Małgorzata Bonikowska: W nowym międzynarodowym ładzie znaczenie Europy się zmniejszy
- Jesteśmy świadkami przebudowy świata, który znamy, ale jeszcze nie wiemy, jak będzie wyglądać to, co się z niej wyłoni.
- W polityce najbardziej się liczą wydarzenia. Określają one kierunki naszego działania, często bardziej niż przemyślane strategie. Zwłaszcza wydarzenia niespodziewane, takie jak rosyjska inwazja na Ukrainę czy atak Hamasu na Izrael.
- Nie ma już jednego dominującego gracza, bo Chiny rzuciły wyzwanie Stanom Zjednoczonym właściwie we wszystkich wymiarach: gospodarczym, politycznym, technologicznym, ideologicznym.
- Celem Ukrainy jest zatrzymanie Putina i wygranie tej wojny w strategicznym sensie. W grze jest nie tylko integralność terytorialna państwa, ale także członkostwo w UE i NATO oraz zbudowanie nowej architektury bezpieczeństwa w Europie.
- W krajach globalnego Południa Rosja nie jest postrzegana jako kraj kolonialny, lecz przyjaciel, który pomagał wybić się na niepodległość, a potem wspierał w walce z zachodnimi wpływami. To powoduje, że pomimo sankcji Putin ma komu sprzedawać rosyjskie surowce i mobilizuje opinię publiczną przeciwko nam, wykorzystując wszelkie okazje, także wojnę Izraela z Hamasem.
- Jeśli Rosja zachowa zagarnięte terytoria, taki precedens może zachęcić innych graczy do rozwiązań siłowych. A jeśli będzie miała poczucie wygranej, zapewne wkrótce znów zaatakuje, widząc, że taka polityka się opłaca.
- Europa, w tym i Polska, ułoży sobie relacje ze Stanami Zjednoczonymi bez względu na to, kto wygra wybory. Wiadomo, że będziemy dążyć do zbliżenia w dziedzinach, w których między nami pojawiły się rozbieżności, a nawet napięcia. Zapewne prezydent Trump będzie trudniejszym rozmówcą niż prezydent Harris.
- Liczba konwencjonalnych zmagań wojennych w różnych regionach kuli ziemskiej może się zwiększyć, bo nie ma nikogo, kto by skutecznie pilnował porządku. Rada Bezpieczeństwa ONZ tego zadania nie wypełnia, bo jej członkowie wzajemnie się blokują przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.
- Szczyt BRICS Plus w rosyjskim Kazaniu pokazał, że Rosja, pomimo wysiłków globalnego Zachodu, nie trafiła na polityczny margines świata. Na zaproszenie Putina przyjechali liderzy prawie wszystkich państw grupy.
Z Małgorzatą Bonikowską rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Od dłuższego czasu, mniej więcej od ataku Rosji na Ukrainę, ale tego w 2014 r., mówi się o nowym ładzie międzynarodowym, zmianie paradygmatu, nierównowadze itd. Zatem startując z najwyższego poziomu ogólności: co faktycznie się dzieje w globalnym układzie sił i zależności?
Małgorzata Bonikowska: Wieje bardzo silny „wiatr zmian” – wszyscy czujemy, że nasz świat nie jest taki sam jak jeszcze dekadę temu. Większość z nas urodziła się i wychowała w XX w., czyli w zeszłym stuleciu, a nawet tysiącleciu. Dziś znaleźliśmy się nie tylko w centrum kolejnej rewolucji technologicznej, ale i przebudowy ładu międzynarodowego. Trudno się żyje w takim „przeciągu historii”.
Jesteśmy świadkami przebudowy świata, który znamy, ale jeszcze nie wiemy, jak będzie wyglądać to, co się z niej wyłoni. Wiadomo natomiast, że w nowym międzynarodowym ładzie ważną rolę będą odgrywać nie tylko państwa Zachodu, a znaczenie Europy się zmniejszy. Możemy pozostać jednym z liczących się biegunów w multipolarnym układzie sił, jednak pod warunkiem zachowania jedności w kluczowych sprawach. A to Europie na razie trudno osiągnąć.
KB: Heraklit mówił: „Wojna jest ojcem wszechrzeczy i wszechrzeczy królem. Jednych czyni bogami, innych ludźmi, innych niewolnikami, a innych wolnymi. Przeciwne zbiega się i z rzeczy różnych tworzy się najpiękniejsza harmonia. Wszystko powstaje ze sporu”. Czy jednak dziwność i niezwyczajność naszych czasów nie wyraża się również w tym, że z obecnie prowadzonych wojen nie wyłoni się żaden nowy ład, nawet nie będzie być może wygranych?
MB: Sięgnijmy po inny cytat z Heraklita: panta rhei, czyli „wszystko płynie”. To bardzo dobry opis współczesnego świata, w którym pędzimy z biegiem rwącego nurtu. Jak już to kiedyś powiedziano, w polityce najbardziej się liczą wydarzenia. Określają one kierunki naszego działania, często bardziej niż przemyślane strategie. Zwłaszcza wydarzenia niespodziewane, takie jak rosyjska inwazja na Ukrainę czy atak Hamasu na Izrael. Jest to jednak skutek, a nie przyczyna, którą jest zmieniający się układ sił na świecie.
Nie ma już jednego dominującego gracza, bo Chiny rzuciły wyzwanie Stanom Zjednoczonym właściwie we wszystkich wymiarach: gospodarczym, politycznym, technologicznym, ideologicznym. Pojawiła się alternatywna wizja efektywnego porządku polityczno-gospodarczego dla modelu opartego na wzorze „demokracja plus kapitalizm” i wielu liderów tzw. globalnego Południa zaczęło się zastanawiać, czy warto naśladować globalny Zachód.
Z kolei państwa globalnego Wschodu, czyli Chiny, Rosja, Iran i Korea Południowa, zaczęły otwarcie kontestować międzynarodowy porządek w obecnym kształcie i szukają możliwości zbudowania alternatywnego ładu, w oparciu o hasło multilateralizmu i podniesienie znaczenia globalnego Południa. Nie trzeba dodawać, że to się bardzo podoba w krajach Afryki i Azji, które kiedyś były podporządkowane europejskim imperiom, a teraz chcą działać na własnych warunkach.
Walka o obalenie starego ładu i wprowadzenie nowego nie musi doprowadzić do ustalenia nowego porządku, rozumianego jako uporządkowanie hierarchii. Potrzebne jest jednak jakieś wyrównanie sił, jak za czasów koncertu mocarstw w XIX w. lub zimnej wojny z drugiej połowy XX w. Inaczej grozi nam geopolityczna katastrofa.
KB: Wiosną 1941 r. prawie cała Europa wpadła w ręce mocarstw totalitarnych. Choć zwycięstwo aliantów wydawało się wtedy odległe, przedstawiciele krajów okupowanych spotkali się w zbombardowanym Londynie, aby określić jakiś cel bardziej kreatywny niż zwycięstwo militarne. Jak powinien wyglądać taki cel dla Ukrainy, a jak dla Bliskiego Wschodu?
MB: Celem Ukrainy jest zatrzymanie Putina i wygranie tej wojny w strategicznym sensie. W grze jest nie tylko integralność terytorialna państwa, ale także członkostwo w UE i NATO oraz zbudowanie nowej architektury bezpieczeństwa w Europie.
Ukraina została napadnięta przez wielokrotnie silniejsze państwo, które dysponuje głowicami nuklearnymi, dlatego wsparcie ze strony globalnego Zachodu jest ograniczone. W innym przypadku byłoby jak z inwazją Iraku na Kuwejt, kiedy po rezolucji ONZ międzynarodowa koalicja pod przywództwem Amerykanów, a z udziałem m.in. Polaków, wypchnęła iracką armię z obcego terytorium i przywróciła porządek.
W przypadku Ukrainy państwa NATO nie chcą się zaangażować bezpośrednio, bo boją się wejścia w otwartą wojnę z Rosją. Można powiedzieć, że Putin skutecznie nas straszy. Jednocześnie Zachód doskonale rozumie, że nie może mu pozwolić wygrać tej wojny. Jeśli Rosja zachowa zagarnięte terytoria, taki precedens może zachęcić innych graczy do rozwiązań siłowych. A jeśli będzie miała poczucie wygranej, zapewne wkrótce znów zaatakuje, widząc, że taka polityka się opłaca.
W przypadku Izraela sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo konflikt się ciągnie od 1948 r. i przypomina kwadraturę koła. To, że Izrael został brutalnie napadnięty przez organizację terrorystyczną i ma prawo do odwetu, nie zmienia faktu, iż bez jakiegoś rozwiązania kwestii Palestyny pokoju na Bliskim Wschodzie nie będzie.
Celem wspólnoty międzynarodowej powinno być przywrócenie pokoju. Temu służą wysiłki takich organizacji, jak na przykład ONZ czy OBWE. Problem w tym, że kiedy wieje „wiatr zmian”, przez jakiś czas pokoju na świecie nie będzie. Dlatego czekają nas mocne turbulencje.
KB: Emile Hokayem z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych powiedział, że katastrofa w Gazie całkowicie wyprowadziła z błędu znaczną część liberałów i profesjonalistów w świecie arabskim, którzy twierdzili, że Zachód podtrzymuje i troszczy się o wartości w prowadzeniu polityki zagranicznej. Ta klasa czuje się przez Zachód zdradzona. W przypadku Ukrainy jest trochę lepiej, ale widać, że na dłuższą metę też zaangażowanie słabnie.
MB: Zachód broni swoich wartości, takich jak praworządność, demokracja czy prawa człowieka, jednak jest w defensywie. Ameryka i Europa są wypychane z pierwszego miejsca na światowej mapie wpływów przez kilku silnych graczy, m.in. Rosję, a zmaganiom przygląda się cały świat. W krajach globalnego Południa Rosja nie jest postrzegana jako kraj kolonialny, lecz przyjaciel, który pomagał wybić się na niepodległość, a potem wspierał w walce z zachodnimi wpływami. To powoduje, że pomimo sankcji Putin ma komu sprzedawać rosyjskie surowce i mobilizuje opinię publiczną przeciwko nam, wykorzystując wszelkie okazje, także wojnę Izraela z Hamasem. Część antyizraelskich i antyzachodnich protestów jest z pewnością inspirowana przez Rosję, a problem z wypracowaniem stanowiska destabilizuje politycznie zarówno USA, jak i Unię Europejską.
KB: Beniamin Netanjahu jest bardzo twardy, nieustępliwy. Czy Zachodowi uda się go wyhamować, zanim dojdzie do wojny totalnej na Bliskim Wschodzie? I czy przetrwanie Izraela opiera się na USA?
MB: Izrael stara się przedstawić swoją sytuację w zestawieniu z sytuacją Ukrainy. Akcentuje, że walczy z siłami nowej „osi zła”, zwłaszcza z Iranem i Rosją. Tyle tylko, że starając się całkowicie wyeliminować z gry Hamas i Hezbollah, fizycznie eliminuje tysiące cywilów. I płaci za to ogromną wizerunkową cenę. Netanjahu jest za to ostro krytykowany i oskarżany, ale liczy na zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, bo to będzie oznaczało silne wsparcie Amerykanów bez względu na to, kto jest premierem Izraela.
KB: Kiedy Biden objął prezydenturę USA, zrekrutował zespół niezwykle utalentowanych ekspertów w dziedzinie polityki zagranicznej. Otrzymali jasną misję: odbudować sojusze USA, naprawić nadszarpniętą reputację Ameryki za granicą i przygotować się na wyzwanie na Morzu Południowochińskim. Tę pracę odczuwaliśmy przy okazji wsparcia Ukrainy oraz wielu gestów i narracji skierowanych do Polaków. Jakie potencjalne scenariusze czekają nas w zależności od wyniku wyborów prezydenckich w USA?
MB: Europa, w tym i Polska, ułoży sobie relacje ze Stanami Zjednoczonymi bez względu na to, kto wygra wybory. Wiadomo, że będziemy dążyć do zbliżenia w dziedzinach, w których między nami pojawiły się rozbieżności, a nawet napięcia. Zapewne prezydent Trump będzie trudniejszym rozmówcą niż prezydent Harris. W części polityk Unia Europejska podąży w kierunku strategicznej autonomii, na przykład w kwestiach handlu i gospodarki, bezpieczeństwa energetycznego, zdrowotnego i żywnościowego. Jednak w kilku tematach potrzebne nam są strategiczne synergie, na przykład w kwestii uregulowania AI, zwalczania cyberzagrożeń i rozwijania nowych technologii, bo w tych obszarach daliśmy się prześcignąć i sami szybko nie nadrobimy zaległości.
KB: Nasz świat, oparty na zasadach, to triumf pokoju nad wojną. Przynajmniej tak opowiadano tę historię przez ostatnie osiem dekad. Obietnica „nigdy więcej” była racją bytu globalnych instytucji, takich jak Organizacja Narodów Zjednoczonych i Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK). Obecnie coraz mniej wierzymy w tę opowieść. Czy wobec tego instytucje międzynarodowe wymagają przebudowy?
MB: Wojny były, są i będą. Wiara, że znikną, to utopia. Jednocześnie jednak możemy skutecznie ograniczać ich skalę i liczbę, pilnując międzynarodowego systemu prawno-instytucjonalnego, który ma instrumenty wprowadzania sankcji na kraje, które łamią ustalenia. Gorzej, jeśli system karania za ich łamanie pozostanie tylko na papierze.
Przed III wojną światową chroni nas dziś wyobrażenie o skali zniszczeń w wypadku użycia broni nuklearnej. Natomiast liczba konwencjonalnych zmagań wojennych w różnych regionach kuli ziemskiej może się zwiększyć, bo nie ma nikogo, kto by skutecznie pilnował porządku. Rada Bezpieczeństwa ONZ tego zadania nie wypełnia, bo jej członkowie wzajemnie się blokują przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.
KB: Czy UE jest w sensie gospodarczym na straconej pozycji w związku z planem redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. i przechodzeniem na zieloną gospodarkę? Jak w takim wariancie stawać w ogóle do konkurowania z Chinami czy USA?
MB: Porozumienie paryskie o walce z ocieplającym się klimatem podpisało w 2015 r. 196 państw, więc chęć zachowania naszej planety w formie umożliwiającej ludziom normalne życie łączy wszystkich. Problemem jest jednak podejście. Ekolodzy uważają, że obecne polityki są zbyt umiarkowane, natomiast producenci przemysłowi i rolni – że zbyt restrykcyjne. Europie ciężko znaleźć złoty środek między chęcią ograniczania emisji gazów cieplarnianych a niechęcią ograniczania wzrostu gospodarczego i konsumpcji.
Największymi emitentami dwutlenku węgla do atmosfery są największe światowe gospodarki, czyli Chiny i USA, a jednocześnie oba kraje sporo inwestują w zielone technologie. Amerykanie w 2023 r. wprowadzili Inflation Reduction Act, czyli gigantyczny pakiet pomocy publicznej przeznaczony na finansowanie transformacji swoich firm, który ma dofinansować przejście przemysłu na gospodarkę niskoemisyjną. Unia Europejska powinna zrobić to samo.
Bez zaangażowania ogromnych środków publicznych społeczeństwa państw członkowskich będą miały coraz gorsze zdanie o polityce klimatycznej UE. Tym bardziej, że producenci wszystkie koszty związane z wdrażaniem coraz bardziej wyśrubowanych norm środowiskowych przerzucają na konsumentów, co oznacza wzrost cen.
KB: We Francji Macron jest osłabiony. Scholz przewodniczy kłótliwej koalicji trzech partii, która jest zajęta polityką krajową po bezprecedensowych zwycięstwach skrajnej prawicy w wyborach regionalnych. Jak te impasy i problemy wewnętrzne kluczowych europejskich liderów UE wpływają na całą Unię?
MB: To szansa dla Polski. Jesteśmy szóstą gospodarką UE i piątym co do wielkości państwem, mamy od roku stabilny rząd, podczas gdy Niemców czekają wkrótce wybory parlamentarne i polityczne zmiany, a we Francji od ostatnich wyborów sytuacja jest niestabilna. Dlatego prezydencja Polski w Radzie UE w pierwszej połowie 2025 r. może stać się znakomitą okazją do wejścia do pierwszej europejskiej ligi po kilkuletnim okresie bojkotowania tego projektu.
KB: W Parlamencie Europejskim jest więcej skrajnie prawicowych posłów niż kiedykolwiek wcześniej. Czy to zwiastuje problemy w aspekcie ustawodawstwa, możliwości realizowania założonych wcześniej strategicznych projektów?
MB: Pomimo wzrostu znaczenia partii skrajnych w polityce Starego Kontynentu w Parlamencie Europejskim dwa największe kluby pozostały takie same, czyli centroprawica i centrolewica. To one nadają ton europejskim debatom i procesowi podejmowania decyzji, choć do uzyskania większości potrzebują mocno zmniejszonej frakcji liberałów.
Prawdą jest jednak, że skrajna prawica zyskała sporo mandatów i stworzyła dwa silne kluby parlamentarne. To sprawia, że głos tych partii jest wyraźnie słyszalny i nie można ich marginalizować. Nie mają jednak takiej siły, aby blokować akty prawne czy forsować swoje pomysły.
KB: Mało komentowany w krajowej publicystyce jest fakt, że z początkiem roku do BRICS dołączyły: Iran, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt i Etiopia. A jeszcze ciekawsze jest, że wniosek o dołączenie 2 września br. złożyła również Turcja.
MB: Szczyt BRICS Plus w rosyjskim Kazaniu pokazał, że Rosja, pomimo wysiłków globalnego Zachodu, nie trafiła na polityczny margines świata. Na zaproszenie Putina przyjechali liderzy prawie wszystkich państw grupy. Jej członków zbliża antyamerykanizm i chęć skończenia z dominacją Zachodu, jednak nie stanowią spójnego obozu. Można nawet powiedzieć, że więcej ich dzieli, niż łączy.
Mimo że od lat kraje BRICS głoszą chęć zminimalizowania użycia dolara i euro, nadal nie wprowadzają reform dotyczących globalnych mechanizmów finansowych. Rozrost grupy dobrze wygląda marketingowo, ale budzi niepokój niektórych członków o dalszy kierunek polityki i rosnące podziały, chociażby wobec stosunku do Rosji, który nie jest jednoznaczny. Ewentualne przyjęcie Turcji może tę sytuację jeszcze bardziej skomplikować, bo będzie rozsadzaniem grupy od środka. Ale może właśnie o to chodzi.
----
Małgorzata Bonikowska – polska politolożka, nauczycielka akademicka i doradczyni rządowa, doktor nauk humanistycznych. Specjalistka ds. stosunków międzynarodowych (szczególnie Unii Europejskiej i państw członkowskich UE). Od maja 2013 r. prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych – think tanku specjalizującego się w polityce zagranicznej. Wykłada w Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego, w Akademii Finansów i Biznesu Vistula i na Uczelni Korczaka. Jest współzałożycielką i prezeską ośrodka dialogu i analiz THINKTANK. Zasiadała w radzie programowej Instytutu Lecha Wałęsy. Członkini Rady Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Autorka ponad 80 publikacji i kilku książek, wypromowała ponad 100 licencjatów, magistrów i dyplomantów. W 2024 r. została uhonorowana tytułem Promotora Polski przyznawanym przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego.