Ziemia obiecana

  • Fot. Archiwum Autora
    Fot. Archiwum Autora

To już postanowione. W ciągu najbliższych dwóch lat do naszego kraju trafi ok. 7 tys. osób z obszarów ogarniętych konfliktami zbrojnymi. Polska, w imię solidarności z pozostałymi państwami członkowskimi Unii Europejskiej, przyłączyła się do systemu relokacji uchodźców. Zanim jednak przybędą oni do naszych miast, miasteczek i wsi, powinniśmy zastanowić się nad wyzwaniami, jakie przed nami stoją, i czy katastroficzne wizje, które próbują rysować niektórzy politycy partii prawicowych, mogą rzeczywiście się ziścić.

Ostatnia fala migracyjna, która dotarła na Stary Kontynent, jest także i naszym problemem, a nie tylko Włoch czy Grecji. W dobie postępującej globalizacji oraz Europy bez wewnętrznych granic wszelkie trudności, z którymi zmagają się nasi sąsiedzi czy też sąsiedzi sąsiadów, prędzej czy później będą miały wpływ również na nasz kraj. Dlatego nie możemy tak po prostu odwrócić się plecami albo przyglądać jedynie z pozycji biernego obserwatora toczącej się historii. W ostatnich dekadach Polska stała się częścią tego świata, w którym panuje demokracja i dobrobyt. Wcześniej to my korzystaliśmy z pomocy innych. Przyszedł zatem czas, aby zastanowić się nad naszym wkładem w rozwiązywanie problemów o charakterze globalnym. Wydarzenia ostatnich tygodni zmusiły nas do refleksji i podjęcia dyskusji na temat naszego stosunku wobec narastającej fali osób chcących dostać się do Europy, także w kontekście pytania, czy jesteśmy moralnie zobowiązani do pomagania tym, których życie i zdrowie jest zagrożone.

Tymczasem w innych krajach europejskich, na przykład w Szwecji, a szczególnie w Niemczech, ta dyskusja ma także inny wymiar – ekonomiczny. Za Odrą bomba demograficzna tyka coraz głośniej. Jeżeli zabraknie osób pracujących i płacących podatki, składki zdrowotne i na ubezpieczenie społeczne, po prostu nie uda się utrzymać obecnego modelu społeczno-gospodarczego. Nie wiadomo, na ile ta sytuacja demograficzna oraz wzgląd gospodarczy wpłynęły na decyzje Niemiec, ale nie ulega wątpliwości, iż nasi zachodni sąsiedzi mają pewne pozytywne doświadczenia w tym zakresie. W latach 60. ubiegłego wieku, z uwagi na pierwsze oznaki słabnącej koniunktury i brak wydajnych pracowników, władze RFN zaprosiły do kraju setki tysięcy migrantów z Turcji, tzw. gastarbeiterów. Ta decyzja, choć wtedy mogła wydawać się kontrowersyjna, była wynikiem chłodnej, ekonomicznej kalkulacji i zapewniła Niemcom na kilkadziesiąt lat stały wzrost gospodarczy. Być może tak jest i teraz.

W Polsce są już takie sektory, które funkcjonują w dużej mierze dzięki zatrudnieniu imigrantów, szczególnie z Ukrainy. W niektórych gminach bowiem, nawet przy 20-proc. bezrobociu, brakuje chętnych do wykonywania konkretnych prac, szczególnie w rolnictwie, budownictwie, usługach sprzątania czy opiece nad osobami starszymi. Stale rośnie również liczba wystąpień polskich przedsiębiorstw o pozwolenie na pracę w Polsce, na przykład dla Ukraińców. I to wszystko dzieje się przy jednoczesnym ciągłym spadku poziomu polskiego bezrobocia! Dlatego retoryka „więcej imigrantów równa się wyższe bezrobocie” nie jest uzasadniona. Po prostu są zawody, których Polacy nie chcą już wykonywać. Patrząc na doświadczenia innych krajów Zachodu, wydaje się zatem niemożliwe, by w dłuższej perspektywie utrzymać naszą monokulturową „wyspę” bez szkody dla rozwoju społeczno-gospodarczego.

Oczywiście nie oznacza to, że dzisiaj, teraz, bez dyskusji, bez sprawdzania powinniśmy przyjąć wszystkich przybywających do naszych granic, niezależnie od tego, skąd pochodzą i jaki mają status. Nie we wszystkich bowiem krajach integracja imigrantów się powiodła. Czerpiąc z trudnych doświadczeń takich państw jak Francja czy Belgia, warto zastanowić się, co możemy zrobić, aby wypracować model otwartości, który do minimum ograniczy potencjalne problemy i stworzy szanse zarówno dla przybyszów, jak i dla nas samych. Zamiast więc skupiać się jedynie na istniejących zagrożeniach, rozmawiajmy w Polsce również o tym, jak widzimy przyszłość naszej gospodarki i społeczeństwa oraz jaką rolę mogą odegrać w niej ci, dla których Polska stanie się nową ojczyzną – ziemią obiecaną.


Adam Szejnfeld

Poseł do Parlamentu Europejskiego
www.szejnfeld.pl

 

Czytaj także

Najciekawsze artykuły i wywiady wprost na Twoją skrzynkę pocztową!

Administratorem Państwa danych osobowych jest Fundacja Best Place Europejski Instytut Marketingu Miejsc z siedzibą w Warszawie (00-033), przy ul. Górskiego 1. Z administratorem danych można się skontaktować poprzez adres e-mail: bestplace@bestplaceinstitute.org, telefonicznie pod numerem +48 22 201 26 94 lub pisemnie na adres Fundacji.

Państwa dane są i będą przetwarzane w celu wysyłki newslettera, na podstawie prawnie uzasadnionego interesu administratora. Uzasadnionymi interesami administratora jest prowadzenie newslettera i informowanie osób zainteresowanych o działaniach Fundacji.

Dane osobowe będą udostępniane do wglądu dostawcom usług IT w zakresie niezbędnym do utrzymania infrastruktury IT.

Państwa dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że wyrażą Państwo sprzeciw wobec przetwarzania danych w wymienionym celu.

Uprzejmie informujemy, iż przysługuje Państwu prawo do żądania od administratora dostępu do danych osobowych, do ich sprostowania, do usunięcia, prawo do ograniczenia przetwarzania, do sprzeciwu na przetwarzanie a także prawo do przenoszenia danych (o ile będzie to technicznie możliwe). Przysługuje Państwu także możliwość skargi do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub do właściwego sądu.

Podanie danych jest niezbędne do subskrypcji newslettera, niepodanie danych uniemożliwi wysyłkę.