Przedsiębiorczość, młodzi, etyka, społeczeństwo
Przygotowanie młodzieży do przedsiębiorczości, w tym również do sukcesji, dylematy etyczne biznesu i zmiana jego postrzegania – takimi zagadnieniami zajmowano się podczas seminarium naukowców, polityków i przedsiębiorców zorganizowanego przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska” i Instytut Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Przedstawiamy najciekawsze wypowiedzi debaty.
Spotkanie „Sztafeta pokoleń. Dylematy etyczne młodych przedsiębiorców” odbyło się w ramach cyklu „Ekonomia a etyka”. Wśród zaproszonych gości znaleźli się: prof. Leszek Jasiński – dyrektor Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk, prof. Marek Rocki – senator RP, prof. Lena Kolarska-Bobińska – poseł do Parlamentu Europejskiego, prof. Krystyna Szafraniec z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, prof. Andrzej Blikle z Inicjatywy Firm Rodzinnych, Adam Szejnfeld – poseł na Sejm RP, Katarzyna Gierczak Grupińska z GELG Sp. z o.o., Dariusz Żuk z Polski Przedsiębiorczej, Michał Szczerba – poseł na Sejm RP oraz Krzysztof Przybył – prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”. Moderatorem spotkania był dziennikarz Polskiego Radia Programu III Paweł Sołtys.
Prof. Marek Rocki, senator RP
Na sprawę zainteresowania młodych ludzi przedsiębiorczością patrzę z punktu widzenia ekonomii, czyli przez pryzmat popytu i podaży. Istnienie podaży, czyli dążenia młodych do bycia przedsiębiorcami, oznacza, że jest też popyt. Młodzi reagują na potrzeby i realizują swoje własne ambicje. Widać to w uczelniach ekonomicznych, gdzie studenci tworzą własne firmy, ale też zdobywają doświadczenie w korporacjach, aby rozwijać swoje kariery. W uczelni, którą kierowałem, mieliśmy takie hasło, że SGH kształci pracodawców, a nie pracobiorców. To miało kreować postawy przedsiębiorcze. Jednocześnie poprzez system rekrutacji pozyskiwaliśmy bardzo dobrych kandydatów, którzy po ukończeniu studiów świetnie znajdowali swoje miejsce na rynku pracy. Na pewno dzisiejsza Polska potrzebuje przedsiębiorców; jest liczne grono, które chce być przedsiębiorcami, i rolą uczelni ekonomicznych jest dostarczenie im tej wiedzy, która jest potrzebna, by sprawnie zajmować się dziedziną. Pochwalę się inicjatywą, którą prowadzimy w SGH – Olimpiadą Przedsiębiorczości. Jest związana z kreowaniem postaw przedsiębiorczych, ale w sposób ukryty promujemy tam nauczanie ekonomii, podstaw funkcjonowania państwa. W tym roku mamy ósmą edycję wydarzenia. Jednocześnie, żeby zejść z wiedzą ekonomiczną na niższy szczebel, utworzono Akademię Młodego Ekonomisty i Ekonomiczny Uniwersytet Dziecięcy, prowadzone przez fundacje związane z uczelnią. Fascynujące są spotkania z tymi młodymi ludźmi. Pamiętam wykład, który prowadził prof. Belka. Chciał przekazać informacje o tym, czym jest i jaką rolę odgrywa instytucja bankowa. Po kilku minutach zobaczył kilka rąk w górze – okazało się, że dzieci ze starszych klas szkoły podstawowej zadawały dość specjalistyczne pytania: czy warto wziąć kredyt na spłatę kredytu, czy bank pożycza pieniądze osobom starszym itp. Oczywiście to po części wynikało z faktu, że owe dzieci miały rodziców, którzy w domu rozmawiali o ekonomii. Wracając do tematu etyki, chciałem przypomnieć burzę medialną wywołaną przez książkę prof. Klemensa Białeckiego, którą napisał pod koniec ubiegłego wieku. W jednym z rozdziałów zawarł tezę, że być może warto dać skrzynkę whisky, by odblokować stojący w odprawie celnej statek z bananami, bo jeśli te banany zgniją, to powstanie strata przekraczająca wielokrotnie potencjalną łapówkę, która jest kwalifikowana jako czyn nieetyczny. Tego typu dylematy muszą być rozstrzygane – oczywiście jest to łatwiejsze, kiedy trzymamy się jednego kręgu kulturowego, nieco trudniej, gdy mamy do czynienia z zarządzaniem biznesem globalnym. Istotną rolę w rozwijaniu przedsiębiorczości i świadomości etycznej odgrywa rekrutacja na uczelnie, które kształtują postawy przedsiębiorcze i dają podstawy do tego, żeby później pełnić funkcje menedżerów. Uczelnia powinna tak prowadzić rekrutację, by ci, którzy kończą szkołę, byli dobrze wykształconymi przedsiębiorcami.
Adam Szejnfeld, poseł na Sejm RP
Ja należę prawdopodobnie do dosyć nielicznej wśród polityków grupy, która docenia temat przedsiębiorczości rodzinnej i sztafety pokoleniowej. Wywodzę się z rodziny, która od zawsze prowadziła biznes. Jestem pierwszym, który się wyłamał, ale tylko częściowo. Przodkowie ze strony ojca byli, mówiąc językiem przedwojennym, kupcami i przemysłowcami. Po stronie matki dominowali rzemieślnicy, dziadek przykładowo był cukiernikiem. I ja też od dziecka robiłem interesy. Pierwszy rozpocząłem ok. 16 roku życia. Gdyby nie przełom lat 80., który skierował mnie w przestrzeń działalności społeczno-politycznej, prowadziłbym je do dzisiaj. Przyciągał mnie jednak świat zmieniającego się i modernizującego państwa, również fakt, że trzeba było Polskę zmieniać w tym kierunku, aby przedsiębiorczość w ogóle mogła funkcjonować. Powiem szczerze – minęło ponad 20 lat transformacji i efektów, których moglibyśmy sobie życzyć, nadal nie ma. To, co jest najgorsze w Polsce i na co nie mieliśmy wpływu, to „przerwa”, która dotknęła Polaków. Od czasów rozpoczęcia II wojny światowej do 1989 r. budowaliśmy nie etos przedsiębiorcy, tylko odwrotnie – obraz przedsiębiorcy jako człowieka wrogiego społeczeństwu, człowieka, który właściwie w społeczeństwie nie powinien funkcjonować. Załamano właściwie prywatną inicjatywę i działalność. Firmy w dużej mierze przestały istnieć. Pozostały jedynie niewielkie gospodarstwa rolne oraz niewielkie zakłady rzemieślnicze w mieście. Obie te kategorie zaliczają się do firm rodzinnych. Cała reszta, z określonymi wyjątkami, to jest świat kilkudziesięciu lat Polski bez przedsiębiorczości jako celu promowanego w społeczeństwie, bez firm rodzinnych, które wcześniej były niedoścignionym wzorem. Natomiast najgorsze jest to, że zmieniono mentalność społeczną, a dokładnie cechę przedsiębiorczości w obywatelach. Niszczono ją przez kilkadziesiąt lat systematycznie, profesjonalnie, przez dwa pokolenia. Do dnia dzisiejszego widzimy, jak głęboko w genotypie narodowym ten problem się zakorzenił. Myślę, że przez pustynię będziemy musieli iść dłużej niż 40 lat, by odbudować ten etos przedsiębiorcy, odbudować wzór, do którego ludzie będą aspirować, odbudować postawę pozytywistyczną. Przykładowo w Wielkopolsce bardzo doceniamy człowieka, który dąży do wytworzenia pewnego dobra, dla siebie i swojej rodziny, ale również dla całego społeczeństwa i państwa. Bardzo wielu ludzi niestety nie kieruje się taką myślą, prowadząc działalność gospodarczą. Mamy także problem z etyką. Musimy ją postrzegać na dwóch poziomach – indywidualnym i społecznym. Jeżeli etyka, jako jeden z najwyższych walorów w społeczeństwie, została na poziomie zbiorowym zniszczona, to trudno ją będzie uzyskać na poziomie jednostki. Stosunkowo najłatwiej o etykę w firmach rodzinnych, bo ona była zakorzeniona w nich nie tylko w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat, ale wręcz od wielu pokoleń, dla których była kluczową wartością. Oczywiście to też nie jest gwarant, dlatego że nikt przez dziesięciolecia nie był w stanie do końca obronić się przed zmianami, których dokonywano w mentalności zbiorowej. Dzisiaj zatem ciągle trwa czas unowocześniania społecznego i gospodarczego, ale także modernizowania naszych umysłów, naszej mentalności. W Polsce jednak ciągle chcemy, oczekujemy i żądamy, aby państwo załatwiło za nas sprawy. Najlepiej wszystko i w każdej dziedzinie. Niestety, nie załatwi – musimy to zrobić sami.
Prof. Lena Kolarska-Bobińska, poseł do Parlamentu Europejskiego
Mamy na świecie i w Polsce kryzys, szczególnie w wymiarze zaufania. On odbił się na biznesie i sposobie myślenia o instytucjach finansowych i ekonomicznych. Zapoznałam się z wynikami badania Edelman Trust Barometer, sprawdzającego poziom zaufania do różnych instytucji. W 2012 r. odnotowano ogromny spadek zaufania do biznesu. Wynika on z obserwacji doniesień o działaniach banków, z informacji, że banki zarabiają niewiarygodne pieniądze, podczas gdy wokoło wszyscy tracą. Takie przekonanie rodzi też sytuacja w całych państwach, np. w Grecji. My swoimi oszczędnościami, które zresztą później gdzieś znikają, płacimy za czyjeś błędne decyzje. Jest oczekiwanie, że pojawi się władza i coś zmieni. W 2013 r. poziom zaufania zaczyna się znów podnosić i wraca powoli do wcześniejszego stanu, ale wciąż powszechne jest przekonanie ludzi, że zostali pozostawieni sami sobie i że muszą sobie jakoś radzić. Ze spadkiem zaufania wiąże się nacisk na integralność. W kontekście zachodzących zmian w ocenie biznesu zaczyna się stosować coraz częściej takie kryteria jak etyka postępowania. Poszukuje się odpowiedzi, czy firma lub korporacja działa etycznie, czy korzysta z pracy dzieci, czy produkuje zatrute jedzenie, czy używa szkodliwych materiałów. Ocenia się firmy i biznesy względem tego, czy podejmują zachowania odpowiedzialne, etyczne i czy stosują transparentne praktyki biznesowe. Autorzy tego badania odkryli pięć czynników, które są najważniejsze w ocenie poszczególnych firm. Wymieniają m.in. zaangażowanie w klienta (czy jest obsłużony dobrze, czy produkt jest wysokiej jakości itd.), wskazują również na integralność. Wydaje mi się, że kryzys spowodował też pewne przewartościowanie, inne wartości stają się dla nas ważne. Ciągle jeszcze jednak do biznesu ludzie czują większe zaufanie niż do rządu, i dotyczy to wszystkich krajów świata oprócz Chin i nowych, wielkich potęg.
Rozmawiamy o zmianach w kontekście młodego pokolenia, trzeba zatem zaznaczyć, że zmieniają się środki przekazu i metody komunikacyjne. Dzisiaj to widać w obszarze polityki. Obama zrealizował kampanię wyborczą w dużej mierze przy użyciu narzędzi internetowych: Facebooka, Twittera itd. Są to przede wszystkim kanały, którymi komunikują się ze sobą młodzi ludzie, również młodzi przedsiębiorcy i młodzi konsumenci. Zmienia się całkowicie hierarchia zarządzania i komunikowania. Kiedyś dyrektor firmy wydawał oświadczenie za pośrednictwem swojego rzecznika prasowego, a pracownicy po prostu to przyjmowali, wierzyli w ten komunikat. Teraz ludzie nie wierzą, polegają w większym stopniu na wzajemnym informowaniu się. Kontrola społeczna biznesu dzięki sile mediów i poziomego łączenia się jest dużo skuteczniejsza. Młodzi ludzie wchodzą dzisiaj w biznes również z takiej przyczyny, że on zawsze dawał możliwość decydowania o samym sobie. Wcześniejsze pokolenie jako główny motyw tworzenia przedsiębiorstwa wskazywało zysk. Z obecnej perspektywy wydaje się, że kluczową wartością staje się możliwość stanowienia o sobie, w przeciwieństwie do ograniczeń świata korporacji. Myślę, że to będzie coraz silniejszy i coraz ważniejszy motyw tworzenia własnych firm. Można sobie wyobrazić konflikt pokoleń między biznesem dojrzałym i młodym jako coś bardzo produktywnego. Wprowadzałby pewien ferment, ponieważ ciągłość jest ważna, ale ważna jest również pewna innowacyjność. A ją można osiągnąć jedynie poprzez zakwestionowanie metod dotychczasowych i szukanie nowych sposobów we wszystkich sferach działania.
Dariusz Żuk, Polska Przedsiębiorcza
Kiedy słyszę o pokoleniach straconych, nieważne, czy obecnych ludziach młodych, czy osobach, które funkcjonowały w przeszłości, to zawsze myślę o ich możliwościach, bo one wywołują rewolucje. Kiedyś mówiono o Solidarności jako o pokoleniu straconym. Myślę, że teraz jest podobnie – powinniśmy powalczyć o pewne kluczowe zmiany. Po pierwsze trzeba spojrzeć krytycznie na korporacje – uważam, że są przyczyną wielu złych zjawisk. Korporacje, które zatrudniają dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie, korporacje, które są pozbawione w swym działaniu elementarnych wartości etycznych, korporacje, które stwarzają ludziom wyłącznie warunki do zarabiania, a nie do pracy z pasją i zaangażowaniem. I korporacje, które ze swej istoty generują patologiczne podejście do pracy – ostatnio rozmawiałem z jednym z dyrektorów korporacji, który wprost mi powiedział, że traktował swoje miejsce pracy jako firmę turystyczną, ponieważ latał raz w tygodniu do USA i zbierał punkty w ramach specjalnego programu Miles & More, dzięki temu mógł później latać na darmowe wakacje. Taki był główny cel jego pracy. To mnie bardzo boli, ponieważ dyskutujemy o świecie startupów, o młodych, o tym, jak powinni być ułożeni, żeby było lepiej, ale nie dyskutujemy o tym, gdzie tkwi problem. A młodzi przedsiębiorcy, do których się zaliczam – mogę powiedzieć na przykładzie swoim oraz znajomych – pracują codziennie, zasuwają od rana do wieczora. Oglądamy każdą złotówkę, myślimy o tym, jak pomóc innym, rozwiązując ich potrzeby. W przeciwieństwie do korporacji, wśród których są również największe z nich, czyli rządy. Pamiętam historię, która miała miejsce w jednym z ministerialnych budynków, niedaleko miejsca, w którym dzisiaj rozmawiamy. Człowiek z Ministerstwa Finansów opowiadał mi, że utworzono departament złożony z dwóch osób w celu pracy nad jakimś cłem. W pewnym momencie owo cło zniesiono i przez rok czasu dwie osoby nie miały nic do roboty, podpisywały listę obecności i chodziły do pracy, nie mając żadnego zadania. To jest niemożliwe w startupie ani w jakiejkolwiek nowoczesnej firmie. Zatem musi być zmiana w podejściu korporacyjno-rządowym. Z innych ważnych postulatów, które mogłyby przyspieszyć rozwój – trzeci sektor, czyli organizacje pozarządowe, powinien zniknąć. Należy ten sektor połączyć z firmami. Nie możemy na pierwszym miejscu postawić pieniędzy i zarabiania, bo wtedy firma po roku czy dwóch przestanie funkcjonować. Priorytetem powinno być rozwiązywanie potrzeb, pomaganie ludziom, i takie produkty oraz usługi trzeba wytworzyć. Ideę startupów trzeba wesprzeć. Zawsze podkreślam, że nie trzeba w tym celu obniżać podatku dochodowego – dla firmy, która powstaje, nie jest ważne, czy to jest 19, 17 czy 10 proc., natomiast powinna mieć sprzyjające warunki organizacyjne i prawne.
Startup to jest pewna koncepcja, pewne podejście do tematu. Polska w wielu zmianach może być pierwsza. Wy-starczy dostrzec, że takie korporacje jak Orlen i Lotos mogą uruchamiać akcje wspierania startupów, pracować z nimi, outsourcować pewne usługi na zewnątrz; że rząd może scedować prowadzenie np. urzędów pracy na firmy, które się na tym znają lepiej. Jeżeli w powyższych zmianach będziemy pionierami i dołożymy do tego ewolucję mentalności, jeżeli będziemy w wielu obszarach działali jak startup, to osiągniemy sukces. Znów będziemy przewodzić globalnej rewolucji. Świat startupów, który jest na razie małym zalążkiem, za dwa czy trzy lata określi światową zmianę i będzie odgrywał główną rolę w wielu różnych obszarach życia. Ten, kto pierwszy to zrozumie – wygra.
Prof. Krystyna Szafraniec, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
Chciałabym podkreślić wagę pewnych barier, które łączą generalnie ludzi młodych. Przedsiębiorczość, a zwłaszcza etos przedsiębiorczości, jest trudnym wyzwaniem dla współczesnego młodego pokolenia. Nie tylko dlatego, że mamy – jak mówi pan poseł Szejnfeld – pewne przeszkody mentalne. Młodzi ludzie są dzisiaj w Polsce w bardzo trudnej sytuacji z uwagi na presję, jaką wywiera się na osiągnięcie sukcesu, oraz socjalizację do świata konsumpcji, jakiej ta młodzież podlega. Wzory sukcesu, wzory atrakcyjnego, ciekawego życia, przyjemności i inspiracje, ciągły ruch w sferze zawodowej są głównym przesłaniem adresowanym do młodego pokolenia. Młodzież bardzo ceni pracę, ale wydaje jej się, że powinna być ona źródłem satysfakcji. Jest zatem w przekazie kulturowym, który my wszyscy kierujemy do młodzieży, pewna sprzeczność. Mówi się o sukcesie, nie wspominając o drodze dochodzenia do niego, a przynajmniej proporcje nie są ekwiwalentne. Więc ludzie młodzi, którzy dziś rozpoczynają biznes, być może pochodzą ze szczególnych środowisk lub mają szczególną determinację osobowościową, niezależną od swego dziedzictwa. Pan Dariusz Żuk wspomniał, że dzięki akademickim inkubatorom przedsiębiorczości na rynek weszło 5,6 tys. firm. Liczba jest imponująca, ale spójrzmy na statystyki. Od połowy lat 90. w różnych badaniach robionych przez zespoły naukowe, różnego typu sondażownie, na czele z CBOS, odnotowywane jest ogromne zainteresowanie młodych Polaków przedsiębiorczością, byciem przedsiębiorcą. Natomiast z tych samych badań wynika, że zaledwie 5–6 proc. ludzi tej przedsiębiorczości się podejmuje. Dystans jest więc ogromny i trzeba zadać pytanie, z czego wynika. Może z mentalności postkomunistycznej, może z braku wsparcia instytucjonalnego czy braku możliwości sfinansowania inwestycji. Myślę, że żaden z tych czynników nie jest decydujący. Mnie się wydaje, że młodzież jest w kulturowej pułapce. Jest naturalizowana do świata konsumpcji i do życia przyjemnego i pełnego ciekawych wrażeń. To jest jedna z wartości, która w osobistych hierarchiach w ciągu ostatnich 20 lat najbardziej zyskała na znaczeniu. Dzisiejsza młodzież w stosunku do swoich rówieśników sprzed 30 lat w kilkudziesięciu procentach więcej przypadków wskazuje na wolę przeżywania przygód i doświadczania wrażeń. To jest coś, czemu trudno się oprzeć, i to może tłumaczyć i uspójniać pewne problemy związane z kwestią etyki przedsiębiorczości w Polsce.
Prof. Andrzej Blikle, Inicjatywa Firm Rodzinnych
W pełni się zgadzam. Chciałem jeszcze poruszyć inną kwestię. Mamy złą edukację, niestety. Mówi się o tym od dosyć dawna. Ja mogę tylko zacytować wyniki badania, które zostało przeprowadzone wspólnie przez PARP i Uniwersytet Jagielloński (szefem grupy był prof. Górniak). Byłem na konferencji nieco ponad tydzień temu. 20 proc. firm nie może znaleźć pracowników o odpowiednich kwalifikacjach, a 75 proc. jest niezadowolona z tych, których znalazła. I teraz można zadać pytanie: jaką własną firmę może założyć człowiek, który jest przygotowany do wyboru jednej z czterech odpowiedzi w teście i postawienia znaczka? Niestety tak wygląda w większości obecna edukacja. O tym była mowa nie na zeszłorocznym, ale jeszcze wcześniejszym Kongresie Obywatelskim, gdzie w sesji poświęconej edukacji wypowiedział się bardzo mądry nauczyciel, który stwierdził, że chciałby uczyć młodzież tak jak dawniej – przekazywać wiedzę praktyczną i teoretyczną. Ale na przeszkodzie stoi szkoła i ustawa, a rodzice żądają, by przygotował ich dzieci do testów kwalifikujących na wyższą uczelnię. Współczesna szkoła jest rozliczana z tego, ilu uczniów zda maturę. W związku z tym szkoły zniechęcają niektórych uczniów do podchodzenia do egzaminu dojrzałości, bo to im poprawia statystyki. Więc trzeba zadać pytanie, jakiej działalności może się podjąć młody człowiek, który nauczył się tylko rozwiązywania testu. Musi pójść do jakiejś firmy, na stanowisko podrzędne, zacząć tam uczyć się czegoś praktycznego. W tym momencie odniosę się do własnych doświadczeń. Odkąd przestałem prowadzić firmę, coraz więcej uczę, na szczęście dla mnie. Nie zajmuję się już jednak matematyką, tylko zarządzaniem. Mam trzy grupy słuchaczy: studentów dziennych, zaocznych i studiujących MBA. Oni bardzo się różnią pod względem przygotowania do studiów. Studentom dziennym mówię o różnych zjawiskach związanych z przedsiębiorczością, dla nich to są twierdzenia, przyjmują je, nie zastanawiając się, czy mogłoby być inaczej. U tych, którzy już pracują, widzę, jak im się w głowie otwierają pewne obszary i od razu łączą moje twierdzenia ze swoim doświadczeniem.
Myślę, że jedna sprawa to jest rola państwa i poprawienie zasad ograniczających edukację, ale druga to przełamanie bariery związanej ze stosowaniem testów. Dziś warto kierować edukację do ludzi pracujących i umożliwiać im rozwój.