Siłę tworzy grupa
O poszukiwaniu życiowej drogi, światowej stolicy przemysłu kosmetycznego oraz o wizerunku Polaków we Francji z Elżbietą Wysoczańską rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Jak odnalazła pani swoje powołanie i trafiła do branży kosmetycznej?
Elżbieta Wysoczańska: Szukałam swojej pasji, czegoś, co będę miała ochotę robić nawet w niedzielę. Wychowałam się w rodzinie pasjonatów (mama – artystka operowa, tata – lingwista). Widziałam zawsze moich rodziców, którzy robiliby to, co robią, nawet gdyby nikt im za to nie płacił. Dorastałam w Polsce w okresie komunizmu, zatem biznes nie był naszą codziennością. Natomiast wiedziałam, że aby zrobić coś dobrze, trzeba to lubić. Zawsze uważałam, że jeżeli będę coś robić, chcę być w tym najlepsza albo prawie najlepsza.
Na początku moja droga nie była oczywista. Szukałam siebie. Skończyłam szkołę muzyczną, studiowałam filologię hiszpańską, a później, kiedy się przeniosłam do Hiszpanii, ukończyłam marketing i dziennikarstwo. Niezależnie od tych rozlicznych zajęć musiałam się zajmować swoją skórą, która była bardzo problematyczna od czasu, gdy zaczęłam dojrzewać. Z czasem temat skóry i kosmetyków mnie zafascynował, pośrednio również dlatego, że na rynku nie odnajdowałam produktów, które mogłabym uznać za wystarczająco dobre. W Hiszpanii między godziną 14 a 17 jest sjesta. Wtedy zamykane jest wszystko z wyjątkiem domów towarowych. Właśnie tam, w działach kosmetycznych, spędzałam czas podczas sjesty. Z czasem zdobyłam taką wiedzę o produktach, że ekspedientki czy przedstawicielki marek nie były mi w stanie nic nowego powiedzieć. W pewnym momencie zrozumiałam, że to, co nam przychodzi najłatwiej, będziemy zawsze robić dobrze, a być może lepiej niż inni. Wtedy zdecydowałam, że założę własną markę. Zaczęłam się do tego przygotowywać. Mimo że studiowałam inny kierunek, wybrałam pracę w przemyśle medycznym, aby zdobyć większą wiedzę na temat skóry. Wiedziałam już wtedy, że chcę tworzyć produkt luksusowy, który będzie zgodny z moją perfekcjonistyczną osobowością. Nie pociągał mnie blichtr, ale zarządzanie doskonałym produktem, a taki automatycznie staje się luksusem. Zaczęłam przygotowania do studiów MBA w słynnej szkole ESSEC w Paryżu, zorientowanych właśnie na zarządzanie markami luksusowymi. Przez dwa lata uczyłam się do egzaminu wstępnego, który miał bardzo matematyczny charakter, więc musiałam sporo nadrobić, zważywszy na wcześniejsze wykształcenie muzyczno-lingwistyczne. Jednak dostałam się na wymarzone studia biznesowe, a nawet skończyłam je z wyróżnieniem. Rozważałam kilkuletnią pracę dla wielkich koncernów kosmetycznych, by od nich uczyć się tego biznesu. Odbyłam liczne spotkania w sprawie pracy, ale powtarzała się jedna propozycja – oferowano mi wyjazd na Wschód i pracę w Moskwie. Podczas tych rozmów zrozumiałam, że nie będę mogła tworzyć własnych produktów, tylko wprowadzać istniejące na obce rynki. Dodatkowo nie mówiłam po francusku, więc szanse na zatrudnienie i pracę we Francji były niewielkie. Stwierdziłam, że od razu stworzę własną markę, założę firmę i nie będę pracować dla wielkich koncernów.
KB: Dlaczego wybrała pani Paryż?
EW: Byłam osobą międzynarodową. Mieszkałam wcześniej w kilku krajach. Przyjechałam na studia MBA do Paryża z jedną walizką, nie znałam nikogo. Ale Paryż jest centrum tego świata, w który chciałam wejść. Tu jest największe know-how i najważniejsze kontakty kosmetyczne. Rozważałam również wyjazd do Szwajcarii, ale ta wydawała mi się nudna. Najlepiej czuję się w miastach, które wibrują, które potrafią inspirować na każdym kroku – z tego względu stolica Francji odpowiada mi w 100 proc. Decyzja była trudna, bo zaczynałam wszystko od początku. Przez rok uczyłam się języka, a rozpoczęcie działalności kosztowało mnie wiele trudu.
KB: Czy nie byłoby prościej rozpoczynać działalność w mniej konkurencyjnym i wymagającym otoczeniu?
EW: Wręcz przeciwnie. We Francji przedsiębiorcy kierują się pewną zasadą: kiedy na jednej ulicy jest 10 sklepów z butami, można przypuszczać, że niebawem pojawi się tam kolejny sklep z tym samym asortymentem. U nas, w Polsce, myśli się odwrotnie, właśnie obawiając się konkurencji. A tam, gdzie jest czegoś dużo, trzeba być, bo ludzie przychodzą właśnie po tę rzecz. Siłę tworzy grupa. Gdybym chciała stworzyć firmę internetową, pojechałabym do Doliny Krzemowej – właśnie dlatego, że jest tam 300 firm podobnych do mojej. Tam w każdej kawiarni mogę dosiąść się do dowolnej osoby i porozmawiać z nią na temat mojego biznesu. Koncentracją przemysłu kosmetycznego w Paryżu rządzi ta sama logika. Jest on silny, wspiera się. Wszyscy pracujemy w tym samym rejonie, który nazywamy la valléecosmetique (franc. dolina kosmetyczna). Jest tu wielu producentów, którzy się łączą i korzystają z wielu synergii, np. oszczędzamy dzięki możliwości wspólnego transportu. Kiedy światowy kupiec poszukujący nowych marek przyjeżdża do Paryża, płacąc za jedną podróż, może pozyskać dowolną ilość brandów. Na marginesie muszę dodać, że w Polsce mamy wielką szansę, by świat zobaczył nasz przemysł kosmetyczny, który jest wspaniały, ma dużo pięknych marek. By jednak tak się stało, wszyscy jego przedstawiciele powinni stanąć razem, bo to da im siłę niezbędną do zaistnienia w świecie. Wtedy przyjadą kupcy z całego świata i Polski know-how kosmetyczny będzie szanowany. Ale musimy być bardziej solidarni pod każdym względem.
KB: Jaki jest dziś wizerunek Polaków we Francji?
EW: Bardzo pozytywny. Dwie największe fale emigracji Polaków do Francji objęły dwa typy ludzi. Pierwsza fala to byli głównie robotnicy, hydraulicy, murarze, fachowcy z branży budownictwa. W życiu nie słyszałam złej opinii na temat tych ludzi. To wręcz teraz stał się luksus! Jeżeli ktoś buduje dom z polską ekipą, niektórzy mogą patrzeć z zazdrością, bowiem usługi naszych specjalistów są szczególnie cenione, droższe i bardziej prestiżowe. We Francji jest też polskie towarzystwo arystokratyczne, które stworzyło bardzo silną grupę opiniotwórczą, obecną dziś w środowiskach establishmentu politycznego i gospodarczego. Kolejna grupa polskich imigrantów we Francji to Polacy pracujący na wysokim szczeblu w przedsiębiorstwach. Czasem nawet nie wiemy, że mamy do czynienia z Polakami, bo w sposób perfekcyjny asymilują się w społeczeństwie i doskonale znają francuski. Nigdy nie spotkałam się ze złą opinią na ich temat. Kiedy byłam w Hiszpanii (było to dość dawno temu) i mówiłam, że przyjechałam z Polski, pytano, czy jestem nianią. W tamtym czasie kojarzono nas na Zachodzie z nisko wykwalifikowanymi pracownikami. Ale z czasem to się zmieniło. Nie mamy się czego wstydzić. Jesteśmy silnym, wielkim narodem, który za mało kocha siebie. Im bardziej będziemy dumni, tym więcej na tym skorzystamy. Przykładem mogą być Amerykanie. Oni kochają siebie. Hiszpanie zawsze mają jakiś kompleks i dlatego mniej szanujemy ich jako naród. Francja dziś przeżywa kryzys, stale trwają strajki, gospodarka znalazła się na równi pochyłej, krajem wstrząsają zamachy. Ale mimo wszystko Francuzi wierzą w swój kraj, wierzą w swoją przeszłość i przyszłość. Trudna aktualna sytuacja nie może zburzyć tysiącletniej historii kraju.
KB: Jakie emocje towarzyszyły pani podczas odbierania nagrody Fundacji „Teraz Polska”?
EW: Wielkie wzruszenie. Ta nagroda to najpiękniejsze ukoronowanie moich dążeń i rekompensata za wszystkie trudne momenty, które dotychczas towarzyszyły mojemu życiu. Zawsze broniłam polskości i zawsze podkreślałam, że jestem z Polski. To była misja honorowa mojego życia. Ostatecznie zdecydowałam się, by moja marka również kojarzyła się z polskością, dałam jej parafrazę mojego nazwiska: Visoanska. Noszę polskość w sercu, dlatego nagroda przyznana przez Fundację „Teraz Polska” ma dla mnie szczególne znaczenie. Teraz nastał czas Polski, mamy coraz więcej okazji, by w sposób pozytywny zwrócić na siebie spojrzenie całego świata. Chcę się bardzo mocno zaangażować w działania, które będą wzmacniać wizerunek kraju. Nagroda jest dla nich wspaniałym fundamentem. Choć – jak wspomniałam na początku – jest ukoronowaniem moich działań, stanowi również swego rodzaju początek.
Elżbieta Wysoczańska (Elizabeth Visoanska)
Polka żyjąca w Paryżu, twórczyni luksusowej marki kosmetycznej Visoanska.