Zdalna rewolucja. Przez koronawirusa będziemy pracować inaczej

  • Fot. Kamil Broszko/Broszko.com
    Fot. Kamil Broszko/Broszko.com

Pandemia Covid-19, prócz dramatycznych skutków, na czele z utratą zdrowia i życia przez setki tysięcy ludzi na całym świecie, spowoduje wielkie zmiany społeczne i gospodarcze. Jedną z nich może być upowszechnienie pracy zdalnej.

W 1980 r. futurysta Alvin Toffler, autor książki „Szok przyszłości” z 1970 r., przewidział w swojej publikacji pod tytułem „Trzecia fala”, że dom „nabierze zaskakująco nowego znaczenia w erze informacji, stając się centralną jednostką w społeczeństwie jutra – jednostką o wzmocnionych, a nie zmniejszonych funkcjach ekonomicznych, medycznych, edukacyjnych i społecznych”. Z szerokiej prognozy wybitnego futurologa wybiorę tylko jeden aspekt, a mianowicie pracę zdalną (którą rozumiem szeroko, a pojęcia używam zamiennie z telepracą i pracą z domu).

W dużych spółkach sektora farmaceutycznego działających na polskim rynku telepracę proponowano zatrudnionym od kilku lat. Artur jest kierownikiem w dziale zajmującym się zarządzaniem flotą. – Dwa lata temu mój przełożony poinformował mnie, że mogę jeden dzień w tygodniu pracować z domu, co przyjąłem z ochotą, a moja firma chyba jest zadowolona z tego rozwiązania, bo w zeszłym roku, jeszcze przed wybuchem epidemii w Chinach, zaproponowano mi pracę z domu dwa dni w tygodniu – twierdzi menedżer. – W naszej firmie nie ma wyznaczonych dni pracy zdalnej, ale jesteśmy co jakiś czas wręcz zachęcani, aby pracować poza biurem. Ja sama zazwyczaj dwa razy w miesiącu decydowałam się na kilkudniowy home office – mówi Agnieszka, menedżerka w innej firmie farmaceutycznej, pracująca w dziale rejestracji leków. Agnieszka i Artur, tak jak tysiące innych pracowników, byli przygotowani na zmianę sposobu świadczenia pracy w związku z epidemią Covid-19, wywołaną koronawirusem SARS-CoV-2. W pewnym momencie, pokrywającym się z wprowadzaniem obostrzeń związanych z kwarantanną społeczną przez polski rząd, szefowie polecili im wykonywanie pracy z domu. Jednak inni już tak dobrze przygotowani nie byli. Ze sklepów internetowych zaczęły znikać laptopy, routery, kamery internetowe. W wielu domach zapanował chaos. Oczywiście w dużej mierze wynika on z faktu, że wraz ze świeżo upieczonymi telepracownikami na statystycznych kilkudziesięciu metrach kwadratowych pozostały również dzieci, zmuszone do udziału w innym eksperymencie, nazywanym e-learningiem. Gdy pandemia się skończy, a życie społeczne i gospodarcze wróci na normalne tory, według różnych szacunków nawet 1/3 tych, których koronawirus zmusił do pracy zdalnej, nie powróci do biur.

Dawni sceptycy

Pod koniec lutego 2013 r. światowe media podchwyciły oficjalną wypowiedź Marissy Mayer, prezes Yahoo, która stwierdziła, że ówcześni pracownicy zdalni firmy – kilkaset osób na 14 tys. wówczas zatrudnionych – będą musieli wrócić do biura. Głosy krytyki dobiegały z całego świata. Wypowiadali się nie tylko dziennikarze branżowi czy bywalcy forów internetowych, ale też autorytety biznesu. Uchodzący za wizjonera Richard Branson stwierdził na swoim blogu, że jest zażenowany decyzją prezes Yahoo i uważa ją za krok wstecz. „Efektywna praca z ludźmi polega na wzajemnym zaufaniu. W głównej mierze chodzi o przeświadczenie pracodawcy, że pracownicy wykonają swoje zadania gdziekolwiek są, bez nadzoru” – przekonywał Branson. Nawiązywał do komunikatu Yahoo, w którym uzasadniano brak zgody na pracę zdalną podniesieniem morale w firmie. Słynna wypowiedź prezes Yahoo była ostatnim tak wyraźnym (i wpływowym) głosem sprzeciwu wobec telepracy. Oczywiście wątpliwości nadal się pojawiały. Jedna z nich akcentowała przygotowanie i priorytety organizacji. Jeżeli spółka sporo zainwestowała w biura idealnie zoptymalizowane do pobudzania produktywności, a nie pochyliła się nad wdrożeniem technologii umożliwiających pracę zdalną, to trudno się dziwić, że jej prezes należy do sceptyków broniących dawnego ładu. Obrońcy biura powoływali się też na poglądy Steve’a Jobsa, który był zagorzałym piewcą pracy w siedzibie firmy Apple. Jak głosi plotka, współuczestniczył w nadawaniu jej kształtu, m.in. ingerując w rozkład łazienek, aby przypadkowe spotkania pracowników stwarzały jak najwięcej możliwości swobodnego przepływu myśli. Przede wszystkim jednak na licznych debatach roztrząsano rozmaite za i przeciw pracy poza biurem, a częstokroć tezy wypowiadane ex cathedra zdradzały lęk o to, czy osoba, która znajduje się w swoim domu, jest zdolna do czegokolwiek poza typowym kanapowym lenistwem.

Dowody naukowe

Kto jednak zechce przyjrzeć się badaniu profesora Uniwersytetu Stanforda Nicholasa Blooma, ten znajdzie potwierdzenie naukowe, że praca zdalna jest dalece sensowną alternatywą dla wykonywania obowiązków w biurze. Bloom przeprowadził przełomowy eksperyment w warunkach naturalnych – nawiązał współpracę z największym chińskim biurem podróży Ctrip, zatrudniającym 16 tys. pracowników. Prezes był zainteresowany zaoferowaniem pracownikom opcji pracy z domu, ponieważ powierzchnia biurowa w centrali firmy w Szanghaju jest wyjątkowo droga, a zatrudnieni musieli znosić długie dojazdy do pracy (nie stać ich na życie w mieście). Bloom zaprojektował test, w którym 500 pracowników podzielił na dwie grupy: grupę kontrolną (która kontynuowała pracę w centrali) i wolontariuszy pracujących z domu (którzy posiadali w domu odrębny pokój, mieli co najmniej sześciomiesięczną umowę z Ctrip oraz szerokopasmowy Internet). Badacz oczekiwał, że z punktu widzenia produktywności i korzyści dla firmy pozytywne i negatywne aspekty zmiany, jaką było wykonywanie telepracy, zrównają się. Jednak rzetelne, prawie dwuletnie badanie wykazało zdumiewający wzrost wydajności w grupie pracujących w domu. Ich zaangażowanie godzinowe w pracę było większe, ponieważ nie spóźniali się z powodu dojazdów i nie brali wolnego w związku z awaryjną sytuacją rodzinną. Robili także krótsze przerwy i rzadziej brali zwolnienie lekarskie. Firma dodatkowo zaoszczędziła prawie 2 tys. dolarów na pracownika na czynszu, zmniejszając powierzchnię biurową w centrali. Wyniki badania pokazują też, że zamiana biura na pracę w domu nie jest wyłącznie produktywną idyllą. Z czasem ponad połowie pracowników zdalnych zaczęły doskwierać izolacja i samotność, które raportowali swojemu pracodawcy, oczekując możliwości pracy rotacyjnej – w biurze i w domu.

Przewrót kopernikański

Kiedy świat nawiedziła pandemia koronawirusa SARS-CoV-2, wywołującego chorobę Covid 19 – o której światowi liderzy mówią, że jest największym wyzwaniem dla społeczności międzynarodowej od czasów wielkiego kryzysu czy II wojny światowej – wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, praca zdalna z dnia na dzień stała się niemal obowiązującym paradygmatem zatrudnienia. Duże globalne firmy technologiczne jako jedne z pierwszych przeszły na telepracę, najpierw zdecydowanie ją zalecając, a chwilę później wprowadzając obowiązek.– Rozumiemy, że nasz krok jest bezprecedensowy, ale czasy są niezwykłe – stwierdziła Jennifer Christie, menedżerka Twittera, w wiadomości dla pracowników. Co ciekawe, obiecała zwrócić pracującym na stałe i tym, którzy tylko współpracują przy projektach, koszty niezbędne do założenia biur domowych, deklarując sfinansowanie zakupu sprzętu komputerowego, biurka i ergonomicznego krzesła. – Ogólnie rzecz biorąc, praca w domu nie zmienia codziennych obowiązków, oznacza jedynie, że będziesz robić to, co dotychczas, tylko w innym środowisku – podsumowała Christie. – Nie tak wyobrażałem sobie rewolucję pracy rozproszonej – stwierdził Matt Mullenweg, dyrektor generalny WordPress i właściciel Tumblr Automattic. Przewiduje, że zmiany związane z epidemią koronawirusa dadzą wielu firmom możliwość stworzenia od dawna oczekiwanej kultury elastyczności pracy.
Oczywiście branża technologiczna nie ogranicza się do deklaracji. Najważniejsi producenci aplikacji do nowoczesnej komunikacji biznesowej i zdalnej współpracy przeżywają hossę i prześcigają się w uatrakcyjnianiu swych produktów i ofert – czasami obniżając cenę swych usług do zera. Prawdopodobnie liczą na to, że gdy pandemia minie, pracodawcy wybiorą ich produkt, by rozwijać swój biznes w oparciu o pracę zdalną. Firma Microsoft udostępniła małym firmom „pakiet produktywności” w chmurze na okres sześciu miesięcy. Google poszło w jej ślady z własną subskrypcją biznesową, a usługa wideokonferencji Zoom zniosła ograniczenia dotyczące liczby użytkowników i czasu trwania telekonferencji w podstawowym bezpłatnym planie taryfowym.

Obciążona sieć

Wielkim wyzwaniem związanym z nową organizacją pracy wynikającą z pandemii koronawirusa jest obciążenie sieci teleinformatycznej. Z podsumowania opracowanego przez firmę Orange Polska wynika, że jej klienci na rozmowach przez komórki spędzają o 40 proc. więcej czasu niż przed epidemią. Zmieniły się pory, w których dzwonimy: obecnie szczyt takich rozmów przypada na godziny pracy, natomiast wcześniej telefonowaliśmy głównie wieczorem. Od 16 marca 2020 r. szkoły i uczelnie wyższe są zamknięte, a edukacja przeniosła się do sieci. W tym czasie również wiele firm przeszło na pracę zdalną. Odzwierciedleniem tych zmian w pierwszym tygodniu po zamknięciu szkół był wyraźny, o ponad 40 proc. większy niż zwykle ruch danych w stacjonarnej sieci internetowej Orange. Przejście na zdalny tryb funkcjonowania było widoczne także w przypadku sieci mobilnej, przez którą w pierwszym tygodniu ogólnopolskiej kwarantanny przepłynęło o ok. 1/4 więcej danych w porównaniu ze średnim zużyciem w poprzednich tygodniach. W kolejnych dniach (23 marca–5 kwietnia) ilość przesyłanych danych ustabilizowała się na nowych, wyższych poziomach. Klienci Orange, korzystając z sieci mobilnej, przesyłali tygodniowo średnio o ok. 1/5 więcej danych niż przed epidemią. Użytkownicy Internetu stacjonarnego od Orange przetransferowali w tym okresie o ok. 1/3 więcej danych niż na początku marca. Na dobre zmienił się także model ruchu w sieci. Od połowy marca w robocze dni tygodnia przypomina on typowy, weekendowy ruch: znacznie rośnie już od rana, w ciągu dnia utrzymuje się na stałym poziomie, a wieczorem notuje kolejny, mniejszy wzrost.

Problemy, blokady, wykluczenia

To właśnie przepustowość sieci jest czynnikiem krytycznym dla pracy zdalnej. Wynika to z faktu, że w dużych firmach standardem jest tzw. VPN. Komputery domowe pracowników – prywatne lub służbowe laptopy – łączą się najpierw z serwerem w firmie, a dopiero potem z oprogramowaniem, które wykorzystywane jest do pracy. Taka metoda zapewnia bezpieczeństwo danych biznesowych, ale wymaga łącza internetowego o wysokiej przepustowości. Kiedy praca zdalna się upowszechnia, sieci, które i tak były już obciążone, mają prawo zacząć szwankować. A nic tak nie irytuje pracownika zdalnego, a w konsekwencji jego szefa, jak niedziałający Internet. Albo głód. Znamienna jest sytuacja, której doświadczyli – już w dobie przymusowej pracy zdalnej z powodu pandemii – pracownicy centrali Facebooka. Ich sieć korporacyjna została zablokowana w usłudze dostawy jedzenia DoorDash z powodu podejrzanego ruchu, ponieważ z adresu IP przypisanego do siedziby firmy zaczęto składać (właśnie przez VPN) zamówienia na dostawę posiłków do różnych odległych punktów rozsianych po całej zatoce San Francisco (czyli do domów pracowników). Żarty żartami, ale w dobie upowszechnienia telepracy brak dostępu do szybkiego Internetu szerokopasmowego winien być już rozpatrywany w kategoriach wykluczenia społecznego. Podobnie jak brak środków na zakup odpowiedniego sprzętu komputerowego, niezbędnego do wykonywania pracy zdalnej, czy też problem z opanowaniem umiejętności niezbędnych do tego typu pracy.

Kryzys społeczny i klimatyczny

Dojazdy do pracy w największych miastach (choć i mniejsze zaczynają w tym względzie dotrzymywać im kroku) są plagą obecnych czasów. Niewiele osób ma przywilej mieszkania niedaleko biura. Średni czas dojazdu do pracy w USA wyniósł ostatnio rekordowe 27 minut w jedną stronę. W Warszawie osoby mieszkające na Ursynowie dojeżdżają do Śródmieścia albo do dzielnic mieszczących centra biznesowe zazwyczaj kilkadziesiąt minut, nierzadko wykorzystując w tym celu komunikację publiczną. Ale ze słabiej skomunikowanych i odleglejszych dzielnic, popularnych ze względu na niskie ceny mieszkań – niejednokrotnie nawet dwie godziny. Gorzkie żarty o parkowaniu w Mordorze (sarkastyczna nazwa biurowców na warszawskim Mokotowie) są klasyką życia korytarzowego w mieszczących się tamże korporacjach. Umożliwienie ludziom pracy w domu może być korzystne dla zachowania równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, dla szczęścia rodzinnego, ale także dla biosfery. Koncentracja miejsc pracy w centrach oznacza również, że potężne gałęzie gospodarki skupione są w garstce bogatych miast. Tymczasem kapitał wiedzy jest zlokalizowany nie tylko wokół największych ośrodków biznesowych – występuje również w mniejszych miastach, rodzi się wokół lokalnych ośrodków akademickich i inkubatorów przedsiębiorczości. Szkoda pozbawiać gospodarkę dostępu do potencjału intelektualnego ludzi, którzy z jakichś powodów nie chcą albo nie mogą zamieszkać w największych aglomeracjach. Sensowne narzędzia i system pracy zdalnej mogą włączyć ich w krwiobieg biznesu opartego na wiedzy, tworzącego innowacje itp. Tym bardziej że wielkomiejska społeczność w dobie rosnących cen nieruchomości (o ile ta tendencja utrzyma się w popandemicznej rzeczywistości) stanowi dość jednorodną „pulę” społeczno-ekonomiczną. Zaś bardziej zróżnicowane grono współpracowników nie boryka się z tzw. martwymi punktami i proponuje bardziej oryginalne i kreatywne rozwiązania problemów.

Praca po pandemii

Tezy zawarte w artykule, mówiące o wzroście popularności pracy zdalnej, opierają się na dwóch założeniach. Nie wszyscy pracownicy, z racji charakteru wykonywanych zadań, mogą i będą mogli pracować zdalnie. Po drugie zaś, jeżeli spełnią się najczarniejsze przepowiednie o globalnym kryzysie z powodu pandemii, to nie praca zdalna będzie jedną z kluczowych zmian w pejzażu społeczno-gospodarczym, a raczej – powszechny brak pracy i wszechobecna nędza. Gdyby jednak gospodarkom udało się powrócić na ścieżkę wzrostu, wiele osób pracujących wcześniej w biurach faktycznie powinno wyposażyć się w dobry monitor i krzesło. Firmy i pracownicy dopiero się uczą, że praca zdalna jest możliwa i że działa inaczej niż praca w siedzibie przedsiębiorstwa. Menedżerowie będą musieli lepiej oceniać produktywność, ustalając i monitorując konkretne cele. Pracownicy będą musieli zachować niezwykłą sumienność, dzieląc dzień na głęboką pracę, komunikację biurową, czas osobisty oraz życie rodzinne. Pracownicy będą musieli też wypracować nowe nawyki związane z raportowaniem znaczących zdarzeń i interakcji, tak aby zespoły i menedżerowie byli na bieżąco z tym, co się dzieje w wirtualnym biurze. A szefowie będą musieli śledzić i wybierać najnowsze i najlepsze rozwiązania technologiczne, które będą substytutem relacji twarzą w twarz.
Pandemia nie jest momentem, w którym rozstrzygnie się, jaki typ pracy jest najbardziej optymalny z punktu widzenia wyzwań przyszłości. Natomiast jest czasem wielkiego, niezamierzonego eksperymentu, który prawdopodobnie pozwoli opracować technologię, zasady i kulturę mogące – gdy tylko gospodarka wróci do pełni sił – ułatwić pracę zdalną tym, którzy zechcą z niej skorzystać w przyszłości. I dotyczy to zarówno pracowników, jak i pracodawców. To, czego dowiemy się w ciągu najbliższych kilku miesięcy, może ukształtować przyszłość pracy w ogóle, a powszechność pracy zdalnej jest w spektrum możliwych opcji. Oczywiście nie każdy po pandemii będzie mógł wykonywać obowiązki ze swojej kanapy, ale prawdopodobnie telepraca odarta zostanie z wszelkich krzywdzących stereotypów.

Kamil Broszko

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.