Młodzi liderzy na start!

  • Fot. Kamil Broszko
    Fot. Kamil Broszko

Skrót debat w ramach projektu „25/25. Młodzi liderzy na start. W poszukiwaniu nowych liderów na kolejne 25 lat rozwoju Polski”, jakie odbyły się 24 kwietnia i 7 maja br. z inicjatywy Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego oraz Europejskiego Instytutu Marketingu Miejsc – Best Place.

Adam Mikołajczyk: W roku wielkich rocznic, w tym tej najważniejszej – 25-lecia wolnej Polski – wśród wielu bilansów i podsumowań tego, co było, brakuje trochę głosu, co dalej z naszą ojczyzną. Czy po zejściu ze sceny architektów dzisiejszej Polski znajdą się wśród przedstawicieli młodego pokolenia liderzy, którzy będą w stanie nie tylko nie zaprzepaścić pozostawionego dziedzictwa, ale przede wszystkim nadać nową jakość i dynamikę rozwojowi naszego kraju? Czy obecni 30-latkowie mają gen przywództwa i syndrom odpowiedzialności za kraj? Czy przejawiają gotowość oraz chęć do przejęcia schedy po starszym pokoleniu w szeroko rozumianym zarządzaniu krajem? Kiedy zadawaliśmy sobie te pytania, zrodził się pomysł na projekt „25/25. Młodzi liderzy na start”, w ramach którego chcemy przede wszystkim zdiagnozować obecną kondycję młodego pokolenia i jego postrzeganie bilansu ostatniego 25-lecia. Dowiedzieć się, jacy ludzie mają szansę stać się liderami przyszłości i sukcesorami drużyny twórców przemian, którzy przeprowadzili transformację i wyprowadzili nasz kraj na bezpieczne, europejskie wody, dając solidną podstawę dalszego rozwoju. Jaką mają wizję przyszłości Polski i jakie idee im przyświecają. Gdzie upatrują największych wyzwań oraz na czym opierają swój osobisty sukces. Aby rozwinąć te kwestie, zaprosiliśmy do dyskusji młodych, aktywnych uczestników i komentatorów życia społecznego, gospodarczego i politycznego.

   

Sergiusz Trzeciak: Podsumowanie ostatnich 25 lat jest oczywiście pozytywne, aczkolwiek chciałbym się skupić na czynnikach ujemnych, gdyż ich poprawa może warunkować dalszy rozwój. Moim zdaniem zupełnie nie spełnia oczekiwań nasz system edukacji. Mówię to z doświadczenia osoby, która studiowała w Polsce, na Węgrzech, a doktorat robiła w Wielkiej Brytanii. Obserwując dzisiejszych studentów, widzę, że skupiają się przede wszystkim na zdobywaniu wiedzy, ignorując zupełnie tak ważny aspekt rozwoju każdego człowieka, jakim jest kształtowanie postaw i wartości. W Polsce brakuje także organizacji studenckich i stowarzyszeń, w których młodzi mogliby na co dzień rozwijać swoją aktywność społeczną, sprawdzać się w roli liderów i wykuwać zdolności przywódcze. Na Oksfordzie jest około 500 różnych stowarzyszeń, a na przeciętnym polskim uniwersytecie – kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt. W sferze gospodarki brakuje nam silnej marki globalnej lub choćby regionalnej. Za mało jest polskiego kapitału w firmach, również polityka absorpcji kapitału zagranicznego pozostawia wiele do życzenia. W sferze politycznej natomiast widzimy dość słabe i niewydolne państwo. W dobrze funkcjonującym systemie politycznym muszą być silni liderzy, którzy wiedzą, dlaczego chcą wygrywać, jakie zmiany chcą wprowadzić, komu i czemu mają one służyć. Polityka potrzebuje ludzi z wizją dalekosiężną i zdolnych ją urzeczywistnić.

Agata Dąmbska: Przez sześć lat mieszkałam w Czechach i kiedy wróciłam do Polski dwa lata temu, zobaczyłam, jak wiele zmieniło się u nas na korzyść, że są nowe drogi, czyste podwórka, a do miast wróciło życie. Widzę jednak, że jeszcze wiele pozostało do zrobienia. Młodzi ludzie, którzy teraz są w szkole lub na studiach, nie doceniają zmian, jakie przyniosła transformacja roku 1989. Urodzili się w wolnej Polsce i taki stan rzeczy jest dla nich oczywistością. Otwarte granice, możliwość otrzymania stypendiów na uczelniach europejskich, swoboda działania – to wszystko dla młodego pokolenia 20-latków jest normą. Zależy im jedynie na dobrej pracy i szczęśliwej rodzinie, natomiast rzadko kiedy myślą o swoim otoczeniu, o działaniu społecznym i propaństwowym. Zatem zadanie dalszego rozwoju społeczeństwa i kraju musi wziąć na siebie pokolenie 30- i 40-latków, które pamięta czasy sprzed 1989 r. i docenia skalę przemian. Wykonaliśmy olbrzymią pracę przez ostatnie 25 lat, jesteśmy w UE i NATO, osiągając tym samym główne cele. Jednak jeszcze wiele pracy przed nami, jeżeli nie chcemy utknąć w pułapce średniego dochodu i zadowalać się osiągnięciem poziomu ogólnego średniactwa.

  

Kamila Sidor: Mam 30 lat i nie znam innej Polski. Moje życie jest z roku na rok coraz lepsze i ciekawsze. Otwierają się przede mną coraz to nowe możliwości i już nie mogę się doczekać, co będzie za parę lat. Pochodzę z małej miejscowości na Podlasiu, urodziłam się w niezamożnej rodzinie, mając troje rodzeństwa. Dzieciństwo spędziłam, beztrosko biegając po zielonej łące. Pierwszy szok przeżyłam, przyjeżdżając na studia do Warszawy w 2002 r. Zrozumiałam, jak trudną drogę muszę pokonać. Nie znałam języka angielskiego, gdyż rodzice nie mieli świadomości, że dzięki niemu można podjąć studia za granicą. Szlifowałam więc język, wyjeżdżając w każde wakacje do pracy w USA i Wielkiej Brytanii. Ocenia się, że edukacja w Polsce nie jest na dobrym poziomie, ale jest bezpłatna, co umożliwia ludziom niezamożnym, z małych miejscowości równy start do zdobycia wiedzy i wykształcenia. Ukończyłam dobrą uczelnię, Szkołę Główną Handlową, nauczyłam się języków obcych, mogłam realizować swoje projekty. Stworzyłam organizację Geek Girls Carrots, działającą dzisiaj poza granicami kraju, która pomaga dziewczynom w samorealizacji w dziedzinie IT. Rozwój naszej organizacji hamuje jedynie biurokracja oraz pewien rodzaj niemocy i bezwładności, który panuje w sektorze publicznym. Kiedy rozpoczynam projekt z Facebookiem, wystarczają trzy e-maile na ustalenie warunków współpracy, w przypadku polskiej firmy czy instytucji uzgodnienia trwają miesiące i wymagają oficjalnej umowy na piśmie.

Janusz Kaniewski: Z racji wykonywania zawodu projektanta muszę patrzeć i w przód, i wstecz. Projektując na przykład tramwaj, muszę umieć sobie wyobrazić, jak za 20 lat będzie wyglądało miasto, w którym ów tramwaj będzie jeździł. Często porównuję swoją pracę do strzelania z łuku. Ważna jest ręka, która naciąga cięciwę, ale najważniejsze jest, dokąd poleci strzała. Polacy nie mają jeszcze doświadczenia w pracy wielopokoleniowej, z długą perspektywą na przyszłość. Minęło dopiero 25 lat, czyli jedno krótkie pokolenie. Mamy tendencję do spoczywania na laurach. A nie powinno zadowalać nas samo wejście do Unii i nowo wybudowane drogi. Połowę z ostatnich 25 lat spędziłem we Włoszech. Kiedy wyjeżdżałem tam po raz pierwszy, byłem traktowany jak przybysz z biednego, wschodniego kraju. Teraz nastąpiła relokacja Polski w postrzeganiu Włochów – jesteśmy krajem północy, w którym panuje porządek.

Wykładając w Anglii i we Włoszech, obserwuję, że polscy studenci dużo lepiej radzą sobie z problemami wymagającymi niestandardowych rozwiązań, bo z domu wynieśli polską umiejętność kombinowania, które jest czystą formą kreatywności. Szwed, napotykając problem, zatrzymuje się, a Polak naprawi go choćby gumką recepturką. Niestety, ta zdolność z każdym nowym pokoleniem Polaków zaczyna zanikać.

Żałuję, że Polska jeszcze nie dorobiła się marki globalnej. Nie doceniamy swojej pracy i swoich produktów. Producenci boją się sygnować towary napisem Made in Poland. Kiedy jeżdżę na targi do Berlina, widzę, jak Niemcy przecierają oczy ze zdumienia, że tak dobre produkty powstają w Polsce, jak choćby lokomotywy z Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Mińsku Mazowieckim.

  

Ewa Misiak: Jestem z pochodzenia pół Greczynką, pół Niemką i może dlatego nie zwracam szczególnej uwagi na pochodzenie produktów; uważam, że jakość obroni się sama. Moja firma, Work Service, działa na całym świecie i nie zauważyłam, aby polskie pochodzenie rzutowało na odbiór naszych usług. Ważne, że jesteśmy firmą z Unii Europejskiej. Muszę być na bieżąco ze wszystkimi nowinkami z mojej dziedziny, jakie pojawiają się na innych rynkach. Niektóre rozwiązania przenoszę do swojego przedsiębiorstwa, oczywiście dostosowując je do polskich wymogów. W ten sposób powstała firma Baby & Care , wspierająca pracowników w trudnych sytuacjach życiowych, takich jak choroby czy delegacje, zapewniając ich bliskim odpowiednią opiekę. Podobne rozwiązanie podpatrzyłam w USA i postanowiłam przenieść je z sukcesem na nasz grunt. Zyskują na tym pracownicy, zyskują pracodawcy, zyskuję wreszcie ja. Moja rada na najbliższe 25 lat: rozglądać się dookoła, podpatrywać i sprowadzać sprawdzone wzorce, dostosowując je do naszych potrzeb i naszej mentalności.

Leszek Jażdżewski: Pokolenie 30-latków dokonało szeregu ważnych odkryć, jak choćby to, że oprócz sera białego i żółtego jest jeszcze na świecie kilkadziesiąt gatunków serów, że reklamy są kolorowe, a lalki mogą być tak ładne, jak Barbie. To pokolenie stoi jednak trochę w rozkroku – pomiędzy systemem, w którym nie miało się paszportu w kieszeni, ale też na każdego czekała praca, a systemem obecnym, oferującym wolność, ale zmuszającym zarazem do podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Przez 25 lat dążyliśmy do tego, aby być Zachodem, a kiedy już się nim staliśmy, pora odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Na ile miara naszego indywidualnego sukcesu przekłada się na sukces otoczenia? Na ile chcemy się naszym osobistym sukcesem dzielić? Czy mamy otoczenie sprzyjające realizacji indywidualnych planów? W sektorze prywatnym zapewne tak, ale w sferze publicznej, nastawionej na wypełnianie procedur, taka odpowiedź już nie jest oczywista. Dlaczego nie są wdrażane strategie, choć powstało ich tak wiele? Na te pytania musi odpowiedzieć każdy z nas indywidualnie. Hierarchie są już ustalone i na ich szczycie nie ma 30-latków. Ważne dla dalszego rozwoju narodu, że nadal jesteśmy głodni sukcesu. Chcemy przeprowadzić się do większego mieszkania, pojechać na egzotyczne wakacje. Pytanie tylko, gdzie jest kres marzeń 30-latków, czy nadal pozwolą się prowadzić pokoleniu, które jest aktualnie u władzy, czy może sami przejmą stery. Problem w tym, że 30-latkowie są zamknięci we własnym świecie, co może spowodować, że do strefy wpływów przejdą ci mniej kompetentni, ale bardziej zdeterminowani. Teraz, kiedy cel wejścia do Unii został osiągnięty, musimy dążyć do jej zmiany w takim kierunku, aby odpowiadała naszym aspiracjom i ambicjom, a nie była wypadkową działań państw bogatszych i sytych.

Przy strzelaniu z łuku trzeba obserwować całe otoczenie, aby innych nie postrzelić, i patrzeć uważnie, gdzie jest nasz cel. Być może nie trzeba wcale mieć łuku, a wystarczy podejść do tarczy i wbić strzałę ręką. Ważne jest osiągnięcie celu, a nie jakim to się zrobi sposobem.

  

Grażyna Piotrowska-Oliwa: W 1989 r. byłam na drugim roku studiów w Akademii Muzycznej w Katowicach, w klasie fortepianu. Później jednak zostałam menedżerem, po studiach MBA w jednej z najbardziej renomowanych szkół na świecie. Pokolenie, które na przełomie lat 90. wchodziło w dorosłe życie, skorzystało z nieprawdopodobnej możliwości zrobienia kariery. W owym czasie wszedł do Polski obcy kapitał, pojawiał się też kapitał rodzimy i potrzebni byli ludzie, którzy nie bali się go spożytkować. Wszystkim chciało się pracować, a jeśli miało się pomysł na biznes i determinację, to można było działać bez przeszkód, bez papierologii i biurokracji. Niestety w ciągu ostatnich kilku lat zapanował kult miernoty, a do polityki przebili się ci, którzy nie sprawdzili się w biznesie. To sytuacja zupełnie odwrotna niż ta, jaką można obserwować w Kongresie USA. Tam w polityce działają ci, którzy zrobili najpierw karierę zawodową i dorobili się majątku, udowadniając, że skoro potrafią zatroszczyć się o siebie i swoją rodzinę, to można im powierzyć także sprawy państwa. U nas jeżeli wybijasz się ponad poprzeczkę, to od razu wytkną ci, że jesteś blondynką, pianistką, gejem, lesbijką, Żydem lub Murzynem. Nie ma strategii długoterminowej, która pociągnęłaby naród do przodu. Nie widać w polityce rzutkich, bystrych młodych ludzi. Obawiam się, że znów nastały czasy towarzysza Szmaciaka – biernego, miernego, ale wiernego.

Karolina Komar: Brakuje nam umiejętności gry zespołowej. Jeżeli jestem liderką, to nie znaczy, że jestem solistką, ale że stoję na czele grupy ludzi, których potrafię inspirować do wspólnej pracy, nie obawiając się, że zostanę przez nich „zmieciona”. Wspólnie możemy pracować na sukces – oni na mój, a ja na ich. Naszym polskim problemem jest nieumiejętność dzielenia się wiedzą, informacją, znajomościami. Jestem przedstawicielem pokolenia wyżu demograficznego roku 1980, więc od najmłodszych lat uczyłam się walki, która była niezbędna, aby dostać się do przedszkola, szkoły czy na studia. Nam chce się działać, iść do przodu, ale nie potrafimy dzielić się z innymi.

  

Aleksander Zioło: Po stronie 30-latków leży konieczność zdefiniowania przyszłości kraju. Nie może to być zadanie dzisiejszych 20-latków, gdyż system edukacyjny „wyczyścił” już ich z innowacyjności, z genu zmiany, typowego dla Polaków jeszcze naszego pokolenia. Nie ma wśród nich nowego Wałęsy, Kwaśniewskiego, Michnika, Geremka. Dwadzieścia pięć lat temu postawiliśmy przed Polską zadanie uporządkowania kraju, wprowadzenia go w struktury UE i NATO, nie przeczuwając, że będą one ulegać przeobrażeniom i redefinicji. Musimy teraz uzyskać wpływ na proces zmian tych struktur, aby dostosować je jak najlepiej do naszych potrzeb. Jako naród jesteśmy w defensywie. Pokazała to prawie dwumilionowa emigracja ostatniego 10-lecia. Pozytywną wartością tego procesu jest fakt, że jesteśmy narodem globalnym, a nasza diaspora, rozrzucona po całym świecie, składa się z ludzi odważnych, wykształconych i rzutkich. Wśród nich również można poszukiwać nowych liderów. Inteligencja musi czuć odpowiedzialność za wspólnotę. W tym celu musimy budować markę narodową  i tworzyć wspólny sukces. To może być cel, wokół którego uda się nas zintegrować. Jeśli nie będzie presji społecznej – nie będzie również spodziewanych zmian. Kraje Europy Zachodniej weszły na Mont Blanc i już schodzą ze szczytu, pilnując, czy są na tej drodze bezpieczne. My wiemy, że osiągnęliśmy Rysy, a Mont Blanc jest ciągle do zdobycia.

Justyna Gaj: Od dwóch lat mieszkam w Monachium i widzę, że jesteśmy dobrze odbierani jako naród. Do pracy w Niemczech nie przyjeżdżają już niewykwalifikowani robotnicy, ale lekarze, informatycy, którzy po trzech latach funkcjonowania w niemieckim społeczeństwie osiągają adekwatne pozycje i pieniądze. Młode pokolenie – wykształcone, znające języki obce, przebojowe – bez problemu odnajduje się w zagranicznej rzeczywistości. Niemcy wysoko oceniają naszą edukację i kompetencje Polaków. Doceniają naszą pracowitość i przedsiębiorczość. Tylko od nas samych zależy, co zrobimy z osiągniętym sukcesem, czy go nie roztrwonimy i czy będziemy potrafili go pomnożyć.

  

Dariusz Żuk: Wróciłem właśnie z podróży po Europie, która uświadomiła mi, jak wielką drogę przebyła Polska w ciągu ostatnich 25 lat. Bez kontroli granicznych i paszportu przejechałem przez kilka krajów. Pod wieloma względami upodobniliśmy się do Zachodu, widać natomiast różnicę w podejściu społeczeństwa do życia. My jesteśmy zabiegani, zmęczeni, ciągle w niedoczasie. Szwajcarzy cenią sobie spokój, bezpieczeństwo, codzienną radość. Obawiam się, że nasz chaos wynika z braku wizji i wspólnoty zbudowanej wokół wspólnych spraw. Bez wyznaczonego celu każdy z nas będzie prowadzić indywidualne działania, które nie przerodzą się w zbiorowy sukces. Za wizję przyszłości odpowiedzialni są politycy.

Artur Kurasiński: Za ten stan rzeczy ponosimy winę także my sami, jako społeczeństwo, nie głosując w wyborach. Dla Polaków nieoddanie głosu jest tzw. trzecim wyborem, ale powoduje to, że dochodzą do głosu postawy radykalne, które nie szanują i nie doceniają drogi, jaką przebyliśmy w ciągu ostatnich 25 lat. Nie prowadzimy dyskusji na ważne społecznie tematy. To również wina mediów, które walcząc o oglądalność, wybierają polityczną nawalankę. Na antenę przebijają się jedynie złe informacje lub bulwersujące i kontrowersyjne wypowiedzi. Potrzeba nam refleksji i namysłu, poczucia odpowiedzialności za najbliższe otoczenie, rodzinę i sąsiadów, za przedsiębiorstwo i jego pracowników. Musimy wyzbyć się malkontenctwa, myśleć konstruktywnie. Wiele jest jeszcze pracy przed nami, bo nadal nasze PKB jest na poziomie 60 proc. PKB Niemiec. Ocenia się, że pogoń gospodarcza za krajami rozwiniętymi trwać będzie jeszcze przez trzy pokolenia.

Joanna Erbel: Mam szczęście należeć do grupy, która skorzystała na transformacji. Ale jest wiele osób, które nie mogą się odnaleźć w dzisiejszej rzeczywistości. Mój ojciec, self-made man, wysłał mnie do szkół prywatnych, dzięki czemu nauczyłam się w partnerski sposób rozmawiać z nauczycielami i korzystać z prawa do pewnej bezczelności, która ułatwia mi osiąganie celów. Uważam, że jesteśmy obecnie w momencie przejściowym na wielu poziomach. Młodzi ludzie nie chcą już pracować w korporacjach czy zakładać tradycyjnych firm. Tworzą startupy, kooperatywy, wolą pracować na pół etatu, aby spędzać więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi. Pokolenie Michnika oddaje pole młodym i już nie nalega, byśmy uznali, że jego wizja świata jest najlepsza. Jest zdezorientowane, bo nie rozumie dziejących się przemian. Ich sen się ziścił, ale sielanka została zburzona przez bezrobocie, konserwatyzm i wyzysk, polegający na tym, że sprzedano prawa kobiet w zamian za poparcie Kościoła dla wejścia Polski do UE. Zawsze uczono nas, aby polegać tylko na sobie. Na szczęście taka postawa ulega zmianom, ludzie nie chcą już mieszkać w zamkniętych osiedlach, chcą się spotykać, nie boją się jeździć transportem publicznym. Z wielką siłą powstają ruchy miejskie, dzięki którym pojawiają się wspólne przestrzenie dla inicjatywy, dyskusji, spotkań, współdziałania.

Agata Dąmbska: Lider to osoba, za którą inni chcą podążać. Wyrasta samoistnie. Wydaje się, że jest w Polsce zaczyn sprzyjającej atmosfery do pojawienia się liderów całego narodu. Obserwuję również powstawanie oddolnych ruchów społecznych, w tym nieprawdopodobną ekspansję ruchów miejskich. Są tam już liderzy lokalni, są liderzy gospodarczy, liberalni, kultury, ekologiczni czy liderzy młodzieżówek partyjnych. Teraz czekamy na lidera wszystkich Polaków, jakim był Mazowiecki czy Kuroń. Problemem jest brak odpowiedzialnych mediów, które podjęłyby się transmisji myśli wartościowych jednostek do reszty społeczeństwa. Być może lider naszych czasów musi być jak celebryta, który trudne myśli opakuje w kolorowy papierek… Bo przecież w dzisiejszych, komercyjnych czasach myśl jest również produktem.

Artur Kurasiński: Moim zdaniem Polsce potrzeba dziś kogoś w rodzaju przywódcy duchowego, jakim był bez wątpienia Jacek Kuroń, który myślał o wszystkich Polakach, w mieście i na wsi, pracujących i bezrobotnych. Dzisiaj politycy żyją od wyborów do wyborów, w nieustającej kampanii wyborczej, bez wizji zmiany zasadniczej, mając na celu przede wszystkim zapewnienie bytu swojego i swojej partii. Tymczasem społeczeństwo potrzebuje jasno postawionego celu i pokazania sposobu, jak go osiągnąć. Wtedy będzie gotowe podjąć się wyrzeczeń, przyjąć nawet wyższe podatki. Młody idealista, który dołącza do partii, wpada od razu pod opiekę mentora, który przestrzega i uczy, że oficjalna linia jest wykładnią wszelkich skutecznych działań. W polityce nie widać czasu zmian. Dlatego trzeba je wprowadzać oddolnie, poprzez wspólne mikrodziałania w najbliższym otoczeniu.

Joanna Erbel: Nie pora myśleć o monarchii oświeconej i sprawiedliwym ojcu narodu, który z rozwagą rozsądzi każdy spór, pokaże właściwą drogę. Jacek Kuroń był mądrym liderem, który na piedestał zapraszał innych. To przykład miękkiego liderowania, polegającego na umiejętności dzielenia się władzą, niezależnie od skali, w jakiej się działa. Z własnego doświadczenia wiem, że aby być skutecznym, trzeba zawierać sojusze i działać wspólnie. Kiedy „wzięliśmy się za ręce” i zorganizowaliśmy Kongres Ruchów Miejskich, zupełnie zmieniło się spektrum gry i strona społeczna została upodmiotowiona, a wypracowane założenia polityki miejskiej zostały uwzględnione przez polityków.

Jarosław Górski: Dzisiaj potrzebujemy liderów konkretnych spraw, którzy potrafią wziąć odpowiedzialność i rozliczyć się z powierzonego zaufania. Takich liderów lokalnych, załatwiających oświetlenie ulic czy budowę placu zabaw, jest wokół nas bez liku. Działają skutecznie na rzecz lokalnej społeczności, ale nie pozwalają się nazywać politykami i za nic w świecie nie chcą wejść do rad miejskich.

Dariusz Żuk: Pewnie już niewielu z nas pamięta, że Platforma Obywatelska u swojej genezy miała na sztandarach hasło „Wyzwolić energię Polaków”. Teraz, zaledwie po kilkunastu latach, realizuje politykę „ciepłej wody z kranu”. Nadszedł najwyższy czas, aby odważyć się podjąć decyzje i ponieść za nie odpowiedzialność. System naliczania emerytur jest tak bardzo kosztowny, że być może trzeba z niego zrezygnować i każdemu Polakowi przyznać emeryturę socjalną. Nawiasem mówiąc, przyszłe emerytury, wyliczane z takim trudem, nie będą o wiele większe niż wartości socjalne. Być może zerowy CIT dla przedsiębiorstw pobudziłby inwestycje i zatrzymał kapitał w Polsce. Ale na takie decyzje trzeba odwagi i wizji kraju w szerszej perspektywie niż kolejne wybory. Uważam, że nasze państwo potrzebuje modelu działania startupu, który ma minimalną administrację, a zadania merytoryczne zleca zewnętrznym firmom specjalistycznym. Lokalny urząd pracy w Stanach Zjednoczonych zatrudnia zaledwie trzy osoby, wszystkie zadania delegując na zewnątrz. Takie rozwiązanie minimalizuje koszty i pobudza lokalną gospodarkę, dając zamówienia lokalnym firmom i zatrudnienie obywatelom. U nas działania wręcz się dublują. Na przykładzie Warszawy mogę powiedzieć, że urząd miejski zamiast wesprzeć finansowo działania istniejącego inkubatora przedsiębiorczości, woli budować swój od podstaw (remontując Centrum Przedsiębiorczości Smolna, zatrudniając pracowników administracyjnych, a dopiero na samym końcu rozwijając działalność merytoryczną). Miasto nie musi zajmować się wszystkim, zadania specjalistyczne powinno delegować na zewnątrz, do bardziej efektywnych podmiotów.

Tomasz Sadzyński: Dwadzieścia pięć lat to w historii kraju zaledwie mgnienie. Jesteśmy pokoleniem, które żyło w dwóch ustrojach. Nasi dziadkowie przeżyli drugą wojnę światową, a nasi rodzice są pierwszym pokoleniem, które nie zaznało wojny. Musimy pamiętać, w jakich burzliwych czasach żyli Polacy, i doceniać stabilizację i spokój, w jakim możemy się rozwijać. Nadal trzeba pracować, ciężko i uczciwie, aby z podniesionym czołem móc spojrzeć w oczy następnym pokoleniom. Szczególną uwagę musimy zwrócić na kulturę, która kształtuje ducha narodu, i edukację, która wyposaża w kompetencje na całe życie.

 


Marzena Tataj

 

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.