Diaspora polska w USA
Osoby, które w wyniku procesów migracyjnych znalazły się za granicą, które w krajach osiedlenia tworzyły skupiska ludności polskiego pochodzenia, zaczęto pod koniec XIX w. nazywać Polonią. Termin pojawił się w takim znaczeniu po powstaniu styczniowym. W USA po raz pierwszy użył go w 1875 r. Władysław Dyniewicz. Przyjęło się słowo „Polonia” odnosić głównie do wychodźstwa zarobkowego. Pojęcie diaspory jest szersze, włącza bowiem również grupy uchodźców politycznych, emigrantów niedobrowolnych (oni sami w XX w. nie zgadzali się na określanie siebie mianem Polonii). Bez wątpienia polska emigracja spełnia wszystkie warunki definicyjne, by za diasporę ją uważać.
Mieszkańcy ziem polskich docierali do Ameryki Północnej w kilku falach. W okresie kolonialnym były to jednostki, które istotnie zaznaczyły swą obecność w Ameryce (jak Kazimierz Pułaski czy Tadeusz Kościuszko). Do tej wczesnej fazy migracji później odwoływać się będzie Polonia i diaspora w USA. W pierwszej połowie XIX w. w Ameryce znaleźli się nieliczni uchodźcy polityczni. Większy napływ imigrantów nastąpił na przełomie XIX i XX w.
Migracje zarobkowe mieszkańców ziem zaborowych w okresie pouwłaszczeniowym wpisywały się w znacznie szerszy fenomen migracji na kontynencie europejskim – Polacy współtworzyli strumień niemal 36 mln migrantów z Europy, którzy trafili do USA. Choć w Polsce istnieje tendencja, by podkreślać wyjątkowość historycznych doświadczeń, migracje rodaków nie różniły się wiele od wędrówek z innych państw Europy. Społeczne i polityczne losy europejskiej peryferii, właściwe ziemiom polskim, splatały się nierozerwalnie ze zmianami na całym kontynencie. Być może jedynie nastąpiło tu pewne przesunięcie w czasie. Ziemie polskie poprzez migracje włączały się w tworzony wówczas świat atlantyckich powiązań. Motywacje do opuszczenia ojczyzny nie odróżniały Polaków od przedstawicieli innych narodów. Szybki wzrost demograficzny i niedostępność tak przez wieś pożądanej ziemi skłaniały do wyjazdów chłopów. Bowiem to przede wszystkim mieszkańcy wsi wyruszali za ocean. Pieniądz stał się nowym elementem rzeczywistości i nową wartością. Na wsi trudno było go zdobyć, więc należało szukać gdzie indziej. Wyjazdy „za wielką wodę” przynosić mogły korzyść największą, zarobki były tam wyższe niż w Europie. W ciągu dwóch miesięcy w Ameryce można było zarobić tyle, ile w ciągu całego sezonu pracy na roli w Niemczech lub na Węgrzech. Chłopi wiedzieli o tym od tych, którzy wyjechali pierwsi, wiedzieli o tym z listów czy rozmów prowadzonych w karczmach. „Gorączka amerykańska” stanowiła racjonalną decyzję, podejmowaną z nadzieją na awans, związany – w ramach chłopskiego systemu wartości – z ilością posiadanej ziemi; stanowiła racjonalny akt walki z losem.
„[…] toż to było we wsi strachu i gadania bez liku, bowiem naród bał się koleją jechać, a cóż dopiero okrętem, którego nikt nie widział. W rok później wjechał drugi, potem trzeci, a kiedy ci przysłali rodzinie kilka dolarów, to istny szał opanował wszystkich, pożyczał, gdzie kto mógł, na drogę i wyjeżdżał”.
Wyjazdy pojmowane były jako czasowe. Około 30 proc. migrantów powracało. Migracje zaczęły się w zaborze pruskim (tu wzorowano się na wcześniej wyjeżdżających Niemcach). Później, pod koniec lat 80., odbywały się również w zaborze rosyjskim i austriackim. Szacuje się, że ziemie polskie opuściło około 2,5 mln ludzi.
Pierwsi polscy emigranci, pochodzący z Opolszczyzny, osiedli na rolniczych terenach Teksasu i Wisconsin, gdzie do dziś żyją ich potomkowie. Po wojnie secesyjnej magnesem przyciągającym przybyszów stały się centra przemysłowe, które oferowały największe możliwości podjęcia pracy. Zatrzymywano się w wielkich i średnich miastach oraz niewielkich miasteczkach przemysłowych w Nowej Anglii, Nowym Jorku, New Jersey, Pensylwanii, Michigan, Illinois, Indianie, Wisconsin, Ohio i innych stanach. Największe ośrodki przemysłowe w tamtym okresie to: Chicago, Milwaukee, Buffalo, Cleveland, górnicze miasta Pensylwanii, Pittsburgh, Detroit. Chłopscy imigranci najczęściej podejmowali prace robotników niewykwalifikowanych. Pracowali w przemyśle żelaznym, maszynowym, stalowym, zbrojeniowym, w rafineriach ropy naftowej, przemyśle tekstylnym i odzieżowym, mięsnym i w pakowniach żywności oraz w przemyśle samochodowym. Ich zarobki zaliczały się do najniższych. Praca była niestała, sezonowa, niebezpieczna. Wraz z innymi przybyszami ze wschodniej i południowej Europy znaleźli się na dole drabiny społecznej. By osiągnąć swój cel, maksymalizowali wysiłki i oszczędzali. Mieszkali w najgorszych dzielnicach miast, w slumsach i gettach etnicznych. Odtwarzały one zresztą mozaikę narodowościową Europy. Polacy mieszkali więc obok Niemców, a nieopodal Żydzi, Słowacy, Litwini itd. Choć dla istnienia i funkcjonowania przemysłu byli niezbędni, otaczała ich niechęć. Ze strony amerykańskich natywistów spotykała ich dyskryminacja.
Biorąc pod uwagę te niezwykle trudne warunki, tym bardziej imponujące są dokonania owej grupy. Z pomocą polonijnego kleru i napływających inteligenckich imigrantów już od początku lat 70. Polacy zaczęli tworzyć zręby organizacyjne, formując widoczną grupę etniczną (tj. o rodowodzie imigracyjnym). Budowanie własnego świata było konieczne, by w nowych warunkach przetrwać i osiągnąć zakładany cel. W USA pozostali na stałe najpierw imigranci z zaboru pruskiego, a później z pozostałych. Mniej skłonne do powrotu były osoby, które sprowadziły rodzinę lub założyły nową już na miejscu. Dzielnice powstawały wokół parafii etnicznych, kościołów. Tworzono w nich również instytucje i organizacje świeckie, samopomocowe. Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie (1873 r.) i Związek Narodowy Polski (1880 r.) stały się największymi i najsilniejszymi – choć nie jedynymi – organizacjami działającymi do dziś na obszarze całego kraju. Ich prasa reprezentowała rozmaite ideologiczne orientacje i docierała do większości imigrantów. Wszystkie te instytucje z czasem (na początku XX w.) sprawiły, że grupa osiągnęła stopień rozwoju i skomplikowania, który właściwie pozwalał jej na samodzielne funkcjonowanie, oczywiście oprócz sfery pracy. Jednak w tym obszarze Polacy również nie byli bierni. W miarę możliwości, tzn. kiedy akceptowano ich członkostwo, włączali się w działania związków zawodowych. Nieraz sami podejmowali akcje protestacyjne (np. w ośrodkach górniczych Pensylwanii).
Należy zauważyć, że w punkcie wyjścia ta „masa emigracyjna” w zasadzie nie posiadała świadomości narodowej. Tożsamość migrantów opierała się na przynależności do „ojczyzny prywatnej”, do „okolicy”. Podobnie jak w przypadku Włochów, Madziarów, Słowaków czy Rusinów, to właśnie dzięki pobytowi w Ameryce imigranci szybko zdobywali świadomość narodową. Poczęli myśleć o sobie jako o członkach jednego narodu, nie jako o „Prusakach”, „Moskalach”, „Galicjakach”. Gdy proces się dokonał, grupa (jako część diaspory) zaczęła podejmować również działania polityczne. Przed I wojną światową na krótki czas stworzono federację organizacji polskich, które wspierać miały wysiłek odbudowania niepodległości Polski. Choć rychło znów nastąpiły podziały, niemniej w czasie wojny różne grupy diaspory polskiej w USA wspierały bądź koncepcję i wysiłek Józefa Piłsudskiego, bądź obóz narodowo-demokratyczny i działania I. J. Paderewskiego i R. Dmowskiego w Europie. Do formowanej Armii Polskiej we Francji wyjechało ponad 23 tys. ochotników. Wysiłek grupy na rzecz odbudowania niepodległości Polski w czasie wojny i po wojnie był niemały, choć z pewnością dla powstania II Rzeczpospolitej nie decydujący.
Nowe ustawodawstwo imigracyjne USA, wprowadzając w 1921 r. oraz w 1924 r. kwoty imigracyjne dla poszczególnych narodowości, zatrzymało napływ nowych przybyszów. Jednocześnie w 1923 i 1925 r. nastąpiła reorientacja grupowej i jednostkowej tożsamości. W łonie Polonii zwyciężyło hasło „Wychodźstwo dla wychodźstwa”. Procesy akulturacji i interesy członków grupy kazały im podkreślać, że mieszkając w Ameryce, są Amerykanami. Tym bardziej że w życie wchodziło też drugie pokolenie, urodzone już w USA, które aspirowało do tożsamości amerykańskiej, nie zapominając wszakże o korzeniach i pochodzeniu. Pielęgnowano aspekty dziedzictwa kultury (zarówno tej chłopskiej, jak i wyższej), do nich się odwoływano w działalności publicznej i w życiu codziennym. Symbolem zmian może być stworzenie takich instytucji, jak Fundacja Kościuszkowska (Nowy Jork), Muzeum Polskie i Archiwum w Ameryce (Chicago) czy Amerykańska Rada Polskich Klubów Kulturalnych itp.
Polonia borykała się wówczas także z innymi problemami, wynikającymi z kontaktów z innymi grupami etnicznymi. Od dawna istniał antagonizm z Irlandczykami. Zrodził się też konflikt z grupą Afroamerykanów. Od czasu I wojny światowej obie społeczności rywalizowały. Konflikty dotyczyły podstawowych kwestii: pracy, mieszkań i domów, miejsca zajmowanego w strukturze społecznej. Po I wojnie światowej nowi przybysze zaczęli zajmować najtańsze mieszkania i domy, dotychczas zajmowane przez Polonię. W południowej części Chicago, w dzielnicy Back of the Yards, starcia i bójki przedstawicieli obu grup nasiliły się w lipcu 1919 r. Zginęło wiele osób, nie były to incydenty odosobnione. Po II wojnie światowej napięcia te, występujące również w kontaktach z grupami latynoskimi, w wielu miastach spowodowały przenoszenie się polonijnych dzielnic na przedmieścia. Do rozbicia homogenicznych dotąd dzielnic doprowadziła też budowa prowadzonych przez ich środek autostrad lub dróg szybkiego ruchu w latach 40. i 50. Zmieniła się geografia rozsiedlenia.
Choć powoli, dokonywał się jednak społeczny awans grupy. W szeregach Polonii już w końcu XIX w. pojawiali się coraz liczniej przedstawiciele klasy średniej (wykształceni na uniwersytetach lekarze, prawnicy, farmaceuci, nawet bankierzy i przedsiębiorcy, w końcu również milionerzy). Mimo powyższego grupa nadal miała charakter robotniczy, choć teraz składała się głównie z robotników wykwalifikowanych. Zmiana nastąpiła w okresie II wojny światowej i po niej. W drugim pokoleniu pojawili się liderzy swobodnie funkcjonujący w amerykańskim świecie, z ambicjami wzmocnienia rangi i roli własnej grupy etnicznej. Osoby te dbały również o własną pamięć i związki z Polską.
II wojna światowa, pomimo podejmowanych prób, nie wznieciła podobnego jak podczas I wojny światowej entuzjazmu dla walki o niepodległość. Młodzi Polonusi wstępowali do armii amerykańskiej. Misje rekrutacyjne gen. Władysława Sikorskiego, mające przyciągnąć ich do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, nie powiodły się. Próby dotarcia do amerykańskiej administracji w celu wywarcia wpływu na jej decyzje w sprawie Polski miały ograniczony charakter. Największa i najistotniejsza była pomoc charytatywna, jaką diaspora polska kierowała do mieszkańców Polski. Na ich potrzeby zbierano żywność, odzież, lekarstwa, pieniądze. Akcję koordynowała Rada Polonii Amerykańskiej. Wielkość zbiórek przewyższyła tę z okresu I wojny światowej.
Jednocześnie – tuż przed wojną, w jej trakcie, zaś nade wszystko po jej zakończeniu – do USA zaczęli docierać nowi imigranci, fala uchodźców, których wojna wyrzuciła poza Polskę. Ich przybycie zahamowało w pewnym stopniu procesy asymilacyjne w środowiskach polonijnych. Pierwszą grupę stanowili emigranci polityczni, członkowie establishmentu, których wojna zastała za granicą (politycy, pisarze, poeci, uczeni). Osiedlili się w wielkich miastach, jak Chicago czy Nowy Jork. Powołali do życia nowe instytucje badawcze i edukacyjne, takie jak Polski Instytut Naukowy w Ameryce (utworzony w 1942 r. przez wybitnych uczonych związanych z Polską Akademią Umiejętności) czy Instytut Józefa Piłsudskiego (utworzony w 1943 r.). Ludzie ci dali początek obecności w Ameryce tzw. nowej Polonii. Rozbieżność światopoglądów i politycznych wizji pomiędzy „starą” i „nową” Polonią ujawniły się rychło. I tak z jednej strony istniała frakcja umiarkowana, skupiona wokół Rady Polonii Amerykańskiej, która reprezentowała instytucje „starej” Polonii. Grupą drugą była frakcja nastawiona prosowiecko, posiadająca niemałe wpływy w środowisku polonijnych robotników. Wreszcie grupa trzecia, politycznie zorientowana antysowiecko, propiłsudczykowsko, była nastawiona na walkę o niepodległość Polski, zaś wspierali ją docierający do USA uchodźcy polityczni. W nowym kontekście powróciły dawne podziały diaspory. Odtąd mówić należy raczej o kilku, działających często obok siebie, ośrodkach diaspory w USA. Trzecia z wymienionych grup, w przekonaniu, że osoby polskiego pochodzenia w USA potrzebują mocnego przywództwa, w 1942 r. stworzyła Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, aspirując do politycznego przywództwa nad Polonią. Ostatecznie jednak ster rządów objął Kongres Polonii Amerykańskiej (KPA), utworzony w 1944 r., który reprezentował większość organizacji polonijnych. Oznaczało to zwycięstwo zorganizowanej „starej” Polonii nad „nową”. Z jednej strony KPA sprzeciwiał się utracie przez Polskę ziem wschodnich, odrzucał porozumienia jałtańskie, uznawał rząd na uchodźstwie. Z drugiej poświęcił się wzmocnieniu pozycji Amerykanów polskiego pochodzenia w USA.
Kolejną falę polskich imigrantów po II wojnie światowej stanowili dawni przymusowi robotnicy z czasów wojny, żołnierze polscy walczący na Zachodzie, żołnierze podziemia, politycy, którzy po zakończeniu wojny nie chcieli wracać do Polski pod komunistycznymi rządami. Zwie się ich DP-sami (od angielskiego displaced persons). Dotarli do USA dzięki specjalnym uregulowaniom prawnym. Od 1948 r. do 1954 r. Displaced Persons Act pozwolił wjechać w sumie ok. 178 tys. polskich przesiedleńców, oczekujących w obozach w Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii i innych krajach. Ludzie ci reprezentowali rozmaite polskie odłamy polityczne i grupy społeczne. Zmiany terytorialne i nade wszystko polityczne w Europie Środkowej skłoniły ich do pozostania na Zachodzie. Mimo początkowych trudności adaptacyjnych grupa ta łatwiej niż poprzednie fale imigrantów akulturowała się w społeczeństwie amerykańskim, wchodząc w szeregi klasy średniej, już w pierwszym pokoleniu wspinała się po drabinie społecznej. Stosunki pomiędzy „nowymi” imigrantami a starszymi pokoleniami Polonii układały się rozmaicie. DP-som zazdroszczono lepszej pozycji, wykształcenia. Z kolei oni sami niekoniecznie akceptowali i rozumieli kulturę, ideologię, poglądy polityczne Polonii, która żyła już w Ameryce. Nie doceniali wysiłku, jaki „stara” Polonia włożyła, dążąc do ustabilizowania swej pozycji w społeczeństwie. Nie rozumieli w pełni problemów społeczeństwa amerykańskiego, którymi przecież „stara” Polonia żyła, pielęgnowanej przetworzonej plebejskiej kultury. Gwarę polsko-amerykańską często traktowali z wyższością. Płaszczyzną współpracy dwóch fal imigracyjnych nie stała się także parafia. Obie grupy często żyły więc obok siebie, każda własnym życiem. Starszych i nowych przybyszów różnił także stosunek do komunistycznej Polski. Od lat 50. bowiem „stara” Polonia zaczęła ponownie nawiązywać kontakty z rodzinami w Polsce. Wraz ze słabnięciem zimnej wojny odżyła pomoc przekazywana rodzinom, krewnym i znajomym. Przedstawiciele Polonii od 1958 r. odwiedzali PRL, ustalając pewne zasady przekazywania w przyszłości pomocy dla kraju (głównie za pośrednictwem kanałów kościelnych). Stopniowe rozszerzanie kontaktów pomiędzy Wschodem a Zachodem i polityka amerykańska sprzyjały takiej pomocy. DP-si stali zaś na stanowisku politycznej niezłomności i z komunistycznym krajem nie utrzymywali żadnych stosunków, pielęgnując pamięć II Rzeczpospolitej.
Niemniej obecność DP-sów skłaniała KPA do aktywniejszego podejmowania sprawy katyńskiej i jałtańskiej, a później do obserwowania i reagowania na przejawy łamania praw człowieka w Polsce. DP-si zaktywizowali i zdynamizowali prasę polonijną, rozwijali pracę z młodzieżą (kładąc nacisk na działalność np. harcerstwa). Pewne inicjatywy z połowy lat 50. pomagały łagodzić wewnętrzne konflikty polonijne. W latach 1968–1988 KPA w większym stopniu zajął się potrzebami Amerykanów polskiego pochodzenia. Podejmowano starania o poprawę ich wizerunku, walczono z antypolskimi stereotypami, negatywnym wizerunkiem Amerykanów polskiego pochodzenia, niesławnymi Polish jokes.
W przemianach tożsamości i odrodzeniu dumy etnicznej Amerykanów polskiego pochodzenia (już niezależnie od historycznego rodowodu) bardzo ważną rolę odegrało odrodzenie etniczne w całym kraju w latach 60. i 70., w czasie którego Amerykanie polskiego pochodzenia (podobnie jak członkowie innych mniejszości) zaczęli powracać do swoich korzeni. Eksplozja zainteresowania etnicznością przyniosła też wzrost aktywności grupy. Duże znaczenie miały również wydarzenia rozgrywające się w Polsce i Europie. Niewątpliwy przełom stanowił wybór na papieża kardynała Karola Wojtyły oraz powstanie w kraju Solidarności. Obydwa wydarzenia wzmacniały ogromnie dumę pochodzenia etnicznego. W latach 1981–1989, w okresie Solidarności, stanu wojennego i lat następnych, parafie, organizacje polonijne i osoby prywatne organizowały zbiórki ubrań, żywności, lekarstw, książek itp., które rozmaitymi drogami przekazywano do Polski. W 1981 r. Fundacja Charytatywna KPA stworzyła np. „bank leków”, który wspierał leczenie w Polsce. Wartość organizowanej przez nią w latach 1981–1990 pomocy wynosić miała 168 mln dolarów. A przecież w rozmaitej formie i rozmaitymi kanałami do Polski trafiała i inna pomoc. Wsparcie płynęło również od amerykańskich instytucji charytatywnych (np. Care).
Stan wojenny doprowadził do współpracy „nowej” Polonii ze „starą” (i jej emanacją – KPA). W Ameryce powstawały liczne grupy i akcje poparcia dla kraju. Emigracja polska w USA ożywiła się wtedy znacznie na rozmaitych polach działalności. Aktywnie zorientowani politycznie członkowie nowszych fal diaspory kontaktowali się z administracją amerykańską. Powstały nowe ośrodki, tworzone przez emigrantów okresu stanu wojennego. Biura Solidarności udzielały działaczom organizacji rozmaitego wsparcia – od materialnego po moralne i polityczne.
Po odzyskaniu przez Polskę pełnej suwerenności i upadku komunizmu diaspora, jej przedstawiciele i KPA podjęli wielki wysiłek (porównywalny z kampanią na rzecz odbudowania niepodległości Polski w czasie I wojny światowej) agitowania wśród polityków amerykańskich na rzecz przyjęcia Polski do NATO. Akcja – skierowana zwłaszcza do członków Senatu – przybrała formę kampanii wysyłania listów i petycji, która zakończyła się sukcesem.
W latach 90. amerykańska Polonia kierowała również pomoc charytatywną do Polaków zamieszkałych w republikach byłego Związku Radzieckiego. Nakłaniała także organizacje i firmy amerykańskie do nawiązywania kontaktów gospodarczych i inwestowania w III Rzeczpospolitej.
Dziś Polonię w USA stanowią ludzie o rozmaitym rodowodzie, pochodzeniu, tradycji. W latach 1965–1989 przybyło do USA 42 827 politycznych uchodźców, 88 395 legalnych imigrantów, a także migranci zarobkowi, tzw. wakacjusze, czyli ludzie podejmujący co najmniej od lat 70. pracę nielegalną i bawiący w USA także po wygaśnięciu ważności ich wiz turystycznych. Tych osób w latach 1965–1989 miało być blisko 700 tys. Greenpoint na Brooklynie stał się – niekoniecznie zresztą słusznie – symbolem tego zjawiska. W Chicago najbardziej dziś żywotna jest dzielnica wokół parafii św. Jacka (zwana Jackowem), gdzie niedawno przybyli migranci mieszają się z przedstawicielami grup starszych. Zmieniło się oblicze polonijnych mediów – ukazuje się wiele nowych tytułów, działają programy radiowe, telewizyjne.
Od lat 70. XX w. osoby polskiego pochodzenia są w większym stopniu rozproszone na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Na przełomie XX i XXI w. polska społeczność w USA nadal pełna jest wewnętrznych sprzeczności. W szeregach Polonii znajdują się świadomi swej genezy Amerykanie polskiego pochodzenia z trzeciego i czwartego pokolenia emigrantów zarobkowych (którzy dotarli tu na przełomie wieków), członkowie grupy DP-sów (imigranci i ich dzieci z okresu powojennego), niejednorodna grupa przybyszów z okresu Solidarności i późniejszego, wreszcie „wakacjusze”. Dziś raczej należy mówić o kilku Poloniach, posiadających rozmaite oblicza. Wspólnym mianownikiem tej grupy jest pamięć pochodzenia i utrzymywana w rozmaitym stopniu polska i polonijna kultura lub jej elementy – inne w przypadku imigrantów z lat 80. XX w., inne w przypadku czwartego pokolenia Polonii. Niezależnie od całej złożoności, a może dzięki niej, w USA wciąż mamy do czynienia z żywym, barwnym i skomplikowanym życiem polskiej grupy etnicznej.
Według spisu ludności z roku 2000 w USA mieszkało 8 977 235 osób polskiego pochodzenia, a zgodnie z American Community Survey (2006–2008) – 9 962 334 osoby. To piąta co do wielkości grupa etniczna w USA. Proporcje płci były mniej więcej równe. Średnia wielkość rodziny to trzy osoby. Zdecydowana większość osób deklarujących polskie pochodzenie (81 proc.) mieszka w 15 stanach, najwięcej (w kolejności) w stanach: Nowy Jork, Illinois, Michigan, Pensylwania, New Jersey, Wisconsin, Ohio, Floryda, Massachusetts, Connecticut. Od końca lat 70. jest (statystycznie) jedną z bardziej zamożnych grup etnicznych w USA. Średni dochód gospodarstwa domowego (1999 r.) to 50 887 dolarów (średnia amerykańska to 41 994 dolary). Aż 2 147 794 osoby posiadały samodzielne domy, o średniej wartości 137 300 dolarów (średnia amerykańska to 119 600 dolary). Wykształcenie członków grupy również wykracza ponad przeciętną amerykańską. Wielu przedstawicieli drugiego, trzeciego i czwartego pokolenia etników pracuje na uniwersytetach, znajduje się w szeregach wolnych zawodów. Wielu cieszy się zasłużoną sławą (by wymienić jedynie Piotra Wandycza czy Zbigniewa Brzezińskiego). Dotyczy to również ludzi z najnowszych fal imigracyjnych, urodzonych w Polsce. Jeśli wszystkie kohorty imigrantów traktować łącznie, w perspektywie trzech–czterech pokoleń grupa dokonała niezwykłego awansu na drabinie społecznej USA. Natomiast tożsamość najnowszych przybyszów określać można jako tożsamość transnarodową, czyli taką, która bezkonfliktowo łączy tożsamość związaną z krajem pochodzenia i krajem osiedlenia.
prof. dr hab. Adam Walaszek
historyk, specjalizujący się w historii Polonii oraz historii ruchów migracyjnych i historii społecznej USA. Dyrektor Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz zastępca przewodniczącego Komisji do Badań Diaspory Polskiej Polskiej Akademii Umiejętności. Członek Komitetu Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk.