Miasta sportu

  • Fot. Archiwum Autora
    Fot. Archiwum Autora

Z igrzyskami w roli zawodnika pożegnałem się przed 10 laty w Atenach. Nie tylko jako reprezentant Polski, ale też klubu WKS Wawel z królewskiego Krakowa. Nie tak dawno to właśnie miasto (moje miasto!) wydawało się stawać do wyścigu o prawo do goszczenia imprezy spod znaku pięciu kółek. Przez chwilę miałem nadzieję, że nie zabraknie nam wizji sięgającej dalej niż duma z grodu ,,murowanego” przez Kazimierza Wielkiego i upiększanego przez Jagiellonów.

Niestety, po przegranej rywalizacji o status miasta gospodarza UEFA Euro 2012 przyszedł czas na porażkę w referendum rozstrzygającym o udziale w wyścigu do organizacji olimpiady. Głosujący demokratycznie mieszkańcy dawnej stolicy Polski postanowili na wszelki wypadek uniknąć losu pogrążonych w kryzysie ekonomicznym i strzegących nowych postolimpijskich ruin Ateńczyków.

Nie chcieli – w swoim mniemaniu – dać się zmanipulować, tak jak mieszkańcy Soczi, którzy wraz z carem Władimirem stworzyli najdroższe sportowe widowisko na świecie. I w gruncie rzeczy wcale się temu nie dziwię, bo jeżeli w perspektywie najwyżej dekady po igrzyskach mielibyśmy pilnować i subwencjonować utrzymanie olimpijskich wspomnień o nowożytnych ambicjach krakowian, to istotnie warto jest powiedzieć „pass”. Czy jednak na pewno musiałoby tak być?

Otóż dobrze przeprowadzona i skoordynowana z planami rozwoju regionu impreza sportowa o zasięgu globalnym jest zawsze sprężyną sprawnie nakręcającą koniunkturę gospodarczą w całym regionie, a nawet kraju. Efekt poolimpijski w Barcelonie jest do dziś zauważalny gołym okiem i na każdym kroku. W tamtejsze igrzyska, odbywające się w roku 1992, zainwestowała cała Hiszpania. Owszem, nie przypuszczano zapewne wówczas, iż wzmocniona gospodarczo i znakomicie wypromowana Katalonia zechce sukces olimpiady przekuć w argument za uniezależnieniem się od federacji. Jeśli jednak Małopolska miałaby stać się drugą Katalonią, to raczej Kraków nie zagroziłby Warszawie upomnieniem się o przywrócenie stołeczności… Natomiast miałby szansę skorzystać z dobrych wzorców. Jak multikulturowe i otwarte na świat Vancouver, które inwestując 6 mld dolarów (a nie jak Soczi 51 mld) w przygotowanie igrzysk, dziś jest supernowoczesnym miastem o jednym z najwyższych na świecie standardów życia i prowadzenia biznesu. Pamiętam, gdy jeszcze w 2009 r., przygotowując dla TVP plan obsługi olimpiady, wizytowałem kolejne obiekty. Większość z nich funkcjonowała przed igrzyskami – przykładowo stadionu hokejowego nie budowano od nowa, tylko zmodernizowano dotychczasowy. Przy okazji organizacji wydarzenia dokładnie zaplanowano, jaki będzie los poszczególnych obiektów, kiedy już opadną sportowe emocje. Tak było w przypadku centrum medialnego, w którym pierwsze kongresy i konferencje biznesowe zakontraktowano już trzy tygodnie po zakończeniu igrzysk.

Nie ma zresztą co zaglądać aż nad Pacyfik. Wystarczy popłynąć z Krakowa z biegiem Wisły, by dotrzeć do odmienionej po piłkarskim czempionacie, „przewietrzonej” i zmodernizowanej Warszawy. Były, uzasadnione zresztą, obawy co do ,,życia po życiu” Stadionu Narodowego, straszono nas straszliwym przeinwestowaniem w infrastrukturę, a w konsekwencji deficytem stolicy. A tu, jak dotąd, więcej słoików wozi się z Krakowa do Warszawy niż w przeciwnym kierunku. Idąc dalej z biegiem Wisły, z radością i uwagą przysłuchuję się gdańszczanom, którzy dziś turystycznie dyskontują Euro 2012, i ich mniej licznym, ale nie mniej prężnym kuzynom z Sopotu, którzy dzieląc z Gdańskiem Ergo Arenę, ostatnio postawili (i nie pomylili się) na halowe mistrzostwa świata w lekkoatletyce. Trójmiasto, rywalizując wewnętrznie, daje przykład konsekwentnie prowadzonej polityki, stawiającej na aktywizację społeczno-biznesową wokół wielkich imprez światowych i europejskich. Nie będę tu bliżej opisywał przykładów innych dwóch miast gospodarzy Euro 2012, Poznania i Wrocławia, ale oba są dziś na innym poziomie cywilizacyjnym i świadomościowym, a w zakresie sportu i kolejnych wyzwań nie powiedziały ostatniego słowa.

Gdy teraz  wracam do mojego już definitywnie „nieolimpijskiego” Krakowa, mam tylko nadzieję, że ostatnie przykłady korzyści społecznych i biznesowych płynących z siatkarskiego mundialu i nowe doświadczenia zdobyte podczas kolejnych imprez rangi mistrzowskiej, jak te w hokeju czy piłce ręcznej, sprawią, że nie przestraszymy się kolejnych odważnych wizji i rozwoju poprzez sport. Naturalnie ołówek w ręku i kubeł zimnej wody na zanadto rozpalone kibicowskie głowy zawsze będą pomocne i mile widziane.


Robert Korzeniowski

Olimpijczyk, menedżer
www.korzeniowski.pl

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.