Lider nie wystarczy, potrzebny autorytet
O początkach imperium kosmetycznego, pierwocinach polskiego kapitalizmu, patriotyzmie gospodarczym i ekspansji globalnej z Ireną Eris rozmawia Adam Mikołajczyk.
Adam Mikołajczyk: Gdzie pani była w czerwcu 1989 r. i czym się zajmowała?
Irena Eris: Prowadziłam własną firmę. Moja marka miała wtedy już mocną pozycję na rynku, jednak cały czas nie nadążałam za popytem. Rok 1989 okazał się przełomowy. Zmieniła się wtedy całkowicie sytuacja polityczna. Z gospodarki socjalistycznej przeszliśmy na wolnorynkową. Prywatni przedsiębiorcy zaczęli być doceniani za to, że tworzą miejsca pracy, wspierają polską gospodarkę i płacą podatki. Jednym słowem, zapaliło się dla nich zielone światło. Wtedy też dopiero tak naprawdę uwierzyłam, że moja praca jest doceniana. Poczułam, iż możemy dalej rozwijać produkcję, by w pełni zaspokoić popyt na nasze kosmetyki. Logika wskazywała, że zmniejszy się on wraz z otwarciem granic i nastaniem czasów zażartej konkurencji, ale nic takiego się nie wydarzyło. W roku 1993, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego zakładu, otwierały się przed nami inne, lepsze perspektywy. Wtedy na polskim rynku zaczęły już funkcjonować wszystkie mechanizmy marketingowo-reklamowe, ale baza, jaką budowałam intuicyjnie od samego początku, stanowiąca tożsamość mojej marki, już istniała. Klienci darzyli nas zaufaniem, czekali na nowe kosmetyki. Stanęły przed nami nowe możliwości rozwoju – i to nie tylko w Polsce.
AM: Czy prowadzenie działalności gospodarczej było łatwiejsze na początku lat 90., kiedy praktycznie każdy pomysł był dobry, ale brakowało wzorców dotyczących zarządzania, sprzedaży, marketingu, czy też łatwiej jest teraz, kiedy praktycznie w każdej branży panuje duża konkurencja, konsumenci są bardzo wymagający, ale pomaga rozwój technologiczny i dostępne know-how?
IE: Z mojego punktu widzenia teraz jest zdecydowanie łatwiej. Nie jesteśmy już ledwie tolerowanym elementem gospodarki, jak w latach 80. Mamy dużą i dobrze działającą firmę. Czujemy się prawdziwymi przedsiębiorcami – ludźmi, którzy zarabiają i wydają pieniądze, dają zatrudnienie, płacą naprawdę duże podatki, przyczyniając się do wzmacniania państwa. Możemy oczywiście wymienić również wiele spraw, które utrudniają nam działalność, np. brak planów zagospodarowania przestrzennego, za dużo biurokracji oraz państwa w biznesie. Ale tutaj z pewnością najwięcej problemów mogą napotkać jednak ci, którzy zaczynają. Z drugiej strony świat poszedł do przodu i – choćby dzięki Internetowi – można z sukcesem prowadzić własną firmę, nie wychodząc z domu. To stwarza możliwości szczególnie kobietom, które mogą zajmować się dziećmi, a jednocześnie robić to, co lubią.
AM: Czy pamięta pani jakieś anegdoty związane z prowadzeniem działalności i polskim raczkującym kapitalizmem?
IE: Trudno to nazwać anegdotą, bo takie było po prostu życie w tamtej epoce i jej realiach. Kiedy zaczynałam, miałam w swojej ofercie tylko jeden krem. Byłam nikomu nieznanym producentem. Niby na rynku odczuwało się niedosyt wszystkiego, był rok 1983, ale jednak sklepy, paradoksalnie, wzbraniały się przed naszym produktem. W państwowych sprzedawczynie siedziały przy pustych półkach, ponieważ z zasady unikano tam kontaktów z prywatnymi firmami. Z kolei lepiej zaopatrzone sklepy prywatne, tzw. ajencyjne, też odmawiały zakupu nieznanych wyrobów, nieznanego producenta. W świetle ówczesnych niestabilnych przepisów sklepy te mogły zostać w każdej chwili zamknięte, więc właściciele nie chcieli ryzykować i znaleźć się w sytuacji, kiedy coś się nie sprzeda. Stawiali na obrót znanymi kosmetykami. Woleli pojechać do hurtowni Polleny-Urody i oczekiwać całą noc na pożądany przez klientów towar. Nie załamaliśmy jednak rąk, a mój mąż jeździł po całym kraju i próbował sprzedawać to, co wyprodukowaliśmy. Pamiętam prywatnego sprzedawcę z Puław, który kupił od nas aż 50 kremów. Pamiętam również drogerię, istniejącą w Warszawie do dziś, przy obecnej Alei Solidarności (dawniej Świerczewskiego), której właścicielka zgodziła się na zakup, ale praktycznie na warunkach pozbawiających nas marży. Kiedy mąż zwrócił jej na to uwagę, powiedziała mu: „Teraz chce pan sprzedać nieznane produkty, więc musi się pan z tym pogodzić, ale kiedyś może marka stanie się znana, to wtedy pan będzie mi dyktował warunki”. Kilka lat później mąż wstąpił do tamtej drogerii. Razem z jej właścicielką z rozbawieniem wspominali wcześniejszą rozmowę.
AM: Który punkt w pani karierze był przełomowy?
IE: Pierwszy krem – wykonany jeszcze na studiach farmaceutycznych dla mojego przyjaciela, zapalonego żeglarza. Poprosił mnie, abym przygotowała krem do rąk, gdyż od zimnej wody i wiatru miał bardzo spierzchnięte dłonie i w żaden sposób nie mógł sobie z tym problemem poradzić. Próbował wszystkich dostępnych kremów, ale bez zadowalających rezultatów. W końcu powiedział: „Irena, jak ty mi nie pomożesz, to już mi nikt nie pomoże”. Moje ówczesne „kosmetyczne produkcje” nie były wprawdzie dla nikogo ze znajomych tajemnicą, ale zrobiło mi się miło, kiedy zostałam poproszona o taką przysługę. To już było prawdziwe wyzwanie. Pamiętam, że przygotowałam dla niego specjalny krem o silnym stężeniu witaminy A. Kolega był zachwycony! Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że była to jedna z decydujących chwil w moim życiu. Jeszcze nie ta przełomowa, ale naprawdę ważna – zrobiłam coś, co zostało docenione, coś, co pomogło w beznadziejnej sytuacji. Był to też rodzaj weryfikacji tego, co robię. Po raz pierwszy ktoś mi w tej dziedzinie zaufał, a ja go nie zawiodłam. Dowiedziałam się, że mogę robić kremy dla innych, i choć na kilka lat pochłonęły mnie – zdawać by się mogło – poważniejsze sprawy, ta świadomość bardzo mi się w pewnym momencie życia przydała.
AM: Jakie ma pani obecnie oczekiwania wobec państwa, jeśli chodzi o regulacje prawne, podatkowe, fiskalne, pomocowe itp.?
IE: Potrzebne jest zdecydowane uproszczenie regulacji prawnych, szczególnie podatkowych.
AM: Wielu wiodących polskich przedsiębiorców, w tym pani, jest obecnie w fazie ekspansji międzynarodowej. Co jest potrzebne polskiemu małemu i średniemu biznesowi, aby skutecznie konkurować za granicą?
IE: Odpowiedź nie jest prosta ze względu na widoczną, wyraźną różnicę pomiędzy poszczególnymi rynkami. Rynki europejskie są konserwatywne, często bardzo dbają o interesy rodzimych producentów, co nie ułatwia eksporterom rozwinięcia skrzydeł. Do tego większość rynku kosmetycznego należy do kilku marek koncernowych, a tych lokalnych jest ledwie parę. Moja firma eksportuje już do 40 krajów. Nasze produkty przyjmowane są ciepło tam, gdzie Polska jest postrzegana jako kraj europejski, gwarantujący tym samym wysoką jakość. Jesteśmy bardzo aktywni w krajach Bliskiego Wschodu i Azji. Wiele rynków zmusza nas jednak do zmierzenia się z zupełnie wyjątkowymi wyzwaniami: logistycznymi, regulacyjnymi, rejestracyjnymi. Przykładem niezwykle trudnych i hermetycznych rynków są Chiny i Japonia. Elastyczność i szybkość działania wyróżnia nas jednak wśród wielu konkurentów. Staramy się też zawsze dostosowywać ofertę do wymogów konsumentek w poszczególnych krajach. To daje nam zdecydowaną przewagę. Istnieją różne strategie wchodzenia na rynki obce i każda z nich wiąże się z innymi kosztami. Jednak przede wszystkim, by zaistnieć za granicą, potrzebna jest silna, rozpoznawalna marka i zaufanie klientów na lokalnym rynku. Dobrym posunięciem jest znalezienie silnego, godnego zaufania partnera zagranicznego, który doskonale zna specyfikę danego rynku i potrafi sprawnie planować działania marketingowe. Innym rozwiązaniem jest rozwijanie własnej dystrybucji lub spółek córek za granicą.
AM: W naszym kwartalniku podejmujemy temat nowoczesnego pozytywnego patriotyzmu. Czy odnosi pani to pojęcie do biznesu?
IE: Polska nie ma niestety jeszcze właściwego, odpowiadającego prawdzie wizerunku na świecie. Nadal jesteśmy tam odbierani stereotypowo, przez pryzmat przaśności, a nie nowoczesności. Ale powoli ta sytuacja się zmienia. I dobrze! Aby wykreować prawdziwy obraz Polski, potrzeba czasu oraz wspólnego wysiłku, a przede wszystkim międzynarodowych sukcesów polskich firm. Zmiana postrzegania naszego kraju z pewnością pomogłaby polskim przedsiębiorcom zaistnieć na zagranicznych rynkach. Chciałabym, żeby marka Polski była silna, a państwo postrzegane jako nowoczesne. Promujmy zatem wiedzę i innowacyjność. Samo twierdzenie, że jesteśmy dziś nowocześni, innowacyjni, z mnóstwem mądrych, wykształconych i energicznych ludzi – to za mało. Aby zmienić wizerunek Polski, potrzebne jest przede wszystkim nagłośnienie faktów, których przecież nie brakuje. Jednym z nich, z którego jestem bardzo dumna, jest na przykład zaproszenie nas do Comité Colbert – stowarzyszenia światowych marek luksusowych. Jestem pewna, że pokazywanie sukcesów polskich marek ośmieli również młodych polskich przedsiębiorców, doda im odwagi, by mogli wykorzystać swoją szansę nie tylko w kraju, ale i na świecie.
Mam też poczucie, że również na płaszczyźnie naukowej (dzięki naszemu Centrum Naukowo-Badawczemu), powoli przełamujemy stereotypy. Wyniki naszych badań są prezentowane na wielu światowych kongresach. Czujemy ogromną satysfakcję, gdy naukowcy z krajów rozwiniętych, którzy początkowo odnoszą się do nas sceptycznie, po prezentacji dostrzegają specjalistów, nierzadko wpływających na rozwój światowej kosmetologii. W taki właśnie sposób przyczyniamy się, jako firma, do zmiany wizerunku Polski. To taki nasz skromny wkład, oby takich przykładów było więcej.
AM: Jak określiłaby pani swoje plany biznesowe na najbliższe 10 lat?
IE: Eksport, zwłaszcza w przypadku firmy, która jest jednym z liderów na rodzimym rynku, to najbardziej oczywista droga rozwoju. W tym kierunku idziemy. Planów jest oczywiście bardzo dużo, zarówno w zakresie zdobywania nowych rynków, jak również tworzenia nowych produktów. Widzimy, że mamy ogromny potencjał, a nasze kosmetyki zdobywają coraz większe grono lojalnych konsumentek w wielu krajach. Co nas wyróżnia wśród innych i daje przewagę? Posiadamy własne, unikalne Centrum Naukowo-Badawcze, w którym wykonujemy zarówno badania bezpieczeństwa, jak i efektów działania kosmetyków, m.in. na laboratoryjnych hodowlach komórek skóry. Nasi naukowcy, prowadząc bardzo zaawansowane badania, pracują nad nowymi, innowacyjnymi substancjami aktywnymi i recepturami. Na swoim koncie mają szereg publikacji naukowych w fachowej prasie – zarówno krajowej, jak i zagranicznej – oraz wiele własnych zgłoszeń patentowych. Dbają o światową jakość naszych kosmetyków, które w niczym nie ustępują tym zachodnim. Nadal będziemy się rozwijać, uczyć, podejmować nowe wyzwania, aby sprostać coraz większym oczekiwaniom i aby nie zawieść zaufania, którym klienci nas obdarzają. Tylko w taki sposób możemy budować silną i rozpoznawalną markę, nie tylko w Polsce, ale też za granicą.
AM: Podsumowując ostatnie 25 lat rozwoju Polski, wielu komentatorów wskazuje, że trudno znaleźć wśród młodego pokolenia liderów, którzy będą w stanie przejąć schedę po pokoleniu aktywnie uczestniczącym w transformacji i nie tylko nie zmarnować ich wysiłku, ale nadać sprawom (w każdej dziedzinie – polityce, biznesie, nauce, kulturze) nową jakość i dynamikę.
IE: Bazujemy cały czas na naszej przeszłości. Rzeczywiście sukcesy firm startujących 25 lat temu wydają się spektakularne, gdyż działy się w czasach przełomowych. To byli pionierzy, którzy tworzyli gospodarkę wolnorynkową. Młodych, działających obecnie przedsiębiorców nie należy porównywać do ówczesnego biznesu. Ci ludzie doskonale wyczuwają rynek, promują sektory związane z innowacyjnością (szczególnie informatyczne i wynalazcze), wkraczając tym samym na międzynarodowe rynki. Podbijają nawet kosmos – nasze marsjańskie łaziki są najlepsze na świecie. Współczesny biznes nie ma mieć wymiaru symbolicznego, powinien opierać się na faktach. Jak pokazują przykłady wielu przedsiębiorców – za pasją i wizją stoi też sukces. Nie oczekujmy zatem rewolucji, tylko efektów. Podsumowując, wydaje mi się, że liderów nie zabraknie w żadnej dziedzinie. Gorzej może być z autorytetami.
Dr Irena Eris
współwłaścicielka i założycielka firmy Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris.
Doktor farmacji. Współwłaścicielka Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris, w którym jest dyrektorem ds. badań i rozwoju. Od początku istnienia firmy zajmuje się kreowaniem nowych produktów i zarządza procesem ich powstawania. Prekursorka holistycznego podejścia do piękna, które tworzą: kosmetyki, dopasowana do indywidualnych potrzeb profesjonalna pielęgnacja w Kosmetycznych Instytutach Dr Irena Eris oraz dbałość o zrównoważony wypoczynek w postaci luksusowych Hoteli SPA na Wzgórzach Dylewskich i w Krynicy Zdroju. Laureatka wielu prestiżowych nagród, m.in. Nagrody Kisiela, za stworzenie „wielkiego średniego przedsiębiorstwa” (tygodnik „Wprost”, 2000). W 2004 r. znalazła się na liście najbardziej wpływowych kobiet w dziejach Polski – kobiet, które odwróciły bieg wydarzeń, przełamały stereotypy, zainicjowały nowy sposób myślenia (Poczet Kobiet Wpływowych, tygodnik „Polityka”, 2004). W roku 2010 dr Irena Eris została wyróżniona tytułem Człowieka Roku „Briefu”, za stworzenie silnej i rozpoznawalnej na świecie marki, która przyczynia się do budowania pozytywnego wizerunku Polski. W 2011 r. znalazła się w gronie 100 najbardziej wpływowych Polaków tygodnika „Wprost”. Wyróżniona również przez kapitułę konkursu 100 Kobiet Biznesu, organizowanego przez „Puls Biznesu”, za wybitny wkład w rozwój polskiej przedsiębiorczości.
W 2012 r. marka Dr Irena Eris jako jedyny polski brand została przyjęta do prestiżowego Comité Colbert – stowarzyszenia najbardziej luksusowych marek, wśród których znajdują się m.in. Chanel, Dior czy Louis Vuitton. Irena Eris została uznana przez „Gazetę Finansową” za jedną z 50 najbardziej przedsiębiorczych kobiet w biznesie. Odznaczona medalem z okazji 20-lecia Polskiego Związku Golfa – za szczególny wkład w rozwój i promocję dyscypliny poprzez cykliczną organizację turnieju Dr Irena Eris Ladies' Golf Cup oraz propagowanie golfa kobiecego. Członkini Kapituły Nagrody Kisiela.