakłada, że państwo utraci sterowność. Stanie się to, gdy nadal zamiast redukować niepewność, będzie ją generować. I znów – to nie zaczęło się dziś. Obecny układ rządzący przez lata budował swój wizerunek władzy dającej pewność, przewidywalność oraz kontrolę nad sytuacją. Dla niektórych była to być może cena warta zapłaty za pewne osłabienie demokracji liberalnej, ale już od pewnego czasu widać, jak wiele niepewności czy wręcz chaosu wprowadzają rozmaite decyzje. Wielokrotnie zauważano potencjalny chaos w systemie sądownictwa, także różne niespójności w regulacji gospodarki (np. jednoczesny nacisk na innowacyjność i państwową kontrolę, które często trudno pogodzić ze sobą). To teraz pogłębia się poprzez irracjonalne parcie na wybory majowe, których skutki dla stanu zdrowia społeczeństwa oraz dla praworządności byłyby negatywne, niezależnie od formy tych wyborów. I niezależnie od tego, czy do nich dojdzie, pamięć o tym, co kto mówił i jak się zachowywał, zostanie. Zaś w sytuacji chaosu może się rodzić pokusa ze strony polityków – a i pewne przyzwolenie ze strony społeczeństwa – na rozwiązania autorytarne.

Jest i drugi smutny scenariusz, który może doprowadzić do podobnych skutków. To scenariusz, w którym nic istotnego się nie zmieni. Priorytety pozostaną „odwrócone”, instytucje siłą swego bezwładu nie dostosują się do nowych wyzwań. To w istocie jakiś wariant scenariusza pierwszego. Też będzie narastać chaos. A instytucje stracą swą moc „normotwórczą”. Wtedy pojawi się stan anomii, czyli stan, gdy normy przestają wpływać na zachowania. Zwyciężą strategie radykalnie indywidualistyczne. Zacznie się – jak pisał Ignacy Dutkiewicz w „Gazecie Wyborczej” (1.04.2020) – „wojna wszystkich ze wszystkimi”. Polska wspólnota i spójność społeczna skończą się. To wizja katastroficzna, choć nie można powiedzieć, że całkiem nierealistyczna. I małą pociechą jest fakt, że może dotyczyć nie tylko Polski.

Jeśli widzę jakąś szansę na scenariusz optymistyczny oznaczający odrodzenie przywództwa odwołującego się do prawdziwych priorytetów i demokratycznych instytucji, to opieram to przewidywanie na zmianach, jakie zaszły w ciągu ostatniego trzydziestolecia. Mamy jednak społeczeństwo bardziej wykształcone, mniej, mimo nierówności, biedne, wciąż dążące do utrzymania związków z Europą (mimo jej własnych problemów z tożsamością). Te czynniki, które opisują twarde zmiany, jakie zaszły w strukturze naszego społeczeństwa, pozwalają widzieć w nich pewną siłę nacisku na potrzebne zmiany instytucjonalne. To byłby nacisk na wspomnianą wcześniej konieczną zmianę priorytetów: rozwój społeczny, a nie tylko gospodarczy, odrzucenie fetyszu „narracji” i zwrócenie uwagi na istotę. Innymi słowy, wszystko to, co mogłoby uczynić  bardziej prawdopodobną budowę prawdziwszego ładu instytucjonalnego i prawdziwszej polityki. To byłaby zarazem odbudowa przywództwa.

Jest jeden dodatkowy czynnik, który czyni ów pozytywny scenariusz nieco bardziej prawdopodobnym. Mediatyzacja, dominacja „narracji” i rola celebry w polityce idą jakoś w parze z silną obecnością irracjonalizmów w niej samej i w ogóle w życiu społecznym. A przecież właśnie na podglebiu irracjonalizmów wyrastają populizmy i autorytaryzmy. Wszystko to dzieje się w dobie, którą Steven Pinker słusznie nazywa w swej znanej książce „nowym oświeceniem”. Zadziwiające, jak wiele głupoty znajduje swe miejsce w dobie rozumu. To nie tylko skrajne przypadki, takie jak np. ruchy antyszczepionkowe, lecz w ogóle generalne przyzwolenie na nadszarpywanie autorytetu nauki, która zapewne jest częściowo sama temu winna, skoro nie przekonała do rozumu sporej części społeczeństw. Nie potrafiła znaleźć – przepraszam za wyrażenie – skutecznej „narracji” trafiającej do społeczeństw; tych samych, które skądinąd z osiągnięć rozumu tak obficie korzystają w życiu codziennym. Swoją drogą ciekawe, jak często ci sami, którzy wiedzą, jak korzystać z Internetu i komputerów, używają ich do promocji irracjonalizmów. Wszystko to powoduje, że tzw. evidence based politics, czyli polityka oparta na twardych, naukowych dowodach, wciąż w różnych krajach pozostaje raczej baśnią o żelaznym wilku niż rzeczywistością.

I kto wie, może teraz zaczną się zmiany. Widać, jak ważna jest nauka w walce z epidemią. Nauka staje się coraz bardziej obecna w życiu codziennym i w mediach. Już trochę mniej celebrytów, a trochę więcej specjalistów. I chyba zaczynamy ich słuchać. Widzimy, jak pozytywnie różny jest ich język od języka np. polityków. I nawet być może powoli przekonujemy się, że fakt, iż nie wszystkie prognozy są identyczne, niekoniecznie znaczy, że któreś są ewidentnie złe. Mogą być oparte na różnych założeniach. Uczymy się, że nauka to też spór, byle prowadzony w ramach odpowiednich rygorów metodologicznych. To moim zdaniem wielka lekcja i wielka szansa. Oby jednak wzrost racjonalizmu w sferze publicznej spotkał się z rosnącym racjonalizmem społeczeństw. Doświadczenia ostatnich dziesięcioleci – choćby nasz przykład – pokazują, że owe społeczeństwa mimo wszystko są do tego zdolne.


Andrzej Rychard (ur. 1951 r.)

socjolog, profesor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. Specjalizuje się w socjologii instytucjonalnej, socjologii organizacji oraz socjologii polityki i gospodarki. Jest autorem prac naukowych publikowanych w Polsce i za granicą, a także komentatorem życia publicznego w mediach. Był członkiem zarządu Fundacji im. Stefana Batorego, a także wykładowcą na Wydziale Nauk Humanistycznych i Społecznych SWPS. Członek Collegium Invisibile, przewodniczący Komitetu Narodowego ds. Współpracy z Międzynarodową Radą Nauk Społecznych (ICSS) w ramach Polskiej Akademii Nauk.

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.