Dobre ćwierć wieku, ale co dalej?

Mijające 25 lat widzę jako okres dojrzewania społecznych przemian , zapoczątkowanych powstaniem ruchu Solidarność w roku 1980 i jego odrodzeniem w roku 1989. Był to bowiem schyłek poprzedniego systemu, czas, w którym już do końca przekonaliśmy się o jego niereformowalności. Pamiętać bowiem trzeba, że w okresie przed stanem wojennym oficjalna propaganda często forsowała pogląd, że to „anarchizująca” życie społeczne Solidarność uniemożliwia przeprowadzenie reformy gospodarczej. A co się okazało? Po wprowadzeniu stanu wojennego Solidarność już nie była przeszkodą, argument więc zniknął, a żadne reformy i tak się nie udały. Dekada lat 80. pozwoliła nam więc „dojść do ściany” i zobaczyć, że dotychczasowy ustrój to droga donikąd.

Co prawda lekcja była kosztowna i nie wiadomo, o ile dalej byłaby dziś Polska, gdyby przemiany zapoczątkowano blisko dekadę wcześniej. Nie poznamy odpowiedzi na takie pytanie, ale też zamiast rozpatrywać mniej lub bardziej realne alternatywne scenariusze, spróbujmy raczej znaleźć odpowiedź, gdzie jesteśmy dzisiaj, po 25 latach przemian.

Nie zamierzam pisać o samych sukcesach, oczywiste jest, że były również porażki. Nauczyliśmy się, że rozwarstwienie społeczne może być bardziej bolesne, kiedy w grę wchodzą „prawdziwe pieniądze”. Nauczyliśmy się, że praca jest naprawdę cennym dobrem, niedostępnym dla wszystkich. To jedne z częściej wymienianych kosztów transformacji. Niektórzy jej krytycy stawiali więc niemal od początku lat 90. zarzut, że można było wolniej, spokojniej, że za terapię szokową zapłaciliśmy zbyt wiele. To dotyczyło głównie gospodarki. Co ciekawe, głosy krytyków zmian w polityce miały często przeciwny wektor – że można było szybciej, bardziej radykalnie lustrować, dekomunizować, szybciej wchodzić do NATO. Nie twierdzę, że wybór, którego dokonano, był optymalny. Być może, gdyby zmiany w gospodarce były nieco bardziej rozłożone w czasie, a z kolei zmiany w polityce od początku bardziej zdecydowane, to bilans byłby lepszy. Rzecz w tym, że pole wyboru było bardzo ograniczone. A myślenie, że na początku lat 90. zebrało się grono mędrców, którzy – niczym na seminarium naukowym – dyskutowali rozmaite warianty przeobrażeń (np. czy zmieniać najpierw politykę, czy gospodarkę, czy razem, czy osobno, czy szybko, czy wolno), ma charakter ahistoryczny. Nie było żadnego seminarium, nie było takiej sytuacji. Za to w Polsce, która należała do Układu Warszawskiego, wciąż stacjonowała Armia Czerwona, panowała bezproduktywna gospodarka, a sklepowe półki świeciły pustkami. Praktycznie wszystko mogło się zdarzyć. O tych warunkach wyjściowych trzeba pamiętać i gdy weźmie się je pod uwagę, wówczas trochę bledną zarzuty o radykalizm zmian w gospodarce i powolność zmian politycznych.

Tym, co najciekawsze dla socjologa w bilansie  mijających 25 lat, jest olbrzymia zdolność polskiego społeczeństwa do cierpliwej, lecz zarazem kreatywnej (w dobrym sensie tego słowa) adaptacji do zmieniających się warunków i towarzysząca jej zdolność do odnajdywania coraz to nowych czynników rozwoju i aktorów promujących zmiany. Jako socjolog widzę więc proces zmian zdecydowanie długofalowy, bardziej ewolucyjny niż rewolucyjny, napędzany raczej siłami wewnętrznymi niż wsparciem zewnętrznym (choć i ono było bardzo istotne). Dziś, gdy cieszymy się z 10-lecia polskiej obecności w Unii Europejskiej, często pojawiają się komentarze upatrujące w niej głównego źródła naszych sukcesów. Tak, wiele zawdzięczamy Unii. Może nawet jeszcze więcej zawdzięczamy naszemu do niej dążeniu niż samej obecności w jej strukturach. Pamiętać trzeba, że to głównie dzięki swemu dynamizmowi Polacy dostali się do Unii, a nie że ten dynamizm wyłącznie Unii zawdzięczają. Niewątpliwie UE dostarcza silnego impulsu do dalszej dynamiki, w tym sensie – na przekór naszej historii – w ostatnim 25-leciu szczęśliwie sprzyjały sobie i nam zarówno siły wewnętrzne, jak i zewnętrzne.

Podobna szczęśliwa koincydencja widoczna była także w pierwszym okresie zmian, który moim zdaniem był decydujący dla dalszego rozwoju sytuacji. Kiedy Leszek Balcerowicz przystępował do swego programu naprawczego w styczniu 1990 r., miesięczna stopa inflacji sięgała blisko 80 proc. W czerwcu, po pół roku wdrażania programu, spadła do nieco ponad 3 proc. Ten sukces to znów skutek koincydencji czy też dopasowania; tym razem między naturą zmian, wymagających centralnych, radykalnych decyzji, a naturą społecznej reakcji, która wbrew wielu oczekiwaniom okazała się bardzo spokojna. Polskie społeczeństwo – umiejące protestować, z silnym ruchem związkowym – nie odrzuciło zmian. Być może dlatego, że wsparła je główna reprezentacja pracownicza, jaką była wówczas Solidarność; w owych czasach nie tylko związek zawodowy, który miał chronić interesy pracownicze, ale po części także i rząd, wprowadzający trudne dla pracowników zmiany. Ta zaskakująca konfiguracja zdała jednak praktyczny egzamin – nie wystąpiły masowe bunty. Po pewnym czasie siła dynamiki przeobrażeń wprowadzanych odgórnie nieco zmalała. I wówczas ukazała się właśnie wspomniana wcześniej zdolność do ewolucyjnego znajdowania nowych sił napędowych – wtedy zaczęła się bowiem masowa polska przedsiębiorczość, drobna, z dominującą formą mikroprzedsiębiorstw. Wedle danych z roku 1992 przeciętne nowo rejestrowane wówczas przedsiębiorstwo zatrudniało 1,8 osoby. Nowe powstawało więc szybciej na obrzeżach systemu, niż zmieniało się jego „jądro”, czyli wielkie państwowe zakłady pracy. Z czasem obrzeża stały się rdzeniem gospodarki, a to, co do tej pory było owym rdzeniem, albo przekształciło się, albo znikło. Przypominam ten już niemal prehistoryczny dla młodych ludzi okres, aby pokazać właśnie ewolucję głównych sił napędowych polskiej transformacji. A więc najpierw wielki ruch społeczny Solidarność, który doprowadza do upadku starego systemu, potem elity polityczne, czyli rząd wprowadzający reformy, a wreszcie indywidualni przedsiębiorcy, konsumenci, którzy swoimi aspiracjami nadali zmianom nową dynamikę. W moim przekonaniu właśnie ta zdolność ewolucyjnego znajdowania nowych źródeł dynamiki jest jednym z największych sukcesów naszej transformacji.

Minione 25 lat przynosi także inne ciekawe dowody na ewolucję aktywności i zaangażowania społeczeństwa. Po upadku starych systemów, w doprowadzeniu do którego przynajmniej w pewnych krajach istotną rolę odegrały ruchy obywatelskiego protestu i publiczne zaangażowanie (np. polska Solidarność czy litewski Sajudis), pojawiają się narzekania i oskarżenia o polityczną pasywność społeczeństw postkomunistycznych. Istotnie, partycypacja polityczna (mierzona np. uczestnictwem w wyborach) w wielu z tych krajów pozostaje raczej na niskim poziomie. Polska nie jest tu wyjątkiem. Ma to wiele przyczyn, wśród których wskazać trzeba też swoiste „aktywne nieuczestnictwo”, będące wynikiem niezgody na jakość uprawianej polityki. Ale trzeba też pamiętać, że owa niezgoda nie prowadzi do odrzucenia idei i instytucji demokracji jako takich. Demokracja wydaje się skonsolidowana, i to też jeden z sukcesów przemian. Jednakże słabość politycznego uczestnictwa pozostaje faktem. Moim zdaniem nie świadczy ona o pasywności, lecz o ewolucji sfer aktywności. Minione 25-lecie to czas, w którym Polacy stawali się coraz bardziej aktywni na rynku – jako konsumenci i producenci. Na politykę być może zostało mniej energii. Ale to właśnie powstanie polskiej przedsiębiorczości, masowej, z tak silnym udziałem byłych robotników jako klasy współtworzącej pierwszą falę polskiego małego i średniego biznesu (jak pokazują badania Henryka Domańskiego), jest moim zdaniem jednym z większych sukcesów polskich przemian.

Tej przyspieszonej edukacji ekonomicznej towarzyszy zarazem ewolucja głównych problemów gospodarczych i płaszczyzn konfliktu. Wraz z pokonywaniem odziedziczonego po komunizmie marazmu ekonomicznego, wraz z ogólnym rozwojem Polska przesuwa się powoli w kierunku fazy postprzemysłowej. Źródłem nadziei, ale i potencjalnych frustracji, stają się już nie tyle kwestie dostępu do dóbr ściśle materialnych, ale i takie, jak dostęp do zdrowia, edukacji, kultury, informacji. Niezadowolenie manifestuje się nie tylko w postaci protestów robotniczych, pojawiają się nowi uczestnicy – młodzi mieszkańcy miast, studenci (np. protesty dotyczące ACTA). Poza tym sam otwarty protest przestaje być jedyną formą wyrażania niezadowolenia. W dobie zindywidualizowanych motywacji i zróżnicowanych interesów wielkie, kolektywne akcje nie zawsze są na pierwszym planie. Często zamiast nich mamy do czynienia z indywidualnymi strategiami wyrażania rozczarowania (np. emigracja, ucieczka w sferę nieformalną). Niekiedy jednak te indywidualne strategie radzenia sobie z problemami mogą przybierać skalę masową. I to jest moim zdaniem jeden z nierozwiązanych problemów naszych przemian, będący przynajmniej do pewnego stopnia – paradoksalnie – skutkiem ich sukcesu. A tymczasem władze (generalnie system instytucji) jeszcze nie do końca potrafią sobie radzić z tymi nowymi problemami, pozostają w dużej mierze zamknięte w optyce starych form konfliktu – liczy się tylko ten protest, który jest głośniejszy, czyli protest tradycyjnych grup robotniczych. Tymczasem te protesty i ci aktorzy powoli ustępują innym, przez władze nie zawsze jeszcze wystarczająco precyzyjnie dostrzeganym.

Na tle relatywnego sukcesu gospodarczego, umiarkowanej politycznej partycypacji (lecz przy poszanowaniu demokracji) wskazuje się niekiedy na słabość polskiego kapitału społecznego i społeczeństwa obywatelskiego jako na ujemne elementy bilansu 25-lecia. Główny autor znanej serii badań „Diagnoza społeczna”, Janusz Czapiński, swego czasu stawiał tezę o „rozwoju molekularnym” jako osobliwości polskiej dynamiki rozwojowej, opartej bardziej na sile indywidualnej zaradności niż na sile współpracy i zaufania do innych. Istotnie, polskie wskaźniki dotyczące tego ostatniego parametru są niskie w porównaniu z innymi krajami (ale nie są stabilnie niskie, według Europejskiego Sondażu Społecznego rosły do 2012 r.). Poza tym są instytucje, którym Polacy ufają bardziej i mniej – zaufanie instytucjonalne jest zróżnicowane. Polska wydaje się przeczyć obserwowanej empirycznie prawidłowości, iż dobrej sytuacji  ekonomicznej towarzyszy zwykle wysoki poziom kapitału społecznego. Jednakże jeśli weźmie się pod uwagę, że polski kapitał społeczny ma charakter „wyspowy”, że często powstaje w strukturach nieformalnych, w mikrospołecznościach, że polskie społeczeństwo obywatelskie ma charakter „chałupniczy”, jak to nazwała kiedyś Anna Giza, to wtedy okaże się, że być może lepiej mówić o osobliwościach polskiego kapitału społecznego i polskiego społeczeństwa obywatelskiego niż o jego jednolitej słabości.

Gdyby więc ten bilans miał jedynie zamykać okres 25-lecia, to w sumie dla socjologa byłby pozytywny. Głównie dzięki temu, że uwidoczniły się w Polsce zdolności do ewolucyjnego rozwoju, do dojrzewania społeczeństwa i znajdowania wciąż nowych sił nadających dynamikę. To wszystko pozwalało do niedawna w miarę optymistycznie patrzeć na dalszy rozwój, a transformacja w swej podstawowej postaci wydawała się być już bliska zakończenia. Jednak ostatnie lata przynoszą nieznane przedtem napięcia, kwestionujące być może sensowność takiej prognozy.

Transformacja, która niosła za sobą – wydawałoby się – obietnice awansu, otwartości i szans społecznych, przestaje już być jasnym zapewnieniem rozwoju. Socjologowie donoszą, że przestaje rosnąć opłacalność wyższego wykształcenia, że nie rosną też szanse na awans społeczny (np. badania Domańskiego). To ogranicza szanse na dalszą budowę społeczeństwa merytokratycznego, w którym to, co ludzie otrzymują, wiąże się z ich talentami i wykształceniem. System pomału „zamyka się”, pozostawiając poza obietnicą szans coraz więcej ludzi (głównie młodych). Ma to istotne konsekwencje społeczno-ekonomiczne. Zresztą w polityce widzimy podobne „zamykanie się”. Z jednej strony są to procesy uniwersalne, opisywane przez różnych autorów – malejące znaczenie i usychanie tradycyjnych form demokracji oraz ucieczka prawdziwej władzy i wpływu w sfery niekontrolowane przez demokrację. Z drugiej strony w lokalnych, polskich warunkach owo zamykanie się polega na zdominowaniu sceny politycznej przez dwie partie, których wzajemna opozycja i klincz wydają się interesować raczej malejącą grupę potencjalnych uczestników życia publicznego, z których wielu właśnie dlatego decyduje się na nieuczestniczenie w owej działalności.

Do tego zamykania się systemu instytucjonalnego dochodzą nowe elementy budujące niepewność. Po pierwsze kryzys pełzający w naszych okolicach, który – niewiadomo właściwie dlaczego – ciągle nas omija. Niepewnością wieje także z Unii Europejskiej, która przez lata była ostoją dla polskiej transformacji. Wreszcie Ukraina. Wszystko to powoduje, że transformacja, która do niedawna wydawała się celem prawie osiągniętym, może okazać się znikającym punktem. O ile przez większość z minionych 25 lat głównym problemem było to, czy zdążymy wystarczająco szybko dopasować się do znanego modelu, o tyle teraz sam model staje się nieco zamglony. Jednakże pamiętać trzeba, że 25 lat temu sytuacja była chyba dużo bardziej niejasna. Była to zarazem inna niejasność – nie mieliśmy podstaw, ale była wizja. Dziś, mając podstawy, trzeba znów zacząć myśleć o wyraźniejszym ukazaniu wizji.


Prof. Andrzej Rychard 

socjolog, profesor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, członek Collegium Invisibile, przewodniczący Komitetu Narodowego ds. Współpracy z Międzynarodową Radą Nauk Społecznych (ICSS) w ramach Polskiej Akademii Nauk. 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.